10386, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W�adys�aw Stanis�aw ReymontJa�kowe ambicjeDzwonek brz�cza� coraz niecierpliwiej.Ale Jasiek ani drgn��; wygl�da� oknem na szar� drog�, obsadzon� wierzbami, a wlok�c� si� wskro� ogromnychp�l, poznaczonych k�pami drzew.- Jasiek, ja�nie pan dzwoni! - wrzasn�a przelatuj�ca pokoj�wka.Nie odwr�ci� si� nawet, zapatrzony w daleko�cie zawarte obr�cz� las�w.- Jasiek, g�uchu jeden, dzwonek! - znowu kto� krzykn�� przez uchylone drzwi.- A niech se dzwoni... - odburkn�� gniewnie i porwa� si� naraz od okna, wyci�gn�� z k�ta zielony kuferek izacz�� gor�czkowo pakowa� swoje rzeczy.Potem cisn�� o ziemi� liberyjn� kurt� i ju� zabiera� si� do dalszego ci�gu, gdy wpad�a sama gospodyni,rozczapierzona z�o�ci� niby indyczka, i wsiad�a naniego:- Ja�nie pan dzwoni, a ty, wa�koniu, ani si� ruszysz! Le� pr�dko...-Ja go ta wi�cej ubiera� nie b�d� i wozi� go nie b�d�, i s�u�y� mu nie b�d� - cisn��.- A to co znowu! Widzicie go, b�dzie mi tu wyje�d�a� z pyskiem! Ruszaj natychmiast, �eby� czego nieoberwa�.Rozkazywa�a z tak gro�nym majestatem, �e Jasiek struchla�, kurt� na�o�y�, zakr�ci� si� bezradnie po stancji,pa�skie buty, �wie�o wypucowane, pochwyci�i w dyrdy pobieg� na drugi koniec dworu.Dziedzic le�a� pod zielon� kotar� i uni�s�szy g�ow� rzek� �agodnie:- Zaspa�e� dzisiaj! Ubierz mnie cieplej, pojedziemy do parku.Ch�opak spr�y� si� nagle i ju� mia� wybuchn�� buntem, ale spotkawszy �askawe wejrzenie, poca�owa� pana wr�k� i jak co dnia od lat wielu zabra� si� doroboty. Umy� go, ubra� i zani�s� na fotel przed st�, gdzie ju� pokoj�wka postawi�a kaw�. Dziedzic bowiem mia�sparali�owane nogi, a Jasiek by� mu niezb�dnymuzupe�nieniem, zw�aszcza �e wszystko robi� nies�ychanie sprawnie i delikatnie, w lot odgaduj�c ka�de jego�yczenie.- Jak tam na �wiecie, pogoda?- A boga� ta, plucha! - mrukn�� hardo, prze�uwaj�c buntownicze zamys�y.Dziedzicowi co� jak rumieniec gniewu okrasi� zwi�d�e jagody, ale jeno zagwizda� na psa, kt�ry przylecia� wszalonych podskokach i rzuci� mu si� na piersi.- Rex, dosy� kares�w. Podaj mi smycz� i jed�my. Przeni�s� go na r�czny w�zek, obtuli� futrzan� der� ipowi�z� przez liczne pokoje na ganek, tak jednak niezr�cznie,i� co chwila zawadza� o sprz�ty i potyka� si� na progach, wszystek bowiem dygota� i oczy mia� za�mione �zami.- Przynie� od gospodyni bu�ek i ziarna - przypomnia� sobie dziedzic przed dworem.Sprawi� si� w mig i wjechali do olbrzymiego parku, co niby morze spienione najcudowniejszymi farbamirozlewa�o si� doko�a. Obj�a ich cisza i rze�wy ch��d,przej�ty zapachem gnij�cych li�ci. W szarawym i dziwnie pos�pnym powietrzu drzewa gra�y wszystkimibarwami jesieni. Ogromne klony, ca�e w z�ocie i purpurze,sta�y zadumanym t�umem; rdzawe, wynios�e modrzewie zda�y si� po polankach wspiera� niskie sklepienianiebios: kaliny za�, ukryte trwo�nie w g�szczach,p�aka�y krwawymi listkami. Gdzieniegdzie z ciemnej zieleni podszycia bucha� rozpalony szkar�at dzikiej�liwiny, a nad ludem zwartych �wierk�w buja�y bia�egz�a brz�z, przyodzianych w z�ociste, powiewne czuby.Li�cie sp�ywa�y bez szelestu, jak martwe motyle. Ostatnie kwiaty gas�y na kwaterach, a wody staw�wprzeziera�y spod mg�awych przes�on zamieraj�cymi oczyma.Jesienny, �a�osny smutek powiewa� nad �wiatem, �a�o�nie kraka�y wrony i �a�o�ci� bi�o od ziemi odartej istratowanej i od p�l oniemia�ych.- Przykry dzie�... - szepn�� dziedzic.- Ju�ci, rano by� mr�z, to, musi by�, sko�czy si� deszczem.- G�upi�! Skr�� do karpi - nakazywa�.Stawy pol�niewa�y na stratowanych, ��czkach niby zap�akane oczy, gdzieniegdzie przegl�da�y si� w nichzrudzia�e d�by lub brzozy moczy�y z�ociste warkocze.Dziedzic kaza� zajecha� nad sam brzeg i j�� si� zabawia� rzucaniem bu�ek do wody; g�adka to� zadrga�a nagle, wg��binach zamigota�y pr�gi grzbiet�w, ca�egromady sun�y �piesznie i t�umnie, powsta�a niema i zajad�a walka, co chwila wynurza�, si� okr�g�y pyszczek igin�� z �upem.- Te wielkie wszystko porywaj�... - skar�y� si� bezsilnie dziedzic.- Ka�demu sw�j brzuch najmilszy. Kt�ren mocniejszy - ten lepszy. Kucharz da�by im rad�, bo w ��cznychstawach sam drobiazg...- Niech mi si� nie wa�y �owi� tutaj, zapowiedzia�em raz na zawsze - sro�y� si� starzec i rzuciwszy karpiomreszt� bu�ek, z lubo�ci� patrzy�, jak ci�gn�yza nim, p�ki droga sz�a nad wod�.Wyjechali w aleje odwiecznych kasztan�w, potwornie rozro�ni�tych, powykr�canych i d�wigaj�cych si� napag�rkach uwitych z w�asnych korzeni. Ros�y tutajod wieku i tak si� z sob� pokuma�y, spl�tane konarami, �e ��ta od li�cia droga zda�a si� by� niesko�czon� naw�ko�cieln�, nisk� jeno, zasnut� jakby dymamikadzielnic i z�otawym �wiat�em witra��w.- Jed� prosto! - Wzdrygn�� si� od zimna.. Szarak wyrwa� si� jakby spod n�g, zamigota� talerzem i skr�ci� wg�szcze, a Rex, zerwawszy si� ze smyczy, pogna�za nim szalonymi susami.- To bydl� dopiero! Wyp�oszy ba�anty! Rex, do nogi! Rex!- Ale, poca�uj go w ogon, to ci� pos�ucha! - pomy�la� Jasiek i z niema�� uciech� patrza�, jak ba�anty ca�ymistadami podrywa�y si� z g�szcz�w i lecia�yw pola.- �aden ju� dzisiaj na tr�bk� nie przyleci! Wyjrzymy na pole. - Pokaza� r�k� koniec alei, gdzie, jakby oknem,widnia�y szerokie rozlewy zielonych ozimin.- Szelma pies! A mo�e przyniesie zaj�ca!- A ju�ci, ma ka�dun niczym organista, to nie zgoni nawet prosiaka.Jako� trafnie przewidywa�, gdy� po chwili zjawi� si� wy�e�, srodze zaziajany.- Pad�y na �yta - stwierdzi� dziedzic, gdy stan�li przy bramie. - A to co znowu?Od wsi p�yn�y dalekie jeszcze odg�osy �piew�w, muzyki i turkot�w.- Bednarkowe wesele z Ulisi� W�jt�wn�, jad� do ko�cio�a.- Przyjrzymy si� weselnikcm. Rex, do nogi! Ale pies trzyma� si� ostro�nie na stronie.Droga od wsi sz�a pod parkiem, wi�c po kr�tkim wyczekiwaniu niby burza radosna zacz�y wali� bryki pe�newystrojonych bab, �piew�w i muzyki.- Du�o ludzi! I niezgorzej sobie ju� podpili. - Zauwa�y� zgry�liwie dziedzic.- Z Prus sporo �ci�gn�o, a �e grosz maj�, okazja si� trafi�a, to sobie nar�d u�ywa. Bo to im nie wolno czy co?G�os mu wezbra� hardo�ci� i zuchwale spojrza� w dziedzicowe oczy, ale jeszcze si� nie odwa�y� wypowiedzie�,co mu kamieniem uciska�o serce, bo kaza� si�,dziwnie zes�ab�ym g�osem, wie�� do dwora. Wi�c dopiero, kiedy go usadzi� w fotelu jak zwykle i poda� poczt�,przywiezion� przez mleczarza, przysz�o naniego m�stwo. Prze�egna� si�, poca�owa� go w r�kaw i jednym tchem po�piesznie wyrecytowa�:- Dopraszam si� �aski ja�nie pana, a to dzi�kuj� za s�u�b�. - Poczu� niezmiern� ulg�.Dziedzic zdumia� si� i wystraszy� zarazem t� nieprzyjemn� nowin�. Przecie� nie podobna b�dzie znale�� takoddanego s�u��cego! Zacz�� mu wi�c przemawia�do serca i rozs�dku obiecuj�c z�ote g�ry, byle jeno pozosta�, ale ch�opak rzek�:- Niczego mi nie potrza, jeno woli! - wyrwa�o mu si� z g��bi serca. - Drugie we �wiat chodz�, do Amerykia�e je�d�aj�. Drugie tyle nowego zobacz�, �e ca�ezimy maj� co opowiada�. Jeszcze wczoraj m�wili, jakie to tam we �wiecie kraj�, jakie miasta, jakie urz�dzenia,�e a� mi dech zapiera�o od samego s�uchania!Pora mi ju� we �wiat, w szeroki. A bom to gorszy od drugich, �ebym jak ten. �lepy ino cudzymi oczami patrza�!Rozp�omieniony by�, ca�y w dygocie straszliwej t�sknicy, co go ponosi�a do tych krain wymarzonychcudowno�ci, gdzie�, za czym� w nieznane...- G�upi� jak but! - wyrzek� zgniewany dziedzic 1 kaza� mu i�� precz, ale nim wyszed�, przywo�a� go zpowrotem i powiedzia� z wyrzutem: - Wp�dzasz mnie dogrobu...Jasiek stan�� bezradnie, nie wiedz�c, co odpowiedzie�.A dziedzic m�wi�: jak to by� ju� sobie dawno uplanowa�, �e Jasiek po jego �mierci w nagrod� swojejpoczciwo�ci i d�ugiej s�u�by osi�dzie sobie wypoczywa�na roli.- A mam to chocia� tyle ziemi, �eby pies mia� na, czym przysi���?!, - wybuchn��.- Zapisz� ci ca�e dziesi�� morg�w, dostaniesz je po mojej �mierci.- Nie wiadomo komu z brzega! - szepn�� zniech�conym g�osem.- A zamrzesz pierwej, grunt we�mie matka i jeszcze sprawi� ci pochwek jak si� patrzy, i na msz� za twoj�dusz� rok w rok dawa� b�d�.- Naprawd� sprawi�by mi ja�nie pan poch�wek? - Nie dowierza� w�asnym uszom.- Naprawd�, jakbym chowa� rodzonego syna! - Obiecywa� uroczy�cie.- Olaboga! - nadludzkie szcz�cie za�piewa�o mu w duszy. - To jak chowali dziedzica z G�ry?- A bo� to nie poczciwy! A to sobie nie zas�u�ysz na taki pogrzeb?- I eksporta b�dzie cia�a? I katafalk na �rodku ko�cio�a? I braccy ze �wiecami? I dzwony b�d� bi�y? I ksi�ap�jd� na cmentarz? - lecia�y nieprzytomne pytania.- Wszystko b�dzie, jak chcesz! Chcesz, to ci dam na pi�mie, pojedziemy do rejenta.Jasiek milcza�, wa�y� si� w sobie i rozwa�a�, a� powzi�wszy postanowienie, poca�owa� go w r�k� i rzek�radosnym g�osem uszcz�liwienia:- Za taki poch�wek zostan�. Co mi tam �wiat. Zostan�.Nigdy schorowany starzec nie �mia� si� serdeczniej ni�li tego wieczora. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl