10253, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
RICHARD DAWKINSSAMOLUBNY GENPrzełożył Marek SkonecznyTytuł oryginału angielskiegoTHE SELFISH GENESecond Edition 1989SPIS RZECZYPrzedmowa do pierwszego wydania w 1976 rokuPrzedmowa do drugiego wydania1 Skšd się wzięli ludzie?2 Replikatory3 Niemiertelne helisy4 Maszyna genowa5 Agresja: stabilnoć a samolubna maszyna6 Genowe mistrzostwo7 Planowanie rodziny8 Walka pokoleń9 Walka płci10 Ty mnie drapiesz po plecach, a ja jeżdżę na twoich11 Memy: nowe replikatory12 Uprzejmi finiszujš jako pierwsi13 Dalekosiężny genPrzypisyLiteraturaPRZEDMOWA DO PIERWSZEGO WYDANIA W 1976 ROKUTę ksišżkę należałoby czytać niemal tak jak powieć fantastycznonaukowš. Ma ona bowiem przemawiać dowyobrani. Jej tematem nie sš jednak naukowe fantazje, lecz sama nauka. Powiedzenie, że prawda jest bardziejniezwykła niż fantazja, jest może banałem, ale całkowicie się z nim zgadzam. Jestemy oto maszynami przetrwania[survival machines] - zaprogramowanymi zawczasu robotami, których zadaniem jest ochranianie samolubnychczšsteczek, zwanych genami. Prawda ta wcišż napawa mnie zdumieniem i chyba nigdy nie przestanie, choć znanami jest od lat. Mam jedynie nadzieję, że przynajmniej częć tego zdumienia zdołam przekazać innym.Mojš ksišżkę chciałbym zadedykować trzem czytelnikom, którzy jak to sobie wyobrażałem, zaglšdali mipodczas pisania przez ramię. Pierwszy to laik - niespecjalista. Dla niego prawie całkowicie zaniechałem stosowaniaterminologii naukowej, a jeli musiałem użyć okreleń specjalistycznych, to je definiowałem. Zastanawiam sięnawet, czy również z czasopism fachowych nie powinno się usunšć naszego żargonu. Zakładałem, że laik nie mawiedzy fachowej, ale nie zakładałem, że jest głupi. Stosujšc zbytnie uproszczenia, popularyzować naukę potrafiłbykażdy. Ja jednak dołożyłem wielkich starań, by językiem niematematycznym przekazać pewne subtelne iskomplikowane myli, nie gubišc przy tym ich istoty. Nie wiem, jak dalece mi się to udało. Nie wiem też, jak daleceudało mi się zaspokoić innš mojš ambicję: uczynić tę ksišżkę tak atrakcyjnš i interesujšcš, jak na to zasługuje jejtemat. Zawsze uważałem, że biologia może być równie ekscytujšca, jak wypełniona zagadkami powiećdetektywistyczna, ponieważ biologia to powieć tego włanie rodzaju. Chciałbym wierzyć, że udało mi sięzaszczepić choć odrobinę fascynacji, na jakš zasługuje ta dziedzina.Mój drugi wyimaginowany czytelnik to specjalista. Był surowym krytykiem, ciężko wzdychajšcym nadniektórymi z moich analogii czy metafor. Jego ulubione powiedzonka to z wyjštkiem, ale z drugiej strony ieee. Słuchałem go pilnie i nawet całkowicie przeredagowałem dla niego jeden rozdział, ale w końcu jednakzdecydowałem się opisać wszystko po swojemu. Specjalista z pewnociš nie będzie w pełni zadowolony ze sposobuujęcia tematu. Mam jednak nadzieję, że nawet on znajdzie tu co nowego; może nowe spojrzenie na znane mu idee, amoże impuls do swoich własnych poszukiwań. Ale jeli okaże się, że mierzyłem zbyt wysoko, czy mogęprzynajmniej mieć nadzieję, że ksišżka ta uprzyjemni mu podróż pocišgiem?Trzeci z moich wyimaginowanych czytelników to student, który z laika przeobraża się w eksperta. Gdybyprzypadkiem nie zdecydował się jeszcze, w jakiej dziedzinie chciałby takim ekspertem zostać, mam nadzieję, żezechce zastanowić się nad tš, którš ja się zajmuję, czyli zoologiš. Poza jej potencjalnš użytecznociš, czy też poprostu miłociš do zwierzšt, jest ważniejszy powód, dla którego warto tę gałš wiedzy studiować. Jest nim fakt, żemy - zwierzęta - jestemy najbardziej skomplikowanymi i najdoskonalej zaprojektowanymi mechanizmami, jakiemożna spotkać w dostępnym nam wszechwiecie. Jeli postawi się sprawę w ten sposób, trudno wręcz pojšć, czemuw ogóle prowadzi się badania w jakich innych jeszcze dziedzinach! Mam nadzieję, że moja ksišżka będzie miałapewnš wartoć poznawczš także dla studenta, który już powięcił się zoologii. Często bowiem jest on zmuszonyprzegryzać się przez te same artykuły naukowe i fachowe ksišżki, po które i ja sięgałem podczas swoich rozważań.Jeli trudno mu będzie strawić materiały ródłowe, może moje niematematyczne ujęcie tematu będzie mu pomocnejako wstęp i literatura uzupełniajšca.W próbie zwrócenia się do trzech różnych kategorii czytelników tkwiš oczywiste niebezpieczeństwa. Imogę tylko zapewnić, że byłem ich w pełni wiadom, ale uznałem, że korzyci wynikajšce z podjętej próby w pełnije zrównoważš.Jestem etologiem, toteż ksišżka ta traktuje o zachowaniach zwierzšt. Moje przywišzanie do tradycjietologicznej, w której atmosferze się rozwijałem, jest więc czym naturalnym. Zaważyło na tym zwłaszczadwanacie lat pracy w Oxfordzie pod kierunkiem Niko Tinbergena. Człowiek ten wywarł na mnie wielki wpływ,choć zapewne nie zdawał sobie z tego sprawy. Termin maszyna przetrwania, choć nie on go wymylił, mógł byćjego autorstwa. Ale etologię ożywił ostatnio napływ wieżych idei pochodzšcych ze ródeł powszechnie uważanychza nie majšce zwišzku z tš dziedzinš. I głównie na tych włanie ideach oparta jest ta ksišżka. Nazwiska ich twórcówpojawiajš się w odpowiednich miejscach tekstu. Najważniejsi z nich to: G. C. Williams, J. Maynard Smith, W. D.Hamilton i R. L. Trivers.Wiele osób proponowało tytuły dla mojej ksišżki, które z wdzięcznociš wykorzystałem jako tytułyrozdziałów. John Krebs zaproponował tytuł Niemiertelne helisy, Desmond Morris - Maszyna genowa. TimClutton-Brock i niezależnie Jean Dawkins, wzorujšc się na neologizmach Stephena Pottera, zaproponowaliGenesmanship (w polskim tłumaczeniu rozdziałowi 6 nadano tytuł Genowe mistrzostwo).Wyimaginowani czytelnicy mogš być obiektami pobożnych życzeń i pragnień, w praktyce sš jednak mniejprzydatni niż prawdziwi czytelnicy i krytycy. Mam skłonnoć do robienia cišgłych przeróbek i trud nanoszenia nakażdej stronie niezliczonych poprawek oraz poprawek do poprawek spadał na Marian Dawkins. Jej znakomitaznajomoć literatury naukowej i orientacja w zagadnieniach teoretycznych oraz jej nieustanne zachęty i moralnewsparcie były dla mnie nieocenione. Cały maszynopis ksišżki przeczytał również John Krebs. Lepiej ode mniezorientowany w tej dziedzinie, nieprzerwanie i z hojnociš udzielał mi rad i sugestii. Glenys Thomson i WalterBodmer uprzejmie, acz zdecydowanie skrytykowali moje ujęcie kwestii genetycznych. Obawiam się, że wersjapoprawiona może nie w pełni ich zadowolić, ale mam nadzieję, że uznajš jš za choć trochę lepszš. Jestem imniezmiernie wdzięczny za powięcony mi czas i cierpliwoć. John Dawkins tropił swym bystrym okiem mylšcšfrazeologię i udzielił znakomitych rzeczowych rad dotyczšcych jej ulepszenia. Nie mógłbym sobie wymarzyćlepszego inteligentnego laika niż Maxwell Stamp. Jego sprawnoć w wychwytywaniu niedoskonałocistylistycznych pierwszej wersji maszynopisu w dużym stopniu przyczyniła się do jego ostatecznego kształtu. JohnMaynard Smith, Desmond Morris, Tom Maschler, Nick Blurton Jones, Sarah Kettlewell, Nick Humphrey, TimClutton-Brock, Louise Johnson, Christopher Graham, Geoff Parker i Robert Trivers poddali konstruktywnej krytyceposzczególne rozdziały lub w inny sposób udzielili mi kompetentnej rady. Pat Searle i Stephanie Verhoeven nietylko znakomicie pisały na maszynie, ale sprawiały wrażenie, że robiš to z przyjemnociš, co również było dla mniezachętš. Na końcu chciałbym podziękować Michaelowi Rodgersowi z Oxford University Press, który nie tylkozredagował moje dzieło, ale na każdym etapie jego powstawania dawał z siebie daleko więcej, niż wymagały tegoobowišzki.RICHARD DAWKINSPRZEDMOWA DO DRUGIEGO WYDANIAW kilkanacie lat od wydania Samolubnego genu jego główne przesłanie stało się wiedzš podręcznikowš.Jest to paradoks, choć nie zamierzony. To nie była jedna z tych ksišżek, które w momencie publikacji uznawane sšza rewolucyjne, a dopiero potem stopniowo zyskujš zwolenników, by w końcu stać się tak ortodoksyjnymi, żewszyscy zastanawiajš się, czemu spowodowały ongi takie zamieszanie. Przeciwnie. Od samego poczštku recenzjetej ksišżki były zadowalajšco pozytywne, nie uważano jej też za kontrowersyjnš. Musiały minšć lata, nim zyskałasobie reputację ksišżki kontrowersyjnej, i dopiero teraz powszechnie ocenia się jš jako skrajnie radykalnš. Ale wmiarę upływu tych wszystkich lat, podczas których zyskiwała opinię ksišżki kontrowersyjnej, jej faktycznazawartoć zdawała się coraz to mniej radykalna, wchodzšc stopniowo do powszechnego obiegu.Teoria samolubnego genu jest teoriš darwinowskš, choć przedstawionš w sposób inny niż uczynił toDarwin. Ufam jednak, że Darwin natychmiast zauważyłby trafnoć tego ujęcia i że by się nim zachwycił. W istociejest to logiczna kontynuacja ortodoksyjnego neodarwinizmu, tyle że przedstawiona w odnowionej postaci. Miastkoncentrować się na pojedynczym organizmie, prezentuje spojrzenie na przyrodę z perspektywy genu. Jest to więctylko inny sposób postrzegania, a nie inna teoria. Na pierwszych stronach ksišżki The Exdended Phenotype[Rozszerzony fenotyp] wyjaniłem to za pomocš metafory szecianu Neckera.Choć jest to dwuwymiarowy wzór farby drukarskiej na papierze, odbieramy go jako przezroczystytrójwymiarowy szecian. Wystarczy wpatrywać się w niego przez kilka sekund, a zmieni swojš orientację wprzestrzeni. Po dalszych kilku sekundach wpatrywania się, powr... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl