10318, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W. Go��bowskiDzie� wyp�atyWreszcie przyszed�. Z dawna oczekiwany. Dzie� wyp�aty. Uda�o mi si� unikn��poklepywa� po plecach i zaprosze� napiwo. Szybko jednak wynios�em si� z biura. Teraz czeka� mnie bardziej uci��liwyodcinek drogi: �rodek miasta.Musia�em dosta� si� do centrum, bo w�a�nie tam mia� sklep jubiler - m�j znajomyz czas�w dzieci�stwa. Oczywi�cie,m�g�bym czyni� zakupy w innym sklepie: ta�szym, dro�szym, bli�szym, dalszym -nie o to chodzi�o. Ale memuznajomemu raz wyt�umaczy�em, o co chodzi, no i teraz by� przygotowany na mojecomiesi�czne zakupy. A by�y tozakupy nie lada: za ca�� miesi�czn� pensj�.Mog�em wzi�� taks�wk�. Mog�em pojecha� autobusem lub tramwajem, ale nigdy tegonie robi�em. Wola�em troch�zaoszcz�dzi�. Poza tym zawsze lubi�em spacery. No i paradoksalnie by� to jeden zszybszych sposob�w podr�owaniapo mie�cie. Wreszcie, po dw�ch pr�bach przejechania mnie przez zestresowanychkierowc�w, po pi�ciurozczarowanych kieszonkowcach, po dwudziestu sze�ciu pseudo �ebrakach i po o�miunachalnych sprzedawcachobno�nych dotar�em do sklepu znajomego. Zaprosi� mnie na zaplecze. Zaprezentowa�mi sw� miesi�czn� propozycj�.Zgodzi�em si� bez zbytniego wahania. Mia� dobry gust, a ponadto umia� sobiewyobrazi�, co mo�e mi by� przydatne.Dokona�em komputerowej transakcji, przelewaj�c pozosta�e na koncie poautomatycznym odliczeniu podatk�w i op�atza mieszkanie pieni�dze na rachunek jubilera. Zaszyli�my precjoza w szmacianympasie, przymocowa�em go sobie podubraniem, na wysoko�ci pasa. By�em got�w do dalszej drogi. Teraz czeka� mniedo�� niebezpieczny odcinek - powr�tprzez miasto.Na tym odcinku niech�tnie musia�em bra� taks�wk�. Traci�em w ten spos�b i czas,i troch� pieni�dzy, ale zyskiwa�emna bezpiecze�stwie. Sk�d mia�em drobne na taryf� ? Nie mia�em. To jubiler j�zamawia�, on te� p�aci�. Wszystko by�owliczone w cen�, nie traci� na mnie ani grosza.Nie zamieni�em z kierowc� anis�owa wi�cej ni� by�o potrzebne dookre�lenia punktu docelowego drogi. Wysiad�em z auta, rozejrza�em si� dyskretniena boki. Nic podejrzanego. Prawiepusta ulica, kilku przechodni�w. Spok�j przedmie�cia. Tutaj, przy Bramie,wynajmowa�em pok�j. Nie by� mipotrzebny do niczego. To znaczy, niczego pr�cz formalnego miejsca zamieszkania,potrzebnego dla administracji. Dlabanku. Dla pracy. Ewentualnie dla poczty, cho� ta prawie nie przychodzi�a.Najwy�ej jakie� ulotki, ankiety. �adnejkorespondencji. Zagl�da�em do tego "domu" raz czy dwa razy w tygodniu, g��wniepo to, by da� zna� w�a�cicielce, �e�yj�. W dzie� wyp�aty jednak nie mia�em na to ochoty. Wszed�em szybko w Bram�.Dla wszystkich ludzi by�a to normalna brama wjazdowa na podw�rze. Dla mnie by�ato Brama. Przekroczy�em j� iodetchn��em z ulg�. Tu, na kamienistej pustyni u podn�a �rednio wysokich g�rmog�em troch� odpocz��.Zrelaksowa� si�. Je�li nie liczy� kilku skorpion�w i paru w�y, nie grozi�o minic. Czeka�y mnie teraz dwa - trzykilometry prostej drogi do nast�pnej Bramy. Doskonale wiedzia�em, gdzie jejszuka�. By�a dobrze widoczna, odcina�asi� od reszty zielonego zbocza swoim mrokiem. Ale by�a tak widoczna tylko dlamnie. Kiedy� pr�bowa�emprzeprowadzi� przez Bram� mojego przyjaciela. Jak potem twierdzi�, naglerozmy�em si� w powietrzu i znikn��em zjego �wiata. C�, dobrze �e przynajmniej ubranie i inne martwe przedmioty dawa�ysi� przenie�� na drug� stron�.Dotar�em do zbocza. Tu� przy Bramie sta�o mizerne drzewko, na tyle jednakroz�o�yste, i� utrzymywa�o ci�ar megobrezentowego wora z przebraniem. Nie spiesz�c si� wyci�gn��em z jego �rodkaobszerny habit i na�o�y�em go nasiebie. G��boki kaptur skrywa� w cieniu moj� twarz. By�em got�w do pokonanianast�pnego odcinka drogi do domu.Wszed�em w Bram�.Tak, w tym �wiecie bywa niebezpiecznie. Mo�e ci� na przyk�adstratowa� rozp�dzony ko�jakiego� rycerza. Mog� ci� napa�� rozb�jnicy. Ch�opi mog� zad�ga� ci� wid�amilub cepami przetr�ci� ci kark. Dlategote� po pierwszej, kr�tkotrwa�ej wizycie zako�czonej pogoni� w�r�d oskar�e� oczary wola�em zaopatrzy� si� w mnisihabit. Dawa� on okre�lone poczucie bezpiecze�stwa, niejako nietykalno��osobist�. Nast�pna Brama znajdowa�a si�wprawdzie niedaleko, ale droga do niej prowadzi�a przez ruchliw� wie�. W niejjak zwykle panowa� smr�d - pomyjesp�ywa�y drog�, pod nogami wa��sa�y si� zwierz�ta. Niemi�osierny by� tak�e ha�as: ludzie wrzeszczeli na siebie, nadzieci, na zwierz�ta, te ostatnie szczeka�y, gdaka�y, g�ga�y i chrz�ka�y. Niechcia�bym tu mieszka�.Odetchn��em z ulg�, gdy tylko wyszed�em z wsi. Na szcz�cie ludzie w niejschodzili mi z drogi z szacunkiem, cho�czasami dzieci pr�bowa�y zerwa� mi z g�owy kaptur. Zdarza�o si� te� spotka�innego mnicha, od razu chc�cegowsp�lnie si� pomodli� czy porozmawia�. Wtedy szybko dawa�em znaki r�koma maj�cesugerowa�, jakobym z�o�y�przysi�g� milczenia. Nie to, �ebym mia� co� przeciw wsp�lnej modlitwie - poprostu nie znam �aciny. Nie wiem coprawda, czy w tym �wiecie w�a�nie �acina by�a j�zykiem urz�dowym, ale wola�emtego na w�asnej sk�rze niesprawdza�. Zak�adam, �e ten �wiat wiernie odwzorowuje nasze �redniowiecze; ba,mo�e i to jest nasze �redniowiecze!Kto wie...Skr�ci�em ze �cie�ki i dotar�em do Bramy. Niebezpiecze�stwo spotkania innychmnich�w polega�o tak�e na tym, �emogli chcie� mi towarzyszy� w drodze. Przecie� nie mog�em nagle znikn�� im zoczy! Zaraz by to miejsce ogrodzili izacz�liby czyni� egzorcyzmy. A przecie� musia�em t�dy prawie codziennieprzechodzi� niepostrze�enie!Po drugiej stronie Bramy by�o jak zwykle parno i gor�co. By�em w jakim�tropikalnym lesie, czy mo�e nawet wd�ungli. Nie mia�em ochoty tego sprawdza� po tym, jak pewnego dnia przemkn�� miprzed oczami olbrzymi tygrys.No, mo�e to nie by� tygrys. Nie znam si� na tym. Szybko obszed�em dooko�a Bram�i wszed�em do niej z drugiejstrony. Jest to jedyna znana mi Brama dwustronna. Do innych albo nie da si�wej�� z drugiej strony, albo ich stamt�d wog�le nie wida�. Ta stanowi ewenement. Mo�e jest ich wi�cej gdzie� rozsianych,nie znalaz�em do tej pory innych. Wka�dym razie dobrze, �e w tym �wiecie nie musia�em by� d�ugo, gdy� moje ubranienie nadawa�oby si� do niczego, azw�aszcza do pracy w "moim" �wiecie.No, wreszcie by�em w domu. Na polance, gdzie znajdowa�a si� Brama, pas� si� m�jogier. Zar�a� na me powitanie.Poklepa�em go po karku i przebra�em si� w ubranie przytroczone do jego boku. Zjak� rozkosz� zdj��em z siebie"normalne" ubranie! Dopiero teraz zaczyna�em czu�, �e �yj�. Dosiad�emwierzchowca i przyjecha�em do domu. Dojedynego mieszkania, kt�ry nazywam "domem". Do mojej ukochanej, wyczekuj�cejmnie na ganku. Do jej poca�unk�wi mi�o�ci. Do mego nienarodzonego jeszcze dziecka. Nie wiem co prawda, cowyjdzie z tego zwi�zku, ale jestem pe�ennadziei. To nic, �e ona jest elfk� i b�dzie �y� d�u�ej ode mnie. Kt� wie, kiedynam �mier� pisana?Spytacie, czemu pracuj� tak daleko od domu. C�, pr�bowa�em za�apa� si� na co�op�acalnego w tym �wiecie, ale...Uko�czy�em studia ekonomiczne, nie znam si� ani na rolnictwie, ani na handlu,ani na hodowli czy te� �owiectwie. Nie,nie mam zbyt daleko do pracy. Droga w jednym kierunku nie zajmuje mi wi�cejczasu ni� innym pracownikom biura.Poza tym, mo�e przywi�za�em si� jednak troch� do �wiata mojego dzieci�stwa ?Wreszcie to tam mog� zarabia� nautrzymanie swego domu. Dlaczego zap�at� przynosz� w formie z�otych i srebrnychprzedmiot�w ? Bo to tak�e tu maswoj� warto��. Tu, w krasnoludzkim banku wymieniam je na miejscow� walut�. Czemunie szukam nast�pnych Bram ?Och, znalaz�em par� tu i �wdzie. Ale nie ci�gnie mnie ju� w��cz�ga po nieznanychl�dach. Tu mi dobrze, przy bokumej ukochanej. Jak to mo�liwe, �e umiem znajdywa� i przechodzi� przez Bramy ?Nieraz si� nad tym zastanawia�em.Nie wiem.Mo�e po prostu dlatego, �e zawsze w nie wierzy�em?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]