1016. Palmer Diana - Dwoje w Montanie, 1001-1100
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Diana Palmer
Dwoje w Montanie
Tytuł oryginału: Diamond in the Rough
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Miasteczko Hollister było niewiele większe od leżącego również w
Montanie Medicine Ridge, gdzie John Callister miał do spółki z bratem
Gilem ogromną posiadłość. Bracia uznali jednak, że rozsądniej nie
ograniczać się do jednego miejsca i jednego rodzaju działalności. W
Medicine Ridge prowadzili nowoczesne ranczo rozpłodowe. W Hollister
postanowili skupić się na sprzedaży młodych rasowych byków, które –
dzięki zdobyczom nauki oraz specjalistycznej technologii – posiadałyby
konkretne cechy fizyczne, na przykład szczupłą budowę. Zamierzali również
przetestować, jaki wpływ na rozwój zwierząt mają nowe organiczne pasze
zawierające mieszaninę białek i zbóż.
W okresie kryzysu gospodarczego doskonałej jakości wołowina
pochodząca od „szytych na miarę" zwierząt trafiała do wymagających
odbiorców. John z Gilem nie prowadzili hodowli ras mięsnych; ograniczali
się do hodowli buhajów. W tej dziedzinie panowała duża konkurencja,
zwłaszcza że ceny mięsa ciągle szły w górę. Hodowcy nie chcieli dłużej
polegać na naturalnym rozmnażaniu. Woleli zdać się na nowoczesne metody
naukowe oparte na badaniach genetycznych. A Gil z Johnem należeli do
pionierów w tej dziedzinie. Ponadto, dzięki programom komputerowym,
zarządzali swoim królestwem tak, by minimalizując odpady, osiągać
maksymalne zyski.
Kiedyś Gil usłyszał o możliwości wykorzystania odzwierzęcego
metanu do produkcji energii elektrycznej. Początkowe koszty były wysokie,
ale rezultaty okazały się znakomite. Prąd do oświetlenia pomieszczeń oraz
paliwo do sprzętu rolniczego pochodziły z gazów cieplarnianych. Nadwyżki
prądu kupowały firmy energetyczne. Callisterowie zainstalowali również
1
kolektory słoneczne do grzania wody w domu oraz zasilania urządzeń
hydraulicznych. W jednym z największych pism rolniczych ukazał się duży
artykuł o wprowadzonych przez nich unowocześnieniach. Tekstowi
towarzyszyło zdjęcie Gila, jego córek oraz niedawno poślubionej żony.
Sesja fotograficzna ominęła Johna będącego akurat w podróży służbowej.
Bynajmniej go to nie zasmuciło; nie przepadał za rozgłosem.
Bracia umówili się, że John będzie zajmował się wystawami, i robił to
z powodzeniem. Powoli jednak zaczynało go męczyć życie na walizkach.
Coraz bardziej też doskwierała mu samotność, zwłaszcza odkąd Gil poślubił
Kasie, ich dawną sekretarkę, a Bess i Jenny, córki Gila z pierwszego
małżeństwa, poszły do szkoły. Powtórny ożenek brata uzmysłowił mu, że
czas nieubłaganie płynie. On, John, skończył już trzydziestkę. Owszem,
umawiał się z kobietami, ale jeszcze nie spotkał tej jednej jedynej. Poza tym
na rodzinnym ranczu czuł się trochę jak piąte koło u wozu.
Między innymi dlatego zaproponował, że przyjedzie do Hollister i
zajmie się odbudową małego znajdującego się w opłakanym stanie rancza,
które kupili od starego Bradbury'ego. Może zastrzyk pieniędzy, nowe
zwierzęta oraz nowa technologia zdołają przywrócić ranczo do dawnej
świetności?
Dom, który John widział jedynie na wykonanych z powietrza
zdjęciach, był w stanie kompletnej ruiny. Właściciel od lat nie czynił
żadnych napraw. Kiedy nastały ciężkie czasy, musiał zwolnić większość
pracowników. Utrzymanie rancza okazało się ponad jego siły. Płoty uległy
zniszczeniu, krowy co rusz przedostawały się na zewnątrz, studnia wyschła,
stodoła spłonęła i w końcu staruszek stwierdził, że ma dość. Wystawił
ranczo na sprzedaż. Gdy Callisterowie zapłacili żądaną sumę, stary ranczer
przeprowadził się na wschodnie wybrzeże i zamieszkał u córki.
2
Dopiero na miejscu John przekonał się, jak ogromne czeka go zadanie.
Będzie musiał zatrudnić ludzi, zbudować stodołę i oborę, wywiercić nową
studnię, przywrócić dom do stanu używalności, naprawić ogrodzenia, kupić
sprzęt, uruchomić produkcję energii odnawialnej... Jęknął w duchu. W
porównaniu z nowoczesnym ranczem w Medicine Ridge to w Hollister
wydawało się żywcem przeniesione z epoki średniowiecza. Nie wystarczy
miesiąc czy dwa, aby stworzyć tu coś sensownego. Zanosiło się na ciężką
wielomiesięczną harówkę.
Na polu pasły się dwa konie rasy appaloosa, jedyne dwa z licznego
niegdyś stada. Reszta zwierząt została sprzedana, a kowboje zwolnieni z
pracy. Na szczęście Johnowi udało się ich odnaleźć i ponownie zatrudnić.
Ucieszyli się. Wszyscy mieszkali w promieniu paru kilometrów i obiecali,
że mogą używać w pracy własnych koni.
John nie zamierzał tracić czasu; chciał jak najszybciej skompletować
stado. Najpierw jednak musiał zbudować pomieszczenia gospodarcze.
Najważniejsze było pomieszczenie dla nowo narodzonych cieląt oraz
chorych zwierząt. No i oczywiście dom.
Na razie spał w śpiworze na podłodze; wodę, by móc się ogolić,
podgrzewał w rondelku na kocherze, kąpał się w strumyku. Dzięki Bogu
była wiosna, a nie zima. Dwa razy wstąpił na posiłek do jedynej w
miasteczku knajpki, w sklepiku przy stacji benzynowej kupował kanapki.
Nie było mu łatwo, zwłaszcza że w podróżach służbowych zwykle mieszkał
w pięciogwiazdkowych hotelach i jadał wyszukane potrawy.
Poruszał się dżipem średniej klasy. Wolał, by nie wiedziano, że jest
bogaty. Zazwyczaj kiedy się podjeżdża luksusowym autem, wszystko
natychmiast kosztuje dwukrotnie więcej. Na razie nie znał nikogo w
miasteczku. Rozmawiał jedynie z kowbojami, których zatrudnił na ranczu.
3
[ Pobierz całość w formacie PDF ]