1056, Big Pack Books txt, 1-5000
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Clifford D. SimakDzieci naszych dzieciPrze�o�y�: Andrzej Leszczy�skiPHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1992Dla niej historia o�y�a na nowo, zmartwychwsta�a. Prze�ywa�a wspania�e chwile. Mia�a nigdy o nich nie zapomnie�, cho�by nie wiadomo co spotka�o j� jeszcze w �yciu. Gromadzi�a wspomnienia na pobyt w miocenie. Niespodziewana my�l o niewiadomym, jakie czeka�o j� w miocenie, wywo�a�a dreszcz strachu. Czy kiedykolwiek si� tam dostan�? Czy ludzie z tej epoki zdecyduj� si� pom�c im wyemigrowa� w przesz�o��?Bentley Price - fotoreporter Global News Service, u�o�y� stek na ruszcie i z puszk� piwsi w d�oni zasiad� w fotelu na biegunach. Kiedy dogl�da� mi�sa, obok pnia wiekowego bia�ego d�bu otworzy�y si� drzwi i zacz�li przez nie wychodzi� ludzie.Od wielu ju� lat nic nie by�o w stanie zaskoczy� Bentleya Price'a. Gorzkie do�wiadczenia nauczy�y go oczekiwa� rzeczy szokuj�cych i nie przywi�zywa� do nich wi�kszej wagi. Fotografowa� zdarzenia niezwyk�e, dziwne, przera�aj�ce, po czym odwraca� si� ty�em i odchodzi� - czasami w najwi�kszym po�piechu, �eby prze�cign�� konkurencj� z AP i UPI. Fotoreporterzy dzia�aj�cy na w�asn� r�k� nie mogli zapuszcza� korzeni. Mimo �e redaktorzy magazyn�w nie nale�eli do ludzi wzbudzaj�cych strach, trzeba by�o utrzymywa� z nimi poprawne stosunki.Tym razem jednak Bentley zastyg� w os�upieniu, gdy� sta� si� �wiadkiem czego�, co przekracza�o granice jego wyobra�ni i w �aden spos�b nie dawa�o pogodzi� si� z bogatymi do�wiadczeniami. Zamar� w fotelu, z puszk� piwa na wp� uniesion� do ust, i szklistymi oczyma spogl�da� na wychodz�cych przez drzwi. Dopiero po chwili zauwa�y�, �e nie s� to �adne drzwi, a jedynie postrz�piona, faluj�ca na kraw�dziach plama ciemno�ci, stanowi�ca do�� szerokie przej�cie - przybysze przekraczali j� czw�rkami i pi�tkami, rami� przy ramieniu.Wygl�dali na ca�kiem zwyczajnych ludzi, mimo do�� dziwnych stroj�w, jakby wracali do domu z maskarady. Nie nosili jednak masek. Gdyby byli tylko sami m�odzi, wzi��by ich za student�w nosz�cych zwariowane ciuchy, w jakie ubiera�y si� nastolatki. W grupie tej jednak wi�kszo�� stanowili ludzie starsi.Jako jeden z pierwszych wyszed� na trawnik do�� wysoki,i pi�tkami, wychodzili przez nie ludzie. Zdawa�o si�, �e temu pochodowi nie b�dzie ko�ca. Przej�cie wygl�da�o dok�adnie tak samo jak wtedy, kiedy ujrza� je po raz pierwszy - nieco postrz�piona, faluj�ca na kraw�dziach plama ciemno�ci, przes�aniaj�ca fragment trawnika. Zauwa�y� jednak, �e jest w stanie dostrzec znajduj�ce si� za ni� drzewa, krzewy oraz plac zabaw na s�siednim podw�rku.Je�li by�a to jaka� akcja reklamowa, to wykonano j� bezb��dnie. Wielu spec�w musia�o nie�le wyt�y� swoje m�d�ki, �eby wymy�li� co� podobnego. W jaki spos�b uda�o im si� stworzy� t� faluj�c� dziur� i sk�d wzi�li wszystkich tych statyst�w?- Przybywamy z przysz�o�ci odleg�ej o pi��set lat - rzek� m�czyzna. - Uciekamy przed ko�cem rasy ludzkiej. Prosimy o pomoc i zrozumienie.Bentley spojrza� na niego.- Nie oszukuje mnie pan, prawda? - zapyta�. - Gdybym da� si� nabra�, straci�bym prac�.- Spodziewali�my si�, naturalnie, spotka� z niedowierzaniem - odpar� tamten. - Zdaj� sobie spraw�, �e nie istnieje spos�b dowiedzenia naszego pochodzenia. Bardzo prosimy, �eby zechcia� pan uwierzy� nam na s�owo.- Powiem co� panu - rzek� Bentley. - P�jd� na to. Zrobi� par� fotek, ale je�li oka�e si�, �e to akcja...- O ile dobrze rozumiem, chodzi panu o robienie zdj��.- Oczywi�cie. Aparat to moje narz�dzie pracy.- Nie przybyli�my tu po to, �eby robiono nam zdj�cia. Je�li ma pan jakie� w�tpliwo�ci, prosz� sprawdzi�. W og�le nie b�dzie to nas obchodzi�o.- A wi�c nie chcecie, �eby robiono wam zdj�cia - powiedzia� z naciskiem Bentley. - Jeste�cie tacy sami jak wi�kszo�� ludzi. Najpierw narobicie bigosu, a potem podnosicie krzyk, gdy kto� skieruje na was obiektyw.- Nie mamy �adnych zastrze�e� - rzek� m�czyzna. -Prosz� zrobi� tyle zdj��, ile pan sobie �yczy.8- Nie macie nic przeciwko temu? - upewni� si� zbity z panta�yku Bentley.- W og�le.Bentley odwr�ci� si� i skierowa� w stron� drzwi do kuchni. Zawadzi� nog� o puszk� i pos�a� j� kopniakiem w powietrze, a� rozprysn�o si� piwo.Na stole w kuchni le�a�y trzy aparaty fotograficzne, kt�re przygotowywa� do pracy, zanim wyszed� na podw�rze, �eby upiec stek na ruszcie. Pochwyci� jeden z nich i odwr�ci� si�; pomy�la� wtedy o Molly. Doszed� do wniosku, �e powinien zawiadomi� j� o tym, co si� tu dzieje. Tamten m�czyzna stwierdzi�, �e wszyscy przybyli z przysz�o�ci, gdyby wi�c mia�o si� to okaza� prawd�, dobrze by by�o wprowadzi� Molly w spraw� od samego pocz�tku. Rzecz jasna, wcale nie wierzy� w t� histori�, mimo to uwa�a� zaistnia�� sytuacj� za do�� zabawn�.Podszed� do telefonu i nakr�ci� numer. Mrukn�� co� pod nosem. Traci� czas, podczas gdy powinien zaj�� si� robieniem zdj��. Molly mog�o nie by� w domu. Nale�a�o si� nawet spodziewa�, �e tej pogodnej niedzieli nie b�dzie siedzia�a w mieszkaniu.Podnios�a jednak s�uchawk�.- Molly, tu Bentley. Wiesz, gdzie mieszkam?- W Wirginii. Chwilowo nieodp�atnie zajmujesz dom Joego podczas jego nieobecno�ci.- Co nie znaczy, �e mi si� to podoba. Musz� utrzymywa� tu wszystko w czysto�ci. Wiesz, ile Edna ma kwiat�w...- Ha! - zakrzykn�a Molly.- Dzwoni�, �eby poprosi� ci�, by� tu przyjecha�a.- Nie. Je�li s�dzi�e�, �e dam si� nabra� na twoje umizgi, to skre�l mnie z listy.- Nie mia�em zamiaru do nikogo si� umizgiwa� - zaoponowa� Bentley. - Utworzy�y si� drzwi i wychodz� z nich ludzie. Zape�nili ca�e podw�rko na ty�ach domu. Utrzymuj�, �e pochodz� z przysz�o�ci odleg�ej o pi��set lat.- To niemo�liwe - stwierdzi�a Molly.- Ja te� tak uwa�am. Ale sk�d si� w takim razie bior�? Jest ich ju� z tysi�c. Tak czy inaczej, b�dziesz mia�a dobry materia�, nawet je�li nie s� z przysz�o�ci. Wi�c lepiej rusz sw�j ty�eczek, skarbie, i porozmawiaj z kilkoma z nich. Masz okazj� umie�ci� swoje nazwisko we wszystkich porannych gazetach.- Czy z tob� wszystko w porz�dku, Bentley?- Oczywi�cie. Nie jestem pijany, nie pr�buj� ci� podst�pnie zwabi� ani...- Dobra. Zaraz tam b�d�. Lepiej zadzwo� te� do agencji. W tym tygodniu Manning mia� osobi�cie napisa� niedzielny artyku�. Na pewno nie jest szcz�liwy z tego powodu, zachowaj wi�c ostro�no�� w rozmowie z nim. S�dz�, �e b�dzie chcia� przys�a� na miejsce kogo� ze swoich ludzi. O ile nie jest to zwyk�y kawa�...- To nie kawa� - przerwa� Bentley. - Nie jestem na tyle g�upi, �eby robi� kawa�y, przez kt�re m�g�bym straci� prac�.- Do zobaczenia - rzuci�a Molly i od�o�y�a s�uchawk�.Bentley zacz�� wykr�ca� numer agencji, kiedy stukn�y drzwi od podw�rza. Obejrza� si� i ujrza� wysokiego, chudego m�czyzn�, tego samego, z kt�rym wcze�niej rozmawia�.- Wybaczy pan - odezwa� si� tamten - ale mam, jak s�dz�, spraw� nie cierpi�c� zw�oki. Niekt�rzy malcy musz� skorzysta� z �azienki. Czy nie by�by pan...- Prosz� bardzo - odpar� Bentley, wskazuj�c kciukiem drzwi do �azienki. -Je�li zajdzie potrzeba, jest tu jeszcze jedna, na pi�trze.Manning podni�s� s�uchawk� dopiero po sz�stym sygnale.- Mam tu �wietny materia� - rzuci� Bentley.- Tu? To znaczy gdzie?- W domu Joego, gdzie teraz mieszkam.- �wietnie. I co z tego?- Nie jestem reporterem - powiedzia� Bentley. - Nie spodziewasz si� chyba, �e napisz� artyku�. Mog� jedynie zro-10bi� zdj�cia. To obszerny materia�, pewnie narobi�bym mas� b��d�w, a poza tym nie p�ac� mi za to...- Dobra - rzek� znu�onym g�osem Manning. - Spr�buj� znale�� kogo� i podes�a� na miejsce. Jest niedziela, godziny nadliczbowe, wi�c lepiej, �eby to by� naprawd� dobry materia�.- Na podw�rzu za domem mam tysi�c os�b, kt�re wysz�y przez �mieszne drzwi. Twierdz�, �e pochodz� z przysz�o�ci...- Twierdz�, �e sk�d pochodz�?! - rykn�� Manning.- Z przysz�o�ci. Odleg�ej o pi��set lat.- Schla�e� si�, Bentley...- Nie mam zamiaru ci� przekonywa�, jak bardzo mnie obchodzi twoje zdanie - odpar� Bentley. - To nie moja dzia�ka. Zawiadomi�em ci�. Zrobisz, jak uwa�asz.Odwiesi� s�uchawk� i si�gn�� po aparat fotograficzny.Przez drzwi kuchenne wlewa� si� do �rodka nieprzerwany strumie� dzieci, pilnowanych przez kilkoro doros�ych.- Prosz� pani - zwr�ci� si� Bentley do jednej z kobiet. -Na pi�trze jest druga �azienka. Lepiej uformujcie podw�jn� kolejk�.Steve Wilson, rzecznik prasowy Bia�ego Domu, zbiera� si� do wyj�cia z mieszkania, ciesz�c si� na my�l o sp�dzeniu popo�udnia ze sw� sekretark�, Judy Gray, gdy zadzwoni� telefon. Zawr�ci� i podni�s� s�uchawk�.- M�wi Manning - zabrzmia� g�os.- Czym mog� ci s�u�y�, Tom?- Czy masz w��czone radio?- Sk�d, do diab�a?! Dlaczego mia�bym teraz s�ucha� radia?- Dzieje si� co� niesamowitego - odpar� Manning. -Chyba powiniene� o tym wiedzie�. Wygl�da na to, �e mamy inwazj�.- Inwazj�?!- Mo�e nie dos�ownie. Nie wiadomo sk�d pojawiaj� si� ludzie. Twierdz�, �e przybywaj� z przysz�o�ci.- Pos�uchaj. Je�li to jaki� kawa�...- Te� tak my�la�em - przerwa� Manning - kiedy Bentley zadzwoni� do mnie...- Bentley Price? Ten zapijaczony fotoreporter?- Ten sam. Ale nie by� pijany. Nie tym razem. Zbyt wczesna pora. Na miejscu jest ju� Molly, wys�a�em r�wnie� innych. S� tak�e ludzie z AP i...- Gdzie to si� dzieje?- Jedno z miejsc znajduje si� zaraz na drugim brzegu rzeki. Niedaleko Falls Church.- Jedno z miejsc?- S� jeszcze inne. Mamy doniesienia z Bostonu, Chicago, Minneapolis. AP przedstawia w�a�nie reporta� z De-nver...- Dzi�ki, Tom. Jestem twoim d�u�nikiem.Od�o�y� s�uchawk�, przeszed� przez pok�j i w��czy� radio.- ...do tej pory wiadomo - rozleg� si� g�os sprawozdawcy.12- Jednak ludzie nadal wychodz� z czego�, co pewien cz�owiek, widz�cy to, nazwa� dziur� w krajobrazie. Wychodz� pi�tkami i sz�stkami, niczym maszeruj�ca armia, rami� przy ramieniu, tworz�c nie ko�cz�cy si� strumie�. Tak to wygl�da w Wirginii, tu� za rzek�. Otrzymujemy podobne doniesienia z Bostonu, z obszaru Nowego Jorku, Minneapolis, Chicago, Denver, Nowego Orleanu, Los Angeles. Wsz�dzie miejsca te ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]