1030. Lennox Marion - Bajkowe małżeństwo, 1001-1100
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marion Lennox
Bajkowe małżeństwo
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Rose-Anitro, czeka cię miła niespodzianka.
Rose westchnęła. Niespodzianki ze strony teściów przypominały
przejażdżkę po zamku strachów w wesołym miasteczku. Słyszysz nagle „A
kuku!" - i z ciemności wyskakuje fosforyzująca zielona galaretowata zjawa
albo coś gorszego. Rose do wieczora tkwiła na pastwisku przy cielnej krowie;
wiatr przewiał ją do szpiku kości. Cielaczek, zamiast przyjść na świat jak Pan
Bóg przykazał, zdecydował, że dobrze mu tam, gdzie jest. Minęło wiele
godzin, zanim udało mu się to wyperswadować. Rose była na nogach od świtu
i w tej chwili marzyła tylko o własnym łóżku.
Jest jeszcze sprawa listu. Oficjalne pismo nadesłane pocztą poleconą
przyszło wraz z całym plikiem kart kondolencyjnych. Rzuciła okiem na
korespondencję, po czym wepchnęła list do kieszeni kombinezonu roboczego,
obiecując sobie, że zajmie się nim w pierwszej wolnej chwili. Teraz mogłaby
przeczytać go z uwagą, ale doświadczenie nauczyło ją nie przerywać rodzicom
zmarłego męża.
Przycupnęła na brzeżku niewygodnego tapicerowanego krzesła w ich
dusznym salonie, posłusznie splotła ręce na kolanach i przygotowała się na
najgorsze.
- To naprawdę cudowna niespodzianka - oznajmiła Gladys, ale trudno jej
było ukryć zdenerwowanie.
- Będziesz zadowolona - zapewnił ją Bob.
Rose spojrzała na niego niepewnie. Od śmierci Maxa wielokrotnie miała
wrażenie, że Bob stara się ją wspierać, jednak tylko do pewnego stopnia: nie na
tyle, by sprzeciwić się w czymkolwiek swej żonie.
- Wiesz, że dzisiaj jest druga rocznica śmierci Maxa? - upewniła się
Gladys, zerkając na męża znacząco.
- Oczywiście. - Jakim cudem Rose mogłaby o tym zapomnieć?
Nadal nosiła w sercu żałobę po ukochanym mężu, ale mimo to życie
wśród ołtarzyków poświęconych jego pamięci wyprowadzało ją z równowagi.
Do kliniki weterynaryjnej, którą przejęła po Maksie, przyniesiono dziś
tyle kwiatów, ile dwa lata temu na jego grób. Był chlubą miasteczka i
mieszkańcy wspominali go z estymą.
- Nie powiedzieliśmy ci od razu, bo takie było życzenie Maxa - wyjaśniła
Gladys. - Chciał dać ci czas na pogodzenie się z jego śmiercią. Nie miałabyś
siły na ciążę i dziecko.
- Ja... Nie rozumiem. Mów jaśniej. - Rose mimowolnie zacisnęła pięści.
Oczywiście, że nie było nawet mowy o dziecku. Najpierw kończyła studia
weterynaryjne i sama na nie zarabiała. Potem wspólnie walczyli z postępującą
chorobą Maxa. Teraz urabiała sobie ręce do łokci, by z niewielkiej praktyki
weterynaryjnej utrzymać siebie i rodzinę męża.
- Teraz jest dobry czas - uśmiechnęła się Gladys.
- Czas? Na co? - wykrztusiła Rose.
- Mamy jego spermę. - W głosie Boba brzmiało podekscytowanie. - To
nasienie Maxa, Rose. Kiedy zachorował po raz pierwszy, nie był jeszcze
dorosły. Ostrzegano nas, że kuracja może spowodować trwałą bezpłodność.
Pomyśleliśmy więc, że nie zostawi po sobie dziedzica. Nikogo, kto by pro-
wadził jego praktykę i kontynuował jego dzieło.
Rose nie miała siły na spory. Czuła tylko narastające niedowierzanie i
przerażenie.
- Jego nasienie zostało zamrożone - oznajmiła triumfalnie Gladys. -
Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę, dlatego nie mówiliśmy o tym wcześniej.
To jest prezent na drugą rocznicę jego śmierci. Od Maxa dla ciebie. Teraz
będziesz mogła urodzić jego dzieci.
Siedemset kilometrów dalej, w Londynie, w renomowanej
międzynarodowej kancelarii prawniczej Goodman, Stern and Haddock,
pewnego adwokata spotkała szokująca niespodzianka.
Nikolai de Montez przyglądał się siedzącemu naprzeciwko starszemu
mężczyźnie i po raz pierwszy w życiu odebrało mu mowę. Jego klient pojawił
się punktualnie na umówionym przed tygodniem spotkaniu. Był to posunięty w
latach dżentelmen, elegancko ubrany. Ręce drżały mu nieznacznie, gdy
wręczał swoją wizytówkę. Było na niej wydrukowane po prostu: Erhard Fritz.
Doradca Dworu.
- Mam proste pytanie - wyjaśnił bez większych wstępów. - Czy będzie
pan gotów wstąpić w związek małżeński, jeśli w efekcie zasiądzie pan na
tronie księstwa Alp de Montez?
Jako partner w firmie prawniczej pośredniczącej w wielu
międzynarodowych transakcjach Nick słyszał już wiele zadziwiających
pomysłów i propozycji, ale tym razem nie był w stanie wykrztusić choćby
słowa.
- Czy będę gotowy do zawarcia małżeństwa? - powtórzył powoli, jakby
każde nieostrożne słowo mogło spowodować nieobliczalne konsekwencje. -
Czy mógłbym dowiedzieć się... z kim miałbym się ożenić?
- Z pańską kuzynką, Rose McCray. Mógł ją pan znać jako Rose-Anitrę de
Montez. Jest teraz weterynarzem w Yorkshire, ale wedle mojej wiedzy to
prawowita następczyni tronu Alp de Montez.
Jak miałaby odejść? Porzucić to wszystko? Nie mogła tego zrobić, ale
ostatnie dwa dni były jak koszmar na jawie. Senna zmora utkana z resztek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]