101.Hamilton Diana - Szef z reklamy, Książki - Literatura piękna, Światowe Życie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Diana Hamilton
Szef z reklamy
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Andreo Pascali przeklinał dzień, w którym nie­
zastąpiona Knox opuściła jego dom, odchodząc na
zasłużoną emeryturę. Postanowiła zamieszkać
w Kent, ze swoją świeżo owdowiałą siostrą. Z wi­
doczną niecierpliwością przejrzał ostatni arkusz
papieru i jeszcze bardziej niecierpliwym gestem
odrzucił go na sąsiedni stos.
- Żadnych detali - zauważył z irytacją, obrzu­
cając niezadowolonym spojrzeniem swoją aktual­
ną kochankę.
Jeszcze aktualną, chociaż na granicy zerwania.
Trisha stawała się zdecydowanie zbyt wymagają­
ca, a w dodatku lepiła się do niego nadmiernie, co
pozostawało w wyraźnej sprzeczności z ustalony­
mi przez niego zasadami.
Kiedy poprzedniego wieczoru wrócił do domu
z zamiarem rozpracowania pewnego istotnego
problemu, znalazł tam Trishę odgrzewającą żałos­
ne chińskie danie na wynos. Jej nowa fryzura
pozostawiała stanowczo zbyt wiele do życzenia,
szczególnie w połączeniu z tradycyjnie nadąsaną
166
DIANA HAMILTON
miną, kiedyś może i seksowną, ale obecnie już
tylko nudną. A ta denerwująca pewność siebie,
z jaką stwierdziła, że on potrzebuje żony!
Nachmurzył się jeszcze bardziej. Ta wyraźna
aluzja była przekroczeniem wszelkich granic.
Wiedziała doskonale, że on żony ani nie potrzebu­
je, ani nie chce. Potrzebował tylko sprawnej i dys­
kretnej gospodyni, a w tej chwili chyba się na to nie
zanosiło.
- Ostatnie dwie były całkiem niezłe - burk­
nął - chociaż ta pierwsza... - Zupełnie zbziko-
wana i przynajmniej osiemdziesięcioletnia. Po­
częstował ją herbatą i osobiście odprowadził do
taksówki. Podała kierowcy adres domu emeryta
i machała mu maniacko, kiedy taksówka uwozi-
ła ją w dal.
- Ale ta druga była w porządku - powtórzył
znowu. Przepełniająca go energia kazała mu wstać
i niespokojnie przemierzać gabinet. - Dobre kwali­
fikacje, doskonałe referencje - dodał jeszcze.
- Kochanie - Trisha uśmiechnęła się przypo­
chlebnie - nie denerwuj się. Obiecałam, że ci
pomogę i właśnie próbuję to zrobić. Ta dziew­
czyna odeszłaby po kilku tygodniach. Dość bystra
i ładna, by szybko wyjść za mąż. Potrzebujesz
osoby w średnim wieku. Nie mam szczegółów, bo
nie przysłała podania o pracę. Zadzwoniła wczoraj
wieczorem i poprosiła o spotkanie.
To zabrzmiało apodyktycznie, a w odczuciu
SZEF Z REKLAMY
167
Andrea ta cecha nie była w najmniejszym nawet
stopniu pociągająca.
Być może jednak Mercy Howard nada się do tej
pracy. Dwadzieścia dwa lata to nie jest wprawdzie
wiek średni, ale skoro nie było z kim współzawod­
niczyć... Trisha czuła, że stąpa po grząskim grun­
cie. Andreo ani przez moment nie pomyślał o mał­
żeństwie. Zresztą uprzedził ją o tym, zanim zaczęli
się spotykać. Zgodziła się, pewna, że on zmieni
zdanie, niestety najwyraźniej kobieta zdolna usid­
lić wartego grzechu (nie wspominając o pokaźnym
koncie bankowym) Andrea Pascalego, jeszcze się
nie urodziła.
- Powinieneś się z nią spotkać, skoro już przy­
jechała - podsunęła słodko, przeczesując palcami
jego ciemne włosy. - Nigdy nie wiadomo, może
okaże się tym, czego szukamy?
Nie spodobało mu się to „my". Usiadł za biur­
kiem, pionowa zmarszczka przecięła jego gładkie
czoło. Z Trishą koniec, jej czas minął. Jutro rano
posłaniec dostarczy do jej apartamentu odpowied­
nio kosztowny drobiazg od jubilera, wybrany przez
jego asystentkę, wraz ze standardową notką pożeg­
nalną. A czwarta kandydatka dostanie tę pracę
niezależnie od swoich walorów, albo ich braku. On
sam miał na głowie sporo ważniejszych spraw.
Mercy znalazła adres, którego szukała, i nagle
opadły ją wątpliwości. Apartamentowiec w naj-
168
DIANA HAMILTON
modniejszej nadrzecznej dzielnicy nie mógł być
odpowiednim miejscem pracy dla skromnej dziew­
czyny. Chociaż była w Londynie już dwa lata,
szalone tętno życia tego kosmopolitycznego mias­
ta wciąż ją napawało grozą, zadziwiało i zachwy­
cało jednocześnie. W głębi duszy dalej była staro­
modną córką wiejskiego pastora, wychowaną
w tradycyjnych wartościach i tęskniącą za życiem
znacznie spokojniejszym niż to, do którego musia­
ła przywyknąć.
Miała jednak w sobie dość determinacji, by ścis­
kając dużą, zniszczoną torbę, podejść do eleganc­
kich, obłożonych drewnem drzwi i nacisnąć dzwo­
nek. Przedstawiła się i wyjaśniła, z czym przychodzi.
Drzwi otworzyły się i Mercy znalazła się w roz­
ległym holu, gdzie czekała wspaniale zbudowana
blondynka o skomplikowanym uczesaniu, ubrana
w różowe szarawary i współgrający z nimi, błysz­
czący, obcisły top. Mercy poczuła się natychmiast
jak szara gruba mysz.
- Panna Howard, jak sądzę. - Blondynka otak­
sowała ją wzrokiem, a ponieważ jej uwagi nie
uszedł mało twarzowy szary kostium, praktyczne,
płaskie półbuty i nieporęczna torba, jej twarz roz­
jaśnił szeroki uśmiech. - Jestem przyjaciółką pana
Pascalego - uśmiechnęła się kokieteryjnie - jest
w tej chwili zajęty, więc usiądź, proszę. Z pewnoś­
cią nie każe ci długo czekać.
Stałowo-skórzane krzesło, stojące przy stoliku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl