1032 BBY Star Wars - Błędny Rycerz, KSIĄŻKI, STAR WARS, ERA STAREJ REPUBLIKI
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Tytuł oryginałuSTAR WARS –PrzekładHanna HikiertBłażej NiedzińskiAleksandra Jagiełowicz & AmberRedakcja stylistycznaMagdalena StachowiczKorektaHalina LisińskaIlustracja na okładce© John Van FleetDrukWojskowa Drukarnia w Powidzu sp. z.o.o.For the Polish translationCopyright © 2012 by Wydawnictwo Amber Sp. z.o.o.ISBN 978-83-241-4461-”Warszawa 2012. Wydanie IWydawnictwo Amber Sp. z.o.o.02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63Tel. 226-204-013 / 226-208-162www.wydawnictwoamber.plwww.starwars.comW każdym pociągnięciu pióra stary Sullustanin odkrywał na nowo stwórcęwszechświata.Lord Daiman był stosunkowo młody jak na człowieka, a jednak Gub Tengoprzekopując się przez stertę pogniecionych flimsiarkuszy co chwila trafiał nacoś zaskakującego. Faktury, plany, rachunki z restauracji... Nie rozumiał słów,ale czasem domyślał się, czego dotyczyły, a to dzięki rysunkom. Wszystkie byłydatowane na długo przed dojściem Daimana do władzy na Darkknell - niektóre nawet sto latwcześniej - ale jednocześnie w jakiś dziwaczny sposób zapowiadałynadejście jego panowania.To niesamowite, myślał gorączkowo Gub, kartkując posklejane ze starości zesobą arkusze cienkiego akrylu. Dokumenty dotyczyły tak przyziemnych rzeczy – a jednakkażdy z nich był częścią procesu tworzenia Dzieła Daimana... Potrząsnął prętemjarzeniowym, który mu przydzielono, i przysunął go bliżej tekstu. Zgadza się, były tu -ukryte prorocze symbole - a zadaniem Guba było ujawnienie ich wszechświatu.Podziękował za to w duchu Daimanowi. W wieku sześćdziesięciu lat miał toszczęście, że nadal pozostawał na służbie - nawet pomimo utraty nóg w wypadku cysternyza panowania Lorda Chagrasa. Tamten incydent powinien był zakończyć jego karierę.Wcześniej Gub pracował w fabryce broni biologicznej, nasączając zarodniki trucizną a jegoobecna praca nie różniła się zbytnio od tej, w której korzystał z chemicznego stylusa. Takieumiejętności były zawsze cenione w stolicy Daimanatu.Po dojściu do władzy Daiman, aby zaakcentować swój wpływ na historię, rozkazał zmienićlitery aurebesha tworzące jego imię - do ich znaków miały być odtąd dodawane dwieprzypominające chorągiewkę kreseczki. Ale to nie wszystko! Zmiana ta miała zostaćobowiązkowo wprowadzona we wszystkich istniejących tekstach!Cóż, tak naprawdę „zmiana" nie była tu dobrym określeniem, jak zauważył samDaiman, bo „nowe" znaki istniały od zawsze - proste istoty po prostu ich dotądnie dostrzegały, a ujawnienie ich nie było zmianą tylko właśnie ujawnieniem.Modyfikację większości słowa pisanego, magazynowanego elektronicznie, wobrębie domeny Daimana wprowadzono natychmiast, konieczna jednak była ręcznamodyfikacja znaków i etykiet - a także stosunkowo nowych dokumentów fizycznych,będących tworami kultury. I właśnie dlatego Gub, a także wielu innych podobnych murękodzielników na Darkknell i nie tylko, otrzymało zadanie „ujawnienia" liter, które istniałyod zawsze.Być może łatwiej byłoby po prostu zniszczyć te materiały - większośćflimsiplastu łatwo rozpuszczała się w wodzie - jednak Gub wiedział doskonale, że nie o tochodzi. Skoro, jak mawiali sithańscy adepci Daimana, wszechświat został stworzonyćwierćwiecze przed tym, kiedy narodził się Daiman, wszystkie „starsze" obiekty musiałyzostać stworzone przez niego... łącznie z tą ulotką. Jeśli postrzępiona kartka z wizerunkiempary butów zawierała w tekście znaki z imienia Daimana, nie była reklamą ale świętymartefaktem. A zniszczenie go byłoby świętokradztwem, którego mógłby się dopuścić jedynieWielki Wróg.Podpis Daimana był wszędzie, w całej galaktyce - nawet wysoko na niebie, akarty historii były tylko kolejnym świadectwem na jego wszechobecność. Oni zaśmusieli to przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza.Ślęcząc nad ulotką Gub natrafił na jedną z liter, których szukał, w opisiepary szarych butów. Kolejny aurek. Sullustanin westchnął i potarłelektrostatycznym piórem o kolano, żeby je naładować. Był świadom znaczenia swojej pracy,ale mimo to męczyło go wyszukiwanie irytujących samogłosek.Chorągiewki - jego przełożony nazywał je pestkami - które tworzyły świętą literęaurek-da, dodawano z lewej strony i niemal zawsze zachodziły one na sąsiadujący znak.Skoro jednak Daiman nie chciał, żeby litery się łączyły, zadaniem Guba było dopilnować,żeby przekształcone, ujawnione znaki także nie zachodziły jeden na drugi.W procesie twórczym porządek był najważniejszy.Tak więc stary Sullustanin siedział w swoich kwaterach w dzielnicy Iridium,spędzając dzień na poprawianiu dorn-d i enth-d, a często nawet po nocy - tak jak dzisiaj.Gub rzadko się zastanawiał, co się działo ze stertami poprawionychflimsiarkuszy, które zdał w ciągu długich lat swojej pracy. Zakładał, żedokumenty trafiały tam, skąd mu je dostarczono, chociaż, sądząc po przykrymzapachu i plamach na niektórych, musiały zostać wygrzebane z wysypisk, gdzieczekały na zrzucenie w żar najbliższej gwiazdy. Kto prowadził ich ewidencję izajmował się ich dystrybucją? Gub nie wyobrażał sobie takiej pracy - i możelepiej.W sumie nie miało to znaczenia, dopóki sumiennie wypełniał swoją część planuboskiego objawienia. Miał tylko robić, co do niego należało, i dbać, żeby jegoagresywny i leniwy przełożony był z niego zadowolony. Tym, o co musiał sięmartwić, były głodowe racje żywności, którymi musiał wyżywić całą ich trójkę, atakże jego osierocona wnuczka Tan, śpiąca w sąsiednim pokoju, i los, jaki jączekał.Coraz bardziej martwił się też o opiekunkę, którą wynajął ostatnio dla nichdwojga, narwaną zuchwałą i hardą... która w tej chwili przedzierała się przezmiasto, aby raz na zawsze rozprawić się z Lordem Daimanem - fałszerzem alfabetów istwórcą wszechświata.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]