1049. Harper Fiona - Drogocenna jemioła, Książki - Literatura piękna, Harlequin Romans(1)- ostatnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Harper Fiona
Drogocenna jemioła
Po rozwodzie ze słynnym aktorem Louise przenosi się do wiejskiej posiadłości,
by z dala od paparazzich i niewiernego męża leczyć rany. Poznaje tam Bena
Olivera, też rozwiedzionego, który wychowuje kilkunastoletnią córkę. Szybko
rodzi się między nimi uczucie, ale Louise boi się angażować w nową miłość...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Niejedna kobieta wiele by dała za znalezienie się na miejscu Louise. Mężczyzna siedzący
naprzeciwko niej przy restauracyjnym stoliku był łakomym kaskiem i nie bez powodu zajął w tym
miesiącu pierwsze miejsce w rankingu najatrakcyjniejszych, prowadzonym przez magazyn „Holly-
wood Hottest".
Milczeli. Louise wpatrywała się w swoje sztućce, podsłuchując mimowolnie rozmowy toczone przy
sąsiednich stolikach gwarnej restauracji.
Jej towarzysz poprawił się na krześle i rozprostowując nogi, zawadził obcasem o mały palec u jej
prawej stopy. Drgnęła i pochyliła się, by rozmasować urażone miejsce.
- Mógłbyś uważać, Toby! - wysyczała, wynurzając się spod stolika i posyłając mu karcące spojrzenie.
Toby przestał się uśmiechać do dwóch tlenionych elegantek, które defilowały akurat obok, i przeniósł
wzrok na Louise.
- Coś mówiłaś?
- Nieważne - mruknęła, wyprostowała się i krzyżując nogi, wsunęła je na wszelki wypadek pod
krzesło. Mały palec pulsował bólem.
Wrócił kelner z apetycznie wyglądającymi przystawkami,
168
Fiona Harper
które zamówili, i Toby zabrał się bez zwłoki za swoją perliczkę. Nóż i widelec Louise pozostały na
serwetce.
Nie skomentował nawet, jak to miał w zwyczaju, kalorycznej zawartości jej talerza. Jak to,
zapomniała już, że ma zrzucać te kilogramy, których przybyło jej po porodzie?
Co z tego, że Jack zaczął niedawno ósmy rok. Jego ojciec był wciąż niepoprawnym optymistą, jeśli
sądził, że ona wciśnie się jeszcze kiedyś w tę markową sukienkę, która wisi w głębi szafy.
Ale przecież Toby już kilka lat temu wypisał się emocjonalnie z ich małżeństwa. Louise zachowywała
pozory przez wzgląd na Jacka, pozowała z uśmiechem do zdjęć zamieszczanych potem w prasie
codziennej oraz kolorowych magazynach i stanowczo zaprzeczała wszelkim pogłoskom o kryzysie w
ich związku. Toby nie powiedział nigdy wprost, że już jej nie kocha, ale zmiany w jego zachowaniu
mówiły same za siebie. No i ta najświeższa plotka...
Wzięła sztućce i przypuściła atak na swój makaron.
- Nie narzucaj takiego tempa, Lulu! Nie pali się - mruknął Toby, nie odrywając oczu od swego talerza.
Lulu. Na początku ich znajomości podobało jej się, że Toby tak się do niej zwraca. Lulu brzmiało
egzotycznie, podniecająco. .. i o niebo bardziej interesująco niż zwyczajne stateczne Louise. Lubiła
być wtedy Lulu.
Teraz wolała, by Toby znowu dostrzegł w niej Louise. Przerwała posiłek i spojrzała na niego z
nadzieją, że uniesie głowę, uśmiechnie się do niej, puści oko... cokolwiek.
Skinął na kelnera i poprosił o jeszcze jedną butelkę wina. Potem rozejrzał się po sali i skinął głową
tamtym dwóm blondynkom siedzącym kilka stolików od nich, ale jej przez
Drogocenna jemioła
169
następnych dziesięć minut nie zaszczycił nawet jednym spojrzeniem. Mogłaby wstać i wyjść, a on by
tego pewnie nie zauważył.
- Toby?
- No? - Wreszcie na nią spojrzał, ale w jego oczach próżno się było doszukiwać tego co dawniej, a
więc uczucia.
Szukała słów. Jak o to zapytać? I jak znieść odpowiedź?
Spróbowała wyrazić to oczami. Kiedy była modelką, fotografowie rozpływali się w zachwycie nad
„intensywnością" jej spojrzenia. Spróbowała teraz zawrzeć w nim wszystko, co czuła, łącznie z tą
wątłą iskierką nadziei, która jeszcze nie zgasła.
- Jezu, Lulu. Rozchmurz się, bo.
Przerwał mu dzwonek komórki. Wyciągnął ją z kieszeni i osłaniając wyświetlacz dłonią, odczytał
wiadomość. Drgnęła mu leciutko dolna warga. Spojrzał na Louise, tym razem uważnie, sprawdzając,
jak zareagowała, potem schował telefon do kieszeni marynarki i pochylił się nad swoim talerzem.
Czekała.
Wyczuł to i wzruszył ramionami.
- Z pracy. Wiesz, jak to jest...
Tak się niestety składa, że chyba wie. I rozpamiętywała tę swoją wiedzę już do końca kolacji,
machinalnie pakując widelcem do ust kolejne pozbawione smaku porcje.
To nie była wyssana z palca plotka.
Przez całe popołudnie, od rozmowy telefonicznej z przyjaciółką, żyła nadzieją, że to tylko głupie
spekulacje, że ktoś dodał dwa do dwóch i wyszło mu pięć. Przed sześcioma laty, kiedy tabloidy
zaczęły się rozpisywać o „potajemnych schadzkach" Tobyego z odtwórczynią głównej roli w jego
170
Fiona Harper
filmie, nie wierzyła, udzielała wywiadu za wywiadem, zarzekając się, że to nieprawda.
Przy drugim takim „incydencie" prezentowała wobec mediów tę samą postawę, ale prywatnie zaczęła
zwracać większą uwagę na wszystko to, co w mniejszym lub większym stopniu odbiegało od normy:
te prowadzone przyciszonym głosem rozmowy telefoniczne, te wieczorne spotkania z agentem w
niecierpiącej zwłoki sprawie:.. Niezbitych dowodów niewierności nie miała, ale same te obserwacje
wystarczały, by nagabywana przez dziennikarzy z coraz mniejszym przekonaniem wszystkiemu
zaprzeczała.
Przymknęła oczy, odgradzając się powiekami od rojnej sali. Nie chce już przez to przechodzić. Musi
tego oszczędzić Jackowi. Wcześniej był za mały, by rozumieć, co się dzieje, teraz potrafi już czytać. A
gdyby zobaczył coś na pierwszej stronie gazety? Zacisnęła zęby. Jaki przykład daje synkowi,
okłamując świat i przymykając oczy na skoki w bok Tobyego? Jaki mężczyzna z niego wyrośnie, jeśli
uzna postępowanie ojca za wzór do naśladowania?
- O Boże! Przecież to Tobias Thornton! Można prosić o autograf?
Wyrwana z tych refleksji Louise otworzyła oczy. Do Tobyego przymilały się, a raczej mizdrzyły dwie
dziewczyny. Toby z ostentacyjną zamaszystością i czarującym uśmiechem, za który uwielbiały go
fanki, złożył swój podpis na podsuniętej serwetce. Louise przyglądała się temu z kamienną twarzą.
Dopiero na odchodnym dziewczyny spojrzały przelotnie na nią. I nie były to spojrzenia przyjazne.
Zostali wreszcie sami. Toby otwierał już usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo znowu
zadzwoniła jego ko-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]