10287, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
HENRY KUTTNERCYTADELA CIEMNO�CIHigh fantasyPrzekl�te niech b�dzie miasto Cursed Be the City1. Bramy wojny2. Krew w mie�cie3. Skalny Zb�jca4. Dolina Ciszy5. Przekl�te niech b�dzie miastoCytadela ciemno�ci The Citadel of Darkness1. Znak Zwierciad�a2. Znak Bazyliszka3. Znak Czarnego Kwiatu4. Znak W�a5. Znak Ryby Ea6. Znak TammuzaLow fantasyPr�g ThresholdW mocy twego zakl�cia Under Your SpellNajwi�ksza mi�o�� No Greater LoveMaskarada MasqueradePozdrowienia od autora Compliments of the AuthorPRZEKL�TE NIECH B�DZIE MIASTOCursed Be the CityOto opowie�� o Kr�lu, kt�r� powtarzaj�: Zanim jeszcze kr�lewskie chor�gwie powiewa�yna wysokich wie�ach chaldejskiego Ur, zanim skrzydlaci faraonowie rz�dzili tajemniczymEgiptem, daleko na wschodzie istnia�y ju� pot�ne imperia. Tam, na rozleg�ej pustyni znanejjako Kolebka Ludzko�ci � tak, w samym sercu niezmierzonej Gobi � toczy�y si� �wielkiewojny i wynios�e pa�ace wznosi�y minarety w purpurowe azjatyckie niebo. Lecz to, o Kr�lu,by�o dawno temu, w czasach poprzedzaj�cych najstarsze legendy; wspaniale Imperium Gobi�yje dzi� tylko w marzeniach minstreli i poet�w�Legenda o Sakhmet Przekl�tym1. BRAMY WOJNYW szarym �wietle fa�szywego �witu prorok wspi�� si� na zewn�trzny mur otaczaj�cySardopolis. Jego broda trzepota�a na zimnym wietrze. Przed nim na rozleg�ej r�wninie sta�ybarwne namioty oblegaj�cej armii, ozdobione szkar�atnym symbolem skrzydlatego,dwuno�nego smoka � god�em wojowniczego kr�la Cyaxaresa z p�nocy.�o�nierze gromadzili si� ju� przy katapultach i obl�niczych wie�ach. Niewielka grupkazebra�a si� pod murem, gdzie sta� prorok. Ur�gliwe g�osy miota�y szyderstwa, ale siwow�osystarzec nie zwraca� na nie uwagi. Jego zapadni�te oczy pod �nie�nymi, krzaczastymi brwiamiwpatrywa�y si� w dal, gdzie zalesione g�rskie zbocza rozp�ywa�y si� w b��kitnej mgie�ce.Cienkim, przenikliwym g�osem przem�wi�:� Biada, biada Sardopolis! Padnie klejnot Gobi, padnie i zginie marnie, i na zawszeprzeminie jego chwa�a! Zbezczeszczone b�d� o�tarze, a ulice sp�yn� czerwon� krwi�. Widz��mier� dla kr�la i ha�b� dla jego poddanych�Przez jaki� czas �o�nierze pod murem milczeli, ale teraz w��cznie unios�y si� i szyderczewrzaski zag�uszy�y s�owa proroka. Brodaty olbrzym rykn��:� Zejd� do nas, stary ko�le! Zgotujemy ci gor�ce powitanie!Prorok opu�ci� wzrok, a krzyki �o�dactwa stopniowo zamar�y. Starzec przem�wi� bardzocicho, ale ka�de s�owo by�o czyste i ostre jak cios miecza.� Przejedziecie w triumfie ulicami miasta, a wasz kr�l zasi�dzie na srebrnym tronie. Ale zlas�w nadejdzie wasza zguba, spadnie na was prastara kl�twa i nikt nie ujdzie z �yciem.. Onpowr�ci� ON� kt�ry niegdy� tu rz�dzi��Prorok wzni�s� ramiona i spojrza� prosto w czerwone oko wschodz�cego s�o�ca.� Evoe! Evoe!Potem post�pi� dwa kroki do przodu i skoczy�. Spada� d� z rozwian� brod� i rozpostart�szat�, a� dosi�g�y go wzniesione w��cznie i umar�.Tego dnia bramy Sardopolis pad�y pod naporem wielkich bojowych taran�w i ludzieCyaxaresa wdarli si� do miasta niczym fala przyp�ywu, wilki, kt�re mordowa�y, grabi�y itorturowa�y bez mi�osierdzia. Tego dnia strach pad� na miasto a kurz bitewny wzbija� si�ponad dachami. Obro�c�w wy�apywano i bezlito�nie mordowano na ulicach. Gwa�conokobiety, zabijano dzieci i chwa�a Sardopolis zgin�a w odm�tach ha�by i przera�enia.Ostatnie promienie s�o�ca roz�wietli�y chor�giew Cyaxaresa ze szkar�atnym smokiem,powiewaj�c� na najwy�szej wie�y kr�lewskiego pa�acu.Zapalono pochodnie zatkni�te w uchwyty i wielka sala rozb�ys�a czerwon� po�wiat�,odbijaj�c� si� w srebrnym tronie, gdzie zasiad� naje�d�ca. Jego czarna broda pokryta by�akurzem i krwi�, i niewolnicy zmywali z niego brud, kiedy siedzia� po�r�d swych ludzi,ogryzaj�c barani� ko��. A jednak, pomimo tego brudu i wyszczerbionej, pogi�tej zbroi, by�oco� nieomylnie kr�lewskiego w jego wygl�dzie. Cyaxares by� kr�lewskim synem, ostatnim zrodu bior�cego pocz�tek w zamierzch�ych wiekach Gobi, kiedy rz�dzili feudalni baronowie.Lecz jego twarz by�a tragiczn� ruin�.Niegdy� go�ci�a na niej duma i szlachetna si�a, kt�rych siady wci�� jeszcze przebija�y,niczym przez m�tn� wod�, � przez mask� okrucie�stwa i wyst�pku grubo powlekaj�c� rysyCyaxaresa. Szare oczy, kt�re zapala�y si� czerwieni� tylko w ogniu walki, spogl�da�y ch�odnoi beznami�tnie. Teraz to martwe spojrzenie spoczywa�o na skr�powanej postaci Chalema,zwyci�onego kr�la Sardopolis.W por�wnaniu z pot�nym Cyaxaresem Chalem wydawa� si� w�t�y; ale pomimo ran sta�sztywno wyprostowany, a jego blada twarz nie zdradza�a �adnych uczu�.Dziwaczny kontrast! Marmurowa, ozdobiona gobelinami sala tronowa powinna raczejogl�da� weso�e parady, a nie takie ponure sceny. Jedyny cz�owiek, kt�ry nie razi� w tymotoczeniu, sta� obok tronu � smuk�y, ciemny m�odzieniec odziany w aksamity i jedwabie,kt�re wyra�nie nie ucierpia�y w walce. To by� Necho, zaufany kr�la, a tak�e � jak powiadaliniekt�rzy � jego osobisty demon. Nie wiadomo by�o, sk�d si� wzi��, ale niew�tpliwieposiada� z�y wp�yw na kr�la.Nieznaczny u�miech pojawi� si� na przystojnej twarzy m�odzie�ca. Necho wyg�adzi� swojeciemne, k�dzierzawe w�osy, pochyli� si� ni�ej i szepn�� co� kr�lowi. Ten kiwn�� g�ow�,odprawi� gestem s�u�ebnic�, kt�ra namaszcza�a mu brod�, po czym powiedzia� kr�tko:� Twoja pot�ga zosta�a z�amana, Chalemie. Ale oka�emy ci mi�osierdzie. Z��wiernopodda�cz� przysi�g�, a ocalisz �ycie.W odpowiedzi Chalem splun�� na marmurowe p�yty pod�ogi.Dziwny b�ysk zamigota� w oczach Cyaxaresa. Niemal niedos�yszalnie kr�l mrukn��:� Dzielny cz�owiek. Zbyt dzielny, �eby umiera��Jakby wbrew woli odwr�ci� g�ow� i napotka� spojrzenie Necho. Ten milcz�cy wzrokprzekazywa� jak�� wiadomo��, poniewa� Cyaxares si�gn�� po d�ugi, zakrwawiony miecz uboku, wsta�, zszed� z podwy�szenia� i zamachn�� si�.Chalem nie zrobi� nic, �eby uchyli� si� od ciosu. Stal rozci�a czaszk� i m�zg. Trup osun��si� na ziemi�, a Cyaxares sta�, spogl�daj�c na niego bez wzruszenia. Wyszarpn�� miecz zcia�a.� Rzu�cie to �cierwo s�pom � rozkaza�.Od pobliskiej grupki wi�ni�w dobieg�o gniewne przekle�stwo. Kr�l odwr�ci� si� szukaj�cwzrokiem cz�owieka, kt�ry o�mieli� si� przem�wi�. Skin�� r�k�.Dwaj stra�nicy wypchn�li do przodu wysokiego, muskularnego m�czyzn� o ��tychw�osach i mocnej, cho� m�odej twarzy, teraz pociemnia�ej z w�ciek�o�ci. M�czyzna nie nosi�zbroi i jego pier� przecina�y liczne rany.� Kim jeste�? � zapyta� Cyaxares ze z�owr�bnym spokojem, wci�� trzymaj�c obna�onymiecz.� Jestem ksi��� Raynor, syn kr�la Chalema.� Szukasz �mierci?Raynor wzruszy� ramionami.� Dzisiaj ju� otar�em si� o �mier�. Zabij mnie, je�li chcesz. I tak zar�n��em z tuzin twoichwilk�w. Zawsze to jaka� pociecha.Za plecami kr�la rozleg� si� szelest jedwabi, wywo�any lekkim poruszeniem Necho.Ukryte w�r�d zmierzwionej brody wargi kr�la skrzywi�y si�. Jego twarz nagle sta�a si� znowutwarda i okrutna.� Czy�by? A wi�c zanim zajdzie nast�pne s�o�ce, b�dziesz czo�ga� si� u moich st�p. �Skin�� r�k�. � Na pewno pod tym pa�acem s� lochy tortur. Sudrach!Kr�py, odziany w sk�ry m�czyzna wyst�pi� do przodu i zasalutowa�.� S�ysza�e� moje �yczenie. Wykonaj je.� Je�li przyczo�gam si� do twoich st�p � cicho powiedzia� Raynor � to podetn� ci�ci�gna, opas�y wieprzu.Kr�l zasapa� gniewnie. Bez s�owa skin�� na Sudracha. Oprawca poszed� za Raynorem,kt�rego wyprowadzono z komnaty. Cyaxares znowu usiad� na tronie i zaduma� si� na chwil�,p�ki niewolnik nie przyni�s� mu wina w poz�acanym kielichu.Ale trunek nie zdo�a� rozproszy� ponurego nastroju kr�la. Wreszcie Cyaxares wsta� ipodszed� do komnat poprzedniego w�adcy, kt�rych naje�d�cy nie �mieli spl�drowa� zestrachu przed gniewem swojego pana. Nad jedwabnym �o�em wisia� l�ni�cy sztandar �szkar�atny smok z rozpostartymi skrzyd�ami i sztywno uniesionym kolczastym ogonem.Cyaxares w milczeniu przygl�da� mu si� przez jaki� czas.Nie odwr�ci� si�, kiedy us�ysza� mi�kki g�os Necho. M�odzieniec powiedzia�:� Jeszcze raz smok zwyci�y�.� Tak � odpar� t�po Cyaxares. � Jeszcze raz czarna ha�ba i wyst�pek zatriumfowa�y.To by� z�y dzie�, kiedy ci� spotka�em, Necho.Rozleg� si� cichy �miech.� A przecie� wezwa�e� mnie, o ile pami�tasz. Tam u siebie by�o mi ca�kiem dobrze, p�kimnie nie przywo�a�e�.Kr�l wzdrygn�� si� mimo woli.� Wola�bym, �eby Isztar porazi�a mnie piorunem tamtej nocy.� Isztar? Teraz czcisz innego boga.Cyaxares obr�ci� si� gwa�townie i wyszczerzy� z�by.� Necho, nie doprowadzaj mnie do ostateczno�ci! Wci�� jeszcze mam w�adz�� Masz ca�kowit� w�adz� � odpar� niski g�os. � Tak jak chcia�e�.Przez kilka uderze� serca kr�l nie odpowiada�. Potem wyszepta�:� Ja pierwszy okry�em ha�b� nasz kr�lewski r�d. Kiedy zosta�em ukoronowany,poprzysi�g�em na groby moich przodk�w, �e pozostan� wierny ich pami�ci. Przez pewienczas dotrzymywa�em tych �lub�w. Rz�dzi�em dobrze i sprawiedliwie�� I szuka�e� m�dro�ci.� Tak. Nie by�em zadowolony. Pragn��em rozs�awi� imi� i dlatego wezwa�emczarnoksi�nika� Bleysa z Czarnego Stawu.� Bleys � mrukn�� Necho. � Nawet sporo umia�. A jednak� nie �yje.Oddech kr�la sta� si� nier�wny.� Wiem. Zamordowa�em go� na tw�j rozkaz. A ty pokaza�e� mi, co si� z nim sta�op�niej.� Bleys nie jest teraz szcz�liwy � powiedzia� Necho �agodnie. � S�u�y� temu samemupanu co ty. I dlatego� � cichy g�os nabra� mocy. � I dlatego �yj! Poniewa� na mocynaszego uk�adu dam ci ca�� w�adz� nad ziemi�, pi�kne kobiety i skarby przekraczaj�cewyobra�ni�. Ale kiedy umrzesz � b�dziesz mi s�u�y�!Kr�l sta� milcz�c i tylko �y�y nabrzmia�y na jego �niadym czole. Nagle z ochryp�ym,nieartyku�owanym przekle�stwem wyszarpn�� miecz z pochwy. Jasna stal �mign�a wpowietrzu � i odskoczy�a ze szcz�kiem. Przez rami� kr�la i przez ca�e cia�o przebieg�lodowa... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl