10-07. Baxter Mary Lynn - W rytmie serca, harlekinum, Harlequin Gwiazdy Romansu

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mary Lynn Baxter
W rytmie serca
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tego wieczoru podziemny parking wydawał się
jeszcze bardziej ponury i mroczny niż zazwyczaj.
Kasey Ellis zatrzymała się i z ulgą rozpięła żakiet.
Czuła, jak pot spływa jej po plecach, ale też tegoroczny
lipiec był wyjątkowo parny. Rzadko kiedy wychodziła
z biura o tak późnej porze, chociaż jedynym wymier­
nym efektem jej wielogodzinnej pracy był potworny ból
głowy. Uznała, że z powodu złego samopoczucia
popada w lekką paranoję. Cóż, podziemny garaż
wyglądał jak zawsze. Po prostu była przeczulona.
Pokręciła głową i ruszyła do swojej toyoty. Kiedy
włożyła klucz do zamka, usłyszała niepokojący dźwięk.
Cichy trzask, bardzo podobny do wystrzału.
Co za bzdura, zmitygowała się. Nadmiar pracy i upał
doprowadzą mnie kiedyś do obłędu, pomyślała. Mimo
to na chwilę zamarła w bezruchu, uważnie nasłuchując.
Ponownie usłyszała ten dźwięk. Odwróciła się powoli.
Widziała całą scenę jasno i wyraźnie, ale i tak miała
wrażenie, że śni.
6
. W rytmie serca
Stojący w cieniu mężczyzna celował z pistoletu do
jakiejś kobiety. Przerażona, oniemiała ze zgrozy Ka-
sey bezsilnie patrzyła, jak napastnik oddaje strzał.
Trafiona kobieta padła bezwładnie na cementową
podłogę, zupełnie jak marionetka porzucona przez
znudzonego lalkarza.
Kasey wiedziała, że powinna jakoś zareagować, coś
zrobić, tymczasem stała jak zamurowana. Po chwili
usłyszała kolejny dziwny dźwięk. Uświadomienie
sobie, że wydobywa się z jej gardła, zajęło jej trochę
czasu. Wraz z nasilającym się atakiem histerii, jej
krzyk stawał się coraz głośniejszy.
Zamknęła oczy w płonnej nadziei, że zaraz przebu­
dzi się z tego koszmaru, lecz kiedy uniosła powieki,
martwe ciało wciąż leżało na cementowej podłodze.
Napastnik zniknął.
- Na litość boską, zrób coś! - krzyknęła Kasey
bezgłośnie. Próbowała rozproszyć mgłę, która spowi­
jała jej umysł, lecz bezskutecznie.
Jakimś cudem udało jej się jednak zmusić oporne
mięśnie do ruchu. O wiele później doszła do wniosku,
że było to wyłącznie zasługą potężnego zastrzyku
adrenaliny. Tylko dlatego podbiegła do ofiary i uklęk­
ła obok.
- Och mój Boże! - krzyknęła.
Zrobiło jej się niedobrze. Myśli zaczęły pędzić jak
oszalałe. Uniosła głowę i zaczerpnęła kilka głębokich,
uspokajających oddechów. Modliła się, by to wszystko
okazało się tylko snem, jednak kiedy ponownie spoj­
rzała w dół, ujrzała ten sam przerażający obraz. Jej
wspólniczka, Shirley Parker, leżała na cementowej
Mary Lynn Baxter
7
podłodze. Martwa. Kasey wyraźnie poczuła przy­
prawiający o mdłości zapach krwi.
Znowu poczuła się słabo, ale kilkoma oddechami
udało jej się uspokoić żołądek. Nie dotykając Shirley,
pobiegła po komórkę i zadzwoniła pod 911.
- Pośpieszcie się, bardzo proszę - mamrotała
niewyraźnie.
Na posterunku policji było bardzo zimno, a może to
szok sprawił, że Kasey cały czas szczękała zębami. Ze
wszystkich sił próbowała się opanować, ale nie była
w stanie. Miała wrażenie, że jej świat rozpadł się jak
bańka mydlana.
- Może przynieść pani filiżankę gorącej kawy?
A niby skąd wziąłby inną? - pomyślała półprzy­
tomnie, czując, że zbliża się kolejny napad histerii.
Kurczowo zacisnęła dłonie. Przeczuwała, że za chwilę
kompletnie się rozklei.
Już nigdy nie zapomni bezładnego, skrwawionego
ciała Shirley.
Ponownie wstrząsnął nią dreszcz. Gdy czekała
w garażu na przyjazd policji, usiadła przy przyjaciółce.
Kosztowało ją to dużo wysiłku, bo najchętniej wsko­
czyłaby w samochód, pojechała prosto do domu,
pozamykała drzwi na wszystkie zamki i schowała się
pod kołdrę. Może nawet udałoby się jej wmówić sobie,
że padła ofiarą przywidzenia. Nie potrafiła powie­
dzieć, dlaczego stamtąd nie uciekła. Być może nie
chciała zostawiać Shirley, poza tym zawsze uważała,
że należy postępować właściwie. Policja już była
w drodze, a ona była jedynym świadkiem zbrodni.
8
W rytmie serca
Zastanawiała się, czy zabójca wróci, choć nie miała
pewności, czy w ogóle ją zauważył.
A jeżeli tak?
- Proszę to wypić, na pewno poczuje się pani
lepiej.
Kasey skinieniem głowy podziękowała detektywo­
wi Richardowi Gallainowi. Choć nadal była w głębo­
kim szoku, policjant przyciągał jej wzrok. Z wyglądu
przypominał buldoga. Miał niemal okrągłe oczy, bar­
dzo wydatne usta, potężną szczękę. Nie był przystojny,
ale emanowały z niego pewność siebie i siła. Zresztą
nie trzeba być przystojniakiem, by wsadzać bandytów
za kratki. Wystarczy upór i inteligencja.
Gdy przyjechał do podziemnego garażu, natych­
miast zajął się Kasey. Zapytał o jej samopoczucie,
a potem poprosił, by dokładnie opowiedziała, co się
stało. Ze zdziwieniem stwierdziła, że jest w stanie
podać mu bardzo dokładny opis zdarzenia.
Gdy przyjechali technicy, Gallain zaproponował,
by zakończyli przesłuchanie na posterunku.
W oczekiwaniu na rozmowę, Kasey popijała kawę,
która jednak nie wywarła tym razem zbawiennego
wpływu na jej roztrzęsione nerwy. Co więcej, kofeina
podrażniła jej żołądek, który zaczął się buntować.
Kasey z rezygnacją pokręciła głową, odstawiła kubek
i mocno zacisnęła dłonie.
- Proszę się uspokoić, pani Ellis. Już nic pani nie
grozi. Jesteśmy tu po to, by pani pomóc.
Tubalny glos Gallaina współgrał z jego potężną
sylwetką. Mówił spokojnym tonem, ale z wyraźną
nutką zniecierpliwienia. Pewnie nie może się do-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl