10061, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Robert NewcombKroniki krwi i kamienia tom 02 Wrota wituTytuł oryginału The Gates of DawnPrzełożył Paweł KrukWydanie angielskie: 20003Wydanie polskie: 2004Dla moich rodziców, Harryego i MurielPODZIĘKOWANIAPragnę podziękować tym, którzy pomogli mi napisać już drugš mojš powieć. Dziękuję mojemu agentowi, Mattowi Bialerowi, którego wiara we mnie, jak się zdaje, nigdy nie słabnie, a także mojej niezwykle cierpliwej redaktorce, Shelly Shapiro, pełnišcej rolę mojego literackiego żyroskopu. Dziękuję również specjalistce od reklamy, Colleen Lindsay, i wszystkim innym z Del Ray, którzy przyczynili się do sukcesu moich powieci. Ogromne podziękowania należš się także licznym księgarzom, którzy zaznajamiajš czytelników ze wiatem fantastyki. I wreszcie - co nie znaczy, że jej udział w moim sukcesie jest najmniejszy - dziękuję mojej żonie, która zachęciła mnie do podjęcia tego wyzwania.Błogosławione dzieci, w których żyłach płynie szlachetna krew. One sš przyszłociš sztuki i praktyk znanych pod nazwš mocy. Bo bez łaskawej strony sztuki wszelkie przejawy porzšdku i dobroci obrócš się w proch, który wiatr rozwieje. A wtedy za tymi samymi niewinnymi istotami - dziećmi - będziemy rozpaczać w nieskończonoć...Z DZIENNIKA WlGGA,BYŁEGO PIERWSZEGO CZARNOKSIĘŻNIKA RADY CZARNOKSIĘŻNIKÓWPrologSłudzyA po tym go poznacie - będzie to ohydny mutant, który zostanie wybrany, aby poprowadzić naród przeciwko Wybrańcowi. A jego wiadomoć będzie po częci umysłem obdarzonych darem, a po częci umysłem przeklętych. Lecz jego prawdziwym przewodnikiem będzie umysł jednego z potomków Wybrańca. I będzie panował w podziemiu, gdzie na jego usługach pozostanie niewolnica - a, która będšc potomkiem jego największego wroga, zasišdzie u boku swojego pana, który zniewoli jš swojš nieprawociš. A morderca na jego usługach będzie pomagał zaspokoić żšdze ohydnego mutanta...STRONA 673, ROZDZIAŁ PIERWSZY KSIĘGI PRZEPOWIEDNI KODEKSUPodniósł powoli rękę, by dotknšć gęstej, ciepłej cieczy spływajšcej z boku głowy, cieczy, którš tak bardzo kochał i nienawidził zarazem. Z przyjemnociš zanurzajšc palce w żółtym płynie, po raz tysięczny pomylał o tym, czym się stał.Łowca krwi.Znowu krwawię, pomylał i umiechnšł się do siebie. Choć w rzeczywistoci to nie jest krew.Ragnar, na wpół człowiek i czarnoksiężnik, na wpół łowca krwi, podszedł do owietlonego blaskiem wiec lustra wiszšcego na przeciwległej cianie. Spojrzał uważnie na strużkę cieczy, która ciekała mu po twarzy z niewielkiej, nigdy nie gojšcej się rany na prawej skroni. Zadał mu jš ponad trzysta lat temu czarnoksiężnik Wigg, niegdy pierwszy czarnoksiężnik Rady, twierdzšc, że to pomoże go wyleczyć - a może nawet pozwoli mu zajšć miejsce wród czarnoksiężników Rady. Lecz tak się nie stało. A potem Wigg zajšł się innymi sprawami, pozostawiajšc Ragnara w mękach uzależnienia w tym na wpół zmutowanym stanie.Kiedy spojrzał w lustro, zobaczył lnišcš łysš głowę, wydłużone u dołu uszy i długie, ostre kły łowcy krwi. Przekrwione, niebieskoszare oczy patrzyły na niego z lustra, wyrażajšc głód, który mogła zaspokoić jedynie zemsta.A przecież jestem kim więcej niż tylko bezmylnym łowcš, rozmylał. W połowie był człowiekiem czarnoksiężnikiem. Wigg nie miał pojęcia, że on wcišż żyje.Wigg powrócił wreszcie do Eutracji, pomylał z zadowoleniem. A z nim przybyli też oboje Wybrańcy. Umiechnšł się. Dziecko się ucieszy.Podobały mu się zmiany, jakich dziecko dokonało w kamiennej fortecy. Pokój, którego odbicie widział w lustrze, jego prywatny salon, był niezwykle okazały. ciany zbudowano z marmuru o najciemniejszym odcieniu czerwieni. cienne lichtarze i wiece nieustannie wypełniały pokój łagodnym blaskiem. Salon ozdabiały także barwne, zbytkowne meble, misternie tkane dywany oraz najróżniejsze dzieła sztuki. Jednak cierpki, kwaskowaty zapach cieczy sšczšcej się z rany kazał mu powrócić mylami do jego bieżšcego zadania.Nie może się zmarnować ani kropla, pomylał. Wsunšł do ust dwa palce mokrej już od cieczy dłoni i niemal natychmiast poczuł jej piekšcy żar, który przepłynšł przez jego ciało, drażnišc go. Ciecz była jego przekleństwem i błogosławieństwem zarazem.Odwracajšc się do drugiej osoby w pokoju, zapytał:- Jeste gotowy? - Zabrzmiało to bardziej jak rozkaz niż pytanie.- Tak - padła odpowied.Ragnar spojrzał na Pijawkę, osobistego sługę i szpiega, a także zaufanego mordercę. Wysoki i przeraliwie chudy, Pijawka miał lisiš twarz i ciemne, długie włosy. Był sierotš, a przydomek, który otrzymał na poczštku swojej przestępczej kariery na ulicach Tammerlandu, idealnie do niego pasował. Znał każdy zaułek zniszczonego miasta, a także wielu sporód tych, którzy wcišż tam mieszkali - ludzi, którzy mogli się okazać szczególnie przydatni, zwłaszcza teraz, kiedy pod nieobecnoć Gwardii Królewskiej Tammerlandem zawładnęły zbrodnia i przemoc.Pijawka trzymał w dłoni niewielkie szklane naczynie, z którego dna odchodziła rurka. Na jej końcu znajdowała się igła. Między igłš a naczyniem połšczonym z rurkš tkwiła prosta drewniana ršczka. Pijawka umiechnšł się, odsłaniajšc kilka ciemnych zepsutych zębów.- Wszystko gotowe - powiedział wysokim, dwięcznym głosem.- A zatem zaczynajmy - odparł Ragnar.Zajšwszy miejsce na jednym z ozdobnych krzeseł, łowca krwi patrzył, jak Pijawka podchodzi do niego ze szklanym naczyniem w dłoni. Następnie sługa delikatnie umiecił igłę w ranie z boku głowy Ragnara.- Możesz kontynuować - powiedział Ragnar i zamknšł oczy. Pijawka zaczšł ostrożnie pompować drewnianš ršczkš. Żółta ciecz, która dotšd sšczyła się swobodnie z rany, teraz popłynęła rurkš i zaczęła wypełniać szklane naczynie. Ragnar siedział spokojnie, niemal w błogim zadowoleniu, ponieważ wiedział, że wkrótce zgromadzi doć cennego płynu, by wystarczyło mu na kolejny miesišc.Kiedy naczynie było już pełne, Pijawka wyjšł igłę z rany i otworzył naczynie.- Jak zwykle? - zapytał. - Dwie trzecie dla ciebie, jedna trzecia dla mnie?- Tak - odpowiedział Ragnar. - Tylko rozsšdnie to zużyj. Wigg i Wybraniec wkrótce tu przybędš i czas naszego zwycięstwa jest już bliski. - Na jego ustach pojawił się cień umiechu, gdy pomylał o tym, że znowu ujrzy pierwszego czarnoksiężnika i będzie miał okazję po raz pierwszy zobaczyć Wybrańca. - Czarnoksiężnik i Wybraniec przeklnš dzień, w którym nas znajdš - powiedział cicho.Pijawka sięgnšł po naczynie.Uważajšc, by nie dotknšć cieczy, przelał ostrożnie gęsty, żółty płyn do dwóch innych pojemników. Większy z nich oddał Ragnarowi, który natychmiast zanurzył w nim dwa palce prawej dłoni i wsunšł je do ust, zamykajšc oczy z rozkoszy.Pijawka odstawił swoje naczynie na marmurowy stolik stojšcy nieopodal i spojrzał na Ragnara.- Wzywa cię - rzucił krótko.Łowca krwi przestał oblizywać palce i postawił naczynie na stole obok drugiego pojemnika.- W takim razie muszę wiedzieć, jakie masz osišgnięcia. Pijawka przyniósł skórzanš torbę z drugiego końca pokoju, po czym otworzył jš i wytrzšsnšł jej zawartoć na podłogę. Ragnar umiechnšł się.- Ilu dzisiaj? - zapytał.- Ponad trzydziestu, panie - odparł Pijawka, a na jego ustach pojawił się przebiegły umiech. - Tym razem poszło jeszcze łatwiej.- A zatem stworzenia dziecka okazujš się bardziej skuteczne, niż sšdzilimy - powiedział Ragnar w zamyleniu.-Spojrzał na łupy leżšce na podłodze. Małe, kwadratowe i bez wštpienia dopiero co zdjęte z ofiar.Były to kawałki ludzkiej skóry.Na każdym z dopiero co wyciętych płatów widniał identyczny tatuaż: idealny wizerunek krwistoczerwonego kamienia o równych ciankach. Z niektórych kawałków jeszcze kapała krew.Szlachetna krew. Ragnar umiechnšł się. Dzień stawał się coraz bardziej interesujšcy.- A konsulowie, z których je zdjšłe? Gdzie sš? - zapytał.- Pod ziemiš, jak zwykle, panie - odparł Pijawka. - Natomiast szlachetnie urodzone dzieci, które udało się schwytać, zostały oddzielone od ojców.- Dobra robota - odpowiedział Ragnar. - Zanim przybędš nasi honorowi gocie, musimy mieć pod kontrolš jak najwięcej członków Bractwa ogołoconych z ich znaków.Dziecko ucieszy się, że udało nam się pochwycić ich tak wielu w cišgu tylko jednego dnia, pomylał.- Pójdę do niego.Ragnar odwrócił się i opucił pokój; jego powolne, ciężkie kroki na lnišcej marmurowej posadzce były dziwnie przytłumione. Pokonywał kolejne korytarze, aż wreszcie zatrzymał się przed masywnymi drzwiami z najlepszego czarnego marmuru. Spod drzwi sšczył się intensywnie niebieski blask, który rozlewał się po podłodze. Zauważył, że jest o wiele janiejszy niż bardziej przyćmione, jakby efemeryczne jarzenie, które towarzyszyło działaniom osób mniej zaawansowanych w sztuce. Wydawało się, że jest wręcz czym namacalnym, czego można dotknšć.Jego aura jest coraz janiejsza, pomylał łowca. Wiedza i moc rosnš z każdym dniem. A Wybraniec nie rozpoczšł jeszcze swojej edukacji, nie wie też, że dziecko żyje.Stojšc tak przed drzwiami, Ragnar przypomniał sobie tamten nie tak odległy dzień, kiedy dziecko, właciwie niemowlę, dosłownie zmaterializowało się przed nim i przemówiło do niego. Nakazujšc mu posłuszeństwo, dziecko wyjaniło po częci Ragnarowi, skšd przybywa i dlaczego. A łowca krwi, wysłuchawszy niesamowitej opowieci, chętnie ofiarował mu swoje usługi.Wreszcie Ragnar zebrał się w sobie i powoli otworzył ogromne drzwi, po czym wszedł do sali.W zupełnej ciszy mały chłopiec unosił się w powietrzu nad marmu... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl