10033, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Andrzej ZimniakPOD OCHRON�Dudnienie uciekaj�cych do ty�u p�yt autostrady tworzy�o rytm, na kt�rego tle gor�cy wiatr wygwizdywa� radosn� melodi� wakacji. Rozbujane �any traw powiewa�y ku mnie kwiatami o�dusz�cej woni, a�daleko w�dole nieprzyzwoicie turkusowe morze szepta�o w�szczelinach ska� i�pod rumowiskami g�az�w..Odchyli�em na chwil� g�ow� do ty�u tak, �e w�zdr�twia�ym karku poczu�em zn�w ciep�e pulsowanie krwi. Niebo by�o jasne i�wyp�owia�e jak zapomniany na s�o�cu arkusz niebieskiego papieru; odruchowo opu�ci�em wzrok na lini� widnokr�gu, aby sprawdzi�, czyjego brzegi s� ��te i�poskr�cane. Moment okaza� si� odpowiedni, bo rozp�dzony pocisk samochodu gna� wprost na pobocze. Gwa�towny skr�t zarzuci� pojazdem, kt�ry pozostawi� za sob� chmur� ��tego kurzu.Skurcz w�krtani puszcza� stopniowo, a�po piersi rozchodzi�a si� setkami drobnych strumyk�w gor�ca fala ciep�a. �adnie m�g�bym si� urz�dzi�! I�to na samym pocz�tku urlopu. Lecz strach powoli mija�, a� zn�w niepodzielnie ow�adn�a mn� �ywio�owa, ch�opi�ca rado��:. Rado�� ze swobody, z�dzikiego p�du, ze s�o�ca i�wiatru. A�tak�e z�tego, �e pozostawi�em za sob� oplataj�cy mnie na co dzie� ochronny kokon zale�no�ci, obowi�zk�w i�praw, wzajemnych �wiadcze�, grzeczno�ci i�obustronnie wywa�anych przyjemno�ci. Nareszcie wyrwa�em si� z�tej sieci i�mog�em odetchn�� pe�n� piersi�.Wiatr hucza� i�gwizda� nad opuszczon� szyb�, a�dalej ucieka� szereg ob�ych wzg�rz z�kolczastym nalotem krzew�w i�kaktus�w. Spu�ci�em r�k� za okno, w�g�st� strug� gor�cego powietrza. Maszyna ci�a stalowym cielskiem szeroki, p�ynny przestw�r wiatru wp�ywaj�cego na l�d niby l�ejsza frakcja ciemniej�cego ju� oceanu. Czu�em si� w�tej chwili zespolony w�jedno�� z�pojazdem, odbiera�em wszystkimi tkankami jego wyt�on� wibracj�, kiedy pos�uszny i�gotowy na ka�dy rozkaz mkn�� wst�g� szosy, nurkuj�c co chwila w�g�stniej�cy mrok dolin.Robi�o si� duszno, w�z�bach zgrzyta� drobny py�, kt�rego chmury wirowa�y nad pobliskimi wzniesieniami. Zamkn��em okno i�w��czy�em klimatyzacj�.Mimo �e wszystkie wczorajsze rado�ci i�problemy ju� dawno powinny schowa� si� za krzywizn� Ziemi, my�l o�Helenie powraca�a natr�tnie i, cho� nie chciana, co chwila przes�cza�a si� przez rdzawy krajobraz suchych wzg�rz. Moje niezdecydowanie i�g�upie skrupu�y pozwoli�y temu zwi�zkowi trwa� o�wiele za d�ugo. Jeszcze rok temu w�a�ciwie wystarczy�o mi zauroczenie kobiecym cia�em i�alkoholowe odurzenie - Helena z�ochot� partycypowa�a w�obu tych przyjemno�ciach. Gdy min�� czas pryrriatu rozbuchanej fizjologii, na pierwszy plan zacz�y wysuwa� si� s�owa. A�tych coraz cz�ciej nam brakowa�o. Lecz jej by�o dobrze, mia�a przecie� swojego m�czyzn� - i�za ka�dym razem, kiedy chcia�em powiedzie� ��egnaj�, przytula�a si� do mnie ufnie i�mi�kko, zupe�nie jakby mog�a czyta� w�my�lach. Wi�c m�wi�em tylko - do jutra.Jeszcze raz spr�bowa�em odegna� natr�tne wspomnienia i�uwa�niej spojrza�em po okolicy. Autostrada bieg�a teraz po�r�d ciastowatych, nap�cznia�ych pag�rk�w, kt�re przysiad�y po obu stronach drogi jak ogromne, zm�czone w�dr�wk� hipopotamy. Wierzcho�ki wzniesie� by�y ochlapane p�ynn� miedzi�, a�mrok dolin w�tym dzikim krajobrazie skrywa� nie dopowiedziana gro�b�.Czu�em sztywno�� w�karku i�b�l plec�w, a�oznakowane na bia�o brzegi jezdni coraz cz�ciej rozpoczyna�y nieodpowiedzialny taniec. Tote� z�ulg� skr�ci�em na najbli�szy� post�j. Wzniecaj�c chmur� kurzu zjecha�em na utwardzany placyk tu� nad strumieniem, gdzie w�cieniu drzew przycupn�o kilka drewnianych stolik�w z��awami.Nigdzie nie by�o �ywego ducha - tak�e autostrada sprawia�a wra�enie opuszczonej, bocznej szosy; w�ci�gu ostatniej godziny jazdy nie spotka�em nikogo. Specjalnie wybra�em okr�n� drog� dla jej walor�w krajobrazowych, lecz nie przypuszcza�em, �e b�dzie a� tak wyludniona. Zreszt� nie przeszkadza�o mi to wcale - nie lubi�em t�oku.Odemkn��em drzwi i�z wych�odzonego wn�trza wyszed�em w�duszne powietrze wieczoru pe�ne w�ciek�ego grania cykad. Spu�ci�em si� strom� �cie�k� na sam brzeg strumienia, uwa�aj�c po drodze na w�e. Woda sp�ywaj�cej z�g�r rzeczki, lodowato zimna i�przejrzysta, w�g��bszych miejscach mia�a jasnozielone zabarwienie. Usiad�em na piasku i, obserwuj�c drobne zawirowania ko�o brzegu, odda�em si� chwili odpr�aj�cej, leniwej, bierno�ci.W stan przyjemnego zapomnienia wdar� si� obcy d�wi�k, nie nale��cy do tego zak�tka - chrz�st krok�w na �wirowym podje�dzie. Potrzebowa�em zaledwie sekundy, aby przestawi� si� na zwyk�e funkcjonowanie - wir my�li zn�w Wype�ni� ci�k� fal� wszystkie zakamarki ja�ni.Szybko wspi��em si� strom� �cie�k� w�r�d kolczastych krzew�w na g�r�. Brzegiem skarpy zbli�a�o si� dw�ch ludzi, kt�rych widok by� mi jakby znajomy. Jeden z�przybysz�w da� znak r�k�, �ebym zaczeka�; przyspieszyli kroku.Sk�d ja ich zna�em? Gdzie� ju� musia�em widzie� te dw�jk�, by�em tego pewien. Niczego wi�cej jednak nie mog�em wydoby� z�zawodnej pami�ci.Gdzie jest ich samoch�d? - znowu podejrzliwa my�l przemkn�a mi przez g�ow�. Na placu sta� tylko m�j w�z. Czy�by przyszli piechot�? Nie, to niemo�liwe. Najbli�sze osiedle le�a�o o�dobre kilkana�cie mil st�d. Z�pewno�ci� mieli defekt techniczny gdzie� w�pobli�u i�szukaj� pomocy - uspokaja�em sam siebie, bo spotkanie podejrzanie zachowuj�cych si� nieznajomych na takim odludziu na pewno nie nale�a�o do przyjemno�ci.M�czy�ni wci�� przyspieszali kroku, ju� niemal�e biegli; roz��czyli si�, oskrzydlaj�c m�j w�z z�obu stron. I�wtedy przysz�o ol�nienie. Tak! Spotka�em tych ludzi par� dni przed wyjazdem w�ma�ej greckiej pizzerii, i�bynajmniej nie by�o to mi�e spotkanie.Jednym szarpni�ciem otworzy�em drzwi samochodu i�wskoczy�em do �rodka, s�ysz�c z�obu stron chrz�st �wiru pod butami biegn�cych. Zatrzasn��em w�z, zablokowa�em zamek i�w��czy�em elektryczny podno�nik szyby, kt�ra zamyka�a si� tak powoli, jak jeszcze nigdy dotychczas. Brudne, spocone d�onie rozpostar�y si� na szkle, w�okna zab�bni�y pi�ci, miga�y czerwone, nabrzmia�e wysi�kiem twarze. Widziad�a sp�yn�y raptem do ty�u, ze�lizgn�y si� po masce jak zdmuchni�te wiatrem li�cie i�roztopi�y w�chmurze ��tego py�u. Grzechot drobnych kamieni o�podwozie zast�pi�o miarowe dudnienie p�yt autostrady, silnik szumia� g�ucho na wysokich obrotach, a�stalowy pocisk pojazdu p�dzi� z�wiatrem w�zawody. Dopiero po chwili przesta�em dusi� akcelerator; elastyczny fotel �agodnie wypchn�� mnie ze swojego wn�trza, a�ska�y wok� zako�czy�y wariacki taniec. Gna�em pomara�czowo o�wietlon� autostrad�, wycieniowan� do najdrobniejszych nier�wno�ci nawierzchni, a�s�o�ce k�ad�o barwy zachodu na �agodnych wzg�rzach i�suchym stepie. W�dole, w�wype�nionej ju� wieczornym mrokiem dolinie, w�kt�rej g��bi pe�za�a struga nik�ych �wiate�ek, bieg�a g��wna droga wprost do Huantanejo.Po chwili w��czy�em si� w�potok mkn�cych cicho pojazd�w, kt�rych przytulne wn�trza wype�nia�a rozmowa, �miech, muzyka lub samotne milczenie. Lecz dla mnie ludzie, zamkni�ci w� kapsu�ach swoich samochod�w, wygl�dali jak unieruchomione kukie�ki z�animowanego filmu.Tak, to sta�o si� w�ma�ej greckiej pizzerii, po�o�onej w�r�d innych podobnych restauracyjek, pub�w i�piwiarni, sklep�w muzycznych i�troch� zapuszczonych hotelik�w, w�malowniczo rozrzuconej na zboczu wzg�rza cyga�skiej dzielnicy. O�tej porze t�tni�o tam wieczorne �ycie, z�ciemnych wn�trz lokali niby z�ogromnych uli dochodzi� bucz�cy szum g�os�w, czasem tylko urozmaicany brz�kiem szk�a lub sztu�c�w, pachnia�o dymem tytoniowym i�gor�cym olejem, jak spod ziemi dobiega�o g�uche dudnienie rytmicznej muzyki. Na chodniki wylegli chi�scy handlarze krabami i�Ustawiali swoje ogrzewane w�glem kot�y wprost na trotuarze, po�r�d wielobarwnego t�umu, a�ca�e to kolorowe �ycie zdawa�o si� wisie� w�lu�nej sieci w�skich i�stromych uliczek, k�ad�cej si� na zboczu wzg�rza mistern� mozaikow� plecionk�.By�o ich dw�ch. Jeden, przedwcze�nie wy�ysia�y, z�ostrym d�ugim nosem i��widruj�cymi, blisko osadzonymi oczami, przypomina� drapie�nego ptaka; drugi by� troch� niechlujnym, chudym dryblasem w�znoszonej sk�rzanej kamizelce. Przysiedli si� do mojego stolika i�w milczeniu s�czyli tani gatunek piwa. Poczu�em si� nieswojo, sko�czy�em wi�c pospiesznie posi�ek i�chcia�em wsta�, kiedy zobaczy�em ta�cz�cy kufel. Pe�en pienistej cieczy przemieszcza� si� nieregularnymi posuni�ciami po b�yszcz�cej p�ycie stolika, w�grubym szkle przep�ywa�y fali�cie w�rytm przechy��w naczynia pomara�czowe refleksy i�karykaturalnie rozci�gni�te twarze. Potar�em powieki, pr�bowa�em zebra� my�li. Halucynogeny? Spojrza�em po swoich s�siadach - ich twarze wyra�a�y skupienie i�powag�, wpatrywali si� we mnie siedz�c bez najmniejszego ruchu, rozrastali si� i�pot�nieli, wype�niali ju� prawie ca�e pole widzenia. Tak, to sprawka tych dw�ch. Chcia�em zerwa� si� i�uciec, lecz ten ptakowaty przytrzyma� mnie za r�k� swoj� wielk� �ap� i�mrukn��: �chwileczk�. M�wi� cicho, lecz owo �chwileczk� zako�ata�o mi w�g�owie jak d�wi�k dzwonu. Musia�em wygl�da� nie-. szczeg�lnie, i�to okaza�o si� wybawieniem. Kto� chwyci� mnie mocno pod ramiona i�wyci�gn�� na dw�r, a�na miejscu tamtych ptasich twarzy rozla�a si� jaskrawa piania rudej brody jednego z�moich znajomych. Jak to dobrze, �e i�on zajrza� do tej przekl�tej knajpy - my�la�em w�k�ko powoli przychodz�c do siebie.Ale czego chcia�o tych dw�ch? Wtedy widzia�em ich po raz pierwszy w��yciu i�sk�onny by�em przypuszcza�, �e chodzi�o o�drobne na w�dk� lub mo�e o�sprawy seksualne. Lecz tylko wi�ksza forsa albo inne wa�kie powody mog�y ich sk�oni�, kimkolwiek byli, do tak d�ugiego po�cigu. W�moim przypadku pieni�dze odpada�y - wi�c co? Najprawdopodobniej pomylili mnie z�kim� innym pomy�la�em z�ulg�, lecz ju� w�nast�pnym momencie zda�em sobie spraw� z�faktu, �e bynajmniej nie poprawia to mojej sytuacji. Je�li �ywi� wrogie zamiary, zapewne nie zd��� wyja�ni� im pomy�ki, je�li za� po prostu czego... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl