10300, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nancy FisherKod Błękitny(Code Blue)Przekład: Violetta DoboszDla Ann, Barbary, Carol, Jane, Joann, Joyce,Leslie, Lenore, Roberty i Sheiliprzyjaciółek na zawszeNie wchod łagodnie do tej dobrej nocy...Dylan ThomasPrologPrzytomnoć powracała stopniowo, jak podnoszšca się powoli mgła. Był wiadom chłod-nego podmuchu powietrza na twarzy. Czuł, że się porusza kołysze się, unosi. Przekręciłgłowę na bok i nakazał oczom, by się otworzyły, lecz powieki okazały się zbyt ciężkie.Doszły go ciszone głosy:Budzi się.Dopnij pas.Poczuł ucisk w połowie tułowia. Co tu się działo? Otworzył oczy i zamrugał w półmroku.Zdawało mu się, że to jaki tunel. Jakie to dziwne, mylał półprzytomnie. Patrzył, jak czarneciany mijajš go pędem, i poczuł lekkie mdłoci.Gdzie ja jestem? wymamrotał; zabrzmiało to jak jęk.Jeszcze tylko chwila odpowiedział mu kto. Jestemy prawie na miejscu.Czyli gdzie? zastanawiał się, lecz wargi odmówiły posłuszeństwa, by uformować słowa.Kołysanie ustało i poczuł serię wstrzšsów.Teraz ostrożnie rzekł głos.Jego ciało znów zaczęło się unosić, ale bardziej powoli. Usłyszał metaliczne pobrzękiwa-nie.Jakie dłonie poprawiły koc, którym był okryty. Czyje to dłonie? Co za koc? O co tu cho-dziło?Będš go szukali kto powiedział.Niech sobie szukajš odparł kto inny.Przez zamknięte powieki poczuł zmianę wiatła, a powietrze na policzkach stało się mro-ne. Kogo będš szukać? zastanawiał się w oszołomieniu, zanim uwiadomił sobie, że mówišo nim. Niepokój wstrzšsnšł jego ciałem i zmusił do podniesienia powiek.Dzień dobry, doktorze Harland.Jego poszerzone renice rozwierały się jeszcze bardziej, gdy wzrok wędrował od jednejdziwnie odzianej postaci do następnej.Co...?Niech się pan nie wysila i nic nie mówi. Już za póno.Mężczyzna zmrużył oczy, rozpaczliwie usiłujšc skupić wzrok na twarzy, która pochylałasię nad nim, zarysowana na tle wiatła.Ty! wykrzyknšł cicho.Tak, ja. Obawiam się, że twoja kariera w Greenvale dobiegła końca, doktorze. Nie bę-dziesz już szkodził.Szkodził? Mężczyzna zmarszczył czoło. Me wiem, o czym mówisz.Czuł się zdezorientowany i było mu bardzo zimno.Och, mylę, że jednak wiesz.Sylwetka odsunęła się na bok i mężczyzna odkrył, że wpatruje się w jasne, okršgłe wia-tło. Księżyc w pełni, zamajaczyło mu się.Żegnam, doktorze.Zegnam? Poczuł ukłucie igły wbijajšcej się w jego ciało.Nie! krzyknšł. Czekaj...Mgła otuliła go znowu i nic już więcej nie wiedział.Rozdział pierwszyOd oceanu wiał lodowaty wiatr, który gnał przed sobš mieci, wdzierajšc się w głšb lšdu.Brzemienne chmury pędziły po niebie, przesłaniajšc srebrzysty nów. Kobieta opatulonaw płaszcz z kapturem chroniła przed kropišcym deszczem zaokršglone ciało i bladš, niespo-kojnš twarz. Jaki przechodzień mógłby się bardzo zdziwić jej panicznym popiechem, kiedytak szybkim krokiem przemierzała ciemne ulice. Jednak żaden przechodzień się nie pojawił.Było już póno wedle standardów New Chatham: minęła dwudziesta trzecia, a nazajutrz cze-kał zwykły roboczy dzień. Te kilka samochodów, jakie minęły jš szybko, zamierzało zdšżyćdo domu przed burzš.Rozgałęziona błyskawica dała nagły, krótki błysk wiatła, gdy kobieta rzuciła się pędemna tyły eleganckiego kolonialnego domu. Z rękš na klamce obejrzała się przez ramię na za-nieżone pole, rozcišgajšce się za ogrodem, i patrzyła przez chwilę na zarys solidnego, duże-go, najeżonego wieżyczkami budynku. Następnie otworzyła drzwi i wlizgnęła się do rodka.Hall ze cianami pokrytymi wieżš białozielonš tapetš był jasny i gocinny. Znalazłszysię w jego połowie, kobieta skręciła w zwieńczone skromnym łukiem przejcie i weszła dosalonu pomalowanego na kolor wieżej szałwii. W pokoju ciasno było od mebli. Dwanacieosób obu płci i w różnym wieku tłoczyło się na niewielkiej powierzchni, rozmawiajšc cicho.Przy dębowym stole kobieta w czerwonym jedwabnym szalu na ramionach mieszała za-wartoć wypolerowanej na wysoki połysk srebrnej wazy do ponczu.Mielimy już zaczšć bez ciebie rzekła, podnoszšc wzrok znad misy. Jej umiech zła-godził uszczypliwoć uwagi.Przepraszam rzuciła spóniona, przewieszajšc płaszcz przez oparcie krzesła. W tymtygodniu brakuje nam ludzi i...Nie szkodzi. Ważne, że już jeste. Kobieta zerknęła na zegarek. Lepiej zaczynajmy.Nowo przybyła przycupnęła na boku kanapy, lšc wszystkim powitalny umiech, podczasgdy do papierowych kubków rozlewano poncz i podawano go gociom. Następnie, nalawszysobie, kobieta w szalu usadowiła się w fotelu na biegunach.Witam was, moi przyjaciele, na tym nadzwyczajnym zebraniu Stowarzyszenia Gajazaczęła, z satysfakcjš rozglšdajšc się po pomieszczeniu. Nadzwyczajnym w tym sensie,że odbywa się ono poza ustalonym grafikiem spotkań. A także w tym, że nie gromadzimy sięzrobiła gest rękš w stronę okna tam, na dworze; nie w takš pogodę. Jednak najbardziejnadzwyczajny jest cel tego spotkania, to, co mamy więtować, jak już zapewne wiecie.Jej słowa zostały powitane pomrukiem satysfakcji.Lata protestów i pikiet mówiła dalej przyniosły wreszcie pożšdany efekt. Prze-rwała. Mówi się, że setka w pełni wiadomych osób może zmienić wiat. Cóż, my dokonu-jemy tego przy znacznie mniejszej liczbie ludzi. Poczekała, aż zamilknie aplauz samozado-wolenia. W cišgu kilku lat w naszym miecie zaszło wiele zmian, przy czym wszystkie sta-nowiły zbrodnie przeciwko naturze. Zaczęły się one pięć lat temu od wybudowania szpitalaGreenvale na terenie, gdzie miał powstać miejski park i rezerwat przyrody.Po pokoju przemknšł gniewny pomruk, a przemawiajšca podniosła dłoń, by go uciszyć.Jednak sprzedaż naszego naturalnego dziedzictwa nie wystarczyła bankieromi politykom cišgnęła, coraz bardziej podnoszšc głos. Wydali oni szpitalowi specjalne ze-zwolenie na pozbywanie się nieczystoci i odpadków. Dali wielkie ulgi podatkowe. I zwabilido naszego miasta sławnych i bogatych, którzy całkowicie zmienili jego charakter. Zamilkłana chwilę i dopiła poncz. Walczylimy przeciwko budowie tego szpitala i przegralimy. Alenie zaniechalimy i nigdy nie zaniechamy walki. Zwróciła się do młodego mężczyznyz brodš, siedzšcego na krzele z prostym oparciem: Czy broszurki na niedzielny marsz sšgotowe?Będš gotowe jutro zapewnił jš. Dwa tysišce egzemplarzy.Dobrze. Annie, co udało ci się zrobić w sprawie plakatów?Zioła i Aromaty wzięły jeden usłyszała i Herbatka dla dwojga. No i jeszczekoło ekologów z liceum. Ale sieci supermarketów odmówiły, twierdzšc, że wieszanie plaka-tów na oknach kłóci się z politykš firmy.Cóż, skoncentruj się na mniejszych sklepach. Przewodniczšca zwróciła się do innegoz członków: Wcišż jeszcze mam nadzieję, że zmienisz zdanie i przemówisz na zebraniuw bibliotece. Ludzie cię szanujš.I włanie dlatego nie mogę tego zrobić. Mężczyzna umiechnšł się smutno. Przecieżwiesz.Powiniene teraz wstać i poddać się ocenie rzuciła ze złociš mała, muskularna ko-bieta.Jednak przewodniczšca pokręciła głowš. To niesprawiedliwe orzekła stanowczo.Każdy z nas wnosi inny wkład. On też robi, co do niego należy.Mimo to uważam...Nie powinnimy się kłócić wtršcił inny uczestnik zebrania głosem pełnym emocji.Nie dzi.Racja zgodziła się przewodniczšca. Dzi musimy połšczyć naszš kosmicznš ener-gię, a nie trwonić jš nadaremnie. Rozejrzała się po kilku nie opróżnionych kubkach. Pij-cie.Zdawało się, że w pokoju robi się coraz cieplej. Dłonie odgarniały wilgotne włosyz zarumienionych, rozpalonych twarzy.Ostrzegalimy ich. Twarz przywódczyni była mokra, oczy podejrzanie błyszczały.My, którzy postanowilimy żyć w zgodzie z naturš, walczyć z karygodnymi zmianami narzu-canymi naszemu miastu, ostrzegalimy ich. Pasja postawiła jš na nieco chwiejne nogi.Ostrzegalimy, żeby nie budowali tu szpitala. Leczcie się ziołami, mówilimy. Nie zanie-czyszczajcie swoich ciał nienaturalnymi truciznami, które doktorzy nazywajš lekarstwami.Nie pchajcie się pod nóż chirurga. Żyjcie zgodnie z wolš Natury. Ale znów nas zlekceważyli.Tym razem nie powiedziała nic, by uciszyć wzburzone głosy.Przez pięć lat sprzeciwialimy się obecnoci szpitala Greenvale i złu, które ze sobšprzyniósł. Jej głos stał się piskliwy. Przez pięć lat organizowalimy marsze i pikiety. Lecznasze pokojowe protesty nie odniosły skutku. Zjednoczylimy się więc w duchu tu, w tympokoju, i zawezwalimy siły Natury, by przyszły nam z pomocš. I siły te odpowiedziały nanasze wezwanie.Echo grzmotu przetoczyło się przez niewielkie pomieszczenie, a nie zasłonięte okna za-trzęsły się od potężnego podmuchu wiatru.Dzięki wam, którzy jestecie pełnym powięcenia sercem naszej organizacji, doktorWard Harland nie jest już ordynatorem oddziału chirurgii plastycznej w Greenvale. Prze-rwała na chwilę, by dać wybrzmieć wybuchowi radoci. Już da się odczuć straty spowodo-wane jego zniknięciem podjęła. Wiele kosztownych operacji plastycznych, które stanowišgłówne ródło dochodu dla szpitala, zostało odwołanych. Jeli taka sytuacja utrzyma się przezdłuższy czas, Greenvale zbankrutuje.Daj Boże wyszeptała zapalczywie jaka kobieta.Ale czy do akcji nie wkroczy dyrektor szpitala? padło pytanie. Ostatecznie Slatertakże wyrobił sobie markę w dziedzinie chirurgii plastycznej.Co dziwne, Slater odmówił powrotu do pracy na sali operacyjnej. Przewodniczšcacišgnęła z ramion jedwabny szal z frędzlami. Za co powinnimy złożyć dzięki dodałajako że nasze wysiłki skierowane przeciwko niemu spełzły na niczym. Jej b...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]