10. Rafferty Carin - Uciec od przeszłości, Książki - Literatura piękna, Bonia, Harlequin Temptation

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CARIN RAFFERTY
UCIEC OD PRZESZŁOŚCI
ROZDZIAŁ
1
DORIA SINCLAIR. To imię i nazwisko Matt Cutter
pamiętał z wczesnej młodości; sądził wtedy - nie, miał
nadzieję - że już nigdy więcej go nie usłyszy. Opadł na
oparcie fotela i zmarszczywszy brwi obrzucił swego sekre­
tarza, Ulessa Griffitha, zdziwionym spojrzeniem. Musiał
się przesłyszeć.
- Mówisz, że w holu czeka Doria Sinclair?
Uless skinął głową i szybkim ruchem włożył do ust
gumę - nieustanne żucie gumy działało Mattowi na nerwy,
ale starał się nie zwracać uwagi na ten okropny zwyczaj.
Uless był jednym z jego podopiecznych ze slumsów. W ze­
szłym tygodniu założyli się o pięćset dolarów, który z nich
pierwszy rzuci palenie. Do tej pory Mattowi nie udało się
wytrzymać bez papierosów dłużej niż miesiąc i wiedział,
że przegra. Miał jednak nadzieję, że zanim to nastąpi,
Ulessowi uda się wyjść z nałogu.
- Powiedziałem tej damie, że nie przyjmujesz osób nie
umówionych wcześniej, ale twierdzi, że jesteście starymi
przyjaciółmi.
- Wygląda na to, że ma rację. - Matt zaśmiał się niewe­
soło. - Czego chce?
Uless wzruszył beznamiętnie ramionami.
- Powiedziała, że to sprawa osobista.
- No jasne. - Matt przekręcił fotel tyłem do biurka
i wyjrzał przez okno. Roztaczał się stąd żałosny widok na
zaśmieconą alejkę na tyłach budynku. A jednak widok ten
wydawał się w obecnej sytuacji jak najbardziej odpowied­
ni. Kiedy ostatnim razem widział Dorię, uciekała właśnie
w taką alejkę, zostawiając go na pastwę losu.
Na wspomnienie o tym poczuł, jak wzbiera w nim daw­
ny gniew i nieświadomie zacisnął dłonie w pięści. Kiedy
rozważał wszystko na spokojnie, nie winił Dorii za ten
postępek, gdy jednak dochodziły do głosu emocje, nie
mógł jej wybaczyć.
Co ją tu sprowadza? Czego może chcieć po tylu latach?
Gdyby miał chociaż odrobinę zdrowego rozsądku, osobi­
ście wyrzuciłby ją za drzwi, ale zwyciężyła ciekawość.
Jeśli to naprawdę Doria, powinien się z nią zobaczyć; naj­
pierw jednak musi ochłonąć.
Obrócił się przodem do biurka.
- Daj mi dziesięć minut, a potem ją przyślij. Aha, i miej
oko na wszystko, co przedstawia jakąkolwiek wartość,
szczególnie, jeśli łatwo to wynieść. Moja stara przyjaciółka
nie cieszy się najlepszą opinią i w jednej chwili może obro­
bić każdego.
Uless obrzucił szefa zdziwionym spojrzeniem. Nie docze­
kawszy się jednak szczegółów, wyszedł. Ledwo zamknęły się
drzwi, Matt wyjął ukradkiem z górnej szuflady garść łuska­
nych ziaren słonecznika i szybkim ruchem wrzucił je do ust
Jego sekretarz zastąpił nałóg palenia gumą do żucia, on zaś
pochłaniał potajemnie pestki słonecznika.
Właściwie nie bardzo rozumiał, dlaczego krył się z tym
nowym przyzwyczajeniem przed Ulessem. Może dlatego,
że świadczyło o słabości charakteru, a to z kolei o braku
dostatecznej kontroli nad sobą. A przecież szczycił się
swym opanowaniem. Dopóki jest panem siebie, dopóty
Dorie Sinclair tego świata nie zdołają zaleźć mu za skórę.
Niestety, w przypadku Dorii nie był o tym do końca
przekonany. Nagle rozpaczliwie zapragnął papierosa.
Doria przyglądała się czarno-białemu abstrakcyjnemu
malowidłu, które wisiało w holu. Przypominało plamy tu­
szu używane w teście Rorschacha. Śmieszne, ale spodzie­
wała się po swoim przyjacielu lepszego gustu. Co prawda,
ostatnim razem, kiedy go widziała, miał zaledwie szesna­
ście lat i odznaczał się szczególnymi upodobaniami; gusto­
wał wtedy w podobiznach długonogich piękności, szcze­
gólnie tych z
Playboya.
W miarę dalszych oględzin obrazu umocniła się w prze­
konaniu, że płótno rzeczywiście przypomina test Rorscha­
cha. I jak na ironię jest jak najbardziej a propos tej dziwa­
cznej sytuacji. Któż by uwierzył, że dwoje dzieciaków ze
slumsów Los Angeles spotka się po latach jako dyplomo­
wany księgowy i agentka skarbowa.
Kiedy wczoraj otrzymała od szefa teczkę przedsiębior­
stwa Halliford z poleceniem przeprowadzenia kontroli
ksiąg w biurze księgowego, przyjęła to bez zdziwienia.
Księgowi na polecenie swoich klientów często nadzorowa­
li pracę agentów skarbowych. Okazało się jednak, że księ­
gowym Hallifordu jest Matthew P. Cutter. Wydawało jej się
niemożliwe, żeby był nim dawny przyjaciel Matt. A jed­
nak. Małe dyskretne śledztwo potwierdziło najgorsze prze­
czucia.
Na myśl, że będzie miała do czynienia ze swym daw­
nym przyjacielem, wpadła w panikę. Być może Matt wciąż
jeszcze żywi do niej urazę i odmówi współpracy. Wyobra­
żała sobie, jak by zareagował jej szef, gdyby się dowie­
dział, że mając czternaście lat ukradła samochód i pozwo­
liła, żeby winą za to obarczono jej kolegę. Jeżeli Matt
będzie robił jakieś trudności - a instynkt podpowiadał jej,
że będzie - musi się o tym zawczasu przekonać i obmyślić
strategię działania. Matt doskonale zna jej przeszłość.
W ciągu kilku minut może nie tylko wystawić na szwank
jej dobre imię, którym cieszy się w swoim środowisku i na
które pracowała ciężko przez dziesięć lat, lecz także posta­
wić pod znakiem zapytania całą dalszą karierę zawodową.
Zdecydowanie nie może do tego dopuścić. Rozejrzała się
po pomieszczeniu, próbując wyobrazić sobie, jaki jest teraz
Matt. Współpracownicy twierdzili, że należy on do najbar­
dziej wziętych księgowych w Los Angeles. Mimo to jego
biuro mieściło się w okolicy niewiele różniącej się od slum­
sów, w których spędzili dzieciństwo.
Zważywszy na astronomiczne czynsze w Los Angeles
takie położenie biura byłoby do przyjęcia, gdyby rekom­
pensował je wystrój wnętrza. Ale tu nowe sprzęty mieszały
się ze starociami. Sofa, na której siedziała, obita była ele­
ganckim bordowym aksamitem, lecz stojący obok odrapa­
ny dębowy stolik do kawy wyglądał jak z zapasów Armii
Zbawienia. Na biurku sekretarza stał komputer najnowszej
generacji. Biurko, zresztą solidne, z szarego metalu, bardzo
przypominało to, przy którym sama pracowała; Matt na
pewno kupił je na rządowej aukcji. Za biurkiem znajdowa­
ło się sześć szarych, metalowych szafek na dokumenty -
najwyraźniej też z zapasów rządowych. Były tak zniszczo­
ne, że cud, iż w ogóle się zamykały. Całkowicie kontrasto­
wał z nimi dywan - o grubym, jedwabistym włosie; wyglą­
dał tak kusząco, że miała ochotę zrzucić buty i zanurzyć
w nim stopy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl