10390, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tomasz Mann - Czarodziejska G�ra.Czytelnik, Warszawa 1972.Wydanie IV .Skanowa�, opracowa� i b��dy poprawi� Roman Walisiak.Tom Pierwszy.S�owo wst�pne.Historia Hansa Castorpa, kt�r� zamierzamy opowiedzie� - nie ze wzgl�du na niego (albowiem czytelnik przekona si�, �e jest to zwyczajny sobie, cho� sympatyczny m�odzieniec), lecz gwoli samej tej historii, kt�ra wydaje si� nam w wysokim stopniu godn� opowiedzenia (przy czym na korzy�� Hansa Castorpa nale�a�oby wspomnie�, �e jest to w�a�nie jego historia i �e nie ka�demu mo�e si� ka�da historia przytrafi�) - historia Hansa Castorpa jest ju� bardzo dawna, jest ju�, mo�na powiedzie�, pokryta szlachetn� patyn� czasu, a przeto niew�tpliwie powinna by� uj�ta w form� czasow� zamierzch�ej przesz�o�ci.Nie wyrz�dzi to szkody niniejszemu opowiadaniu, wr�cz przeciwnie, przyniesie mu korzy��, bo ka�da historia musi by� miniona i im bardziej jest miniona, tym lepiej, rzec mo�na, dla samej historii jako takiej i dla opowiadaj�cego, kt�rego tajemny szept wyczarowuje to, co przemin�o.Dzieje si� z ni� przecie� to samo co i z lud�mi dzisiejszymi - a spomi�dzy nich w stopniu na pewno nie najmniejszym z pisarzami: jest mianowicie du�o starsza ni� jej wiek; wieku, kt�ry na niej ci��y, nie nale�y oblicza� wed�ug dni ani wed�ug obrot�w s�o�ca; s�owem: stopie� jej dawno�ci nie jest w�a�ciwie zale�ny od czasu - co ustalaj�c, pragniemy mimochodem napomkn�� i wskaza� na problematyczny charakter i na osobliw� dwoisto�� tego tajemniczego pierwiastka.Aby jednak sztucznie nie zaciemnia� jasnego stanu rzeczy: szczeg�lna dawno�� naszej historii pochodzi st�d, �e rozgrywa si� ona przed pewn� granic�, przed pewnym punktem zwrotnym, kt�ry g��boko rozszczepi� �ycie i �wiadomo��...Rozgrywa si� ona, a raczej, �eby celowo unika� wszelkiego czasu tera�niejszego, rozgrywa�a si� i rozegra�a niegdy�, dawniej, w minionych czasach, w �wiecie, jaki by� przed wielk� wojn�, z kt�rej pocz�tkiem zacz�o si� tyle z tego, co dotychczas jeszcze nie przesta�o si� zaczyna�.Rozgrywa si� zatem przed wojn�, jakkolwiek nie na d�ugo przedtem.Ale czy cecha dawno�ci takiej historii nie jest tym g��bsza, tym doskonalsza, tym bardziej ba�niowa, im bli�ej wojny jest owo "przedtem"?Ponadto mo�e si� okaza�, �e nasza historia tak�e sk�din�d, dzi�ki wewn�trznym swym cechom, pod tym czy owym wzgl�dem nie bardzo odbiega od ba�ni.Opowiemy j� szczeg�owo, dok�adnie i gruntownie - bo czy� kiedy zajmuj�cy lub nudny charakter opowiadania zale�a� od przestrzeni i czasu, kt�rych ono wymaga?Nie l�kaj�c si� �ci�gn�� na siebie zarzutu pedanterii, sk�aniamy si� raczej ku pogl�dowi, �e prawdziwie zajmuj�ce jest tylko to, co gruntowne.Nie za�atwimy si� zatem szybko z histori� Hansa Castorpa.Nie starczy na ni� ani siedmiu dni tygodnia, ani nawet siedmiu miesi�cy.Najlepiej nie zakre�la� sobie z g�ry, przez jak d�ugi okres czasu ziemskiego ma nas ona trzyma� w swych wi�zach.Chyba, na mi�o�� Bosk�, nie potrwa to a� siedem lat!Tak wi�c zaczynamy.Rozdzia� pierwszy.Przyjazd.By�o to w �rodku lata.Pewien zwyczajny sobie m�ody cz�owiek jecha� z Hamburga, swego rodzinnego miasta, do uzdrowiska Davos w kantonie Graubiinden.Jecha� w odwiedziny na przeci�g trzech tygodni.Z Hamburga a� tam, na g�r�, daleka to podr�; w�a�ciwie zbyt daleka na tak kr�tki pobyt.Jedzie si� przez wiele r�nych kraj�w, to pod g�r�, to na d�, z Wy�yny Bawarskiej do brzeg�w Jeziora Bode�skiego, potem statkiem po jego skocznych falach, nad otch�aniami, kt�re dawniej uchodzi�y za niezg��bione.St�d ju� komplikuje si� droga, kt�ra tak d�ugo wiod�a wielkimi, prostymi szlakami.Zdarzaj� si� postoje, trzeba za�atwia� formalno�ci.W miejscowo�ci Rorschach, na ziemi szwajcarskiej, powierza si� sw�j los znowu kolei �elaznej, ale doje�d�a si� na razie tylko do alpejskiej stacyjki Landquart, gdzie trzeba si� przesi���.Po d�ugim wyczekiwaniu, w miejscu niezbyt malowniczym i wystawionym na wiatr, wsiada si� do kolejki w�skotorowej i z chwil� kiedy rusza niepozorna, ale niew�tpliwie bardzo mocna lokomotywa, rozpoczyna si� prawdziwie karko�omna cz�� drogi, nag�e i uporczywe wspinanie si� pod g�r�, nie maj�ce, zdawa�oby si�, ko�ca.Bo stacja Landquart le�y stosunkowo jeszcze nie bardzo wysoko, ale od niej jedzie si� ju� dzik�, uci��liw� drog� skaln�, naprawd� w g�ry.Hans Castorp - tak si� �w m�ody cz�owiek nazywa� - siedzia� sam w ciasnym przedziale, kt�rego wy�cie�ane �awki pokryte by�y szarym materia�em: mia� z sob� r�czn� walizk� ze sk�ry krokodylowej, podarunek wuja i opiekuna, konsula Tienappla - by wymieni� tu od razu i to nazwisko - palto zimowe, kt�re buja�o na haku, i pled zwini�ty w rulon; siedzia� przy spuszczonym oknie, a poniewa� popo�udnie stawa�o si� coraz ch�odniejsze, rozpieszczony jedynak podni�s� ko�nierz swojego skrojonego wed�ug ostatniej mody, szerokiego letniego p�aszcza na jedwabnej podszewce.Obok niego na �awce le�a�a nieoprawna ksi��ka, zatytu�owana Ocean steamships, do kt�rej na pocz�tku podr�y zagl�da� od czasu do czasu; ale teraz le�a�a porzucona, a wpadaj�cy do przedzia�u oddech ci�ko sapi�cej lokomotywy posypywa� jej ok�adk� czarnym py�em w�glowym.(Ocean steamships (angielskie) - parowce oceaniczne).Dwa dni podr�y oddalaj� cz�owieka - a szczeg�lnie cz�owieka m�odego, kt�ry jeszcze nie tak mocno tkwi w �yciu - od jego zwyk�ego otoczenia, od tego wszystkiego, co nazywa� swoimi obowi�zkami, interesami, k�opotami i widokami, o wiele bardziej, ni� mog�o mu si� to wydawa� podczas jazdy doro�k� na dworzec.Przestrze�, kt�ra wij�c si� i p�dz�c wdziera si� pomi�dzy niego a ojczyst� gleb�, wykazuje moc, przypisywan� na og� wy��cznie czasowi; z godziny na godzin� wywo�uje ona wewn�trzne zmiany, bardzo podobne do zmian wywo�ywanych przez czas, ale poniek�d jeszcze je przewy�szaj�ce.Przestrze�, podobnie jak czas, przynosi zapomnienie, ale czyni to przerywaj�c dotychczasowe stosunki cz�owieka z jego otoczeniem, przenosz�c go w stan pierwotnej wolno�ci i czyni�c w mgnieniu oka nawet z pedanta i osiad�ego mieszczucha co� w rodzaju w��cz�gi.M�wi si�, �e czas to lata, ale i b��kit oddalenia jest takim napojem zapomnienia, a je�eli dzia�a mniej gruntownie, to za to o wiele szybciej.Do�wiadczy� tego tak�e Hans Castorp.Nie mia� zamiaru przywi�zywa� szczeg�lnej wagi do swojej podr�y, odda� si� jej wewn�trzn� sw� istot�.Raczej pragn�� szybko odby� t� podr�, bo odby� j� musia�, chcia� powr�ci� zupe�nie takim samym, jakim by� wyje�d�aj�c, i na nowo rozpocz�� �ycie dok�adnie w tym samym miejscu, w kt�rym musia� je na chwil� porzuci�.Jeszcze wczoraj obraca� si� w swoim zwyk�ym kr�gu my�lowym, zajmowa� si� tylko tym, co w�a�nie opu�ci�, swoim egzaminem i tym, co go czeka�o w najbli�szej przysz�o�ci: rozpocz�ciem praktyki w firmie "Tunder & Wilms" (stocznia okr�towa, fabryka maszyn i odlewnia), tote� wybiega� my�l� poza najbli�sze trzy tygodnie z tak wielk� niecierpliwo�ci�, na jak� tylko pozwala�o jego usposobienie.Teraz jednak wydawa�o mu si�, �e okoliczno�ci wymagaj� ca�ej jego uwagi i �e nie nale�y ich lekcewa�y�.To wznoszenie si� do region�w, w kt�rych nigdy jeszcze nie oddycha� i gdzie, jak wiedzia�, panowa�y cackiem obce mu, szczeg�lnie ciasne i sk�pe warunki bytowania, zacz�o go podnieca� i budzi� w nim pewn� sk�onno�� do l�ku.Ojczyzna i �ad by�y nie tylko daleko, ale le�a�y, w dos�ownym znaczeniu, g��boko pod nim, a on wci�� si� jeszcze ponad nie wznosi�.Unosz�c si� mi�dzy nimi a nieznanym, zapytywa� sam siebie, jak mu b�dzie tam w g�rze.Mo�e to by�o niem�dre i niewskazane, �e, urodzony i przyzwyczajony do oddychania na wysoko�ci zaledwie kilku metr�w nad poziomem morza, kaza� si� wie�� nagle do tych podniebnych okolic, nie przep�dziwszy chocia�by paru dni w miejscu po�o�onym na �redniej wysoko�ci?Chcia� by� ju� u celu, bo s�dzi�, �e gdy si� znajdzie w g�rze, b�dzie �y� jak gdzie indziej i nie b�dzie musia�, jak teraz podczas wdrapywania si�, wci�� my�le� o tym, w jak niezwyk�ych przebywa sferach.Wyjrza� przez okno: poci�g zatacza� �uk ku w�skiej prze��czy; wida� by�o przednie wagony, wida� by�o maszyn�, kt�ra wyrzuca�a w�r�d znojnej swej pracy rozwiewaj�ce si� brunatne, zielone i czarne masy dymu.W g��bi po prawej stronie szumia�a woda; na lewo ciemne �wierki pi�y si� pomi�dzy skalnymi zwa�ami ku kamiennej szaro�ci nieba.Poci�g wpada� w mroczne tunele, a kiedy si� znowu rozja�nia�o, otwiera�y si� rozleg�e przepa�ci, w kt�rych g��bi widnia�y wioski.Potem zamyka�y si� znowu, znowu jecha�o si� przez w�skie przesmyki skalne, a w ich rozpadlinach i szczelinach biela�y resztki �niegu.Trafia�y si� przystanki u n�dznych domk�w dworcowych, stacje czo�owe, kt�re poci�g opuszcza� w odwrotnym kierunku, tak �e Hans Castorp nie wiedzia�, dok�d jedzie, i nie odr�nia� ju� stron �wiata.Otwiera�y si� wspania�e, rozleg�e widoki na �wi�te fantasmagorie spi�trzonych szczyt�w g�rskich, ku kt�rym poci�g pi�� si�, w kt�rych �ono si� wdziera�, a potem, za jakim� zakr�tem drogi, znika�y znowu sprzed kornie patrz�cych oczu.W pewnej chwili pomy�la�, �e strefa drzew li�ciastych zosta�a ju� pod nim, a zapewne i strefa �piewaj�cych ptak�w, i my�l, �e oto co� dobiega kresu, �e co� ubo�eje, przyprawi�a go o lekki zawr�t g�owy; czuj�c si� niedobrze, na dwie sekundy zakry� r�k� oczy.Ale to przesz�o.Spostrzeg�, �e poci�g przesta� si� wznosi�, �e znalaz� si� na wysoko�ci prze��czy.Po r�wnym dnie doliny posuwa� si� ju� bez trudu.By�o ko�o godziny �smej i jeszcze jasno.W oddali ukaza�o si� jezioro szar� powierzchni� wody, czarne lasy �wierkowe wst�powa�y znad jego brzeg�w na otaczaj�ce wynios�o�ci, rzedniej�c w miar� wznoszenia si�, i nikn�c ods�ania�y nagie ska�y o mglistych zarysach.Poci�g zatrzyma� si� na ma�ej stacyjce.Hans Castorp us�ysza�, jak wywo�ywano na peronie nazw� Davos Wie�; a wi�c ju� niezad�ugo b�dzie u celu.Wtem us�ysza� obok siebie g�os Joachima Ziemssena, swego kuzyna, m�wi�cego spokojnym ha...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]