10290, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
HENRY KUTTNERMUTANCITYTU� ORYGINA�U MUTANTPRZE�O�Y�A MA�GORZATA GO�EWSKAROZDZIA� 1Musia�em jako� prze�y�, a� do chwili gdy mnie znajd�. B�d� szukali wraku samolotu i wko�cu go odnajd�, mnie tak�e. Ale trudno by�o czeka�.Pusty, niebieski dzie� rozci�ga� si� ponad bia�ymi szczytami g�r. .Nadesz�a roz�wietlonanoc typowa dla tych wysoko�ci i r�wnie pusta. Nigdzie ani �ladu odrzutowca lub helikoptera.By�em zupe�nie sam.Kilkaset lat temu, kiedy nie by�o telepat�w, samotno�� nie by�a ludziom obca, ale jajeszcze nigdy nie znalaz�em si� zamkni�ty w ko�cistym wi�zieniu w�asnej czaszki, takszczelnie i dok�adnie odci�ty od reszty ludzi. G�uchota i �lepota nie dotkn�yby mnie takbardzo. Dla telepaty nie stanowi� one najmniejszej przeszkody.Od kiedy m�j samolot rozbi� si� za barier� g�r, by�em odci�ty od reszty mojego gatunku.Jest co�, co sprawia, �e sta�y kontakt my�li trzyma cz�owieka przy �yciu. Odci�ta ko�czynaobumiera z braku tlenu. Ja za� umiera�em z braku� W naszym j�zyku nie istnieje s�owo, dlawyra�enia tego, co powoduje, �e telepaci tworz� jedno��. Lecz bez tego cz�owiek jest sam, aistota ludzka nie potrafi d�ugo �y� w osamotnieniu.Nas�uchiwa�em. Wyt�a�em t� cz�� umys�u, kt�ra zbiera nies�yszalne g�osy innych.S�ysza�em jedynie wycie wiatru. Widzia�em wiruj�ce, pierzaste kaskady �niegu. Widzia�emg�stniej�cy mrok. Podnios�em wzrok na szkar�atny szczyt wschodni. Zachodzi�o s�o�ce.By�em sam.Zapada�a noc, a ja szuka�em sygna��w. Pierwsza gwiazda zamigota�a, rozb�ys�a iznieruchomia�a nade mn�. Pojawi�y si� inne, powia�o ch�odem i w ko�cu ca�e niebo p�on�ow gwia�dzistym marszu na zach�d.Zrobi�o si� ciemno, pozosta�y tylko gwiazdy i ja. Po�o�y�em si�, przesta�em nas�uchiwa�.Nie ma moich ludzi.Wpatrywa�em si� w gwiezdn� otch�a�. Dlaczego w�a�ciwie mia�bym �y�? Bez trudu, beznajmniejszego trudu mog� pogr��y� si� w ciszy, w kt�rej nie ma samotno�ci, bo nie ma wniej �ycia. Penetrowa�em okolice, lecz m�j umys� nie natrafi� na �adn� my�l. Skierowa�em si�ku w�asnej pami�ci i dopiero tam poczu�em si� nieco lepiej.Wspomnienia telepaty si�gaj� bardzo daleko. Znacznie dalej, du�o wcze�niej ni� jegonarodziny.Widz� jasno dwie�cie lat wstecz. Dopiero� wtedy wyra�ne i ostre telepatycznie przekazanewspomnienia staj� si� postrz�pionymi i wyblak�ymi wspomnieniami drugiego Stopnia,pochodz�cymi z ksi��ek. Literatura z kolei czerpie z Egiptu i Babilonu. Jednak to nie to samoco wspomnienia pierwszego stopnia, nie pozbawione sensoryczno�ci, przekazywanetelepatycznie m�odym przez starszych, z pokolenia na pokolenie. Naszych biografii niespisuje si� w ksi�gach: s� zapisem w naszych my�lach i wspomnieniach, szczeg�lnie�ywoty�Klucze przekazywane w nietkni�tej formie, tak jak wiedli je nasi najwi�ksiprzyw�dcy�Oni ju� odeszli, a ja jestem sam.Nie. Niezupe�nie sam. Pozosta�y mi wspomnienia: Burkhalter i Barton, McNey, Linc Codyi Jeff Cody� Wprawdzie ju� od dawna nale�� do krainy umar�ych, ale w mojej pami�ci s�nadal pe�ni �ycia. Mog� przywo�a� ka�d� my�l, ka�de uczucie, zapach butwiej�cej trawy�gdzie to jest?� odg�os pospiesznych krok�w� czyich?�. na �wirowanej �cie�ce.Jak �atwo by�oby odpr�y� si� i umrze�.Nie. Zaraz. B�d� czujny. Oni �yj�. Burkhalter, Barton i �ywoty�Klucze s� nadal realne,chocia� ludzie ju� odeszli. To twoi ludzie. Nie jeste� sam.Burkhalter i Barton, McNey, Linc i Jeff nie umarli. Pami�taj o nich. �y�e� telepatycznieich �yciem w miar�, jak si� go uczy�e�, �y�e� tak jak oni i mo�esz prze�y� to raz jeszcze. Niejeste� sam.Zatem b�d� czujny. Niech ta ta�ma filmowa zacznie si� kr�ci�. Nie b�dziesz sam, stanieszsi� Edem Burkhalterem dwie�cie lat temu. Poczujesz na twarzy zimny wiatr od szczyt�wSierry, poczujesz zapach wonnej trawy, poznasz my�li twojego syna�. syna grajka�Zacz�o si�.Bjdern Edem Burkhalterem.Dwie�cie lat temu�* * *SYN GRAJKAZielony wspina� si� po szklanych g�rach, a ze szczelin spoziera�y na niego kud�ate twarzegnom�w. Jeszcze tylko jeden krok w nie ko�cz�cej si� odysei Zielonego. Mia� ju� za sob�mn�stwo przyg�d: w Krainie P�omieni, w�r�d Zmieniaczy Wymiar�w, z MiejskimiMa�poludami, kt�re z szyderczym u�miechem bawi�y si� promieniami �mierci, grzebi�c w nichszerokimi, niezgrabnymi paluchami. Trole jednak, b�d�c mistrzami magii, u�y�y czar�w, abygo powstrzyma�. Zakipia�y niewielkie wiry energii, o kt�re mia� si� potkn�� Zielony:wspaniale umi�niony, przystojny niczym b�g, bezw�osy od st�p do g��w i po�yskuj�cybladozielonym blaskiem. Wiry tworzy�y wymy�lny wz�r. Aby przej��, nale�a�o staranniewybiera� drog� mi�dzy nimi i strzec si� jasno��tych pu�apek.Kud�ate gnomy, ukryte w szklanych za�omach, obrzuca�y go z�o�liwym, zazdrosnymspojrzeniem.Al Burkhalter, kt�ry niedawno osi�gn�� dojrza�y wiek lat o�miu, le�a� pod drzewem, �uj�c�d�b�o trawy. Rozmarzy� si� do tego stopnia, �e ojciec musia� go lekko szturchn��, abyprzywr�ci� przytomny wyraz p�przymkni�tym oczom. Pogoda sprzyja�a marzeniom: s�o�cegrza�o mocno, a od bia�ych szczyt�w na wschodzie wia� ch�odny wiatr. W powietrzu unosi�si� ci�ki zapach trawy, sprawiaj�c, �e Ed Burkhalter poczu� zadowolenie, i� jego syn nale�ydo drugiego pokolenia urodzonego ju� po Eksplozji. Sam przyszed� na �wiat dziesi�� lat pozrzuceniu ostatniej bomby, ale wspomnienia drugiego stopnia te� bywaj� nieprzyjemne.� Hej, Al � powiedzia� do syna, kt�ry obdarzy� go �askawym spojrzeniem.� Cze��, tato.� Chcesz pojecha� ze mn� do miasta?� Nie � odpar� Al, natychmiast zapadaj�c w odr�twienie.Burkhalter uni�s� nie istniej�ce brwi i ju� zamierza� odej��, gdy pod wp�ywem impulsuzrobi� co�, na co rzadko sobie pozwala� bez milcz�cej zgody drugiej strony: u�y� swoichtelepatycznych zdolno�ci do przenikni�cia my�li Ala. Sam przed sob� si� przyzna�, �e si�waha, �e wyczuwa pod�wiadom� niech�� do takiego post�powania, mimo i� Alzdecydowanie ju� wyr�s� z nieprzyjemnej i nieludzkiej bezkszta�tno�ci umys�owegoniemowl�ctwa. We wcze�niejszym okresie umys� Ala szokowa� swoim wyobcowaniem.Burkhalter przypomnia� sobie kilka nieudanych do�wiadcze�, jakie przeprowadzi� przednarodzinami Ala � niewielu przysz�ych ojc�w potrafi oprze� si� pokusie eksperymentowaniaz m�zgiem p�odu. Sko�czy�o si� to koszmarami, jakich Burkhalter nie �ni� od czas�wm�odo�ci. Widzia� w nich ogromne, t�ocz�ce si� masy, przera�aj�cy bezmiar i inne r�wniestraszne obrazy. Wspomnienia sprzed narodzin to sprawa dra�liwa i nale�y je pozostawi�wykwalifikowanym psychologom pami�ci.Teraz Al dojrzewa� i marzy�, jak ka�dy, w jasnych barwach. Uspokojony, Burkhalterpoczu�, i� spe�ni� sw�j obowi�zek kontroli i zostawi� syna, kt�ry dalej �u� traw� i duma�.Ed poczu� przyp�yw niespodziewanej tkliwo�ci, a zarazem bolesnego, bezradnegowsp�czucia, jakie miewa� dla istot bezbronnych, niezdolnych jeszcze wchodzi� w konflikt zt� dziwnie skomplikowan� spraw� nazywan� �yciem. Konflikty i rywalizacja nie wymar�ywraz z ko�cem wojen. Konfliktem jest przystosowywanie si� nawet do w�asnego otoczenia, aka�da rozmowa pojedynkiem. R�wnie� Al stanowi� dwojaki problem. Tak, j�zyk wznosibariery, co w pe�ni potrafi� oceni� �ysi, poniewa� ta bariera mi�dzy nimi nie funkcjonuje.Krocz�c drog� prowadz�c� do centrum miasta, Burkhalter u�miechn�� si� gorzko iszczup�ymi palcami przeczesa� dobrze utrzyman� peruk�. Obcy cz�sto wyra�ali zdziwienie,dowiaduj�c si�, �e jest jednym z �ysych, telepat�. Rzucali mu zdumione spojrzenia, leczdobre wychowanie nie pozwala�o im pyta�, jak to jest by� kim� takim, chocia� pali�a ichciekawo��. Burkhalter nie unika� takich rozm�w.� Po Eksplozji moi rodzice mieszkali niedaleko Chicago. To dlatego.� Aha � zdziwione spojrzenie. � S�ysza�em, �e wtedy powsta�o wiele� � wahanie.� Fenomen�w albo mutacji. Zdarza�o si� i to, i to. Nadal nie wiem, do kt�rej kategorii si�zaliczam � dodawa� czasami z rozbrajaj�cym u�miechem.� Ty nie mo�esz by� fenomenem! � protestowa� zbyt gor�co rozm�wca.� Na terenach dotkni�tych radioaktywno�ci�, w pobli�u miejsc, gdzie spad�y bomby,powsta�y bardzo osobliwe okazy. Zasz�y bardzo dziwne zmiany w protoplazmie zarodk�w.Wi�kszo�� z nich wymar�a, nie mog�y si� rozmna�a�. Mo�na jeszcze spotka� kilku takichosobnik�w w sanitoriach� na przyk�ad z dwiema g�owami. Mimo to pytaj�cy zawszeodczuwali za�enowanie.� To znaczy, �e potrafisz czyta� moje my�li� w tej chwili?� M�g�bym, ale tego nie robi�. To wymaga du�o wysi�ku, chyba �e chodzi o drugiegotelepat�. My, �ysi� nie� po prostu tego nie robimy. Cz�owiek obdarzony nadmiernierozwini�tymi mi�niami nie bije innych, chyba Nie zale�y mu na zbiorowej bijatyce. �ysimaj� �wiadomo�� drzemi�cego zagro�enia: linczu. A roztropni �ysi unikaj� nawet sugestii otym� dodatkowym zmy�le. M�wimy, �e jeste�my po prostu inni i nie wdajemy si� wszczeg�y.Jedno wszak pytanie dawa�o si� nieodmiennie wyczu�, chocia� nie zawsze pada�o wprost.� Gdybym to ja by� telepat�� a ile ty rocznie zarabiasz?Odpowied� przyjmowali z niedowierzaniem. Cz�owiek, kt�ry potrafi czyta� my�li, m�g�byzarabia� krocie, gdyby zechcia�. Dlaczego Ed Burkhalter zadowala si� posad� specjalisty odsemantyki w wydawnictwie Modoc Publishing Town, skoro jedna podr� do miastanaukowc�w pozwoli�aby mu zdoby� tajemnice, dzi�ki kt�rym zdoby�by fortun�?Istnia�y po temu zasadnicze powody. Jednym z nich by� instynkt samozachowawczy. Toon w�a�nie nakazywa� Burkhalterowi i wielu jemu podobnym nosi� peruki. Byli jednak i tacy,kt�rzy ich nie nosili.Modoc by�o miastem bli�niaczym Pueblo, po drugiej stronie g�r, na po�udnie od pustyni,gdzie ongi� rozci�ga�o si� Denver. W Pueblo znajdowa�y si� drukarnie, fotolinotypy imaszyny przetwarzaj�ce r�kopisy na ksi��ki po wcze�niejszej obr�bce w Modoc. Pueblodysponowa�o baz� helikopter�w dostawczych, a jej kierownik, Oldfield, od tygodnia domaga�...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]