10274, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Boles�aw PrusTrzeba by� grzecznym- Powiadam wam - wo�a� rozentuzjazmowany pan Kleofas - �e nienawidz� tych fircyk�w, tychwiercipi�t�w, tych lalek, tych charcik�w angielskich... no! s�owemtych wszystkich b�azn�w, kt�rzy przed lada cymba�em skacz�, lada os�owi k�aniaj� si�, lada gamoniowiust�puj�... Powtarzam, nienawidz� ich! a tobie, m�jJasiu, �ycz�, aby� troch� spowa�nia� i przesta� by� tak dla wszystkich nadskakuj�cym, je�eli chcesz d�u�ej zemn� stosunki utrzymywa�...Ca�y ten potok wyraz�w energicznego Kleofasa spad� na upomadowan� g�ow� przyjemnego i niewinnego Jasia,kt�ry od roku dopiero wszed� mi�dzy ludzi, od dwulat goli� w�sy scyzorykiem, a obecnie wi� si� i przest�powa� z nogi na nog�, rumiany, jak szesnastoletniapanienka.- Ale� kochany Kleofasiu! - odpar� wytrawny pan Pawe� - ale� Kleofasiu, duszko, zastan�w si� nad tem,jak� teorj� wyk�adasz m�odemu ch�opcu?... Chcesz wi�c,aby by� brutalem, grubjaninem, aby sobie zaraz na pocz�tku karjery porobi� nieprzyjaci� mi�dzy lud�mi?...- Niech b�dzie brutalem - przerwa� pan Kleofas - niech b�dzie gburem, ale niech szanuje swoj� godno��!Co to znaczy mie� przyjaci�, albo nieprzyjaci�mi�dzy lud�mi?... Furda, g�upstwo!... Ludzie tego kochaj�, kogo si� boj�, a... a papinkowymi m�okosamipogardzaj�!...Wyrecytowawszy to, gwa�towny Kleofas doby� z kieszeni i zapali� bardzo grube cygaro, kt�re w jegoprzekonaniu nazywa�o si� Esmeraldosem, a w istocie by�ozwyk�� czterogrosz�wk� od Zajdla i Fruchtmana, kt�rej wo� bardzo cz�sto czu� mo�na w okolicach Kopernika iKarasia.Mi�y Ja� by� tymczasem czerwony jak piwonja, a spotnia�y, jak za najgor�tszych szkolnych czas�w.- S�uchaj, Jasiu! - reflektowa� m�odzie�ca pan. Pawe�. - Nigdy nie wierz pogl�dom dziwak�w, ale temu, cosi� dzieje na �wiecie - a na �wiecie ludzie, oile umiej�, staraj� si� by� grzecznymi dla siebie. Gdyby nie te drobne ust�pstwa wzajemne, jakich si� wszyscycodzie� ku zgorszeniu pana Kleofasa dopuszczamy,gdyby nie te ust�pstwa, powtarzam, to my trzej i podobni do nas chodziliby�my z g�owami obanda�owanemi,z�bami powybijanemi, �ebrami po�amanemi, a nawet,kto wie, kto wie... czyby�my mogli jeszcze chodzi�...- Cha! cha!... cha!... - za�mia� si� ironiczny Kleofas.- Jasiu!... z�oty, tortowy, �mietankowy Jasiu, nie s�uchajbredni safandu��w, ale fakt�w, fakt�w!...czy ty uwa�asz?... fakt�w!...- Prosimy o fakta! - pochwyci� pan Pawe�.- Tak!... - doda� jeszcze bardziej zarumieniony Ja�, i chcia� doko�czy� zacz�tego frazesu, ale �e go w tejchwili skromno�� pochwyci�a za gardzio�ko, wi�cumilk�.- Chcecie fakt�w?... dobrze!... - m�wi� wielbiciel dwukopiejkowych Esmeraldos�w. - Ot�, czy znacieWojciecha, kt�ry u mnie s�u�y� za lokaja?...- Aha! tego, z kt�rym besztali�cie si� po ca�ych...- Pawe�ku!... - oburzy� si� pan Kleofas. - Ot� ten Wojciech p�ki by� u mnie, p�ty zna� s�u�b�, odznacza�si� pilno�ci� i punktualno�ci�, celowa� w pokorzei innych cnotach...- O... tak! - westchn�� pan Pawe�.- Pawe�ku! - upomnia� go Kleofas, otaczaj�c si� k��bami dymu, od kt�rego muchy z sufitu upada�y na ziemi�,a potem ci�gn�� dalej:- Ot� Wojciech, po odej�ciu ode mnie...- Nota bene przez cyrku�...- Pawe�ku!... Ot� tyle razy wymieniony Wojciech dosta� si� mazgajowi Guciowi, kt�ry go traktowa� per wy,per prosz�, per niech Wojciech b�dzie �aska w...I c� powiecie?... Z tego skromnego, potulnego, karnego, s�u�bistego Wojciecha zrobi� si� po kilku miesi�cachtak bezczelny bisurman, �e wyobra�cie sobie,zacz�� sypia� na ��ku Gucia, chodzi� w jego ubraniu, a upominany, zagrozi� mu w ko�cu wybiiiciemz���b�w!...- No, nic dziwnego... nauczy� si� tego w poprzedniej s�u�...- Ale� Pawe�ku!... - wrzasn�� pan Kleofas, i znowu u�mierci� tuzin much pot�nym k��bem dymu.- Ja my�l�... ja my�l�, prosz� ci�... - wyj�ka� Jasio - �e to by� przypadek szczeg�lny, lecz wog�le...- Aha, wog�le!... zaraz ci powiem, co to jest og�. Znacie Henryka, tego, co by� kasjerem u bankiera?... Ot�Henryk tak�e celowa� w grzeczno�ci, tak�emia�, jak nazywacie, dobre wychowanie i pos�uchajcie, co si� sta�o:Ile razy kto� przyszed� do kasy, a trafia�o si� to sto razy na dzie�, Henryczek skaka� ko�o niego, rozmawia�,wdzi�czy� si�, no!... ledwie �e ze sk�ry niewylaz�. Pewnego razu, gdy ekspedjuj�c w ten spos�b ca�y t�um interesant�w, zagada� si� z jak�� dam�, kto�,wyobra�cie sobie, �wisn�� mu par�set rubli zprzed nosa!... Zrobi� si� rwetes, gwa�t, bieganina w ca�ym kantorze, - lecz naturalnie, z�odzieja, kt�ry mia� czasumkn��, nie schwytano. Ojciec Henryczkapieni�dze musia� zwr�ci�, a sam Henryczek dosta� dymisj�.. Bankier przyzna� mu wprawdzie, �e jestnajgrzeczniejszym ch�opcem, jakiego widziano, ale przyzna�i to, �e nie ma kwalifikacji na kasjera i �e za du�o wog�le czasu traci!- Oto mi dopiero przyk�ad!... niech�e ci�!... - mrukn�� zniecierpliwiony pan Pawe�.- Jasiu!... - zacz�� znowu uroczy�cie pan Kleofas, udaj�c skutkiem urazy, �e nie domy�la si� nawet istnieniaswego przeciwnika. - Jasiu! czy przekona�emci�, �e nie warto inaczej ludzi traktowa�, jak tylko przez nog�?...- Ale� b�j si� Boga, Kleofasiu... a damy... damy! - zawo�a� ust�puj�cy ju� z placu Jasio, oblewaj�c si� przywyrazie "damy" takim potokiem krwi, �e a� �cianypokoju zrobi�y si� czerwone.Pan Kleofas opu�ci� r�k� z cygarem ku pod�odze, dobijaj�c tym sposobem le��ce na niej a poprzednio odurzonemuchy.- Damy?... damy!... - metyle wyrzek�, ile raczej wykaszla� te wyrazy nasz mizantrop, z tak� pot�g� goryczy,jak� zrozumie� mog� tylko ludzie, kt�rzy...kt�rzy maj� uzasadnione powody do nienawidzenia p�ci pi�knej. - Ale mniejsza o to! - doda� po chwili -opowiem ci i o damach!... Czy znacie J�zia?...- Znam go! - wtr�ci� pan Pawe�. - Ch�opiec tkliwy i korpulentny...Pan Kleofas, wys�uchawszy z godno�ci� tej uwagi, zrobi� tak� min�, jakby swego przeciwnika poczytywa� zaludo�erc� z epoki krzemienia niepolerowanego, ici�gn�� dalej:- M�j osobisty przyjaciel J�zio, o kt�rym nie lubi� s�ucha� uwag uszczypliwych, jecha� raz kolej� �elazn� wtowarzystwie pewnej m�odej damy, kt�rej (wymawiamto z bole�ci�) wzgl�dy stara� si� pozyska�.W drodze trzyma� w r�kach jej pude�ko, jej pieska, jej parasolk�, jej koszyczek, jej zawini�tko, jej torebk�,zawiesza� jej kapelusz, sk�ada� i rozk�ada�szal, otwiera� i zamyka� okna i m�wi� tysi�ce grzeczno�ci. Na stacjach wydziera� dla niej z r�k markier�wnajpierwsze szklanki herbaty, najprzedniejszebefsztyki, najzimniejsze napoje gazowe, i p�aci� za wszystko, m�wi�c, �e poda jej rachunek na miejscu.Gdy doje�d�ali do Warszawy, dama wyrazi�a obaw� o doro�k�. Grzeczny J�zio (staram mu si� tego niepami�ta�) uspakaja� j�, zapewnia� o swem po�wi�ceniu iwachlowa� swoim kapeluszem, poniewa� by�o gor�co.Nagle s�ycha� �wist przera�liwy!... Podr�ni nasi widz� stosy drzewa, w�gli, sznury wagon�w, gromady gapi�w.Dama znowu niepokoi si� o doro�k�, poci�g zwalnia,a J�zio, chc�c by� pierwszym, wyskakuje i pada na ziemi�!...- Zabity! - krzykn�� kto�. - Raniony!... - powt�rzy� drugi. - �yje!... - zawo�a� trzeci, a J�zio,wys�uchawszy tych wykrzyknik�w, uczu� si� podniesionymz ziemi, obmacanym, wytrzepanym i zaprowadzonym do naczelnika stacji...- Pu��cie mnie! - wo�a� zrozpaczony J�zio, my�l�c o damie.- Czy to pan zosta�e� rozjechany przez poci�g? - pyta go ch�odno naczelnik.- Ale� ja zdr�w jestem... nic mi nie brak... pu��cie mnie!... - wo�a� J�zio, widz�c, �e dama z innym wsiada dodoro�ki.I czy s�dzicie, �e go puszczono? Bynajmniej! Jeszcze go do cyrku�u odprowadzono, poniewa� nie mia� �adnychdowod�w legitymacyjnych i zdawa� si� by� zanadtoniespokojnym.I c� powiecie? nim biedny J�zio spotka� znajomego urz�dnika, kt�ry go uwolni�, up�yn�o par� godzin. Damatymczasem znik�a, pozostawiaj�c mu si�ce, wstyd,deficyt w jego portmonetce, a unosz�c z sob� jego pyszn� bursztynow� cygarnic�, warto�ci kilkunastu rubli.- Czy i tym razem jeste� przekonany o potrzebie grzeczno�ci? - spyta� szyderczo pan Kleofas zgn�bionegoJasia i, z uczuciem triumfu, zaci�gn�� si� swoimEsmeraldosem.- A teraz mnie... mnie pos�uchaj, Jasiu! - przerwa� zirytowany pan Pawe�. - Ot� tedy by� sobie pewienwysoki, chudy, d�ugow�osy, jak nied�wied� zaro�ni�tyi jak tyczka prosto trzymaj�cy si� gbur...W tej chwili Ja� spojrza� na mocno obci�gaj�cego si� pana Kleofasa, jakby zapytuj�c, czy jest podobie�stwomi�dzy nim a podanym rysopisem?...-- Gbur ten g�owy nie czesa�, ludziom si� nie k�ania�, rozwala� si� na krzes�ach, wyci�gaj�c daleko swojelaskowate nogi, ch�opc�w w cukierniach beszta�,przechodni�w na ulicy potr�ca�...Figura pana Kleofasa nik�a stopniowo za g�stemi ob�okami dymu z dwukopiejkowego cygara.- Ale do czasu dzban wod� nosi! - ci�gn�� dalej pan Pawe�. - Ten gbur, ten grubjanin, rozbijaj�cywszystkich, trafi� raz...- Panie Pawle!... - przerwa� Kleofas dr��cym z gniewu g�osem.- Trafi� raz na nagniotek takiego samego jak on brutala, kt�ry jak z�apie kija...- Pawle... zapominasz si�!...- Jak zacznie la� wzd�u�, wpoprzek...- Pawle... bo mnie wywiedziesz z cierpliwo�ci!...- Wzd�u�, wpoprzek, wukos pana Kleofasa...- Jeste� impertynent!... jeste� cz�owiek bez wychowania! - wrzasn�� pan Kleofas, i cisn�wszy na pod�og�swego cennego Esmeraldosa, wybieg� jak oparzonyz pokoju.Pan Pawe�, widz�c to, odetchn��...- I c� ty, Jasiu... h�?...- Trzeba by� grzecznym! - westchn�� �adny Ja�, kt�remu niewiadomo, czy opowiadanie pana Paw�a, czy te�dym pana Kleofasa, przywr�ci� naturalne blado-r�owerumie�ce, na obliczu ju� od dwu lat piel�gnowanem za pomoc� scyzoryka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]