1039. Oakley Natasha - Wymarzony biały welon, Książki - Literatura piękna, Harlequin Romans(1)- ostatnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Natasha Oakley
Wymarzony biały welon
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Freya z trudem opanowała zniecierpliwienie i ponownie rozejrzała się po roz-
ległym magazynie wypełnionym starymi kanapami i jeszcze bardziej sędziwymi
komodami.
- Halo! Jest tu kto? - zawołała ponownie.
Żadnej odpowiedzi. Jedynym dźwiękiem przerywającym ciszę było stukanie
jej szpilek po betonowej posadzce.
- Panie Ramsey? Czy jest pan tu? - Zatrzymała się i obejrzała za siebie. Długi
rząd kredensów i serwantek zastawiony był przeróżnymi bibelotami. Gdzie do licha
podziali się ludzie? To miejsce jest zupełnie opuszczone.
Wcisnęła ręce do kieszeni kożuszka i zaczęła przytupywać, by się rozgrzać.
Tylko nieudacznik tak prowadzi biznes. Czemu nie ma nikogo do obsługi klientów?
Albo przynajmniej jakiegoś stróża?
W takiej dziurze jak Fellingham nie można się spodziewać domu aukcyjnego
na miarę Sotheby's albo Christie's, ale ta rupieciarnia przekracza wszelkie wyobra-
żenie. Gdyby to od niej zależało, wyszłaby stąd, nie oglądając się za siebie. Wy-
starczy parę telefonów, a znajdzie inne rozwiązanie. A jednak...
Zmarszczyła brwi i przybrała typową dla siebie marsową minę. A jednak Da-
niel Ramsay zdołał w tajemniczy sposób przekonać jej babcię, że jest absolutnie
nieodzowny. Niech go diabli!
Dwanaście lat doświadczenia nauczyło ją cynicznej prawdy, że ludzie, którzy
sprawiają wrażenie chodzących ideałów, zazwyczaj umieją tylko to: sprawiać dobre
wrażenie. Niestety, trzeba prawdziwego kataklizmu, by starsza pani zmieniła zda-
nie o swoim ulubieńcu.
Cofnęła się i zawadziła nogą o pakę z zastawą stołową. Zaklęła pod nosem i
pochyliła się, by strzepnąć kurz z czarnych spodni.
Właściwie czym on się tu zajmuje? Z pewnością nie jest biznesmenem. Jego
dom aukcyjny jest wypełniony starzyzną ustawioną w równych rzędach.
Skrzywiła się, wdychając wyraźny zapach stęchlizny. Pewnie facet ledwo
wiąże koniec z końcem. Łatwo mu przyszło zaprzyjaźnienie się z jej babcią. Wy-
starczyło, że regularnie wpadał na pogawędkę i ciasto cytrynowe.
Całkowicie oczarował Margaret. Uznała, że zna się na wszystkim - od tępie-
nia myszy po wymianę przepalonych żarówek. No i antyki. Wyrobił sobie opinię
prawdziwego znawcy staroci.
Freya przestąpiła z nogi na nogę. Trudno w to uwierzyć, gdy się patrzy na
zgromadzone tu graty. Niewątpliwie jest znawcą, pomyślała, ale kutym na cztery
nogi znawcą starszych kobiet pragnących pozbyć się rzeczy, do których nie przy-
wiązują wagi, a na których można sporo zarobić.
Jej uwagę przykuły pomalowane na zielono drzwi z małą tabliczką „Biuro".
Znowu zerknęła na zegarek, po czym ominęła skrzynię i konia na biegunach tarasu-
jące jej przejście.
Strata czasu. Jeśli drzwi do biura są otwarte, zostawi mu kartkę z prośbą o te-
lefon. To nie jest idealne rozwiązanie, ale lepsze niż nic. Może zresztą jej obawy są
bezpodstawne. Może Daniel Ramsay naprawdę lubi jej babcię i nie ma żadnych
ukrytych motywów?
Oczy Frei zwęziły się. To mało prawdopodobne. Całkiem nieprawdopodobne.
Zapukała zdecydowanie i popchnęła drzwi, nie czekając na odpowiedź.
- Panie Ram...?
Odebrało jej mowę na widok tego niesamowitego składu mebli i obrazów.
Większość powinna wylądować na wysypisku śmieci, a nie w antykwariacie.
Co to u licha jest? Biuro rzeczy znalezionych? Nowoczesny szmaciarz?
Zatrzymała się nad wielkim dębowym biurkiem. Jakim cudem można praco-
wać w tym bałaganie? I czy tajemniczy Daniel Ramsay w ogóle zauważy jej kartkę
wśród setek innych?
Westchnęła i sięgnęła do torebki. W tym momencie zadzwonił telefon. Freya
zamarła. Przyzwyczajona była do działania i nigdy nie zostawiała potencjalnego
klienta bez odpowiedzi, więc natarczywy dzwonek działał jej na nerwy.
Sięgnęła do kolorowego kubka po długopis, gdy drzwi za jej plecami otwo-
rzyły się z trzaskiem.
- Odbierz, dobrze?
- Jestem...
- Telefon. Odbierz i zapisz, kto dzwonił i czego chciał - kontynuował męski
głos. - Będę wolny za minutę.
- Ale...
- Odbierz telefon!
Zawahała się, ale machnęła ręką na całą tę szopkę, przeskoczyła przez stertę
płyt winylowych i podniosła słuchawkę.
- Dom aukcyjny Ramsaya - powiedziała.
- Daniel? To ty?
- Przepraszam, ale pan Ramsay nie może w tej chwili podejść do telefonu.
Chętnie zapiszę wiadomość.
- Czy może pani mu powiedzieć, że dzwonił Tom Hamber, kochanie?
Uniosła brwi. Normalnie nie pozwoliłaby sobie na taką poufałość. Miała na
końcu języka ciętą ripostę, ale powtórzyła tylko to, co zanotowała.
- Dzwonił Tom Hamber.
- Proszę mu przekazać, że muszę się z nim porozumieć, koniecznie jeszcze
przed południem.
Freya dopisała „przed południem". Zostawi kartkę z informacją. Czy Ramsay
ją znajdzie, to już nie jej problem.
- To wszystko, kochanie.
Odłożyła słuchawkę. Zawahała się, wreszcie przylepiła karteczkę do telefonu.
Jedno jest pewne: nie pozwoli babci sprzedać żadnej wartościowej rzeczy przez tak
niekompetentnego pośrednika.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]