10.Teoria, Stephenie Meyer, Midnight Sun
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział 10.
Teoria
- Czy mogę ci zadać jeszcze tylko jedno pytanie? - spytała
błagalnie, zamiast spełnić moją prośbę.
Znajdowałem się na krawędzi, bardzo niespokojny. A mimo to,
jakŜe kuszące było przeciąganie tych chwil. Chciałem czuć Bellę obok,
chętną, jeszcze przez parę sekund dłuŜej. Westchnąłem niezdecydowany,
a potem powiedziałem:
- Tylko jedno.
- Hm... - zawahała się, które z pytań wybrać - Mówiłeś, Ŝe
wiedziałeś, Ŝe nie weszłam do księgarni a potem poszłam na południe.
Jak to odgadłeś?
Zapatrzyłem się w przednią szybę. To juŜ kolejne pytanie, które nie
ujawniało Ŝadnego z jej domysłów, a wiele mówiło o mnie.
- Myślałam, Ŝe juŜ nic przed sobą nie ukrywamy. - wytknęła mi
zawiedzionym tonem.
CóŜ za ironia. Sama robiła bezustanne uniki, choć nawet się o to
nie starała.
Chciała, Ŝebym mówił otwarcie. Czułem, Ŝe ta rozmowa nie
doprowadzi do niczego dobrego.
- Dobrze, juŜ dobrze. Zwęszyłem twój trop.
Chciałem spojrzeć na jej twarz, ale bałem sie tego, co mógłbym
dostrzec. W zamian za to słuchałem więc jak jej oddech przyspiesza i się
uspokaja. Po chwili się odezwała, a jej głos był bardziej opanowany, niŜ
się spodziewałem.
- Nie odpowiedziałeś na jedno z moich pierwszych pytań -
powiedziała.
Zerknąłem na nią, marszcząc czoło. Wyraźnie grała na zwłokę.
- Jak to działa? Jaki jest mechanizm tego czytania w myślach? -
Ponowiła pytanie z restauracji - Potrafisz prześwietlić kaŜdego,
niezaleŜnie od tego, gdzie jest? Jak to robisz? Czy reszta twojej
rodziny...? - Przerwała znowu się rumieniąc.
- To więcej niŜ jedno - zauwaŜyłem.
Tylko na mnie patrzyła, czekając na odpowiedzi. Większości sama
się domyśliła, a temat i tak był łatwiejszy niŜ ten, który majaczył się na
horyzoncie.
- Prócz mnie nikt z rodziny tego nie potrafi. Nie usłyszę teŜ
kaŜdego niezaleŜnie od jego oddalenia. Muszę znajdować się dość
blisko. Im lepiej dany „głos” znam, tym mi łatwiej. Mimo to
maksymalna odległość to zaledwie parę mil. - Próbowałem wymyślić
sposób, w jaki mógłbym to wyjaśnić. Analogię, do której mógłbym się
odnieść. - MoŜna by to przyrównać do przebywania w wielkiej,
wypełnionej ludźmi sali. Słyszy się szmer setek rozmów, lecz kaŜdej z
nich z osobna się nie śledzi. Dopiero gdy się skupić na jednej, jej sens
staje się jasny. Najczęściej po prostu się wyłączam, za duŜo bodźców.
Łatwiej teŜ wtedy udawać „normalnego". - zachmurzyłem się - Inaczej
nawiązywałbym do myśli rozmówcy zamiast do jego wypowiedzi.
- Jak sądzisz, dlaczego mnie nie słyszysz?
Znów uŜyłem analogii, Ŝeby przekazać jej prawdę.
- Nie wiem. - przyznałem - Jedynym wytłumaczeniem, na które
wpadłem, jest to, Ŝe twój umysł funkcjonuje inaczej niŜ umysły innych
ludzi. MoŜna by rzec, Ŝe nadajesz na falach krótkich, a ja odbieram tylko
UKF.
Wiedziałem, Ŝe porównanie nie przypadnie jej do gustu.
Uśmiechnąłem się przewidując jej reakcję. Nie zawiodła mnie.
- Mój mózg nie pracuje normalnie? - podniosła głos, zmartwiona -
Jestem walnięta?
Ach, znów ta ironia.
- Ja tu słyszę w głowie głosy, a ty się przejmujesz, Ŝe jesteś
wariatką.
Roześmiałem się. Tak dobrze radziła sobie z interpretowaniem
małych rzeczy, a naprawdę istotne pojmowała na opak. Te jej błędne
instynkty...
Bella zagryzła usta, a zmarszczka między jej oczami pogłębiła się.
- Nie martw się, to tylko teoria - zapewniłem ją. A do omówienia
pozostała jeszcze powaŜniejsza hipoteza. Wydawało mi się, Ŝe czas
spędzany z Bellą został mi tylko poŜyczony i z kaŜdą kolejną sekundą
upływa coraz szybciej.
- Właśnie, a co z twoją teorią? - zapytałem rozdarty pomiędzy
dwoma odczuciami: niechęcią i zaniepokojeniem.
Westchnęła, nadal zagryzając wargi. Bałem się, Ŝe się zrani.
Spojrzała mi w oczy z zakłopotanym wyrazem twarzy.
- Myślałem, Ŝe juŜ nic przed sobą nie ukrywamy - dodałem cicho.
Opuściła wzrok, rozwiązując jakiś wewnętrzny dylemat.
Niespodziewanie zesztywniała i otworzyła szeroko oczy. Pierwszy raz
obleciał ją strach.
- Matko Boska! - wydusiła.
Spanikowałem. Co zobaczyła? Czym ją wystraszyłem?
- Natychmiast zwolnij! - zawołała.
- Coś nie tak? - nie rozumiałem przyczyny jej przeraŜenia.
- Jedziesz sto sześćdziesiąt na godzinę! - zaczęła na mnie krzyczeć.
Rzuciła szybkie spojrzenie za okno i wzdrygnęła się na widok
uciekających konturów drzew.
Taka drobnostka, jak trochę szybsza jazda, a ona juŜ krzyczy ze
strachu? Wywróciłem oczami.
- Spokojnie.
- Chcesz nas zabić? - zapytała spiętym, wysokim głosem.
- Wierz mi, nic nam nie grozi. - obiecałem.
Odetchnęła płytko, a potem zapytała trochę spokojniej:
- Dokąd ci się tak spieszy?
- Zawsze tak jeŜdŜę.
Napotkałem jej spojrzenie, rozbawiony tym, Ŝe była tak
wstrząśnięta.
- Patrz na jezdnię! - wykrzyczała.
- Nigdy nie spowodowałem wypadku, Bello. Ba, nawet nie
dostałem mandatu. - wyszczerzyłem zęby i dotknąłem czoła. To było
jeszcze zabawniejsze. Sam fakt, Ŝe byłem w stanie robić sobie Ŝarty z
moich dziwacznych, tajemniczych cech, ocierał się o absurd.- Mam tu
wbudowany wykrywacz radarów.
- Ha, ha, ha - rzuciła głosem bardziej przeraŜonym, niŜ
sarkastycznym.
- Pamiętaj, Ŝe Charlie jest gliniarzem. Zostałam wychowana w
poszanowaniu dla prawa. Poza tym, jeśli zmienisz ten wóz w owinięty
wokół drzewa precel, pewnie po prostu otrzepiesz się i pójdziesz do
domu.
- Pewnie tak - przyznałem i zaśmiałem się nieszczerze. Tak, z
wypadku samochodowego oboje wyszlibyśmy w zupełnie innym stanie.
Nic dziwnego Ŝe się bała mimo moich umiejętności. - Ale ty nie.
Z westchnieniem pozwoliłem, by samochód stracił swój pęd.
- Zadowolona?
Zerknęła na szybkościomierz.
- Prawie.
Nadal było dla niej za szybko?
- Nie cierpię się tak wlec - wymamrotałem, ale pozwoliłem opaść
wskazówce do następnej kreski.
- To jest dla ciebie wleczenie?
- Skończmy juŜ temat mojego stylu jazdy - powiedziałem
niecierpliwie. Ile razy uniknęła juŜ odpowiedzi na moje pytanie? Trzy?
Cztery? Czy jej przypuszczenia były aŜ tak potworne? Musiałem
natychmiast się tego dowiedzieć. - Nadal czekam, aŜ zdradzisz mi swoją
najnowszą teorię.
Znowu zagryzła wargi i przybrała smutny, niemal bolesny wyraz
twarzy.
Opanowałem niecierpliwość i złagodziłem ton głosu. Nie chciałem,
Ŝeby była przygnębiona.
- Nie będę się śmiać - obiecałem, mając nadzieję, Ŝe jedynie
zakłopotanie powstrzymuje ją przed mówieniem.
- Boję się raczej, Ŝe się rozgniewasz - wyszeptała.
Zmusiłem swój głos, aby brzmiał równo.
- AŜ tak źle?
- Obawiam się, Ŝe tak.
Wbiła wzrok w podłogę, unikając mojego spojrzenia. Upływały
sekundy.
- Do dzieła - zachęciłem.
- Nie wiem, od czego zacząć - powiedziała cienkim głosem.
- MoŜe od samego początku? - pamiętałem jej słowa sprzed kolacji
- Wspominałaś, Ŝe nie wpadłaś na to sama.
Potwierdziła, po czym znów umilkła.
Zastanowiłem się nad rzeczami, które mogły stanowić inspirację.
- Co ci pomogło? Film? KsiąŜka?
Kiedy byłem u niej w domu, powinienem przejrzeć jej zbiory. Nie
miałem pojęcia, czy wśród zniszczonych, broszurowych wydań był
Bram Stocker albo Anna Rice...
- Nie. Stało się to w sobotę, kiedy byłam nad morzem.
Tego się nie spodziewałem. Jak dotąd lokalne plotki o naszej
rodzinie nie były nigdy ani szczególnie dziwaczne, ani zbyt precyzyjne.
O jakiej nowej pogłosce nie słyszałem? Bella podniosła wzrok, który
wbijała dotąd w swe dłonie, i natrafiła na moje zdziwione spojrzenie.
- Spotkałam przypadkiem kolegę z dzieciństwa, Jacoba Blacka -
ciągnęła - Nasi ojcowie przyjaźnią się od lat.
Jacob Black - imię nie było znajome, ale jednak z czymś mi się
kojarzyło... dawno, bardzo dawno... zagapiłem się w szybę i zacząłem
przeszukiwać wspomnienia, usiłując wyłapać związek.
- Ojciec Jacoba jest członkiem starszyzny Ouileutów. - dodała.
Jacob Black
. Ephraim Black
. Jego potomek, bez wątpienia.
Było tak źle, jak tylko mogło.
Znała prawdę.
W czasie gdy auto pokonywało ciemne łuki na drodze, mój umysł
rozwaŜał wszystkie moŜliwe konsekwencje jej wiedzy, a ciało skostniało
w udręce – nieruchome, z wyjątkiem paru automatycznych czynności
związanych z prowadzeniem samochodu.
Znała prawdę.
Ale... jeśli odkryła prawdę w sobotę... wobec tego wiedziała
wszystko przez cały wieczór... a mimo to...
-Poszliśmy na spacer... - ciągnęła - Opowiadał mi róŜne miejscowe
legendy - chyba chciał mnie nastraszyć. Jedna z nich była o...
Tu przerwała, ale nie było sensu okazywać teraz niepewności:
wiedziałem, co chciała powiedzieć. Jedyną nierozwiązaną tajemnicą
było to, dlaczego tu ze mną siedziała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]