10209, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tomasz PištekŻmije i kretyUkochani poddani Cesarza tom 12003- Dziwka. Torba. Wywłoka. Kurwa.Stara Prezzemola wypowiadała te słowa równie beznamiętnie, jak "Miedziaka, szlachetnypanie". Siedziała na resztkach drewnianej skrzynki i żebrała. O tej porze pozostałyograniczone możliwoci żebrania, było już po Popołudniowym Tršbieniu i ostatniprzechodnie skryli się w swych domach. Prezzemola nie mogła jednak wyzbyć się staregonawyku, jeszcze z czasów przed Edyktem, i siedziała jak zwykle na swoim stanowisku aż dowieczora. Gdyby wczeniej wpełzła do służšcej jej za mieszkanie jamy w ziemi obok rynny,gryzłaby się przez całš noc. Wieczornš godzinš mógł przechodzić bogaty pijany hulaka,rzucajšcy starym żebraczkom złote monety. Prezzemola nikogo takiego nigdy nie widziała,ale nadal wierzyła, że tacy jeszcze gdzie istniejš.Dawniej przedwieczorne godziny były najbardziej lukratywne. Z warsztatów, oficyn imanufaktur wygłodniali ludzie pieszyli do domów. I na targ. Kobiety kupowały nawieczorny posiłek wieżš wołowinę z Lodowych Jatek, papkę orzechowš, pieczoneskrzydliszki, marynowane słotnie, czerwone owoce miododrzewu, grube na palec liciesoczniaka. Dziwki Nihongów wykłócały się ze swoimi chudymi, skonookimi pobratymcamio wędzone szczuropsy, wielkie jak talerz małże amae, długoszyje wężółwie, płaty surowejkoniny. Zapachy mięsa, ryb, kwanych owoców amarioli, sosu ze sfermentowanego bobu,wina z winogron, liwek, jabłek i gruszek mieszały się ze sobš w powietrzu, podobnie jakwieżoć i zgnilizna. Targujšce się, machajšce długimi rękami cienie sprzedawców szalały namurach kamienic, bo wszędzie na straganach migotały wieczki i lampki. Tak, aby handelmógł trwać, chociaż dzień się kończył.W masie oszukujšcych i oszukiwanych zawsze znalazł się kto, kto czuł się na tylepodbudowany sutymi zakupami, żeby rzucić miedziaka Prezzemoli, wówczas tylkopięćdziesięcioletniej.Teraz plac wieczorami był martwy. Czasem przechodził przezeń patrol Straży, też niezbytożywiony. Zwykle składał się z trzech mężczyzn, którzy szli w identycznym, powolnymtempie, z jednakowymi twarzami bez wyrazu. Na szczęcie, ich zbroje hałasowały tak, żePrezzemola słyszała, jak wychodzš z cekhauzu na obchód dzielnicy. Dlatego starej żebraczceudawało się zawsze wpełznšć na czas do swojej jamy w ziemi. Poza strażnikami rzadko kiedywidywało się kogo po Popołudniowym Tršbieniu.Tym dziwniejszym zjawiskiem była ruda kurwa. Kurwa o kolorze włosów, który zdradzałzastosowanie szkarłatnika, barwnika używanego zazwyczaj przez drogie kurtyzany lubutrzymanki najbogatszych kupców. Prezzemola przed czterdziestoma laty miała szansę zostaćtakš utrzymankš. Wybrała drogę cnoty.Ruda kurwa przemierzała plac od jednego posšgu do drugiego, co chwila kryjšc się zajakim cokołem. Teraz zatrzymała się nagle pod wielkš rzebš przedstawiajšcš byłego królaMurriny, Haltanga, rozcišgniętego na torturze zwanej zerwikołkiem. Tablica umieszczonapod rzebš informowała detalicznie, że podczas tej nieco już zapomnianej egzekucji kołek byłmetalowy i rozgrzany do bardzo wysokiej temperatury.Stojšc pod nieszczęsnym królem, a właciwie pod jego dziwacznie wykręconšmarmurowš nogš, dziwka rozejrzała się ostrożnie. Prezzemola nie mogła dostrzec wyranie,co dziewczyna ma na szyi, ale to co błyszczało. Chyba był to naszyjnik, i to z metalu,brzydkiego, szarego, podobnego do stali. A to, co tkwiło w rudych włosach, bez żadnegowštpienia było przesadne i niegustowne nawet dla mało wyrafinowanych oczu Prezzemoli.Wyglšdało jak uchwyt nożyczek. Najwyraniej kurwa gotowa była nałożyć na siebiewszystko, byle tylko przypodobać się wieniakom ze Straży.Budynek cekhauzu Straży Imperialnej był ogromny i biały. Na jego budowę zużytotrzysta czterdzieci cztery tony kilmakańskiego marmuru, nie mówišc o innych materiałach.Mieszkańcy Murriny, Umiłowanego Cesarskiego Miasta II Kategorii, z poczštku nazywali tępysznš budowlę Fontannš. Szybko jednak zaczęli nazywać jš Grobowcem. A potem w ogóleprzestali jš nazywać.Fontanna czy Grobowiec, cekhauz miał jednak wiele zalet. Jednš z nich była wielkaliczba małych załomów i wnęk po zewnętrznej stronie murów. Odpowiednio dowiadczonyczłowiek mógł się w nich doskonale ukryć.Ruda była odpowiednio dowiadczonym człowiekiem. W jednej sekundzie zniknęłasprzed oczu Prezzemoli i schowała się we wnęce. Chociaż Prezzemola była bardzo ciekawa,nie miała odwagi zbliżyć się do załomu, żeby zobaczyć, co tam robi kurwa.A kurwa włanie klęczała pod płaskorzebš, która najwyraniej przedstawiała ogromnšpostać Cesarza, bo zamiast twarzy miała jednolitš, gładkš płaszczyznę.Gdyby w załom muru zajrzał który ze strażników cekhauzu, w pierwszej chwilipomylałby pewnie, że jaka zabłškana pijana dziwka sposobi się do sikania. Zaraz potemzobaczyłby, że pijana dziwka wsuwa sobie palec między nogi, tam gdzie każda, nawetnajpaskudniejsza baba ma swój drogocenny klejnot. Ruda nie była paskudna, więc na pewnonasz strażnik poużywałby sobie rozkosznie, zanimby jš zaaresztował.Nikt jednak nie zaglšdał w załomy i ruda mogła spokojnie wsunšć w swojš drogocennšcipkę przezroczysty pęcherz. Jeszcze raz poprawiła ułożenie palcem, sprawdziła, czywiństwo przylepiło się dobrze do wewnętrznych cianek pochwy, poruszyła też udami dlapewnoci.Pęcherz pochodził z ryby sciopalla, popularnej na południowych wybrzeżach Imperium.Doć szybko rozpuszczał się w organizmie człowieka, już po trzech godzinach nie było ponim ladu. Ale przez pierwsze trzy godziny dobrze spełniał swoje zadanie.Ruda poprawiła spódnicę i wyszła z załomu. Okršżyła wielkš statuę przedstawiajšcšwynędzniałego niewolnika z kłódkš na ustach, podeszła pod rzebione wrota cekhauzu. Tšbramš zwykle wchodzili więniowie, dlatego kiedy nazwano jš Coverchio - wieko trumny wjednym z miejscowych dialektów.Wartownik był młody, wysoki i, sšdzšc po zapachu, spocony. Twarz miał takš, jakby woblicze różowej winki kto wstawił wyłupiaste żabie oczy. Od razu było widać, skšdpochodzi. Północnik. Tak mówiono na przybyszów z dalekich, osobliwych, północnychregionów Cesarstwa.Drgnšł, gdy ruda nagle stanęła przy nim.- Czego? - zapytał, udajšc, że patrzy gdzie przed siebie. Starał się zachować obojętnoći nie widzieć zielonych oczu, rudej czupryny i wydatnych ust.- Gdy głód przyciska i w trzewia wnika, czas się przytulić do żołnierzyka - zrymowałaprzemylnie ruda.Ruda znała północników. Widziała, jak w bladoniebieskich oczach dryblasa rodzš siędwie myli. Pierwsza myl dotyczyła nikczemnych dziewek z Południa, które należało wišzaću słupa i chłostać witkami po gołym tyłku. Druga myl mówiła żołdakowi, że takiej kobietynie zobaczyłby nigdy w swej rodzinnej okolicy, choćby nawet przebiegł wszystkie wioski odIhmistenkaupunki aż po Kamjenz. Obie te myli - ta o chłostaniu i ta o pięknie - zaczęłyrosnšć i nabrzmiewać, aby wreszcie połšczyć się w jedno wspaniałe uczucie, które naPółnocy nazywajš miłociš, a na Południu - zboczeniem, okrucieństwem i bestialstwem.- Nie ma drew na opał, zimna jesień zbrzydła, we żołnierzyku dziewczynkę podskrzydła - kontynuowała ruda.- Czekaj - wydusił wreszcie z siebie szeregowiec Straży, szumnie nazwanyżołnierzykiem. - Moja warta wnet się skończy, wezmę cię na stróżówkę. Bšd mi przyBramie Kuchennej za dwa pacierze.Stara Prezzemola zobaczyła tylko, jak co czerwonowłosego przebiega tuż obok niej wstronę Bramy Kuchennej. Zdšżyła jednak przerwać na chwilę potok wyzwisk pod adresemrudej kurwy, aby krzyknšć do niej: "Wspomóżcie, łaskawa pani". Ruda jednak nie zwróciłana niš uwagi.Bo ruda nie wiedziała dokładnie, co znaczy pacierz. Na wszelki wypadek pieszyła się,jak mogła.Brama Kuchenna mieciła się na końcu małej uliczki między dwoma wysuniętymibastionami cekhauzu. Uliczka została kiedy wybrukowana czaszkami poprzednichmieszkańców dzielnicy, ale te szybko się pokruszyły pod butami i kołami. Teraz wyłożono jšżółtawymi kamiennymi płytami dla wygody kwatermistrzowskich wozów, dostarczajšcychstrażnikom rybi tłuszcz, kiszone wodorosty, korzenie mokrzycy i inne rzeczy, którymi Cesarzżywił swoje najwierniejsze sługi.Na jednej z kamiennych płyt ruda polizgnęła się i zachwiała, o mało się nieprzewracajšc. Płyta była mokra i liska. Deszcz nie padał przez cały dzień, musiał więc to byćkoński mocz. Widocznie niedawno szedł tędy wóz z żarciem. Była to dobra wiadomoć.Istotnie, kiedy Brama Kuchenna uchyliła się i chłopak z Północy wpucił dziewczynę, zerodka dały się słyszeć odgłosy odległej kłótni. Nikt nie zwrócił uwagi na smukłš, rudšfigurkę, przemykajšcš pomiędzy czerwonymi ceglanymi kolumnami wewnętrznegodziedzińca cekhauzu. Strażnicy w skórzanych kaftanach stali na drugim końcu placu i głonoprzeklinali, patrzšc w kierunku małego okienka, z którego wydobywał się smród smażonegorybiego smalcu.- Gdzie to zrobimy? - zapytała ruda, kiedy razem z wartownikiem weszli do jednego zbocznych korytarzyków.Chłopak syknšł. Nie dlatego, że niby za głono pytam, oceniła dziewczyna. Nie podobamu się, że w ogóle zadaję pytania. Niedawno tu przyjechał.- Idziemy do zbrojowni? - spróbowała znowu.- Widzę, dziwko, że nie raz tu zadkiem podłogę szorowała - powiedział cichopółnocnik.Ruda rzeczywicie już raz tu kiedy była, ale prowadzono jš wtedy na powrozie.- Przywišżcie mnie do łoża albo i stołu, panie - odparła pokornym szeptem. - W jakiejpustej celi. Przywišżecie, jak to się przynależy. Jak zechcecie, to i rzemieniem potraktujecie.Takiemu jak wy wojakowi tobym i z ręki jadła.- Wiedziałem, że to lubisz, torbo. - Było słychać, jak miecz strażnika w metalowejpochwie obija... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl