10237, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiry� Bu�yczowDwie Metody TeleportacjiLew Chrystoforowicz Minc zawsze mia� s�abo�� do orkiestr d�tych. Orkiestra D�ta w mie�cie Wielki Guslarby�a na wysokim poziomie, o czym �wiadczy fakt,�e nawet w Wo�ogdzie dosta�a dyplom.W soboty, kiedy orkiestra wyst�puje w muszli koncertowej, profesor Minc rzuca prac� i idzie do parkurozkoszowa� si� muzyk�, kt�ra przypomina mu m�odelata. Czasami przy��czaj� si� do niego Sasza Grubin czy emeryt �o�kin, tak�e b�d�cy wielbicielem solidnychtang i walc�w o falach Amuru. Tej soboty Mincowii Grubinowi si� nie poszcz�ci�o. W mie�cie panowa�a niewielka epidemia grypy, przez co orkiestra na pewienczas zosta�a pozbawiona klarnecisty i specjalistyod gry na perkusji. Trzeba by�o tych artyst�w wypo�yczy� z zespo�u jazzowego, kt�ry gra� zwykle w restauracji�Wielki Guslar ". Wdar�szy si� do orkiestrym�odzie�cy ci burzyli wszelkie tradycje, spiesz�c si� i wybijaj�c z rytmu tub� i litaury, co spowodowa�o; �e wwalcu �Na sopkach Mand�urii" pobrzmiewa�ojakie� synkopowe lekkoduchostwo. Pe�ni goryczy koneserzy odeszli od estrady i przysiedli na niebieskiej�aweczce nieopodal kiosku z piwem. Wysokie stolikidla piwo��op�w - jak bez cienia szacunku nazywa� ich stary �o�kin oddzielone by�y od �aweczki krzakami bzu.Profesor i Grubin milczeli, pogr��eni w my�lach o nauce, sensie �ycia i innych wa�kich problemach, gdy naglezza krzak�w dosi�g�a ich rozmowa.Godny basowy g�os m�wi�:- Pij, Tiupkin, pij, nie krepuj si�. Dzisiaj jest m�j wielki dzie�.- A co, Edwardzie, masz pomys�, czy co� ci wysz�o?- Mam pomys�.Za krzakami zapad�o milczenie. Widocznie pili piwo.- A jaki? - rozleg�o si� po p� minucie. Tiupkin mia� g�os cichy i delikatny.- Radykalny - odpowiedzia� Edward. - Postanowi�em przerzuci� par� rzeczy na odleg�o��. Na przyk�ad doSaratowa.- Oho - cichutko szepn�� Grubin.- Zawsze pana szanowa�em, Edwardzie, ale to jest chyba niemo�liwe - wyszemra� Tiupkin.- �mia�y lot my�li nie zna granic ni kordon�w - odpowiedzia� skromnie Edward.- I zamierza pan ten wynalazek wdra�a�?- Daj mi miesi�c - odpad Edward. - W ci�gu miesi�ca rozgryz� ten problem jak orzech. A na razie - sza! Samrozumiesz, wsz�dzie tylu nie�yczliwych zawistnik�w...- Jasne, Edwardzie, jasne... - zgodzi� si� Tiupkin.Kufle brz�kn�y o stolik, rozleg�y si� kroki i ju� z pewnej odleg�o�ci doszed� pods�uchuj�cych g�osik Tiupkina:- A w jaki spos�b dowiem si� o sukcesie pa�skiego do�wiadczenia?- Za miesi�c, w tym samym miejscu - odpowiedzia� Edward. - I o tej samej porze. Powiem wtedy - uda�o si� czynie.Przez pewien czas profesor Minc i Grubin siedzieli wstrz��ni�ci. Pierwszy oprzytomnia� Grubin:- No nie! Ob��dna liczba geniuszy, jak na takie ma�e miasteczko! Wbrew prawom statystyki. I do tego jeszcze gonie znam!- Ja te� go nie znam - powiedzia� profesor. - Nigdy nie s�ysza�em tego g�osu. Ale rzecz nie w liczbie geniusz�w.Rzecz w tym, �e transmisja czegokolwiekmaterialnego na odleg�o�� jest niemo�liwa.- Dlaczego? - zainteresowa� si� Grubin.- Bo gdyby by�o inaczej, dawno by to ju� kto� wynalaz�.To by� argument. Trudno by�o Grubinowi z nim si� spiera�. Przy czym na sp�r wcale nie mia� ochoty. G��bokoszanowa� profesora Minca jako cz�owieka ijako wielki umys�.- Ale je�eli... - podj�� bez przekonania.- Je�eli to jest mo�liwe, to wynajd� to ja! Cho�by dlatego, �eby dowie�� samemu sobie wy�szo�� solidnejwiedzy nad dyletantyzmem. Posiadam metodologie...- Ale przypu��my, �e ten Edward ma talent...- Mo�emy przypu�ci� - pow�ci�gliwie zgodzi� si� profesor i po�pieszy� do domu.Lew Chrystoforowicz w ci�gu nastopnych dni dos�ownie przepad�. Rano gna� do sklepu po kefir, potemodwiedza� poczt�, gdzie odbiera� przysy�ane z Moskwyrzadkie urz�dzenia i cz�ci, i z powrotem p�dzi� do swego gabinetu-laboratorium. Gdyby�cie przeszli pokorytarzu, us�yszeliby�cie, jak profesor mruczy,dyskutuje sam ze sob� i z niewidzialnymi oponentami.Tak min�y dwadzie�cia cztery dni. Wszyscy mieszka�cy domu przy ulicy Puszkina 16 znali przyczyn�, dlakt�rej Minc wybra� �ycie pustelnika - Grubin wszystkodoni�s�. Czekali z niecierpliwo�ci� rezultat�w zaocznych zmaga� dw�ch tytan�w - nieznanego Edwarda ipowszechnie lubianego Lwa Chrystoforowicza. Grubinz Uda�owem chodzili nieraz pod kiosk z piwem, ale nikogo podobnego do Edwarda i Tiupkina nie spotkali.Doszli wiec do wniosku, �e Edward r�wnie� porzuci��wiat dla swego laboratorium.Dwudziestego pi�tego dnia profesor wynurzy� si� z gabinetu i uda� na podw�rze, gdzie jego s�siedzi grali wdomino, o�wietleni czerwonoz�otymi promieniamizachodz�cego s�o�ca. Gracze zamarli, wpatruj�c si� w poszarza�� z wysi�ku umys�owego twarz LwaChrystoforowicza.- No i co? - przerwa� dramatyczn� cisze Uda�ow.Profesor westchn��, nie by� bowiem nadmiernie skromny.- Trzeba b�dzie jeszcze popracowa�? - zapyta� Grubin.- Trzeba b�dzie - odrzek� profesor. - Chod�cie do mnie.Na �rodku pokoju sta�o dziwaczne urz�dzenie. Na dw�ch ko�cach poziomego stojaka, opl�tanego kablamiprzyrz�d�w i prowizorycznie umocowanymi p�ytkamidrukowanymi, wspiera�y si� niewielkie platformy.- Oto odleg�o�� - wyja�ni� profesor - na kt�r� mog� przes�a� materie. Taki jest stan na dzie� dzisiejszy.Wzi�� ze sto�u butelko kefiru, w��czy� pr�d i nacisn�� kilka guziczk�w. Urz�dzenie g�ucho zabrz�cza�o i butelkaznikn�a z platformy, pojawiaj�c si�natychmiast na drugiej.Rozleg�y si� huczne oklaski. Grubin i Uda�ow gor�co gratulowali profesorowi fundamentalnego dla naukiodkrycia.- Dzisiaj metr - powiedzia� Uda�ow ; a jutro - na Ksi�yc!- Ma pan oczywi�cie racj� - zgodzi� si� Minc. - Ale do Saratowa jeszcze kawa�. Nawet sobie przyjaciele niewyobra�acie, ile na to potrzeba energii!- Z tego wynika, �e Edwardowi te� nic nie wyjdzie - zamy�li� si� Grubin. - W tej sytuacji pan jest Apollinem,Lwie Chrystoforowiezu.A on Marsjaszem? - Lew Chrystoforowicz popatrzy� na zakurzon� fujark�, walaj�c� si� po parapecie. - Nie,nigdy nie zdar�bym sk�ry z cz�owieka, kt�ry�ycie po�wieci� nauce. Nawet je�li si� myli, je�li przeceni� swe si�y. Niech �mia�o kroczy naprz�d. Mog�spr�bowa�? - spyta� Uda�ow.- Bardzo prosz� - pozwoli� profesor. - Te d�wignie niech pan przesunie w pobli�e zera, a ten klawisz naci�nie,ale nie do ko�ca.Uda�ow podszed� do urz�dzenia, ale nie wytrzyma�, d�wignie przesun�� poza punkt zerowy, a klawisz wdusi� dooporu. Butelka znik�a, ale nie pojawi�a si�na drugiej platformie. Za to z podw�rka rozleg� si� brz�k i w�ciek�y ryk.Sta� tam oblany od st�p do g��w kefirem emeryt �o�kin i jakby si� na co� z�o�ci�.Trzeba go by�o przeprosi� i w ramach rekompensaty pozwoli� mu na teleportacj� w�asnego zegarka.- Zrobimy wi�ksz� d�wignie - zadecydowa� Uda�ow - i jutro dojdziemy do stu metr�w.Nie by� wcale zmieszany i nie mia� poczucia winy. Uczestniczy�. A �yczliwy ludziom Sasa Grubin polecia� dosklepu po kefir, �eby profesor mia� co� dopicia na rano.Napi�cie ros�o. Zbli�a� si� dzie�, w kt�rym pod budk� z piwem przyby� mia� rywal profesora. Jak on si� trzyma?Co z Saratowem? A mo�e si� nie uda�o?A mo�e fiasko?Z jednej strony wszyscy chcieli fiaska. Cz�owiek istota s�aba i patrioci domu przy Puszkina 16 �yczylizwyci�stwa swemu profesorowi. Z drugiej stronywrodzone poczucie sprawiedliwo�ci m�wi�o im, �e zwyci�stwo powinno nale�e� do nieznanego samouka.Dok�adnie w miesi�c po przypadkowym pods�uchaniu rozmowy w parku Minc, Grubin i Uda�ow przyszli na tesam� niebiesk� �aweczk�. By� przyjemny ciep�y wiecz�ri po piwo ustawi�a si� kolejka. S�siedzi podeszli do pierwszego stolika z brzegu. Sta� przy nim niedu�y,zgarbiony facet, samotnie pij�cy piwo.- Tiupkin? - zapyta� Uda�ow.- Nazywam si� Tiupkin - przytakn�� tamten l�kliwie. - Ale ja nie mam z tym nic wsp�lnego.- Edward przyjdzie?Tiupkin zamruga� nerwowo, ale nic nie odpowiedzia�.- Spokojnie - powiedzia� Grubin. - Do pana nic nie mamy. Potrzebny nam Edward. A w�a�ciwie nie tyle on, cojego odkrycie.- Ja tam nic nie wiem! - pisn�� Tiupkin. - To nie moja sprawa! - Nieprawda - powiedzia� Uda�ow. - Edwardwyznaczy� tu panu spotkanie na okoliczno�� swojegopomys�u o przesy�aniu r�nych rzeczy na odleg�o��. A dok�adnie - do Saratowa. Jeste�my ciekawi, czy mu si� touda�o...Malutki Tiupkin nagle skoczy� i rzuci� si� w krzaki przy estradzie.Tak w og�le to powa�nym ludziom nie bardzo przystoi ugania� si� po parku za jakim� Tiupkinem, ale tymrazem sz�o o wynalazek na skale �wiatow�. I dlategonale�a�o si� ugania�.Dopadli Tiupkina na brzegu rzeki, gdzie usi�owa� schowa� si� pod �awk�.- I po co to - perswadowa� Uda�ow, wyci�gaj�c cz�owieka spod owej �awki. - Tylko si� przyznaj i id� z Bogiem.Nie chcemy twojej krzywdy.- Chcecie? - zaszczeka� z�bami Tiupkin. - Ale ja nic nie wiem. Ja tylko tak z nim gada�em. Prawie cz�owieka nieznam...- Spokojnie - zmarszczy� czo�o Grubin - wszystko po kolei. -Jak by�o po kolei, to zapytajcie na milicji -powiedzia� Tiupkin. Dzisiaj go wzi�li. Zarazpo obiedzie.- Co?! Takiego uczonego!? - profesorem Mincem a� zatrz�s�o ze s�usznego gniewu. - Gdzie go trzymaj�? Zarazgo stamt�d wyci�gniemy!- Nie wyci�gniecie - powiedzia� Tiupkin. - Z�apali go na gor�cym uczynku. Akurat wysy�a� ze swojegomagazynu takie r�ne rzeczy do Saratowa.- Z magazynu...? - Uda�ow nachmurzy� si�. Zacz�o do niego dociera�, �e padli ofiarami tragikomicznejpomy�ki.- A niby sk�d? - powiedzia� Tiupkin. - By� magazynierem. Krad�, co mu wpad�o w r�ce. Paskudny typ, ale zrozmachem. Wracaj�c do domu s�siedzi �ywo dyskutowaliniedawne wydarzenia i Grubin zauwa�y�:- Nie b�d� protestowa�, je�eli z tego akurat Marsjasza zedr� sk�re. Ale w sumie odegra� pozytywn� rol� wrozwoju nauki.- S�usznie - zgodzi� si� Uda�ow. - Gdyby nie on, Lew Chrystoforowicz nie wzi��by si� za te eksperymenty.- A to dlaczego? - obrazi� si� nagle profesor. - Pomys� le�a� na ulicy. Stamt�d go wz...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]