10144, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rafa� D�bskiDotyk KataDopadli mnie w�ciemnym zau�ku, gdzie� mi�dzy rozsypuj�c� si� szop� a�odrapanym kamiennym murem. Zdo�a�bym zapewne umkn��, gdyby nie kupa desek pomieszanych z�wapiennym gruzem, kt�ra znienacka wyros�a przede mn�.Dw�ch chwyci�o mnie pod ramiona wykr�caj�c je a� do b�lu, a�trzeci przysun�� swoj� twarz do mojej. Owia� mnie cuchn�cy oddech zepsutych z�b�w zmieszany z�woni� cebuli i�gorza�ki.- Nie lubimy tutaj obcych! A�osobliwie obcych przybywaj�cych wieczorem!Wyszczerzy� z�by w�drwi�cym u�miechu. Widywa�em w��yciu r�ne obrzydliwe rzeczy, ale ta ospowata g�ba z�poczernia�ymi pie�kami z�b�w naprawd� mog�a przyprawi� o�md�o�ci.- Obszukaj go, Wojtek - poradzi� ten, kt�ry trzyma� mnie z�lewej. - Sprawd� sakw�.- Milcz, Kusy! Na to b�dzie czas p�niej. Czego tutaj szukasz, przyb��do?Prze�kn��em �lin�. Mia�em ch�� naplu� na t� wstr�tn� fizjonomi�. C� takiego im uczyni�em, �e chc� mnie skrzywdzi�?- Przyby�em do Akademii...Natychmiast mnie pu�cili, odskoczyli jak oparzeni.- Bra� go, durnie! - wrzasn�� ospowaty Wojtek. - Ju�e za p�no! Dotykali�cie go tak czy siak!Zanim zd��y�em cokolwiek zrobi�, zn�w mnie mocno trzymali.- Do Akademii chcesz? A�zabi�e� ju� kogo?Patrzy�em prosto w�jego kaprawe oczy. Niech sam znajdzie odpowied�.- Pewnie - sapn��. - Inaczej nie szuka�by� tej przekl�tej szko�y! Musia�e� ju� zabi�!Nie wiedzia�em, czy to dobrze dla mnie czy �le. Czy w�og�le istnieje w�tej sytuacji co�, co mo�na uzna� za pomy�ln� okoliczno��. Wtedy w�jego �renicach dostrzeg�em charakterystyczny b�ysk. Od samego pocz�tku zamierza� mnie zabi�, czegokolwiek bym nie powiedzia�, czegokolwiek bym nie uczyni� i�to wcale nie dlatego, �e chcia�em odnale�� Akademi�, ale ze zwyk�ej ��dzy mordu i�chciwo�ci.- Trza zmaza� wasz� ha�b�! - rzek� do towarzyszy. - Dotkn�li�cie niedotykalnego! Po�o�yli�cie d�onie na tym, kogo nie mo�na musn�� nawet skrajem p�aszcza, komu nie wolno pozwoli� nast�pi� na sw�j cie�. Tylko krew sp�ucze ha�b�. Krew i�modlitwa! M�dlcie si�, gdy b�d� dokonywa� waszego oczyszczenia. Potem p�jdziem do kapelana, �eby nas rozgrzeszy�! Nie patrzcie teraz na niego, bo jaki urok got�w jeszcze rzuci�.Moi prze�ladowcy zacz�li mamrota� �Ojcze nasz�, a�ospowaty si�gn�� za pazuch�. W�zapadaj�cym mroku b�ysn�� zdobiony d�ugi sztylet, pewnie �up z�jakiego� rabunku. Wojtek wykrzywi� usta w�u�miechu okrutnym i�zimnym jak stal, kt�r� zamierza� przeszy� moje serce. S�owa modlitwy dziwnie si� miesza�y z�powietrzem cuchn�cego zau�ka i�b�yskami ostrza.Zerkn��em na boki. Mamrocz�cy modlitw� napastnicy uj�li mnie jeszcze mocniej, wpatruj�c si� w�po�yskuj�cy n�. Ten nazywany Kusym obliza� szybko wargi. Wygl�da� na takiego, kt�remu widok krwi sprawia przyjemno��.- My tu nienawidzimy katowskich pacho�k�w - mrukn�� ospowaty. - My tu t�pimy katostwo! Wiedz to, nim zdechniesz.Wypu�ci�em ze �wistem powietrze, zwis�em bezw�adnie w�bolesnym u�cisku. G�owa polecia�a do przodu.- S�aby co� jak na ich ucznia - rzek� Kusy. - Omdla�.- Mo�e nie zabi� nikogo wcale, ino przyszed� tylko po nauki - odezwa� si� ten drugi.- Do Akademii przychodz� tylko tacy, co ju� pow�chali rzemios�a! Tak m�wi� m�j ojciec!- G�upi�! M�j za� prawi�, �e zdarza si� i�inaczej!- Same� g�upi!Musia�em im zacz�� ci��y�, bo prze�o�yli d�onie g��biej pod pachy. To by�a chwila, na kt�r� czeka�em.- Trzymajcie go mocno, durnie! - krzykn�� Wojtek.Jednak�e by�o za p�no. Dla nich sta�o si� za p�no ju� w�momencie, gdy ospowaty zamiast natychmiast pchn�� mnie no�em w��ebra, zacz�� s�ucha� ich sprzeczki. Stan��em mocno na nogach. Moi prze�ladowcy, zaskoczeni, rozlu�nili chwyt jeszcze bardziej, zako�ysali si� wytr�ceni z�r�wnowagi mym nag�ym ruchem. Z�ca�ych si� machn��em r�kami w�prz�d. Polecieli bezw�adnie, zderzaj�c si� g�owami. Rozleg� si� ohydny trzask, a�po chwili obaj legli na ziemi.Ospowaty wyda� z�siebie przeci�g�y j�k, odwr�ci� si� na pi�cie i�z wrzaskiem pobieg� w�stron� wyj�cia z�zau�ka. W�prze�wicie mi�dzy murami pojawi�a si� znienacka ciemna zakapturzona posta�. Uciekaj�cy dostrzeg� j� w�ostatniej chwili. Nie zd��y� si� zatrzyma�, wpad� na tamtego. Zakapturzony wykona� kr�tki ruch r�k�. Dolecia�o mnie ciche chrupni�cie i�m�j niedosz�y prze�ladowca jak szmaciana lalka osun�� si� na ziemi� z�dziwnie wykr�con� g�ow�.Gro�na posta� ruszy�a w�moim kierunku. Wstrzyma�em oddech. Przyjaciel czy wr�g? Mistrz Eustachiusz przestrzega� mnie, �e w�tym dziwnym mie�cie tego jednego nigdy nie b�d� pewny. Teraz za� mog�em mie� pewno��, �e w�starciu z�tym cz�owiekiem jestem bez szans.Stan�� przede mn� odrzuciwszy kaptur. Ujrza�em siwe, d�ugie w�osy i�b�yszcz�ce w�pomarszczonej twarzy, g��boko osadzone oczy.- Szukasz Akademii? - spyta�.G�os mia� chropawy, wysoki. Zbyt wysoki jak na tak pot�n� posta�. Skin��em tylko g�ow�.- Chod� za mn�. Sam jej nie odnajdziesz.Widz�c, �e nadal stoj�, strzepn�� niecierpliwie d�oni�.- Bierz sakw� i�chod�! W�Bieczu o�tej porze chadza si� przy szabli i�z nabitym pistoletem lubo w�silnej grupie. Musisz mi zaufa�. Tak, wiem, uczono ci�, �e ma�odobry nie ufa nikomu, jednak�e dzi� uczynisz wyj�tek! Chyba �e masz lepszy koncept.Oczywi�cie nie mia�em.***- Od dzi� to b�dzie tw�j dom. - Bartosz rzuci� tobo�ek na prycz�. - Nie patrz tak. Ka�dy nowy dostaje podobn� cel�. Nie ma si� co oburza�. Od chwili kiedy Mistrz Wojciech ci� przyprowadzi�, musisz podda� si� naszym obyczajom.Jednak�e mnie nie w�g�owie by�y jakiekolwiek skargi. W�tej samej chwili rozleg� si� triumfalny pisk. Ujrza�em stado szczur�w k��bi�cych si� na mojej sakwie. By�o ich ze dwadzie�cia albo i�wi�cej! Post�pi�em krok naprz�d, chc�c je odegna�, ale powstrzyma�a mnie d�o� Bartosza.- Zostaw! Nie wolno p�oszy� szczur�w! Masz w�torbie jedzenie? Nie wolno trzyma� w�celi �adnej spy�y ni napitk�w!- Nie wiedzia�em...- Teraz wiesz! W�celi masz oddawa� si� rozmy�laniom i�nauce. A�te stworzenia ju� dopilnuj�, �eby� nie mia� pokus.Z odraz� obserwowa�em l�ni�ce szare futerka i��yse r�owe ogony. Ostre z�by bezlito�nie ci�y sk�r� sakwy.- I�nie patrz na nie z�takim obrzydzeniem. Szczur to najlepszy przyjaciel kata. Jeszcze si� o�tym przekonasz.Zwierz�ta dotar�y wreszcie do chleba i�kawa�ka w�dzonej s�oniny. Zagryz�em wargi. Dopiero teraz u�wiadomi�em sobie, jaki jestem g�odny. Od poprzedniego wieczoru nie mia�em nic w�ustach. Nie by�o na to czasu.- To dzi�ki nim Akademia jest bezpieczna - ci�gn�� m�j przewodnik. - Sprawiaj�, �e w�adza nas toleruje, a�cz�� podatk�w sp�ywa do naszej kasy.- Nie rozumiem...- Zrozumiesz. Ju� niebawem, kiedy nadejdzie czas ofiary. Aby pozna� swych podopiecznych i�pozyska� ich mi�o�� nie mo�na �a�owa� niczego, nawet krwi.Rozejrza� si� po pomieszczeniu.- Co znacz� twoje s�owa? - spyta�em.- Niepokoisz si�? - przywo�a� na twarz lekki u�miech. - Ten, kto ma szafowa� cudz� krwi�, musi si� najpierw nauczy� upu�ci� w�asnej. O, jest!Podszed� do stolika w�rogu, przyni�s� stamt�d niewielk� miseczk�. Potem si�gn�� do mieszka ukrytego w�fa�dach szaty, wyj�� ze� jakie� zawini�tko. Powoli, obserwuj�c mnie uwa�nie, rozwija� l�ni�c� sk�r�. W�tej samej chwili, w�kt�rej zobaczy�em niewielkie ostrze, dolecia� mnie dziwny, ale przyjemny zapach nieznanych zi�.- Podwi� r�kaw - rozkaza�.Cofn��em si� p� kroku. Drugi raz w�ci�gu jednego dnia kto� wyjmowa� przeciwko mnie bro�!- Nie pami�tasz, co m�wi� Mistrz Romuald na Klauzurze? Masz mnie s�ucha� we wszystkim! Nie uczyni� ci wszak krzywdy. Gdyby chodzi�o o�twoj� �mier�, czyby�my nie pojmali ci� tu� za bram� i�nie dokonali swego?Mia� s�uszno��, cho� to nie zmniejsza�o mego niepokoju. Pos�usznie podwin��em r�kaw.- Wspania�e �y�y - mrukn�� z�podziwem. - Jak postronki. A�mi�nie jak w�z�y. Gdzie� tak wy�wiczy� swoje cia�o?- Mistrz Eustachiusz nie szcz�dzi� mi �wicze�. Zawsze powtarza�, �e ten, kto si� para katowskim rzemios�em, musi mie� sprawne cia�o.- Mistrz Eustachiusz... - W�jego g�osie znowu zabrzmia� podziw. - Mia�e� wiele szcz�cia, �e� go spotka�. U�nas bajki o�nim powiadaj�. Pono� tak jest sprawny, �e potrafi osk�rowa� skaza�ca bez uronienia ze� kropli krwi... A, w�a�nie! - Ockn�� si� z�zamy�lenia. - Krew! Szczury musz� si� jej napi�. Musz� spr�bowa� twej posoki, aby ci� przyj�y.Wzdrygn��em si�.- No ju�, Jakubie! Ja przytrzymam naczynie, a�ty sam dokonaj naci�cia. Nie b�j si�, brzeszczot jest czysty, wygotowany i�przelany najmocniejsz� okowit�, �eby rana si� nie papra�a. Uwa�aj, jest bardzo wyostrzony!Uj�� miseczk� w�obie d�onie i�podstawi� pod moje wyci�gni�te rami�. Pos�usznie przeci�gn��em no�ykiem po sk�rze. Rzeczywi�cie by� ostry. Rana, kt�r� otworzy�, okaza�a si� o�wiele wi�ksza ni� zamierza�em. Trysn�a krew, osiadaj�c na twarzy Bartosza.- Przepraszam...- Nie szkodzi. - U�miechn�� si� oblizuj�c z�warg mokr� czerwie�. Zadr�a� przy tym, jakby przeszed� go niepohamowany dreszcz rozkoszy. Nagle zesztywnia�, spowa�nia� i�spojrza� na mnie z�dziwnym wyrazem w�oczach. Z�niech�ci�? To by�o co� wi�cej ni� niech��.Pomy�la�em, �e chyba nie dam rady go polubi�. By�o w�nim co� dziwnego, co� przywodz�cego na my�l brud i�od�r loch�w. Krew sp�ywa�a do naczynia. Kiedy wype�ni�a je do po�owy, Bartosz poda� mi pas lnianej materii.- Opatrz naci�cie. A�potem postaw misk� na ziemi.Ciasno owin��em ran�. Czu�em, jak krew wci�� s�czy si� z�przeci�tej �y�y. Wzi��em misk� z�r�k mojego towarzysza i�postawi�em j� na pod�odze. W�tej samej chwili szczury przerwa�y buszowanie w�moje...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]