10193, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
RYNE DOUGLAS PEARSONKOD MERKURY(Przeウoソyウ: Jerzy 」oziki)ZYSK I S-KA1998Dominic i MelisaPodzi麑owaniaSkウadam wyrazy wdzi鹹zno彡i - na kte teraz zasウugujケ bardziej niソ kiedykolwiek - R.H., S.H. i M.G.Naleソケ si・one rnieソ mojej rodzinie i przyjacioウom za wiar・oraz za kaソdケ, przestawionケ na eksponowane miejsce, ksiケソk・ podczas wizyt w ksi麋arniach.Rnieソ dzi麑uj・ Clyde弛wi Taylor za poczケtek, Chuckowi Verrill za rady, Howardowi Sanders i Richardowi Green za speウnienie marze・oraz Joe Singer, Maureen Peyrot i Karen Kehela za podziwianie obraz, kte czasami opowie懈 maluje sウowami.I jak zawsze dzi麑uj・mojej ソonie Irene, po prostu za to, ソe jest i ソe jest ze mnケ.PrologWsch sウoaNa pnoc od Tokio...Keiko Kimura staウa u st ウka, przejrzysty, biaウy peniuar spウywaウ z drobnych ramion, zakrywajケc jej wciケソ pociケgajケcケ figur・ ona za・my徑aウa, jak maウo efektownie wyglケdaウ niezbyt skory do lotu ptaszek Amerykanina, a takソe, jakiegoソ diabウa jego krew wywabi z mi麑kiego aksamitu.Tak, ciepウa, czerwona wilgo・przyprawiaウa jケ o uczucie bウogo彡i, sウyszケc krzyk ofiar mogウa osiケga・szczyty, a kiedy teraz spoglケdaウa na blade ciaウo, kte ochoczo daウo przytroczy・cztery kozyny do rog ウka, my徑aウa, ソe zniszczona bielizna nie b鹽zie nadmiernケ cenケ.- Zr mi to, mama-san - bウagalnym gウosem powiedziaウ Amerykanin; patrzyウy na niケ wygウodniaウe oczy, a kozyny drソaウy z podniecenia w wi黝ach, na kte tak nalegaウ, wiedziony jakケ・masochistycznケ fantazjケ.- Chcesz, ソeby Keiko daウa ci klapsa? - spytaウa, a potem jedna za drugケ przesun・a stopy po podウodze, aソ zatrzymaウa si・przy wezgウowiu; czarne wウosy spウywaウy na ramiona, a oczy badawczo omiotウy ciaウo. Wolno przysiadウa na materacu, za・j黝yk wysunケウ si・i zwilソyウ wargi.U徇iechnケウ si・z wyszczerzonymi z鹵ami; pier・uniosウa si・w pospiesznym oddechu. Erekcja nieco si・poprawiウa.- Tak, chc・ ソeby・mnie ukaraウa!Na d毆i麑 tego sウowa zawrzaウy w niej pierwotne siウy. Кara謾, pomy徑aウa. Powiedziaウ to tak wyra殤ie, z tak gorケcym pragnieniem w gウosie, ソe jego d毆i麑 Keiko zacz・a powtarza・w my徑i, a wystarczyウo kilka razy, ソeby poczuウa wilgo・- Och, tak, mama-san, tak! Bardzo mi tego trzeba, i to jak najszybciej!Keiko przetoczyウa gウow・z barku na bark, a potem spojrzaウa Amerykaninowi w oczy. Na twarzy miaウ krople potu. Wyobraziウa sobie, ソe kaソda z nich to czerwona pereウka... krwawe ウzy, kte wylewa dla niej.Оch, kochany・ pomy徑aウa, czujケc, jak fala gorケca porywa jケ i niebezpiecznie szybko niesie ku przepa彡i, skケd juソ nie b鹽zie powrotu. Щa wiele. Za wiele i zbyt szybko・ Przyjdzie jeszcze czas na rozkosz, ale interesom trzeba byウo da・pierwszetwo, nim b鹽zie mogウa zabawi・si・w 徇ier・- Prosz・- nagliウ Amerykanin z zaci從i黎ymi z鹵ami.- Najpierw musisz co・zrobi・dla Keiko - powiedziaウa i przesun・a r麑ケ po czarnych k鹽ziorach na piersi. Znalazウa sutek i uj・a go mi鹽zy kciuk i palec wskazujケcy.- Aaach! - j麑nケウ, a twarz wykrzywiウa si・w grymasie oczekiwanej ekstazy.Paznokie・kaソdego palca byウ starannie zaostrzony i teraz Keiko raptownie je zacisn・a. Zacisn・a mocno, bardzo mocno, tak ソe ze stanu budzケcej si・rozkoszy Amerykanin nagle runケウ w prawdziwy b.- Eeej! Uwaソaj!Bez takiej gwaウtowno彡i, kta moソe byウaby w tej sytuacji wskazana, Keiko wpiウa si・w sutek, a nast麪nie oderwaウa r麑・i cisn・a w bok kawaウek rowego ciaウa. Uderzyウ w biaウケ 彡ian・i na gウadkiej powierzchni zostawiウ jaskrawoczerwonケ plam・ zanim spadウ na podウog・- Czy・ty oszalaウa, gウupia kurwo...!Podrywaウ si・ opadaウ, skr鹹aウ, szarpaウ, a krew z rany pryskaウa na twarz Keiko i peniuar, ktego juソ wcze從iej przestaウa ソaウowa・ Znowu ukazaウ si・j黝yk dziewczyny i zlizaウ kropl・krwi z gnej wargi. Jej smak, jej obecno懈 na ciele sprawiaウy, ソe bardzo trudno byウo skoncentrowa・uwag・na zadaniu. Ach, jak trudno.- Musimy porozmawia・ Joe.- Joe? - wykrztusiウ Amerykanin pomimo bu. Nie wiedziaウ, ソe dla jego dr鹹zycielki wszyscy Amerykanie nazywali si・Joe.- Nie tylko ty zapウaciウe・Keiko za t・noc, Joe. - Jej wargi drソaウy od sウonego, miedzianego smaku soku ソycia. Бch, ソeby tak si・w nim skケpa謾, pomy徑aウa. Juソ niedウugo, ale czekanie zawsze jest takie okrutne. - Kto・chciaウby dowiedzie・si・czego・ co wiesz ty.Czoウo sfaウdowaウy zmarszczki; po ソebrach pociekウa purpurowa strka.- Masz, kurwa ma・ 忤ira. Co niby wiem?Nie tak ウatwo byウo okre徑i・wyraz twarzy Keiko; z pewno彡iケ nie byウa to ani rado懈, ani zウo懈. Вestia w ludzkim ciele・ pomy徑aウ Amerykanin. A potem zobaczyウ n w zakrwawionej r鹹e, kta wynurzyウa si・zza kraw鹽zi ウka.- Wszystko - powiedziaウa, delikatnie trzymajケc n za rケczk・ a jego ostrzem zataczajケc w powietrzu emki.- Co wiem? - wrzasnケウ, ale w gウosie byウo teraz bウaganie.Teraz juソ u徇iechaウa si・ n powoli zbliソaウ si・do ciaウa, aby rozpoczケ・dウugケ, nocnケ prac・- Mniejsza z tym, Joe. Powiesz mi wszystko o wszystkim, a ja juソ wybior・ co trzeba.D殀n・a w koniec noソa, a potem przeciケgn・a powoli klingケ po j黝yku, delektujケc si・smakiem. Jego ソycie byウo tak kruche, jak krucha b鹽zie jej rozkosz. Rano, po wszystkim, po pracy i ekstazie, gdy zabawka zostanie bezpowrotnie zniszczona, jej pragnienia odソyjケ na nowo. Wraz z nimi pojawi si・potrzeba i gdzie・znajdzie si・kto・ kto jケ zaspokoi. A potem...- Nie denerwuj si・ Joe. Mamy przed sobケ caウケ noc.Art Jefferson byウ w Chicago od niecaウych dwh miesi鹹y, a juソ zdケソyウ zrobi・sobie wroga z prokuratora federalnego, Angelo Breema.- Co to miaウo, do cholery, znaczy・ Jefferson? - spytaウ gniewnie Breem, dognawszy na sケdowych schodach czウowieka numer dwa w chicagowskim oddziale FBI i chwyciwszy go za ウokie・Art popatrzyウ przeciケgle na wウochatケ r麑・Breema, a ten rozsケdnie jケ cofnケウ.- Co konkretnie?Breem, w ktym ciケgle gotowaウo si・ze wzburzenia po przerwanej sesji sケdu, drソケcym palcem mierzyウ w tego, kty okazaウ si・zdrajcケ.- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Twoje zeznanie sprawi, ソe Kermit Fiorello b鹽zie chodziウ wolno.Art odwriウ si・i wszedウ o stopie・wyソej, dzi麑i czemu mogli sobie patrze・prosto w oczy. Od poirytowanego prokuratora byウ wyソszy o sze懈 cali.- Powiedziaウem prawd・- Na Boga, Jefferson! Dobrze wiesz, ソe Fiorello jest winny! Winny co najmniej sze彡iu zleconych morderstw, a mogli徇y ubabra・go w dwa z nich, plus oskarソenie o szantaソ, gdyby・nie pograウ tak mi麑ko!- Mi麑ko? - spytaウ Art i przekrzywiウ gウow・ ッyウa na lewej skroni nabrzmiaウa. - Gdyby szanowny pan prokurator miaウ solidnie przygotowane wszystkie dowody, nie potrzebowaウby moich zezna・ Tymczasem wszystko wyglケdaウo marnie od samego poczケtku. To dlatego chciaウ pan, ソebym wygrzebaウ przeciw Fiorello jakケ・starケ spraw・ czyソ nie? Niestety, Breem, to byウo pi黎na彡ie lat temu, a na dodatek nie miaウo nic wspnego z tym wケtウym oskarソeniem, kte przedstawiウ pan kwadrans temu. To nie ja ukr鹹iウem gウow・pakiej sprawie; to byウo samobstwo.Breem dygotaウ; dウonie kurczowo zacisn・y si・w pi龕ci. Z jakケソ ch鹹iケ przylaウby temu pyszaウkowatemu agentowi. Mケdrala, kty wielkich niby rzeczy dokonaウ na Wybrzeソu.- On jest winny, Jefferson!- My徑i pan, ソe nie wiem o tym? - spytaウ Art i nachyliウ si・ku Breemowi, ktego blada twarz peウna byウa napi鹹ia. - Robiウem podchody na Fiorella, kiedy pan byウ jeszcze w szkce.- To dlaczego powiedziaウe・ ソe nie miaウ nic wspnego ze 徇ierciケ Carrery?- Bo nie miaウ! - Art wyprostowaウ si・i potrzケsnケウ gウowケ. - Gdyby raczyウ pan skontaktowa・si・ze mnケ, zanim zostaウem wezwany do sケdu, co・bym panu wyja從iウ. Ale nie, caウe swoje oskarソenie oparウ pan na tej jednej sprawie. Je徑i Fiorello zaウatwiウ Carrer・ to dziesi・ lat pniej musiaウ zrobi・to samo z Tanginim, Picone i tak dalej. Tak, zaウatwiウ Tanginiego, Picone, ale nie Louie Carrer・ Usウyszaウby pan to od kaソdego agenta, kty si・wtedy zajmowaウ tケ sprawケ. - Wyprostowanym palcem godziウ w czerwony krawat prokuratora. - Nie odrobiウ pan pracy domowej i dlatego Kermit Fiorello jest znowu na wolno彡i. Niech pan sobie za to podzi麑uje, Breem, a nie oskarソa innych.To powiedziawszy, Art pokazaウ plecy rozmcy i ruszyウ spokojnie w d schod, ignorujケc sztylety spojrze・ kte poszybowaウy jego 徑adem. Maウo sobie robiウ z takich ludzi jak Breem. Wszystkie te perory, widowiska w sケdzie i ani za grosz skrupulatno彡i, ソeby rzecz przygotowa・od poczケtku do koa. Breem chciaウ jak najszybciej dotrze・do mety, ale w tym przypadku cholernie si・pospieszyウ. Wyglケdaウo na to, ソe kaソdy prokurator marzyウ o D.C. i miウym gabinecie w Ministerstwie Sprawiedliwo彡i. No c, na prostej drodze Angelo Breema pojawiウy si・pewne przeszkody, a Art dobrze wiedziaウ, ソe ten dupek b鹽zie jego za to obwiniaウ aソ do koa swych dni.И co z tego?・ pomy徑aウ Art, kty u st schod ruszyウ Dearborn, aby przegry滓 co・u Nica. Nie takim juソ nieprzyjacioウom musiaウ stawia・czoウo podczas dウugich lat w Biurze. C moソe mu zrobi・marny prokurator?Numer 6601 wymagaウ naprawy.Satelita o nazwie KH-14, b鹽ケcy cudem wyobra殤i elektronicznej wartym dwa miliardy dolar, krケソyウ wok Ziemi po orbicie o kケcie nachylenia dziewi・dziesiケt osiem stopni, na wysoko彡i 150 mil morskich dopiero rok z przewidzianych dziesi鹹iu lat, gdy prom, kty wyniウ go w Kosmos, Atlantis, godzin・przed 忤item startowaウ z Przylケdka C...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]