10441, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARCIN WOLSKIBOGOWIE JAK LUDZIEMojej siostrze SylwiiCZĘĆ IZAMIAST WSTĘPU17 lipca, po pomylnie zdanym egzaminie wstępnym, pojechałem do Rychłowa. Miałemdziewiętnacie lat i masę wolnego czasu, nie wprowadzono bowiem jeszcze obowišzkowychpraktyk robotniczych, a jednoczenie nie potrafiłem zakręcić się wokół wyjazdu nawinobranie czy innš dobrze płatnš fuchę zagranicznš.Rychłów liczył wtedy parę tysięcy mieszkańców i gdyby nie szosa o znaczeniuwojewódzkim, kisłbym zapomniany przez Boga i ludzi w sosie własnym, sennym, nieco tylkourozmaiconym przez mnogoć gwar: nielicznych autochtonów, przybyszów z północnego ipołudniowego wschodu, osadników z Mazowsza, Łemków, Cyganów, a nawet Greków.Na planie miasta znajdował się stary hotel, dwie knajpy, jedna gorsza od drugiej, na rynkusterczał pomnik wdzięcznoci dla Armii Radzieckiej, typowy dla Ziem Północnych iZachodnich, była też wieża, podobno piastowska a naprawdę neogotycka, w lesie ruinyspalonego dworu. Dzi naturalnie wyglšda to całkiem inaczej, ryneczek zeszpeconowieżowcem, rzekę zanieczyciły cieki z nowo powstałych zakładów, hotel jest w remoncie, astare centrum omija dwupasmowa obwodnica.Wyznam, że ofertę wyjazdu do mego stryjecznego brata przyjšłem chętnie, zwłaszcza żenaprawdę nie bardzo miałem gdzie się podziać. Ojciec mieszkał z młodš żonš, a do mamywprowadził się, czy też raczej został wcišgnięty, całkiem nowy narzeczony.Wakacyjnš propozycję złożył mi stryjeczny brat Karol, wdowiec, dobrze sytuowany lekarzi miejscowy playboy, znany głównie z tego, że nie przepucił chyba żadnej niewiecie wpowiecie.Nie ma się nad czym zastanawiać, przyjedziesz do mnie, jest tu woda, las, a poza tympoznasz przy mnie życie kusił:Obietnica brzmiała nęcšco. Mówišc otwarcie, życie znałem głównie z ksišżek i tohistorycznych. Nie umiałem tańczyć. Byłem jedynakiem, wczesnym dzieckiem,rozpieszczonym i nadwrażliwym. A póki żyła babcia, trzymanym krótko i separowanym odniegodziwoci zepsutego wiata. Poza przypadkowymi całusami z Beatš w drodze nazimowisko i nieudanymi podchodami do córki sšsiadki, kartoteka moich sercowych osišgnięćbyła czysta, aż wstydSTOP!Drogi Czytelniku, nie irytuj się. Nie pomyliłe się, nie zostałe oszukany, nabity w butelkęlub zrobiony w konia. Nie leży przed tobš powieć z gatunku małego realizmu dladorastajšcej młodzieży. Po prostu tak to się wszystko zaczęło, przynajmniej dla mnie, i niewidzę potrzeby innego konstruowania narracji.Oczywicie mógłbym rozpoczšć i tak:Fioletowa powiata wypełniała całe wnętrze, niebieskawo tańczyły płomyki wiec, a nawetwertepiasta łysina jasnowidza lniła dziwnym, elgrecowskim blaskiem Joshua odłożyłpiszczałkę i klasnšł głono, a klanięcie odbiło się pogłosem po mrocznej sali. Żadnegoefektu, nadal trwała cisza. Jedyne, niskie drzwi w głębi ani drgnęły. Twarz cudotwórcynabiegła krwiš.Saro! krzyknšł przenikliwie, aż zebranych przebiegł dreszcz. Saro! zawołałponownie, a w głosie dwięczała groba. Ponieważ i teraz nie było odpowiedzi, skłonił sięzebranym, a następnie obrócił się i znikł za drzwiamiMożna by zaczšć i w ten sposób:Uderzenie zwaliło go z nóg. Runšł twarzš w miękkš, zroszonš trawę. Cudzoziemieczamiał się. Trzasnęły drzwiczki samochoduIstnieje jeszcze inna możliwoć:Chmury rzedły, pojemnik kołyszšc się nadal opadał. Teraz jednak wolniej. Przeziluminator Urr widział poszarpane, onieżone żleby wielkiej góry. Dalej w dole rozcišgała sięmierzwa lasów, jeszcze niżej srebrzyła się wietrznš łuskš, nadgryzionš skalnymi wybrzeżami,tafla morza z dziesištkami wysp, wysepek, raf.To ma być mój dom? zamylił się Urr i co szepnęło w nim, że mogło być gorzej, żeta ziemia, ciepła, choć kamienista kryje w sobie jakš szansę, albowiem jest pięknaNietrudno znaleć jeszcze ze sto sposobów relacji. Można poprosić jaki autorytet onaukowš przedmowę, podać zarys bibliografii, posłużyć się zapisem stenograficznym zdań imyli (czynnoci w nawiasach kursywš) albo uciec w monolog wewnętrzny. Można zaczšćod końca, rodka, sięgnšć w dalekš przeszłoć lub bliskš przyszłoć. Jeli zdecydowałem sięna takš szablonowoć, to dlatego że wyszedłem z zasady nie komplikować rzeczy i takdoć skomplikowanych.17 lipca, po pomylnie zdanym egzaminie wstępnym, pojechałem do RychłowaROZDZIAŁ ICHLUST!Bryzgi błota poleciały spod kół gwałtownie zakręcajšcego pekaesu.Nigdy nie potrafisz uskoczyć w porę, ofermo pomylał Adam ocierajšc, a właciwierozcierajšc brudnš i oleistš ma na twarzy. Dobrze, że lepsze ubranie znajdowało się wwalizce. Nie ma co, pięknie wita mnie ten RychłówRuszył w górę stromo biegnšcej uliczki imienia Pierwszych Piastów. Dzień byłpochmurny, lecz niezwykle ciepły. Cóż, lipiec. ledzšc numerację domów, omal nie wpadłpod wyjeżdżajšcego z przecznicy, szczęciem doć wolno, mercedesa z austriackš rejestracjš.To byłby sukces: zginšć pod kołami cudzoziemca w takiej dziurze! Zanim jednak zdołałprzyjrzeć się kierowcy, ten dodał gazu i wóz pomknšł w dół.Karol nie wrócił jeszcze do domu ze szpitala, w którym co lub kogo konsultował, honorydomu czyniła więc garbata gospodyni, w wieku na oko 125 lat. Stryjeczny brat zatrudniał jšchyba tylko dlatego, by choć w domu zaznawać wypoczynku bez obawy, że nagle nabierzeochoty na swojš pracownicęChociaż zwierzył się którego wieczora im dłużej się jej przyglšdam, tymczęciej stwierdzam, że co w sobie ma.Dni płynęły doć monotonnie. Rano, jeli była pogoda, Adam chodził nad rzekę, popołudniu do kina( lub oglšdał telewizję. Najczęciej czytał. Dużo na temat, antyku. Pierwszyrok historii w znacznej mierze miały wypełnić dzieje starożytne; ponieważ zamierzał byćsolidnym studentem, a w przyszłoci naukowcem, postanowił zapoznać się z tematemzawczasu. Karol przed południem udawał się do przychodni, wieczorem przyjmował w domu.Czy pacjentem był mężczyzna, czy kobieta, można było poznać po wyrazie twarzy Ernestyny.(Takie imię nadał gosposi stryjeczny brat. Naprawdę brzydactwo miało na imię Maria.)Przygadałe już sobie co? zagadywał codziennie przy kolacji krewniakCasanova, a gdy wieżo upieczony student smutno kręcił głowš, wzruszał ramionami. Tychyba jeste chory!A gdzie miałbym przygadać? zapytał raz Adam.Choćby nad rzekš, mało tam towaru?Prawdę powiedziawszy, od przybytku mogła zaboleć głowa. Towar, zazwyczaj pięknieopalony, znajdował się w skšpym opakowaniu bikini. Niestety, na przeszkodzie do jegokonsumpcji stał piekielny brak miałoci. Nawet gdy jakim trafem przypadkowo schwytanapiłka czy proba o ogień mogły stać się poczštkiem konwersacji, Adam sam gasił słabšiskierkę szansy. Wewnętrzna niemiałoć powstrzymywała go przed wykonaniem choćbymałego kroku i rezygnował od razu. Często żałował, że nie urodził się w czasach, wktórych o sprawach matrymonialnych decydowali rodzice, a rolę nauczycieli czy raczejnauczycielek spełniały służšce. Czasami przychodziła mu do głowy myl, że jego oporywypływajš z egoistycznego lęku przed porażkš, przed kompromitacjš i że jeli wreszcie sięnie odważy, pozostanie mu do wyboru kawalerstwo albo klasztor.Niedzielę spędził na plaży pochłaniajšc Herodota. Słońce przypiekało, od wody niosły sięmiechy młodzieży. Na wszelki wypadek obłożył tomiszcze gazetš, zdawał sobie bowiemsprawę, że przyłapany w taki dzień na studiowaniu klasyka dziejopisarstwa naraziłby się nakpiny. Ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Spokojnie więc brnšł przez dzieje CyrusaWielkiego i wojen perskich Czasami tylko zerkał na przechadzajšce się dziewczyny, a jelitowarzyszyli im barczyci chłopcy, odczuwał gorycz zaprawionš żółciš. Prymitywnimięniacy bez większego trudu uzyskiwali względy nastoletnich boginek. I gdzie tusprawiedliwoć?Na obiad była pomidorowa. Karol, jak zwykle ożywiony, między jednš a drugš łyżkšpoinformował krewniakaniedojdę o planach na wieczór.Miejscem akcji miał być camping nad rzekš, nie opodal spalonego dworu.Co to ma być?Randka.Z kobietami?A znasz, mój mały Tucydydesie, ciekawszš wieczorowš propozycję niż panienki?I ja mam tam pójć razem z tobš?RadziłbymZnam je?Poznasz. Nie rób takiej przerażonej miny. Zresztš będziesz mógł wypić dla kurażu.Dlaczego jednak musimy ić aż na camping? Nie wygodniej byłoby zaprosić je dodomu?Do domu? Kiedy cała miecina wyłazi ze skóry, żeby tylko dowiedzieć się czego omoim najnowszym flircie, i to jeszcze wczeniej niż ja to wiem, w życiu! A poza tym miejmylitoć nad Ernestynš!Cienie zaczęły się wydłużać i każdy zasłużony prozaik napisałby: miało się ku zachodowi.Z wodnej tafli spłynęły już żaglówki, a dziennej ruchliwoci poczęła przeciwstawiać sięmelancholia żabiego koncertu. Pachniało nadchodzšcym zmierzchem i banałem. Na pomocieczego za dużego na zwykły domek campingowy, a za małego na daczę, obok stołu i paruskładanych fotelików, dojrzałem cztery kobiety. Rozmiary zgromadzenia zaniepokoiły mnie.Dwie młode, kilkunastoletnie, były ładne jak prawie wszystko w ich wieku. Ale po co nam tedwie zaawansowane w latach niewiasty?Sš z matkami? domylnie spytałem Karola.Spokojnie, zaraz sobie pójdš, niecierpliwy młodzieńcze! uspokoił pan doktor.Mój stryjeczny brat wydawał się wietnie zaznajomiony z całym żeńskim kwartetem.Ucałował ršczki, rozdzielił po kwiatku, wyczarował dwie butelki czerwonego wina.Podziwiałem go w akcji. Zresztš zawsze miał taki sposób bycia, trochę bezczelny, ale pełendżentelmeńskich manier, agresywny, aczkolwiek ze wietnie granymi etiudami zażenowania.No i patrzył w oczy. Ja zawsze bałem się patrzeć w oczy, zwłaszcza ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl