10191, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stephen CoontsUS AmericaWkrótce tego autora:KUBA HONGKONGCGONTSPrzekład Maciej SzymanskiREBISDOM WYDAWNICZY REBIS Poznań 2003Tytuł oryginału AmericaCopyright © 2001 by Stephen Coonts Ali rights reseruedCopyright © for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2003Redaktor Małgorzata ChwałekKonsultant Jarosław KotarskiOpracowanie graficzne okładki Zbigniew MielnikIlustracja na okładce CORBISWydanie IISBN 83-7301-367-9Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.ul. Żmigrodzka 41/49, 61-171 Poznańtel. 867-47-08, 867-81-40; fax 867-37-74e-mail: rebis@rebis.com.plwww.rebis.com.plDruk i oprawa. ABED1K PoznańPODZIĘKOWANIAKosmiczny system obrony przeciwrakietowej SuperAegis oraz okręt podwodny USS America opisane w niniejszej powieści są wytworami wyobraźni autora. Źródłem wielu pomysłów były dlań plany projektowanych obecnie okrętów klasy Virginia, jednakże ostateczna „konstrukcja" jest dziełem autora. Wnioski patentowe w drodze. Nie było intencją autora pisanie traktatu o okrętach podwodnych, które należą do najbardziej skomplikowanych urządzeń, jakie kiedykolwiek wynaleziono, toteż jak zwykle pozwolił sobie na twórczą swobodę tam, gdzie było to konieczne ze względu na tempo akcji i ogólną strawność powieści.Inżynier-fizyk Gilbert Pascal był uprzejmy naświetlić autorowi liczne aspekty techniczne programu wojen gwiezdnych i walki w głębinach. Eksperci Malcolm MacKinnonn El i Chris Carlson służyli cennymi komentarzami na temat okrętów podwodnych. Wszystkim im autor pragnie wyrazić głęboką wdzięczność.Współudziałem w niniejszej literackiej zbrodni splamiła się także żona autora, Deborah Coonts, do której należy kierować wszelkie skargi.Charles Spicer, redaktor w wydawnictwie St. Martin's Press, zasługuje na szczególny salut do daszka czapki baseballowej. Jego entuzjazm dla literatury sensacyjnej, mądre rady oraz cierpliwość w toku całego procesu twórczego sprawiły, że praca z nim była prawdziwą przyjemnością.PROLOG- Trzydzieści minut. Odliczanie w toku - zagrzmiał głośnik. Jake Grafton przycisnął czapkę ręką, by nie porwał jejwiatr, kiedy zadzierał głowę, patrząc na potężną, trzystopniową rakietę skierowaną ku błękitnemu niebu. Zmrużył oczy, gdy oślepiły go promienie słońca odbite od białego, oszronionego kadłuba. Schłodzone paliwo obniżyło temperaturę pancerza, powodując skroplenie, a następnie zamrożenie wilgoci zawartej w ciepłym morskim powietrzu.- Ma sto siedem metrów i trzydzieści osiem centymetrów wysokości - powiedział z uczuciem komandor porucznik Tarkington, zwany Ropuchem. Miał głowę pełną faktów i liczb, wielkich i kompletnie pozbawionych znaczenia, jeśli nie liczyć ich skuteczności w potęgowaniu mocnych wrażeń.- Jesteś pewien?- Plus minus centymetr. Wystrzelenie tego cacka to cholernie piękny sposób na uczczenie Czwartego Lipca.- Ach, więc mamy dziś święto?Tarkington spędził ostatni miesiąc na pokładzie platformy startowej Goddard - przebudowanej wieży wiertniczej, osadzonej w szelfie kontynentalnym o pięćdziesiąt mil na wschód od przylądka Canaveral - i lubił bawić się w przewodnika wycieczek za każdym razem gdy jego szef, kontradmirał Jake Grafton, przybywał z grupą zagranicznych gości. Jake pojawiał się co kilka tygodni i zawsze spędzał na platformie parę dni; tak było od miesięcy, odkąd rozpoczęły się montaż i próby rakiety.Teraz była gotowa. Tak przynajmniej twierdzili eksperci,a było ich bardzo wielu - z NASA, lotnictwa, Europy i Rosji. W wierzchołku trzeciego stopnia rakiety znajdował się pierwszy satelita należący do nowego, kosmicznego systemu obrony przeciwrakietowej SuperAegis. Na jego pokładzie zamontowano reaktor jądrowy oraz laser, którego zadaniem było strącanie międzykontynentalnych rakiet balistycznych w chwili, gdy wynurzały się z atmosfery. Kompletny system miał się składać z ośmiu satelitów-zabójców. Zbudowanie i umieszczenie na orbicie pozostałych siedmiu przewidziano na najbliższe trzy lata — oczywiście pod warunkiem, że testy pierwszego zakończą się sukcesem. Tymczasem jednak była to jedynie mgliście zarysowana przyszłość.Start satelitów systemu SuperAegis z platformy był ukłonem w stronę polityków z Florydy, którzy obawiali się skażenia przylądka Canaveral i całego wschodniego wybrzeża stanu w razie awarii którejś z rakiet. Uniemożliwiło to jednak użycie promu kosmicznego do przetransportowania sprzętu na orbitę.Tego dnia odsunięto wreszcie dźwig, który wykorzystywano podczas montażu, pozostawiając jedynie wieżę wyrzutni, obłożoną wiązkami elektrycznych kabli łączących rakietę ze stanowiskiem startowym.- Przyznaję, nie spodziewałem się, że tak daleko zajdziemy - mruknął Tarkington.Pod naporem zwiedzających przesunęli się z Jakiem do samego relingu otaczającego małą platformę roboczą. Trzydzieści metrów niżej kłębił się ciemnogranatowy ocean, poprzecinany nielicznymi pasmami piany. Jake odetchnął głęboko, rozkoszując się słonym zapachem morza.- Co za aromat - odezwał się Ropuch, wyczuwając nastrój szefa.Nad platformą unosiły się trzy śmigłowce: dwa wojskowe i jeden telewizyjny, przekazujący obraz ekipom kilku stacji. Warkot ich silników cichł raz po raz i znowu narastał, niesiony wiatrem.O milę dalej unosił się na falach lotniskowiec USS United States, utrzymując zaledwie prędkość sterowną. Nawet z takiej odległości Jake widział setki ludzi na jego wielkim pokładzie startowym. W chwili startu rakiety spodziewał się zobaczyć tam niemal całą załogę oraz dobry tysiąc dziennikarzy i dygnitarzy, dla których nie starczyło miejsca na8platformie. W nieco większej odległości manewrowały niszczyciele, osłaniając gigantyczną konstrukcję przed kilkudziesięcioma jachtami pełnymi protestujących.Aktywiści ruchów pokojowych, ekologicznych i antynuklearnych przybyli w wielkiej liczbie. Zafundowali sobie świetne wakacje, a przy okazji starali się jak najbardziej uprzykrzyć życie ekipie przygotowującej start.Wyposażone w reaktory atomowe satelity SuperAegis istotnie mogły być dla wielu ludzi źródłem niepokoju. W wypadku katastrofy rakiety w drodze na orbitę można było zminimalizować ryzyko radioaktywnego skażenia terenu, ale nie można było wyeliminować go całkowicie. Byli i tacy, którzy uważali, że skuteczna tarcza przeciwko pociskom balistycznym uczyni wojnę jądrową bardziej, a nie mniej prawdopodobną. Nie brakowało też ludzi przekonanych, że absurdem było w ogóle wydawanie bajońskich sum na system, który najprawdopodobniej nie miał być nigdy użyty. Wszystkie te lęki i głosy sprzeciwu trafiały do polityków i wolno brnęły w górę hierarchii, a tymczasem... pierwszy element systemu SuperAegis był gotowy do startu.Jednym z cywilów stojących w otoczeniu doradców i kolegów był sekretarz stanu. Jego pomysłem było włączenie do projektu państw europejskich i Rosji. To mistrzowskie posunięcie sprawiło, że przed systemem tarczy niszczącej pociski balistyczne zapłonęło polityczne zielone światło. Rakiety nośne wyprodukowano w Rosji, a sam start finansowany był ze środków europejskich.Jądro systemu antyrakietowego, satelity SuperAegis, było amerykańskim produktem. Zasada ich funkcjonowania była powszechnie znana i wielokrotnie dyskutowana - także w parlamentach od Waszyngtonu po Moskwę — jednakże rozwiązania techniczne zastosowane w sercu tych urządzeń były jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic. Inaczej być nie mogło, jeżeli system miał być skutecznym zabezpieczeniem przed zakusami tak zwanych państw łotrowskich, gdyby któreś z nich zapragnęło skierować swe pociski balistyczne w stronę Zachodu.Tego dnia sekretarz stanu przybył w licznym towarzystwie, między innymi sekretarza obrony i doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego. Prezydent i reszta gabinetu zapewne także pojawiliby się na platformie, gdyby jeden z prze-9ciwników projektu nie zauważył słusznie, że w razie eksplozji rakiety - wydarzenia raczej mało prawdopodobnego - cały rząd Stanów Zjednoczonych zostałby zmieciony z powierzchni Ziemi. Ów oponent stwierdził też nie bez złośliwości, że być może nie byłoby to takie złe. Tak czy inaczej, prezydent został w domu.Jednym z cywilów z otoczenia sekretarza był ubrany w elegancki szary garnitur generał Eric „Fireball" Williams, były przewodniczący Połączonego Komitetu Szefów Sztabów, a obecnie prezes konsorcjum Consolidated Aerospace, głównego wykonawcy kontraktu na budowę systemu SuperAegis. Wkrótce po tym, jak protestujący przeciwko projektowi wyrazili obawę o bezpieczeństwo prezydenta i jego świty, Williams oświadczył publicznie, że podczas startu będzie przebywał na platformie, w centrum kontroli lotu.Zdaniem niektórych dziennikarzy kontrakt na budowę satelitów SuperAegis ocalił Consolidated. Jak dotąd rząd przeznaczył na ten cel pięćdziesiąt miliardów dolarów i spodziewano się dalszych wydatków.Konieczność finansowania projektu tarczy antyrakietowej sprawiła, że anulowano wiele innych, bardzo poważnych programów badawczych związanych z obronnością kraju. Wielu ludzi w mundurach i bez z goryczą wypowiadało się o mądrości tego posunięcia, ale opinia publiczna domagała się bezpieczeństwa, a sto miliardów dolarów to kwota, z której można by wykarmić armię krewnych i znajomych, toteż Kongres ochoczo zatwierdził budżet przedsięwzięcia. Argumentowano, że Stany Zjednoczone zostały jedynym supermocarstwem dysponującym wystarczającą liczbą samolotów, okrętów i czołgów do pokonania dowolnego przeciwnika na planecie, toteż jedynym realnym zagrożeniem były dla nich reżimy z Trzeciego Świata, prowadzące własne badania nad bronią masowej zagłady. System SuperAegis miał być pierwszym krokiem na drodze do zapewnienia pełnego bezpieczeństwa cywilizacji zachodniej. A przy okazji, jak zauważył pewien komentator, sto miliardów to suma, z której każdy może uszczknąć coś dla siebie. Czy ktokolwiek mógł więc mieć uzasadnione zastrzeżenia?- O ile system...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]