10392, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ian WatsonTysišc cięćRestauracja "Ognisty ptak" mieciła się w wielkiej, mrocznej piwnicy, w której byli jedynymi goćmi.Malowidła cienne ze scenami z Ballets Russes wyginałysię w półmroku jak egzotyczne duchy.- Zdaje się, że rosyjskie restauracje nie sš dzi w modzie zauważył Don Kavanagh, podczas gdy kelnerrozstawiał kieliszki z lodowatš wódkš.- Dlatego tu przyszlimy - powiedział Hugh Carpenter. Nie ma kłopotów ze stolikiem.- To nie moja wina - wtršcił się kelner, - Ja jestem czystej krwi londyńczykiem.- Może to jest dla nas temat? - rzuciła Martha Vine, odgrywajšca w zespole rolę brzydkiej siostry. - Wiecie,restauracje prowadzone przez niewłaciwychludzi. Na przykład Eskimoska Kuchnia Orientalna... Albo może wegetariańska rzenia? Czekajcie, mam: protestprzeciwko wiwisekcji jarzyn! Rzepy poddawanewstrzšsom elektrycznym. Karczochy zmuszane do wypalania czterdziestu papierosów dziennie.Hugh tym samym ruchem głowy odrzucił pomysł i odesłał kelnera. Cały smak ich kabaretu telewizyjnegopolegał na niezauważaniu rzeczy oczywistych.- Za mało zwariowane, moja droga. - Nadstawił ucha. - Co to było?- Rura wydechowa.- Tyle razy?- Brzmi bardziej jak strzelanina - powiedziała Alison Samuels, potrzšsajšc nienagannš rudš fryzurš. JeżeliMartha była bestiš, to ona była pięknociš.- W takim razie kto strzela z rury wydechowej - umiechnšł się tryumfujšco Hugh. - Na czym to stanęlimy?Zaraz potem z westybulu restauracji na górze dobiegły odgłosy łamania mebli, kobiecy pisk i niezrozumiałeokrzyki.- Czy to jaki twój kawał, Hugh? - spytała Martha popiesznie, nerwowo. - Umieciłe na górze magnetofon,czy tak?- Nie, i niech lepiej...W tym momencie na schodach pokazało się dwóch barczystych mężczyzn w wiatrówkach, którzy popychaliprzed sobš kelnera z pokrwawionš twarzš, kierownikai blondynę kasjerkę. Trzeci mężczyzna, chudzielec w plastykowej bluzie stanšł na schodach. Wszyscy trzej byliuzbrojeni w pistolety maszynowe.- Nie ruszać się! - powiedział jeden z mężczyzn z irlandzkim akcentem. - A wy siadajcie przy stole.Kierownik, kasjerka i kelner czym prędzej usiedli.Chwilę ciszy przerwała syrena nadjeżdżajšcego wozu policyjnego.- O ile rozumiem - powiedział głono Hugh - jestemy wszyscy zakładnikami w kolejnej spapranej akcjiterrorystycznej?- Zamknij się, ty!- Cicho - mruknšł Don kštem ust. - Zakładnicy zwykle ginš w pierwszych minutach. Potem zaczynajš sięzawišzywać stosunki. Nie rób nic. Medytuj.- Zen i sztuka bycia zakładnikiem, co? - szepnšł Hugh i usiadł nieruchomo jak mnich buddyjski.Odezwał się policyjny megafon.- Nie zbliżać się! - krzyknšł chudzielec. - Mamy tu zakładników! Zabijemy ich!Jeden z barczystych podbiegł do drzwi kuchennych i otworzył je kopniakiem...Język Hugha poruszał się w jej ustach. Palcem przesunšł między jej poladkami.Błyskawicznie się odsunšł. Był nagi. Alison też. Znajdowali się w łóżku w jego mieszkaniu w Chelsea. Nadworze był słoneczny czerwcowy dzień.Alison wpatrywała się w Hugha szeroko otwartymi oczami.- Ależ - wydusiła z siebie.- Bylimy w restauracji "Ognisty ptak"... Popraw mnie, jeżeli jestem szalony, ale nie miałem pojęcia, że mamataki amnezji! To znaczy, jak my się tuu licha znalelimy? Mam nadzieję, że ty możesz mi to wyjanić?- Hugh... Ja nic ci nie mogę wyjanić. Jestemy w tej restauracji. Potem ci ludzie z IRA... W każdym raziemylę, że oni byli z IRA. I nagle jestemytutaj...Hugh usiadł na łóżku. Tępo wpatrywał się w gazetę leżšcš na żółtym, włochatym dywanie.Nagłówek głosił: Szczęliwe zakończenie oblężenia "Ognistego ptaka ".Przeczytał artykuł mało co rozumiejšc. Zrozumiał natomiast fotografię. On otacza ramieniem Alison, obojeszczerzš zęby i machajš rękami.- Spójrz na datę! Dziewišty czerwca. To jest gazeta z następnego tygodnia.- Jestemy więc w połowie przyszłego tygodnia. - Alison wybuchnęła histerycznym miechem, potemaktorskim gestem klepnęła się w policzek. - Muszę zastosowaćtę sztuczkę przed następnš wizytš u dentysty... Dlaczego, do cholery, żadne z nas nic nie pamięta?- Szkoda, że nie pamiętam, jak się kochalimy.Alison zaczęła się ubierać podnoszšc rozrzuconš po pokoju bieliznę.- Zawsze chciałem pójć z tobš do łóżka - cišgnšł Hugh. Była to jedna z moich życiowych ambicji. I jestnadal! Chyba oblewalimy nasze uwolnienie, niesšdzisz?- Gaz - przyszło mu nagle do głowy. - To jest to. Widocznie użyto jakiego nowego rodkapsychochemicznego, żeby wszystkich obezwładnić albo oszołomić.A to jest efekt uboczny.Przeczytał uważniej artykuł w gazecie.- Nie ma tu nic o gazie. Piszš, że policja przekonała terrorystów. Przypuszczam, że można prasę niecoprzyhamować... nie, to działo się na oczach ludzi.Relacja musi być prawdziwa. Zadzwonił telefon.Hugh popieszył nago do sšsiedniego pokoju, żeby go odebrać.Kiedy wrócił, Alison siedziała przed lustrem zaplatajšc włosy. Zauważył, że drżała. Skutek szoku. On samczuł się pusty w rodku i miał gęsiš skórkę,choć było ciepło.- To był Don. Zachował się bardzo racjonalnie jak na klowna. Bardzo sprytnie. Jest w takiej samej sytuacji jakmy. Ale to samo jest z Sarš. Z jego żonš.- Wiem, że Sara to jego żona.- Potem próbowałem dodzwonić się do Marthy, ale nie udało mi się. Nagle wszystkie linie okazały się zajęte.Próbowałem zadzwonić do policji. Próbowałemnawet cholernej zegarynki. Nic z tego. Wszyscy dzwoniš, żeby sprawdzić która godzina! Tu chodzi nie tylko onas, Alison. To nie ma nic wspólnego z "Ognistymptakiem". To dotyczy wszystkich.- Gdzie masz radio? Włšcz.- W kuchni.Hugh wybiegł, wcišż jeszcze nagi, Alison patrzyła na jego trzęsšce się poladki.Jaka punkrockowa grupa wrzeszczała:...zbombardujš ci cycki!zbombardujš ci mózg!zbombardujš ci tyłek!Muzyka przycichła.- To było najnowsze nagranie Łasic. Mocna rzecz, co? Taka więcej radioaktywna... a radio powinno byćaktywne. Jadę więc dalej, chociaż wiem tyle coi wy. Tak jest, drodzy słuchacze, nikt z nas tutaj w studiu nie ma pojęcia, jak się tu dzi znalelimy. Ani skšdsię wzięło dzi. Ale jeżeli czujecieto co ja, mam dla was jednš dobrš radę: nie traćcie głowy i róbcie dalej to, co robicie. Cišgnijcie swój wózek.Niech się kręci. Szykuj obiad, mamo Jonesi nie spal patelni, niedługo dzieci wrócš do domu. A teraz, żeby wam wszystkim dodać ducha, nagranie starejgrupy Ruch "W chińskiej fabryce makaronu"...Hugh przejechał przez skalę. Jedna stacja po prostu umilkła, inne nadawały tylko muzykę.- Spróbuj na długich - ponaglała go Alison. - Jakš zagranicę.Kiedy złapał wród trzasków Kair po francusku, jego szkolna francuszczyzna wystarczyła, żeby stwierdzić, żeto co się zdarzyło, zdarzyło się na skalęwiatowš.Do końca czerwca a takie w lipcu i sierpniu zjawisko powtarzało się wielokrotnie. Żadna z następnych"przerw w życiorysie" nie trwała tak długo jakpierwsza. Niektóre połykały dwa lub trzy dni, inne tylko kilka godzin, ale nic nie wskazywało na to, żewygasajš.Nie było żadnego sensownego wyjanienia.I nadal ludzie nie mogli przywyknšć do tego, że w ich życiu następujš w nieregularnych odstępach czasuprzerwy.Bo to nie było tak, jakby kto stracił przytomnoć lub zasnšł. Kiedy wiadomoć wracała - a kto mógłzapewnić, że za następnym razem też wróci? - okazywałosię, że całe życie toczyło się normalnie. Kursowały samoloty między Nowym Jorkiem a Londynem.Podpisywano umowy i rodziły się dzieci. Ukazywały się gazetyi wreszcie zawołanie sprzedawców "Dowiedz się wszystkiego z prasy" sprawdzało się dosłownie, bo jak inaczejmożna by się dowiedzieć o tym, co się zdarzyło?Kobieta mogła stwierdzić, że znajduje się w areszcie, ale policja musiała zajrzeć do dokumentów, żeby jšpoinformować, ie, powiedzmy, zamordowała męża- co stwarzało dziwne nowe problemy w kwestiach winy i niewinnoci...Człowiek mógł z przerażeniem stwierdzić, że siedzi za sterami odrzutowca i ma lšdować na nieznanymlotnisku, albo że leży w szpitalu po niewiadomejoperacji, albo że biegnie ulicš - nie wiadomo dlaczego.- A co będzie, jeżeli ockniemy się wród ryku syren w samym rodku wojny nuklearnej? - spytała Martha.Dłużej tak nie wytrzymam, do mnie doprowadza doszaleństwa. - Nalała sobie następnš szklaneczkę dżinu.- Wszystkich to doprowadza do szaleństwa - powiedział Don. Byli w mieszkaniu Hugha. - To przypominatakš starš chińskš torturę.- Tę, co to woda kapie na głowę aż wywierci dziurę?- Nie, chodzi mi o mierć przez tysišc cięć. Zawsze mylałem, że nieszczęsne ofiary umierały na skutek utratykrwi, ale teraz sšdzę, że przyczynš zgonubył kumulujšcy się szok. Jeden bolesny wstrzšs za drugim. Jeden można było przeżyć. Dziesięć można byłoprzeżyć. Ale tysišc? Nigdy! Oto co czeka ludzkoć.To jest życie tysišca cięć.- Wielkie nieba - powiedział Hugh - trafiłe w sedno. - Zatarł dłonie. - Cięcia, to genialne.- To znaczy, że jestemy jak roboty - nie przerywał sobie Don. - wiadomoć nie jest nam potrzebna. Niemusimy wcale wiedzieć co robimy. Ptak nie mawiadomoci, ale to mu nie przeszkadza zalecać się, wychowywać młode i odlatywać do ciepłych krajów. Nawetmu pomaga. Żadna jaskółka obdarzona wiadomocišnie byłaby tak głupia, żeby latać co roku na kraniec Afryki i z powrotem.- Czy chcesz powiedzieć, że zyskalimy zbyt dużš samowiadomoć i to jest ewolucyjny lepy zaułek? ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]