10229, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stephen KingGra GerardaGerald's GamePrzełożył: Tomasz WyżyńskiWydanie oryginalne: 1992Wydanie polskie: 1995Ksišżkę tę dedykuję z wyrazami miłoci i podziwu,Szeciu dobrym kobietom:Margaret Spruce MorehouseCatherine Spruce GravesStephanie Spruce LeonardAnne Spruce LebreeTabithie Spruce KingMarcelli Spruce1W szumie padziernikowego wiatru Jessie słyszała od czasu do czasu lekki stukot niedomkniętych drzwi na tyłach domu. Jesieniš framugi pęczniały od wilgoci i drzwi trzeba byłozatrzaskiwać. Tym razem o nich zapomnieli. Zastanawiała się, czy nie poprosić Geralda, żebyposzedł i je zamknšł, nim zacznš na dobre, bo inaczej zwariuje od tego stukotu. Zaraz jednakpomylała, że w tej sytuacji zabrzmiałoby to wyjštkowo miesznie. Zepsułaby zupełnienastrój.Jaki nastrój?Dobre pytanie. I w chwilę potem, gdy Gerald przekręcił kluczyk w drugim zamku iusłyszała nad lewym uchem cichy szczęk, zdała sobie sprawę, że wcale nie zależy jej napodtrzymywaniu nastroju. Oczywicie to włanie dlatego w ogóle zauważyła, że drzwi sš niedomknięte. Gry erotyczne z kajdankami już dawno przestały jš podniecać.Jednakże nie można było tego powiedzieć o Geraldzie. Miał na sobie tylko szorty i Jessienie potrzebowała unosić wzroku na jego twarz, by widzieć, iż owa gra cieszy się jego niesłabnšcym zainteresowaniem.Kompletny idiotyzm - pomylała, choć czuła, że to jeszcze nie wszystko. Była takżetrochę przerażona. Nie miała ochoty się do tego przyznać, lecz musiała.- Dajmy dzi spokój, dobrze?Zawahał się na moment, marszczšc lekko brwi, a następnie przeszedł przez pokój dokomody po lewej stronie drzwi do łazienki. Po drodze się rozchmurzył. Obserwowała go,leżšc na łóżku z rozpostartymi, uniesionymi ramionami; przywodziła na myl pięknš FayWray, skrępowanš i czekajšcš na King Konga. Gerald przykuł jš dwiema parami kajdanek domahoniowych słupków po obu stronach zagłówka. Łańcuszki kajdanek miały długoć okołopiętnastu centymetrów. Niewiele.Gerald położył kluczyki na blacie komody - dwa leciutkie stuknięcia; słuch Jessie byłwyjštkowo wyostrzony jak na rodowe popołudnie - i odwrócił się z powrotem ku żonie.Wysoko nad jej głowš na białym suficie sypialni kołysały się i tańczyły refleksy słońca w taflijeziora.- Co ty na to? Jakby przestało mnie to już bawić. (A zresztš nigdy szczególnie nie bawiło- dodała w duchu.)Umiechnšł się szeroko. Miał nalanš różowš twarz i kruczoczarne włosy z głębokimizakolami, a ten specyficzny umiech zawsze wywoływał w Jessie co, co niezbyt jej siępodobało. Nie potrafiłaby okrelić, co to właciwie takiego, ale...Oczywicie, że potrafisz. Wyglšda jak idiota. Przecież widzisz: im bardziej szczerzy zęby,tym jest głupszy, a każdy centymetr umiechu to spadek ilorazu inteligencji o dziesięćpunktów. Kiedy twój genialny mšż, błyskotliwy prawnik pracujšcy w renomowanej kancelariiadwokackiej, umiecha się najszerzej, jak umie, przypomina debila zatrudnionego jakoszatniarz.Spostrzeżenie okrutne, ale niedalekie od prawdy. Dobrze - tylko jak powiedziećwłasnemu mężowi, prawie po dwudziestu latach małżeństwa, że jeli szczerzy zęby zaszeroko, wyglšda, jakby cierpiał na lekki kretynizm?! Odpowied jest prosta: nic się niemówi. Jego normalny umiech, z zaciniętymi wargami, to zupełnie inna sprawa - liczny,ciepły i poczciwy; Jessie przypuszczała, że to włanie on skłonił jš kiedy do tego, by w ogólezaczšć chodzić z Geraldem. Kojarzył się z umiechem jej ojca, gdy przed kolacjš, popijajšcdżin z tonikiem, opowiadał rodzinie mieszne historyjki o swojej pracy.Ale nie tym razem. Teraz Gerald bezwstydnie szczerzył zęby w sposób, którynajwyraniej rezerwował na takie okazje. Pewnie mu się wydaje, że umiecha się jak dzikabestia, a może pirat. Jednakże dla Jessie, leżšcej z wykręconymi do tyłu ramionami i ubranejwyłšcznie w skšpe majteczki, był to grymas zwykłego idioty. Nie... upoledzonegoumysłowo. Ale przecież Gerald nie miał w sobie nic z lekkomylnego donżuana z jednego zmagazynów pornograficznych, nad którymi onanizował się jako samotny, grubawyniedorostek; był adwokatem z tęgš, różowš twarzš i zakolami, które wcišż posuwały się dotyłu - nieubłagana zapowied całkowitego wyłysienia... Po prostu prawnikiem z przednišczęciš szortów wybrzuszajšcš się pod naporem czego twardego. Wybrzuszajšcš się zresztšdoć lekko.Wielkoć jego erekcji nie była jednak najważniejsza. Najważniejsze było to, że szczerzyłzęby. Wyraz jego twarzy nie zmienił się ani na jotę, co znaczyło, iż nie wzišł jej słówpoważnie. To jasne, że powinna była protestować; w końcu na tym włanie polegała gra.- Geraldzie? Ja naprawdę nie żartuję.Rozdziawił usta jeszcze szerzej. Ukazały się kolejne drobne zšbki rekina palestry, zšbkicałkowicie niegrone; jego iloraz inteligencji znów spadł o dwadziecia albo trzydziecipunktów. I cišgle nic do niego nie docierało.Jeste pewna?Była. Nie potrafiła jeszcze czytać w nim jak w ksišżce - podejrzewała, że aby dojć dotego stanu, potrzeba znacznie więcej niż siedemnastu lat małżeństwa - ale zwykle miałaniezłe pojęcie o tym, co się dzieje w jego głowie. Gdyby okazało się inaczej, bardzo by jš tozdziwiło.Skoro to prawda, dziubdziuniu, to dlaczego on ciebie nie rozumie? Jak może nie widzieć,że nie jest to po prostu nowa scenka w starej farsie erotycznej?Jessie zmarszczyła lekko brwi. W jej głowie zawsze rozlegały się głosy - domylała się,że wszyscy słyszš co takiego, choć zazwyczaj o tym nie mówiš, podobnie jak oczynnociach wydalniczych - a większoć z nich wydawała się starymi znajomymi,bezpiecznymi niczym ranne pantofle. Ten jednak był nowy - i nie miał w sobie nicbezpiecznego. Był mocny; brzmiała w nim młodoć i energia. A także niecierpliwoć. Znówsię odezwał, odpowiadajšc na własne pytanie:Nie chodzi o to, że cię nie rozumie; rzecz w tym, dziubdziuniu, że czasami po prostu niechce rozumieć.- Geraldzie, doprawdy, nie mam dzi ochoty. Przynie z powrotem kluczyki i uwolnijmnie. Zrobimy to inaczej. Wejdę na ciebie, dobrze? Albo możesz leżeć spokojnie z rękamipod głowš, a ja się wszystkim zajmę, no wiesz.Na pewno chcesz to zrobić? - spytał nowy głos. - Czy jeste zupełnie pewna, że chceszsię kochać z tym mężczyznš?Jessie zamknęła oczy, jakby mogła w ten sposób uciszyć ten głos. Gdy znów jeotworzyła, Gerald stał u stóp łóżka, a przednia częć jego szortów przypominała sterczšcybukszpryt jachtu pełnomorskiego. No, może raczej dziób plastikowej łódeczki puszczonejprzez dziecko na stawie. Rozdziawił usta jeszcze szerzej, aż ukazały się zęby trzonowe, te zezłotymi plombami. Jessie zdała sobie sprawę, że ten kretyński umiech nie budzi w niejzwykłej niechęci, tylko pogardę.- Uwolnię cię... jak będziesz bardzo, ale to bardzo grzeczna. Potrafisz być bardzo, ale tobardzo grzeczna, Jessie?Tandeta - zauważył kolejny rzeczowy głos. - Tandeta do kwadratu.Gerald wetknšł kciuki za gumkę szortów, tak że wyglšdał przez chwilę jak absurdalnakarykatura rewolwerowca. Gacie zjechały w dół bardzo szybko, gdy już się przecisnęły pozatłuciutkie poladki.I - voila, wszystko na wierzchu! Nie była to przerażajšca machina erotyczna, z któršJessie zetknęła się po raz pierwszy jako nastolatka na kartach "Fanny Hill", lecz copotulnego, różowiutkiego i obrzezanego - całkiem zwyczajny kutasik, majšcy niewielewięcej niż dziesięć centymetrów długoci. Dwa albo trzy lata temu, w czasie jednego zrzadkich wypadów do Bostonu, Jessie widziała film pod tytułem "Brzuch architekta". Wporzšdku - pomylała - teraz oglšdam "Penis adwokata". Musiała przygryć wewnętrznšstronę policzków, żeby nie parsknšć miechem. Nie byłoby to w tym momencie roztropne.I wówczas przyszła jej do głowy pewna myl, która odebrała jej jakškolwiek ochotę domiechu. Przecież to proste! Gerald nie wiedział, że ona mówi poważnie, bo JessieBurlingame, jego żona, siostra Maddy i Willa, córka Toma i Sally Mahoutów, bezdzietna, taknaprawdę w ogóle dlań nie istniała.Wraz z cichym metalicznym szczęknięciem kluczyków w zamkach kajdanek Jessiezniknęła. Magazyny przygodowe z okresu dojrzewania zostały zastšpione przez stosczasopism pornograficznych w dolnej szufladzie biurka, czasopism, w których kobiety ubranetylko w sznury pereł klęczały na niedwiedzich skórach, a od tyłu brali je mężczyni o takpotężnych narzšdach seksualnych, że te należšce do Geralda wydawały się przy nich wręczmikroskopijne. Na wewnętrznych stronach okładek owych czasopism oprócz ogłoszeńpodajšcych telefony, pod którymi można porozmawiać na wińskie tematy, znajdowały siętakże reklamy nadymanych partnerek o szczegółach anatomicznych rzekomo zgodnych zrzeczywistociš - koncept, który budził w Jessie szczególne zdziwienie. Wyobraziła sobie tenapompowywane lale z różowš skórš, komiksowymi ciałami bez zmarszczek i pustymitwarzami, i doznała czego w rodzaju zdumionego olnienia. Nie był to horror - niezupełnie -w głowie Jessie błysnęło wiatło, a pejzaż, który wydobyło z mroku, wydawał się na pewnobardziej przerażajšcy niż ta kretyńska gra czy to, że tym razem zajmujš się niš w domkuletniskowym nad jeziorem długo po odejciu lata.Wszystkie te myli nie przytępiły w najmniejszym stopniu słuchu Jessie. Tym razemusłyszała piłę łańcuchowš warczšcš gdzie daleko w lesie - może nawet w odległocisiedmiu, omiu kilometrów. Bliżej, na jeziorze Kashwakamak, nur ocišgajšcy się zcorocznym odlotem na południe wzniósł swój obłškańczy krzyk ku błękitnemupadziernikowemu niebu. Jeszcze bliżej, na północnym brzegu, zaszczekał pies. Było tobrzydkie, zgrzytliwe szczekanie, lecz wydało się Jessie dziwnie uspokajajšce. Oznaczało, żenie sš tu zupe...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]