10260, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aleksander Dumas (ojciec)Józef BalsamoTom IITłum. Leon RogalskiXXVIIKSIĘŻNA LUDWIKA FRANCUSKANajstarsza córka króla czekała na ojca w wielkiej galerii Lebrun. Ludwik XV przybył wchwili, gdy grupy dworzan zaczęły się gromadzić w przedsionku. Powzięte przez księżniczkępostanowienie było przedmiotem ogólnego zainteresowania.Królewna Ludwika, o majestatycznej postawie i iście królewskiej urodzie, księżna, na obliczuktórej znaczył się niewysłowiony smutek wzbudzała z powodu swych licznych cnót szacuneku otoczenia dla siebie i dla władzy, której od lat pięćdziesięciu poddawano się jedynie zewzględu na korzyść osobistą lub strach.W owych czasach ogólnej niechęci dla władców, ją jedną tylko szczerze kochano. Była pełnacnót, ale nie surowa; choć niewiele o niej mówiono, pamiętano, że ma dobre serce.Przypominała o tym dobrymi uczynkami, podczas gdy reszta dworu siała zgorszenie.Ludwik XV obawiał się jej, ale tym bardziej ją szanował. Niekiedy był z niej nawet dumny.Ona też była jedyną z jego córek, którą pomijał w swych złośliwych żarcikach i płaskichkonceptach. I kiedy trzy swoje córki: Adelajdę, Wiktorię i Zofię, nazywał Łachmankiem,Gałgankiem i Ochłapkiem, to Ludwikę zawsze tytułował „Madame”.Od czasu śmierci marszałka de Saxe, o charakterze i umyśle Tureniuszów i Kondeuszów, orazMarii Leszczyńskiej, której władza królewska godna była majestatu królowej Marii Teresy —wszystko skarlało wokół tronu.Jedynie pełen dostojeństwa charakter królewny Ludwiki jaśniał wśród jej otoczenia. KsiężnaLudwika, o prawdziwie królewskim, heroicznym charakterze, była dumą korony francuskiej,jak prawdziwa perła wśród fałszywych błyskotek.Trudno stwierdzić, czy Ludwik XV kochał swoją córkę. Kochał on bowiem tylko siebie.Można jedynie sądzić, że obchodziła go ona więcej niż pozostałe córki.Kiedy król wszedł, spostrzegł księżniczkę na środku galerii wspartą o inkrustowany drogimikamieniami stolik.Ubrana była na czarno. Jej piękne włosy, bez pudru, skryte były pod dwoma rzędamikoronek, spiętych wysoko ponad głową. Wyraz jej twarzy był łagodny i smutny zarazem.Pełen melancholii wzrok przesuwał się po wizerunkach królów Europy, wśród których naczołowych miejscach jaśnieli jej przodkowie, władcy Francji.Czarny ubiór posiadał długie kieszenie, jakie noszono jeszcze w owej epoce, podobnie jak zadawnych czasów, i królewna Ludwika, jak dawne królowe, miała na złotym kółku u pasamnóstwo kluczy od swoich szaf i kufrów.Król zadumał się, widząc z jaką ciekawością i uwagą przypatrywano się córce i jemu.Ale galeria była tak długa, że dworzanie stojąc w obu jej końcach mogli wszystko widzieć,nie mogli jednak nic usłyszeć.Królewna zbliżyła się do króla i ucałowała z uszanowaniem jego rękę.— Mówią, pani, że wyjeżdżasz? — spytał Ludwik. — Podobno do Pikardii?— Nie, Najjaśniejszy Panie — odpowiedziała królewna.— A! — rzekł król podnosząc głos — udajesz się więc z pielgrzymką do Noirmoutiers.— Nie, Najjaśniejszy Panie — odpowiedziała Ludwika — udaję się do klasztorukarmelitanek w Saint-Denis, gdzie jak już Jego Królewska Mość wie, mogę być przełożoną.Król drgnął, ale zapanował nad sobą. Twarz jego zachowała spokój, choć był wzruszony.— Nie, moja córko! — powiedział. — Nie opuścisz mnie, nie wierzę w to! To niemożliwe,żebyś miała mnie opuścić.— Ojcze! Od dawna już postanowiłam, że udam się do klasztoru, na co Wasza KrólewskaMość wyraził zgodę. Raczże nie cofać jej teraz,— Tak, prawda, zgodziłem się, ale od tego czasu starałem się zawsze wpłynąć na zmianę twejdecyzji, zgodziłem się, mając jednak wciąż nadzieję, że gdy przyjdzie chwila twego odjazdu,twoje serce nie pozwoli ci mnie porzucić. Nie możesz pogrzebać się w klasztorze. Dziś już siętak nie postępuje. Do klasztoru wstępuje się tylko z powodu ciężkiego zmartwienia lubniedostatków. Córka króla francuskiego, o ile wiem, nie jest uboga, a jeśli jest nieszczęśliwa,nikt o tym wiedzieć nie powinien.Król wzruszał się coraz bardziej własnymi słowami, czując się królem i ojcem jednocześnie.— Najjaśniejszy Panie! — rzekła Ludwika, spostrzegłszy wyruszenie ojca, tak rzadkie uegoisty jakim był Ludwik XV, Zrobiło to na niej większe wrażenie, niżby chciała okazać.— Najjaśniejszy Panie — ciągnęła dalej. — Nie osłabiaj mej decyzji waszą czułością. Mojezmartwienie nie jest zwyczajne, toteż i moje postanowienie nie jest zgodne ze zwyczajaminaszego wieku.— Masz więc zmartwienie? — zawołał król z uniesieniem i czułością. — Zmartwienie! O!Moje biedne dziecko!— Straszne zmartwienie, Najjaśniejszy Panie! — odpowiedziała księżna.— Córko moja, dlaczego ja nic o nim nie wiem?— Bo to są takie zmartwienia, jakim ręka ludzka nie może zapobiec.— Nawet ręka króla? — Nawet króla.— Ani ojca?— Ani ojca, Najjaśniejszy Panie.— Jesteś pobożna, Ludwiko, w religii więc powinnaś znaleźć siłę...— To za mało, Najjaśniejszy Panie! Pragnę zamknąć się w klasztorze, aby znaleźć tam więcejsił. W ciszy Bóg przemawia do serca człowieka. W samotności człowiek przemawia do Boga.— Ale czynisz z siebie ogromną ofiarę, której nic nie wynagrodzi. Tron Francji otacza opiekądzieci wychowane w jego cieniu. Czyż ciebie on nie ochrania?— W celi, mój ojcze, jest cień jeszcze głębszy. Orzeźwia on serce, jest miły dla silnych isłabych, dla pokornych' i dumnych, dla wielkich i maluczkich.— Czyż sądzisz, że zagraża ci jakieś niebezpieczeństwo?, W takim razie, Ludwiko, maszprzecież króla na swą obronę.— Najjaśniejszy Panie, oby Bóg samego króla najpierw; obronił.— Powtarzam ci, Ludwiko, unosisz się źle rozumianą żarliwością. Dobrze jest się modlić, alenie modlić bez ustanku. Ty, tak dobra, tak pobożna, czy musisz się stale modlić?— Nigdy mej modlitwy za dużo, mój ojcze! Nigdy za dużo, aby odsunąć wszelkienieszczęścia jakie mają nas spotkać. Dobroć, jaką mnie Bóg obdarzył, niewinność, jaką oddwudziestu lat staram się zachować bez skazy, to na tę intencję jeszcze o wiele za mała ofiara.Król cofnął się o krok i patrząc ze zdziwieniem na Ludwikę, rzekł:— Nigdy nie przemawiałaś do mnie w podobny sposób. Błądzisz, moje dziecko. Gubi cięasceza!— Och, Najjaśniejszy Panie! Nie nazywaj tak prawdziwego poświęcenia, poświęcenia, którejest najbardziej potrzebne ze wszystkich, jakie kiedykolwiek poddana mogła ofiarowaćswemu królowi, a córka ojcu w największej potrzebie. Najjaśniejszy Panie! Twój tron, wktórego cieniu, jak dumnie mówiłeś, miałam znaleźć opiekę — chwieje się pod ciosami, októrych ty jeszcze nie wiesz, ale których istnienie ja już odgaduję. Otwiera się przed namiprzepaść, która nagle może pogrążyć monarchię. Czy mówiono ci,' Panie, kiedykolwiekprawdę?Ludwika spojrzała wokół siebie, aby się przekonać, czy nikt jej rozmowy z ojcem nie możedosłyszeć, a widząc, że wszyscy znajdują się w należytej odległości, mówiła dalej:— A ja wiem, ja, która w habicie siostry miłosierdzia po dwadzieścia razy odwiedzałamciemne ulice, wygłodniałych ludzi na poddaszach, uliczki, w których rozlega się jęk. W tychulicach, na tych poddaszach, Najjaśniejszy Panie, umierają ludzie z głodu i zimna w porzezimowej, a w lecie z pragnienia i upału. We wsiach, których nie widzisz, Najjaśniejszy Panie,bo jeździsz tylko z Wersalu do Marly i z Marly do Wersalu, we wsiach nie ma zboża, nietylko na żywność dla ludu, ale na zasiew gruntów, które jakby przeklęte przez wrogą moc,pożerają nasienie, nie wydając plonu. Wszyscy ci, którym brak chleba szemrzą głucho. Noweidee, mgliste i jeszcze nieznane krążą w powietrzu, wypływają z mroków nocy. Mówi się okajdanach, tyranii, a na te słowa nieszczęśliwi ludzie przestają narzekać — lecz się burzą.Izby poselskie ze swej strony domagają się prawa głosu, prawa wypowiedzenia tego głośno, oczym wszyscy mówią po cichu: „Królu gubisz nas. Ratuj nasi Albo sami zaczniemy sięratować!”Uczeni szerzą idee wolności, mówią ludowi o tym jak postępujesz, Najjaśniejszy Panie, apoddani marszczą czoło ilekroć ujrzą swych władców.Wasza Królewska Mość żeni obecnie syna! Niegdyś, gdy żenił się syn Anny Austriackiej,Paryż niósł w darze upominki dla księżniczki Marii Teresy. Dziś przeciwnie... miasto nieofiarowuje nic i trzeba było podnieść gwałtem podatki, aby opłacić powozy wiozące córkęcesarzy synowi Ludwika Świętego.Czyż wreszcie mówić ci trzeba, Panie, o tym, o czym sam wiesz dobrze, na co patrzyłeś ztaką goryczą, że nikomu nie chciałeś o tym mówić?Królowie, nasi bracia, którzy zazdrościli nam dawniej, dziś odwracają się od nas. Twojecztery córki, Najjaśniejszy Panie, córki króla Francji, nie wyszły za mąż. A jest przecieżdwudziestu książąt w Niemczech, szesnastu w krajach północnych, nie licząc naszychkrewnych Bourbonów w Hiszpanii i Neapolu, którzy albo o nas zapomnieli, albo odwracająsię od nas, podobnie jak i inni. Może by zechciał ożenić się z nami Turek, gdybyśmy nie byłycórkami arcychrześcijańskiego króla. Och! Nie mówię o sobie, mój ojcze! Ja nie narzekam.Uważam, że jestem szczęśliwa, ponieważ jestem wolna, ponieważ nie jestem potrzebnanikomu z mojej rodziny, ponieważ pragnę w samotności, w ciszy i ubóstwie prosić Boga, abyodwrócił od was nadciągającą straszną burzę.— Córko! Dziecko moje! — rzekł król. — Twoje obawy sprawiają, że widzisz przyszłość wtak czarnych barwach.— Najjaśniejszy Panie! O! Najjaśniejszy Panie! — rzekła Ludwika. — Przypomnij sobie owąksiężniczkę starożytną, królewską prorokinię. Przepowiadała ona wojnę, zniszczenie, pożar.A jej ojciec i bracia śmiali się z tych wróżb, nazywając ją szaloną. Nie postępuj ze mną, jakoni z nią. Strzeż się, mój ojcze! Zastanów się, mój królu!Ludwik XV skrzyżował ręce na piersi i opuścił głowę.— Córko moja — rzekł — surowo do ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]