10250, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ian FlemingTylko dla twoich oczuNajpiękniejszymi ptakami na Jamajce, a niektórzy twierdzš, że i na całym wiecie, sškolibry, a dokładniej Doktorki", jedna z ich odmian. Majš dziewięć cali długoci, z czegosiedem stanowi ogon - dwa długie czarne pióra, zakrzywione i krzyżujšce się napodobieństwo płaszcza starych, dziewiętnastowiecznych lekarzy. Głowa i tułów sš takżeczarne, skrzydła ciemnozielone, a grzbiet szkarłatny. Z przodu majš co na kształt krawata wtak jasnozielonym odcieniu jak najczystszej wody szmaragd - gdy padnie nań promień słońca,ujrzeć można najbardziej zielonš rzecz, jakš stworzyła natura.Mrs Havelock była szczególnie przywišzana do dwóch rodzin tych ptaków. Odkšdwyszła za mšż i przyjechała tu, do posiadłoci zwanej Content, obserwowała je, jak żyły, wiłygniazda i walczyły. Teraz miała ponad pięćdziesišt lat, a wród ptasiego bractwa minęłoparęnacie generacji od czasu, kiedy oryginalne parki zostały ochrzczone przez jej teciowš.Jednakże każde pokolenie przejmowało te przezwiska. I tak, siedzšc przy kolacji MrsHavelock mogła nadal obserwować Pyramosa i Thishe oraz Daphnisa i Chloe. Akuratpierwszy z zaciekłym furkotem atakował Daphnisa, który przeniósł się z posiłkiem na swójdzinny krzak. Dwa miniaturowe, zielono-czarne pociski przemykały nad trawnikiem, znikajšcza kępš hibicusów i ginšc kobiecie z oczu. Wiedziała, że wkrótce powrócš, a ta walka, jak iwszystkie poprzednie, jest zabawš - nigdy jeszcze nie zrobiły sobie krzywdy, a w starannieutrzymanym ogrodzie starczyłoby pożywienia dla parokrotnie liczniejszej gromady niż ta,która go zamieszkiwała. Odstawiła filiżankę i powiedziała:- To naprawdę straszne trzpioty.Pułkownik Havelock spojrzał zdziwiony znad rozłożonego Daily Gleaner".- Kto?- Pyramos i Daphnis.- Aaa... tak, naturalnie - zawsze uważał, że imiona te sš kretyńsko dobrane. - Wydajemi się, że Batista się kończy. Castro radzi sobie doskonale i ma szansę wygrać. W Barclaypowiedzieli mi dzi, że z Kuby spływajš duże pienišdze. Belair zostało już sprzedane.Wyobra sobie sto pięćdziesišt tysięcy funtów za sto akrów trawy i dom, który na gwiazdkęopanujš całkowicie czerwone mrówki! Kto kupił ten okropny Blue Harbour Hotel. Mówi się,że Jimmy Farquhorson też znalazł kupca na ten swój ugór, bo jakże inaczej nazwać jegoziemię.- Ursula się ucieszy. Biedaczka nie mogła już tu wytrzymać. Ale nie mogępowiedzieć, żeby podobał mi się pomysł wykupienia całej wyspy przez tych barbarzyńców.Jim, skšd oni majš tyle pieniędzy?- Przemyt, zwišzki zawodowe, pienišdze rzšdowe, Bóg jeden wie. Ale tam jest tylugangsterów i oszustów, że trudno się dziwić. Muszš szybko ulokować pienišdze poza Kubš, aJamajka jest dobra, jak każde inne miejsce, a do tego jest niedaleko. Ten, który kupił Belair,po prostu wysypał gotówkę z torby w biurze Aschenheima. Przypuszczam, że zatrzyma tomiejsce przez rok czy dwa, a gdy kłopoty się skończš, albo gdy Castro wygra i wysprzšta,ponownie wystawi Belair na sprzedaż. Straci na tym, ale musi sobie z tego zdawać sprawę.Potem spokojnie poszuka czego na stałe. Szkoda, to była przyjemna posiadłoć i można by jšodkupić, gdyby kto w tej rodzinie był niš choć trochę zainteresowany.- Za czasów jego dziadka to było dziesięć tysięcy akrów. Żeby objechać granice,trzeba było ze trzech dni.- Billa to akurat obchodzi. Założę się, że ma już bilet do Londynu. Jak tak dalejpójdzie, to poza nami żadna ze starych rodzin tu nie pozostanie. Dzięki Bogu, Judy lubi tomiejsce.- Tak, kochanie - Mrs Havelock zadzwoniła, by sprzštnięto po kolacji.Agata, potężna Murzynka w białym czepku i fartuszku, które poza takimiposiadłociami jak Content zniknęły już z wyspy jako strój pokojówek, pojawiła się wdrzwiach prowadzšcych na taras. Za niš widać było Fayprince, młodš dziewczynępochodzšcš z Port Maria, którš przygotowywała do zawodu.- Czas zaczšć zaprawy - poinformowała jš Mrs Havelock. - W tym roku owocedojrzały wczeniej.- Tak, maam - twarz Agaty była nieporuszona - ale potrzebujemy więcej szkieł.- Dlaczego? W zeszłym roku kupiłam dwa tuziny u Henriquesa.- Tak, maam, ale kto zbił szeć z nich.- Och, jak to się mogło stać?- Nie wiem, proszę pani - Agata zebrała naczynia i czekała, patrzšc na niš bezmrugnięcia okiem.Mrs Havelock nie darmo pół życia spędziła na Jamajce. Wiadomo było, że jak kto",to kto" i poszukiwanie winnego nie miało żadnych szans powodzenia, toteż odparła krótko:- Dobrze, dokupię pół tuzina, gdy będę w Kingston.- Tak, maam...Obie służšce wróciły do domu. Mrs Hayelock zajęła się natomiast wyszywaniem, przyczym palce jej wykonywały niezbędne czynnoci automatycznie, wzrok za powędrował kudrzewom. Ptaki, jak się spodziewała, wróciły już i latały wród lici i kwiatów, błyskajšc odczasu do czasu zieleniš. Rechot ropuchy drzewnej obwiecił zbliżanie się zmierzchu.Content było posiadłociš obejmujšcš dwadziecia tysięcy akrów ziemi położonej ustóp Candlefly Peak, jednego z najbardziej wysuniętych na wschód szczytów Blue Mountainsw Portland, i zostało darowane przodkom Havelocków przez Olivera Cromwella w nagrodęza to, że podpisali wyrok mierci na króla Karola. W przeciwieństwie do wielu innychosiedleńców, z tego czy też z póniejszych okresów, udało im się utrzymać plantację przezponad trzy stulecia, pomimo huraganów i trzęsień ziemi, najpierw wzrostu, a potem spadkupopytu na kakao, cukier, cytrusy i koprę. Teraz hodowali krowy i banany, a Content byłojednš z najbogatszych i najlepiej prowadzonych posiadłoci na wyspie. Dom był hybrydš -dwupiętrowy, z mahoniowymi kolumnami, o piętro niższymi skrzydłami i płaskim dachem zjamajskiego cedru, odbudowywanym i Uzupełnianym po każdej klęsce żywiołowej czy też wmiarę potrzeby. Państwo Havelock spożyli posiłek na doć dużej werandzie umiejscowionejw częci centralnej, wychodzšcej na łagodnie opadajšcy ogród, przechodzšcy dalej wdżunglę, a po dwudziestu milach w brzeg morski.- Mylę, że kto przyjechał - pułkownik Havelock odłożył gazetę. - Chyba słyszałemsamochód.- Jeli to ci okropni Feddenowie z Port Antonio, to musisz się ich jak najszybciejpozbyć. Nie zniosę jeszcze raz ich narzekań na temat Anglii. Poza tym poprzednio oboje byliniele wstawieni, gdy wyjeżdżali, a kolacja całkiem zimna. - Mrs Havelock wstałaenergicznie. - Idę powiedzieć Agacie, że mam migrenę.Agata pojawiła się jednak wczeniej, niż Mrs Havelock zdšżyła zadzwonić, i to z doćzaskoczonym wyrazem twarzy.- Panowie z Kingston do pana pułkownika - oznajmiła. Idšcy na czele mężczyznaprzelizgnšł się obok niej, nadal majšc na głowie kapelusz - panamę z wšskim i mocnozawiniętym rondem. Zdjšł go teraz lewš rękš i przycisnšł do piersi, pozwalajšc błysnšć wzachodzšcym słońcu wybrylantynowanym włosom i pełnemu garniturowi nieżnobiałychzębów, które ukazał w szerokim umiechu. Podszedł do gospodarza i wycišgnšł dłoń.- Major Gonzales z Hawany. Miło mi pana poznać, panie pułkowniku.Jego akcent przypominał jako żywo amerykański slang, używany przez taksówkarzyw Kingston. Pułkownik Havelock wstał i dotknšł wycišgniętej dłoni, spoglšdajšc pozaramieniem majora na jego dwóch towarzyszy, którzy ustawili się po obu stronach drzwi. Obajmieli nowomodny wynalazek - plastikowe torby sprawiajšce wrażenie ciężkich. Niczym naparadzie schylili się jednoczenie, stawiajšc je na podłodze pomiędzy nogami, i wyprostowalisię tym samym zgodnym ruchem. Obaj nosili białe czapki z zielonymi przeciwsłonecznymidaszkami, rzucajšcymi zielonkawe cienie na twarze, nie na tyle jednak silne, by nie dało siędostrzec oczu wpatrzonych w Gonzalesa i gotowych na każde jego skinienie.- To moi sekretarze - wyjanił major, zauważywszy spojrzenie gospodarza.Pułkownik wyjšł fajkę i powoli zabrał się do jej napełniania, lustrujšc uważnie nowoprzybyłych: buty i ubranie jak spod igły majora oraz teksasy wraz z hawajskimi koszulamidwóch pozostałych goci. Zastanawiał się przy tej okazji, jak bez wzbudzenia podejrzeńmógłby się dostać do gabinetu, w którym, w górnej szufladzie biurka, spoczywał rewolwer.- Czym mogę panom służyć? - spytał zapalajšc fajkę i obserwujšc Gonzalesa.Ten rozłożył szeroko ręce i umiechnšł się prawie równie szeroko, a do tego nie tylkoustami - jego oczy wydawały się tak samo przyjacielskie i wesołe.- Przybywam w interesach, panie pułkowniku. Reprezentuję pewnego gentlemana zHawany, wpływowego bussinesmana i porzšdnego człowieka. Polubiłby go pan, gdybyciemieli okazję się spotkać. Prosił mnie, bym przekazał pozdrowienia od niego i dowiedział się ocenę pańskiej posiadłoci.Mrs Havelock, obserwujšca dotšd całš scenę z uprzejmym, wyrażajšcym brakzainteresowania umiechem, przysunęła się bliżej męża i odezwała się uprzejmie, by niewprawić goci w zakłopotanie:- Co za szkoda, majorze. Zupełnie niepotrzebna podróż i to tymi piaszczystymidrogami. Pana przyjaciel powinien najpierw do nas napisać lub zasięgnšć informacji wKingston. Widzi pan, rodzina mego męża żyła tu ponad trzysta lat i obawiam się, że sprawasprzedania Content nie wchodzi w grę. Zastanawiam się, skšd pana przyjaciel wpadł napomysł, że jest inaczej?Gonzales skłonił się, nie przestajšc się umiechać.- Mój przyjaciel dowiedział się, że jest to jedna z najlepszych posiadłoci na Jamajce -jego słowa były skierowane do pana domu w taki sposób, jakby Mrs Havelock w ogóle się nieodzywała. - Ponieważ jest uczciwym kupcem, może pan wymienić dowolnš cenę, naturalniew granicach rozsšdku.- Słyszał pan, co powiedziała moja żona. Content nie jest na sprzedaż.Gonzales rozemiał się szczerze i potrzšsnšł głowš, jakby tłumaczył co tępemudziecku.- Nie zrozumiał ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]