100. ABY 0018 - Trylogia Koreliańska 1 - Zasadzka na Korelii, -=-Star Wars-=-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Roger MacBride Allen
Trylogia Korelia
ń
ska I - Zasadzka na Korelii
2
TRYLOGIA KORELIA
Ń
SKA I
Zasadzka na Korelii
ROGER MacBRIDE ALLEN
PrzekĀad
ANDRZEJ SYRZYCKI
3
Roger MacBride Allen
Trylogia Korelia
ń
ska I - Zasadzka na Korelii
4
Tytuł oryginału
AMBUSH AT CORELIA
Redakcja stylistyczna
WANDA MONASTYRSKA
Redakcja techniczna
ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta
PAWEŁ STASZCZAK
Ilustracja na okładce
DREW STRUZAN
Opracowanie graficzne okładki
WYDAWNICTWO AMBER
Skład
WYDAWNICTWO AMBER
Informacje o nowościach i pozostałych ksiąŜkach Wydawnictwa AMBER oraz
moŜliwość zamówienia moŜecie Państwo znaleźć na stronie Internetu
Copyright © & TM 1995 by Lucasfilm, Ltd
Ali rights reserved. Used under authorization.
Published originally under the title
Ambush at Corellia by Bantam Books
Kathei i Taylorowi,
którzy wyruszyli na spotkanie z własn
ą
przygod
ą
5
Roger MacBride Allen
Trylogia Korelia
ń
ska I - Zasadzka na Korelii
6
O D A U T O R A
R O Z D Z I A Ł
1
Chciałbym podziękować Betsy Mitchell za to, Ŝe pomyślała o mnie podczas
planowania tego przedsięwzięcia, a Tomowi Dupree za to, iŜ cały czas pomagał mi i
wspierał mnie na duchu. Składam równieŜ podziękowania wszystkim ludziom dobrej
woli z „Lucasfilm”, a zwłaszcza Sue Rostoni, która przekazała mi mnóstwo cennych
informacji. Chciałbym teŜ podziękować innym Autorom powieści z cyklu
Gwiezdne
Wojny
, a w szczególności: Kevinowi Andersonowi, Kathy Tyers, Dave’owi
Wolvertonowi, Vondzie McIntyre i Timowi Zahnowi za to, Ŝe udzielili mi wielu
mądrych rad i pozwolili skorzystać z jednej czy nawet kilku wymyślonych przez siebie
postaci. Pełne wdzięczności kiwnięcie głowy kieruję takŜe pod adresem Heather
McConnell, której sugestie pomogły mi wymyślić robota QiunineEkstoo.
Spośród osób bliskich sercu chcę podziękować Ŝonie, Eleanore Maury Fox, za
cierpliwie przepisywanie ogromnych ilości tekstu, i to podczas wiosny i lata
obfitujących w wiele wydarzeń (jednym z nich, mającym miejsce w czasie przerwy
między podróŜami od jednej do drugiej miejscowości, których listę zamieszczam
poniŜej, był nasz ślub). Liczne uwagi, poczynione przez nią na marginesach rękopisu,
w znacznym stopniu przyczyniły się do poprawy jakości tej ksiąŜki. Pragnąłbym
podziękować takŜe innym osobom, które darzę głębokim uczuciem, a zwłaszcza
rodzicom, Tomowi i Scottie Allenom, oraz świeŜo upieczonym teściom: Davidowi
Foxowi i Elisabeth Maury za niewiarygodną hojność i tolerancję, daleko wykraczającą
poza wszelkie granice.
Gwoli ścisłości: niniejsza ksiązka została napisana między pierwszym kwietnia a
dwudziestym września tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku, a
powstała w miejscowościach, uszeregowanych mniej więcej w chronologicznej
kolejności: w Lizbonie (Portugalia), w pociągu z Lizbony do Coimbry, w samolocie z
Lizbony do Londynu, w Londynie, w londyńskim metrze, w samolocie z Waszyngtonu
do Londynu, w samolocie z Londynu do Waszyngtonu, w Nowym Jorku (Waszyngton
DC), W Tyson’s Corner (Wirginia), w Arlington (Wirginia), w Bethesda (Maryland). w
Border’s Bookshop w McLean (Wirginia), we Fresno (Kalifornia), w Ashland
(Oregon), w Winnipeg (Kanada), w National Foreign Affairs Training Center w
Arlington (Wirginia) oraz w Charlottesville (Wirginia).
Jak mówią słowa piosenki: „Co to była za długa, dziwna podróŜ”.
UJAWNIONE TAJEMNICE
- No, dobra, Chewie. spróbuj teraz.
Han Solo wsunął komunikator z powrotem do kieszeni i z wyrazem niepokoju na
twarzy cofnął się o kilka kroków od „Sokoła Millenium”. Tym razem powinno się
udać. Tak samo uwaŜali jednak poprzednio, podobnie zresztą jak i wcześniej. Z
miejsca, gdzie stał, mógł zajrzeć przez dziobowy iluminator do wnętrza frachtowca,
dzięki czemu widział, Ŝe i Chewbacca nie okazuje pewności siebie. Nagle dostrzegł, iŜ
Wookie sięga do urządzenia sterującego repulsorów. Uświadomił sobie, Ŝe wstrzymuje
oddech, i siłą woli zmusił się do wypuszczenia powietrza.
„Sokół Millenium” zadrŜał niespokojnie, a potem majestatycznie uniósł się w
powietrze. Chewie pozwolił mu się wznosić, ale kiedy łapy ładownicze znalazły się na
poziomie oczu jego przyjaciela, przestał zwiększać dopływ mocy do repulsorów.
Han wyciągnął komunikator i pstryknął przełącznikiem, po czym zbliŜył
urządzenie do twarzy.
- Bardzo dobrze powiedział. - Doskonale. A teraz włącz generator pola
ochronnego.
Powietrze wokół kadłuba statku zadrŜało, zamigotało i zalśniło, ale po chwili
wszystko wróciło do poprzedniego stanu.
Han cofnął się jeszcze kilka kroków. Nie chciał przebywać tak blisko, kiedy
Chewbacca wyłączy silniki napędu antygrawitacyjnego.
- W porządku, Chewie - oznajmił. A teraz… wyłącz repulsory!
Dysze antygrawitorów przestały jarzyć się pełnym blaskiem i „Sokół”
natychmiast opadł… ale znieruchomiał w powietrzu, kiedy łapy ładownicze znalazły
się na wysokości bioder Hana. Tu i ówdzie pod kadłubem frachtowca pojawiały się
pojedyncze iskry, a powietrze drŜało na znak, Ŝe pole energetyczne przemieszcza się na
skutek zwiększonego obciąŜenia.
- Dobrze - powtórzył Han. - Bardzo dobrze.
Roger MacBride Allen
wrzesie
ń
1994 r.
Arlington (Wirginia)
7
Roger MacBride Allen
Trylogia Korelia
ń
ska I - Zasadzka na Korelii
8
nie darzył „Sokoła” tak głębokim uczuciem jak jego przyjaciel, a Han dobrze wiedział,
Ŝe wcześniej czy później i tak będzie musiał oddać staruszka do składnicy złomu - albo,
co bardziej prawdopodobne, do muzeum. Miał pewne trudności z oswojeniem się z ta,
myślą, ale doskonale wiedział, ile galaktycznych szlaków przemierzył jego wierny
„Sokół”.
Teraz jednak musiał zrobić coś, Ŝeby Chewbacca się uspokoił albo zrezygnował z
regulacji urządzeń wytwarzających pole ochronne. A najlepiej i jedno, i drugie.
- Jutro powtórzył. - Wrócimy do tego jutro. Na razie pomyślmy o czymś innym,
zgoda? Zapewne Leia nie moŜe się doczekać, kiedy przyjdziemy na kolację.
Wyglądało na to, Ŝe wzmianka o posiłku - jak przewidywał Han natychmiast
poprawiła humor Chewhacci. Dbanie o dobre samopoczucie Wookiego zajmowało
mnóstwo czasu i wymagało nieustannej uwagi. Od czasu do czasu Han zastanawiał się,
ile wysiłku wkłada Chewie w to, Ŝeby równie dobrym samopoczuciem mógł się cieszyć
jego przyjaciel Doszedł jednak do wniosku, Ŝe moŜe zastanowić się nad tym kiedy
indziej. Uznał, iŜ najwyŜsza pora zakończyć pracę.
Zdumiewające, jak zmieniły się czasy, a raczej jak czas zmienił jego Ŝycie. Po
tych wszystkich alarmach, jakie przeŜył, i bitwach, w których uczestniczył, po
odniesionych zwycięstwach i ryzykownych wyczynach, wszystko sprowadziło się do
tego, Ŝe oto powracał do domu, Ŝeby zjeść kolację. Jestem teraz męŜem i ojcem,
pomyślał, wciąŜ nie mogąc się nadziwić, jak do tego doszło. A juŜ najbardziej dziwiło
go, Ŝe bardzo mu się to podobało.
Uniósł głowę i popatrzył na wieczorne niebo, na którym ukazywały się - widoczne
ponad wieŜowcami Coruscant - pierwsze gwiazdy. IleŜ to czasu upłynęło? Osiemnaście
lat? Osiemnaście lat, odkąd zgodził się przetransportować z Tatooine na Alderaan
dwóch pasaŜerów: zwariowanego starca nazywającego się Ben Kenobi i chłopaka, na
którego wołano Luke Skywalker. Tamta wyprawa na zawsze zmieniła jego Ŝycie a
jeŜeli ktoś chciał myśleć o naprawdę powaŜnych sprawach, zmieniła bieg historii całej
galaktyki.
Dziewięć lat upłynęło od zwycięstwa nad wielkim admirałem Thrawnem i
Ciemnym Mistrzem Jedi. Tyle samo minęło takŜe od narodzin bliźniąt. Jacena i Jainy, i
trochę ponad siedem od przyjścia na świat małego Anakina.
- Czy mam przyjemność z kapitanem Solo?
Głos, który wyrwał Hana z zadumy, naleŜał niewątpliwie do kobiety. Dobiegał
zza pleców i miał niskie, gardłowe brzmienie. Han nigdy go nie słyszał, ale uświadomił
sobie, Ŝe zwiastuje jakieś zagroŜenie. Brzmiał odrobinę zbyt cicho, zbyt spokojnie i
zbyt chłodno.
- Ta-a - odpowiedział, odwracając się w stronę rozmówczyni. - Nazywam się
PoniewaŜ nie miał pod ręką turbolasera, Ŝeby strzelić do statku z najmniejszej
moŜliwej odległości, musiał uznać tę próbę za najlepszy test wytrzymałości ochronnych
pól siłowych, na jaki mógł sobie pozwolić w tych warunkach. Doszedł do wniosku, Ŝe
jeŜeli pola wytrzymują cięŜar statku, z pewnością powinny...
Nagle pod drugą łapą ładowniczą pojawiły się w powietrzu snopy iskier
- Chewie! Włącz repulsory! - krzyknął Han, przeczuwając, co zaraz nastąpi. - Za
chwilę...
Pojawił się oślepiający błysk i tylna część siłowego pola zanikła. Rufowe łapy
uderzyły o platformę ładowniczą z takim hukiem, Ŝe Han runął jak długi. Dziób statku
nadal unosił się w powietrzu, wskutek czego rufa odbiła się od płyty i uniosła, chociaŜ
nic tak wysoko jak poprzednio.
Kiedy znalazła się w najwyŜszym punkcie i miała zacząć znów opadać, zanikła
takŜe przednia część pola ochronnego. W tej samej chwili obudziły się do Ŝycia
repulsory dziobowe. Rufowe poszły w ich ślady ułamek sekundy później, ale moŜna
było się zorientować, Ŝe pracują nierówno. Z pewnością takie silne uderzenie o twardą
płytę nic wyszło na dobre zwojnicom rufowych antygrawitorów. Mimo to Chewie
doskonale wybrał moment włączenia silników. Han widywał, jak siatki lądowały na
grzbiecie, kiedy niedoświadczeni piloci usiłowali poradzić sobie z zanikiem poduszki
pola energetycznego.
Stopniowo zmniejszając dopływ energii do repulsorów, Chewie łagodnie osadził
frachtowiec na platformie ładowniczej, po czym całkowicie wyłączył zasilanie. Kilka
chwil później opuścił rampę i zaczął schodzić. Najwyraźniej takŜe nie był
uszczęśliwiony, Ŝe próby zakończyły się niepowodzeniem. Nagle głośno zaryczał, a
potem odwrócił się i ruszył w górę rampy. Po kilku sekundach ponownie ukazał się w
otworze włazu. Tym razem niósł zestaw do regulacji emiterów pola.
Sytuacja wyglądała niewesoło. Po tylu latach spędzonych w towarzystwie
Chewbacci Han dobrze wiedział, Ŝe nie powinien pozwalać, aby sfrustrowany Wookie
wyładowywał złość na naprawianiu jakiegokolwiek urządzenia. Istniało
prawdopodobieństwo, Ŝe usiłując dostroić generator pola ochronnego, mógłby wyrwać
go razem z obudową.
- Wiesz co, Chewie, to chyba nie jest najlepszy pomysł - odezwał się z naciskiem
w głosie. Zostawmy wszystko tak, jak jest. Zajmiemy się tym jutro.
Chewbacca zaryczał i rzucił pojemnik z narzędziami na płytę lądowiska.
- Wiem, wiem - odparł Han. - Zajmuje nam to więcej czasu niŜ powinno, a ty
masz dosyć regulowania podsystemów, które dostrajaliśmy przed tygodniem. Ale tak
juŜ bywa ze statkami takimi jak „Sokół”. Mają wiele wraŜliwych, wymagających
regulowania urządzeń i podzespołów. Bardzo często działanie jednego wpływa na
funkcjonowanie wszystkich innych. JeŜeli dostroisz jeden, reagują pozostałe. Jedynym
sposobem, Ŝeby nie przechodzić przez to wszystko, byłoby przekazanie statku na złom i
rozejrzenie się za czymś nowym... a chyba nie chcesz oddać „Sokoła” na złom,
prawda?
Chewie odwrócił się i spojrzał na frachtowiec z błyskiem w oczach, który
uświadomił Hanowi, Ŝe powinien rozsądniej uŜywać argumentów. Rosły Wookie nigdy
Solo.
Z gęstniejących obok wejścia hangaru ciemności wyłoniła się drobna, szczupła,
śniadoskóra kobieta. Miała na sobie granatowy mundur, który mógł być noszony przez
członków załóg jednej z flot Marynarki Nowej Republiki. MoŜliwe jednak, Ŝe nie był.
Han nie potrafiłby powiedzieć, jakie mundury noszą ostatnio marynarze pełniący słuŜbę
na gwiezdnych okrętach.
9
Roger MacBride Allen
Trylogia Korelia
ń
ska I - Zasadzka na Korelii
10
- Kim jesteś? - zapytał, nie przestając się jej przyglądać.
Kobieta podeszła bliŜej, uśmiechając się ciepło. Po chwili Han ujrzał ją całkiem
wyraźnie. Wyglądała młodo - mogła mieć najwyŜej dwadzieścia pięć standardowych
lat. Spojrzenie jej szklistych i odrobinę za szeroko rozstawionych oczu kierowało się
trochę w bok, jakby kobieta miała lekkiego, trudno zauwaŜalnego zeza. Patrzyła prosto
w oczy Hana, ale Solo odnosił dziwne wraŜenie, Ŝe nieznajoma wpatruje się w coś
ponad jego ramieniem... moŜe w pustą przestrzeń, a moŜe w sąsiednią galaktykę.
Czarne jak międzygwiezdne przestworza włosy zaplotła w kunsztowny warkocz, który
zwinęła i spięła na czubku głowy.
Podeszła jeszcze bliŜej - tak lekko i swobodnie, jak gdyby znała go od dziecka i
darzyła nieograniczonym zaufaniem.
- Cieszę się, Ŝe cię widzę - oznajmiła. - MoŜesz mówić do mnie Kalenda.
- W porządku - odparł Solo. - Mogą mówić do ciebie Kalenda. I co z tego?
- Mam dla ciebie pewne zadanie
Dopiero ta ostatnia informacja w prawiła Hana w prawdziwe zdumienie. Zadanie?
JuŜ miał na końcu języka jakąś ciętą. Odpowiedź,
ale w porę sie powstrzyma. PrzecieŜ to nie miało sensu. Wszystko
wskazywało na to, Ŝe kobieta doskonale wie, kim jest jej rozmówca. Nie widział w
tym nic nadzwyczajnego, jako Ŝe on, Leia i Luke byli dobrze znani i sławni chyba w
całej Republice. Gdyby jednak Kalenda naprawdę go znała, nie mogłaby nie wiedzieć,
Ŝe od dawna nie wykonuje zadań zlecanych przez nieznane, przypadkiem napotkane
osoby. Coś się w tym wszystkim nie zgadzało.
- Mów dalej rzekł, starając się, aby ton jego głosu pozostał obojętny.
Kalenda przeniosła spojrzenie w taki sposób, Ŝe skierowała je
prawie, ale niezupełnie, na rosłego Wookiego
- Myślę, Ŝe byłoby lepiej, gdybyśmy porozmawiali w cztery oczy - powiedziała
cicho.
- Chewbacca równie cicho warknął, a Han nawet nie musiał od
wracać głowy, Ŝeby rzucić okiem na przyjaciela. Dobrze wiedział, co zobaczy.
Pomyślał, Ŝe powinien zwrócić uwagę Kalendy na obnaŜone kły Chewiego.
- Myślę, Ŝe wcale nie byłoby lepiej - odrzekł po chwili. - Nie chce słuchać
niczego, czego nie mógłby usłyszeć takŜe Chewbacca.
- Niech będzie, jak chcesz - stwierdziła nieznajoma. - Ale moŜe przynajmniej
wszyscy troje moglibyśmy porozmawiać tam, gdzie nas nikt nie usłyszy?
- Świetnie - odparł Solo. - Co powiesz na to, Ŝebyśmy ucięli sobie pogawędkę na
pokładzie „Sokoła”?
Kalenda zmarszczyła brwi. Wyglądało na to, Ŝe pomysł nie przypadł jej do gustu
We wnętrzu frachtowca Han czuł się jak u siebie w domu. Po chwili chyba jednak
zrozumiała, Ŝe nie ma wyboru.
- Bardzo dobrze - zgodziła się w końcu. Han wyciągnął rękę i zamaszystym
gestem wskazał opuszczoną rampę. Lekko się skłonił - na tyle lekko, Ŝeby dać do
zrozumienia, iŜ w owym geście miał się kryć sarkazm.
- W takim razie zapraszam do środka - powiedział.
Robot sondujący postanowił zmienić swoją kryjówkę. Nie wydając absolutnie
Ŝadnego dźwięku, przeleciał tuŜ nad przegrodą hangaru, a potem, by nie rzucać się w
oczy, znieruchomiał, ukryty za stertą okratowanych skrzyń i pojemników. Miał czarny,
matowy pancerz, dzięki któremu w ciemnościach zapadającej nocy stawał się
całkowicie niewidoczny. Obserwował, jak Wookie i dwie istoty ludzkie idą w górę
rampy i znikają we wnętrzu statku.
Wyciągnął zakończony czujnikiem akustycznym manipulator i wymierzył go w
kadłub „Sokoła Millenium”. Przez chwilę się wahał, po czym przemieścił się jeszcze
nieco bliŜej frachtowca. Wprawdzie bardziej naraŜał się na niebezpieczeństwo, Ŝe
zostanie zauwaŜony, ale reguły oprogramowania, wpisane do pamięci przez obecnych
właścicieli, nakazywały mu nadać najwyŜszy priorytet podsłuchaniu i zarejestrowaniu
treści właśnie tej rozmowy. Automat zdecydował się na podjęcie ryzyka, byle tylko
jego obecni rozkazodawcy mogli otrzymać jak najlepsze nagranie wszystkiego, o czym
będą rozmawiały owe trzy istoty.
Kalenda weszła po rampie pierwsza i jako pierwsza zniknęła we wnętrzu statku
Han i Chewie szli o krok za nią. MoŜliwe, iŜ uprzejmość nakazywała, aby kapitan
ruszył przodem i pokazywał drogę, ale Han pragnął, Ŝeby kobieta straciła chociaŜ część
pewności siebie. A poza tym odnosił wraŜenie, Ŝe Kalenda nie znosi, kiedy ktoś znajduj
się za jej plecami. UwaŜał, Ŝe nie moŜe przepuścić okazji zdenerwowania tajemniczej
nieznajomej Tymczasem kobieta dotarła do szczytu rampy, poczym bez wahania
skręciła i ruszyła do świetlicy.
Chwilę trwało, zanim Han uzmysłowił sobie, Ŝe Kalenda jeszcze nigdy dotychczas
nie przebywała na pokładzie jego statku. Powinna była przystanąć u szczytu rampy i
zawahać się, nie wiedząc, dokąd się udać. Zamiast tego zajęła najwygodniejszy fotel,
zanim Han i Chewie zdąŜyli przekroczyć próg drzwi świetlicy. Musiała zatem zdobyć
plany wnętrza statku i zapoznawać się z nimi tak długo, Ŝe zapamiętała, gdzie znajdują
się najwaŜniejsze pomieszczenia. Ujawniła w ten sposób, ile czasu poświęciła na
przygotowania i ile wie o osobie Hana.
No cóŜ, niech tak będzie. JeŜeli Solo postanowił bawić się z nią w róŜne gierki,
musiał być przygotowany na to, Ŝe i kobieta odpłaci mu pięknym za nadobne.
- Doskonale - zaczął, siadając na innym fotelu. Chewbacca zastygł w pobliŜu
drzwi, jakby chciał uniemoŜliwić nieznajomej opuszczenie świetlicy. - Wiesz o mnie
wszystko, nie wyłączając rozkładu pomieszczeń na pokładzie mojego frachtowca.
Udowodniłaś, Ŝe masz ogromne moŜliwości. Dobrze odrobiłaś swoją pracę domową.
Niestety, to, wszystko nie wywiera na mnie najmniejszego wraŜenia.
- Nie spodziewałam się, Ŝe wywrze - odrzekła kobieta. - Zapewne nie zaliczasz się
do osób, na których moŜna łatwo wywrzeć wraŜenie.
- Staram się, jak mogę przyznał Solo. - No, dobrze. Chciałbym jak najszybciej
wrócić do Ŝony i dzieci.. W jakiej sprawie pragnęłaś ze mną rozmawiać?
- Właśnie w sprawie Ŝony i dzieci - oznajmiła Kalenda, nawet nie mrugnąwszy
powieką. Dopiero w tej chwili jej dziwaczne, jakby kierujące się gdzieś indziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]