103. Templeton Karen - Jak zostać księżniczką, Książki - Literatura piękna, Bonia, Harlequin Orchidea
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Karen Templeton
Jak zostać księżniczką
Tytuł oryginału: Honky-Tonk Cinderella
ROZDZIAŁ I
Dziewiąta rano, a teksańskie słońce już daje się we
znaki.
Aleks szedł zakurzoną duszną ulicą. Nawet na
ocienionych werandach petunie zwiesiły główki, łącząc
się w niedoli z wypaloną trawą porastającą zazwyczaj
schludne trawniki. Psy leżały jak martwe w plamach
cienia, śniąc nie o soczystych stekach, ale o chłodnym
powiewie wiatru.
Był to najgorętszy sierpień od niepamiętnych cza-
sów. Tak twierdziła właścicielka pensjonatu, w którym
Aleks się zatrzymał. Powiedziała też, że ulica, której
szukał, jest o cztery przecznice dalej, i że nie sposób tam
nie trafić.
Na szczęście go nie poznała. Nikt go nie poznał.
Był
teraz dojrzałym mężczyzną, włosy mu ściemniały i przy-
cinał je krócej niż przed jedenastu laty, kiedy to przez
jedną dobę przebywał w Sandy Springs. Jednak, w prze-
ciwieństwie do swej siostry Sophie, książę Aleksander
Vlastos z Karpatii często był bohaterem prasowych do-
niesień. A Jeff Henderson pochodził z Sandy Springs i
był tutejszym idolem, a jego sława niepomier-
nie wzrosła po zeszłorocznej wygranej w Grand Prix.
W małym domku z ogródkiem otworzyły się
drzwi. Na
ganek wyszła kobieta w zaawansowanej ciąży. Wypuści-
ła
z domu szczeniaczka, za małego jeszcze, by wiedzieć,
jak
zabójczy bywa upał, i niezdarnie zeszła ze schodków.
Psiak biegał jak szalony, plącząc się jej pod nogami. Aż
cud, że jej nie przewrócił. Kobieta wzięła wąż ogrodowy
i przeciągnęła go przez podwórko aż do grządki z kwia-
ta-
mi. Nie zauważyła intruza, który stał skryty za gęstym
krzakiem i patrzył. Wiedział, że postępuje nieuczciwie,
ale
potrzebował tych kilku minut, by się przyzwyczaić, przy-
gotować, stawić czoło wspomnieniom.
Pod cienką koszulką rysowały się szczupłe ramio-
na,
kosmyki czarnych, upiętych nad karkiem włosów opada-
ły
na twarz. Kobieta powoli wyprostowała się i rozmasowa-
ła
obolały krzyż. Zobaczył jej twarz. Mało brakowało, a
cał-
kiem przestałby oddychać. Była blada, wymizerowana
i taka smutna, że serce omal mu nie pękło.
Lecz nie czas było teraz użalać się nad nieszczę-
śnicą.
Aleks musiał przejść na drugą stronę ulicy i stanąć twa-
rzą w twarz z przeszłością.
Na dworze było tylko odrobinę chłodniej niż w po-
zbawionym klimatyzacji domu.
Luanne otarła spocone czoło, spojrzała na kwiatki
i skrzywiła się. Nie wiedziała, po co w ogóle się nimi
zajmuje. Wynajęła ten dom dwa tygodnie temu, oczywi-
ście razem z kwiatkami, które już wtedy były marne.
Jeśli wkrótce nie spadnie solidny deszcz, to i tak uschną.
Jak wszystko dookoła.
Poczuła w sercu lodowaty uścisk, z trudem oddy-
cha-
ła. Długo czekała na ulgę, ale ból, zamiast ustąpić, z każ-
dym dniem stawał się coraz silniejszy. Minęło sześć ty-
godni, i w tym czasie sto razy dziennie powtarzała sobie,
że Jeff naprawdę nie żyje. Musiała w końcu przywyknąć
do prawdy. To był jedynie trening, dlatego nie nagrano
go na taśmie filmowej. Z początku Luanne myślała, że
dobrze się stało, ale teraz miała coraz większe wątpliwo-
ści. Gdyby na własne oczy zobaczyła śmierć męża, być
może wszystko stałoby się bardziej rzeczywiste i osta-
teczne. A tak wciąż jej się zdawało, że tkwi w sennym
koszmarze i wystarczy się obudzić, by wrócić do dawne-
go życia.
Obojętne na jej rozterki dziecko poruszyło się. Lu-
anne położyła dłoń na brzuchu. Z całego serca kochała
to maleństwo, którego tak długo nie mogła się doczekać.
Lecz teraz, gdy całe jej życie legło w gruzach, ogrom-
nie, jak nigdy niczego dotąd, żałowała, że jest w ciąży.
Kątem oka zauważyła na ulicy jakiś ruch i odwró-
ciła
się niezdarnie.
W pierwszej chwili go nie poznała. Był starszy,
miał
krótsze włosy. Zwróciła na niego końcówkę węża, jedy-
ną broń, jaką miała pod ręką.
- Luanne! - Aleks starał się uniknąć prysznica. - Co
ty wyprawiasz?
Oprzytomniawszy, rzuciła szlauch i poszła do do-
mu.
Musiała się schować, chciała umrzeć, żeby ten koszmar
wreszcie się skończył.
Dogonił ją, nim zdążyła postawić stopę na pierw-
szym schodku. Dłonie Luanne, jakby same z siebie, zwi-
nęły się w pięści i zaczęły okładać Aleksa.
- Po co tu przyjechałeś?! - krzyczała, bijąc go i
płacząc jak idiotka. Po raz pierwszy od śmierci Jeff a
dała się ponieść emocjom. - Jesteś ostatnią osobą, jaką
chciałabym w tej chwili widzieć!
- Myślisz, że nie wiem?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]