10450, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hans Christian Andersen - Umarłe dzieckoHans Christian AndersenUmarłe dzieckoŻałoba gościła w domu, żałoba panowała w sercach. Umarło najmłodsze dziecko,czteroletni , jedyny syn, nadzieja i radość rodziców. Mieli wprawdzie dwiecórki, obie były dobre i kochane dziewczynki, ale utracone dziecko jestzawsze najukochańsze. Los ciężko ich doświadczył. Ojciec był głębokozrozpaczony, ale matkę zmiażdżył wielki ból. Dni i noce siedziała nad chorymdzieckiem, pielęgnowała je i tuliła. Czuła w nim cząstkę siebie. Nie mogłatego pojąć, że dziecko umarło, że włożą je do trumny i pochowają w grobie.Bóg nie mógł jej zabrać dziecka - myślała - a skoro się tak jednak stało imiała już tę pewność, powiedziała w swym bezmiernym bólu: „To pewnie Bóg otym nie wiedział. Ma on tu na ziemi służbę pozbawioną serca, która robi to,co jej się podoba i nie słyszy modlitw matki!”W bólu wyrzekła się Boga i wówczas ogarnęły ją ponure myśli. Myśli owiecznej śmierci, o tym, że człowiek stanie się prochem w ziemi i że tak sięwszystko skończy. Gdy tak rozmyślała, nie miała się na czym oprzeć ipogrążała się w nicość i w zwątpienie bez dna.W najcięższych chwilach nie mogła już płakać. Nie myślała o swychcóreczkach, które pozostały. Łzy męża spadały na jej czoło, ale niepodnosiła ku niemu oczu. Myśli jej były przy zmarłym dziecku. Żyławywołaniem każdego wspomnienia o nim, każdego z jego niewinnych, dziecięcychsłów.Nadszedł dzień pogrzebu. Matka parę poprzednich nocy spędziła bezsennie,o świcie zmogło ją zmęczenie i zasnęła na krótko. Przez ten czas wyniesionotrumnę do sąsiedniego pokoju i zabito ją gwoździami, aby matka nie słyszałauderzeń młotka.Obudziwszy się wstała, a mąż powiedział do niej ze łzami:- Zamknęliśmy trumnę, tak musiało się stać.- Gdy Bóg jest dla mnie okrutny, jakże mogą ludzie być lepsi! - zawołałaszlochając i płacząc.Zaniesiono trumnę do grobu. Niepocieszona matka siedziała obok swychcóreczek, patrzyła na nie, nie widząc ich. Jej myśli odbiegały od domu,oddała się bólowi. Tak minął dzień pogrzebu i wiele innych dni minęło w tymsamym jednostajnym, ciężkim bólu. Patrzyli na nią domownicy wilgotnymioczami i smutnym wzrokiem. Nie słuchała ich pocieszeń - i cóż moglipowiedzieć, sami byli zbyt ciężko zmartwieni.Zdawało się, że sen opuścił ją zupełnie, a sen byłby jej najlepszymprzyjacielem, przywróciłby spokój duszy. Zmuszali ją, aby kładła się dołóżka, a ona, położywszy się, udawała, że śpi. Pewnej nocy mąż, słysząc jejoddech, pewien, że od- nalazła spokój i ulgę, złożył ręce w modlitwie iwkrótce zasnął zdrowym i mocnym snem. Matka podniosła się , narzuciła nasiebie suknię i cicho wymknęła się z domu. Poszła tam, gdzie całe dni i nocepodążały jej myśli - do grobu, w którym leżało jej dziecko. Nikt jej niewidział i ona nie widziała nikogo.Matka weszła na cmentarz, podeszła do małej mogiłki, która była jednymwielkim bukietem pachnących kwiatów. Usiadła i pochyliła głowę, jak gdybypoprzez gęstą warstwę ziemi mogła zobaczyć swego chłopczyka. Nie mogłazapomnieć kochanego wyrazu jego oczu, nawet wtedy, gdy był już chory. Jakżewymowne było jego spojrzenie, kiedy się nad nim pochylała i ujmowała jegodelikatną rączkę, której sam nie mógł już podnieść. Tak, jak siedziała nadjego łóżkiem, czuwała teraz nad jego grobem, ale tutaj łzy mogły swobodniepłynąć i spadać na grób.- Chcesz pójść za swoim dzieckiem? - powiedział jakiś głos tuż obokniej. Dźwięczał tak jasno, tak głęboko, że przeniknął do jej serca.Spojrzała: obok niej stał jakiś człowiek, owinięty w obszerny, żałobnypłaszcz, którego kaptur przykrywał mu głowę. Jego twarz była surowa, alewzbudzała zaufanie a oczy promieniały, jak gdyby był młodym człowiekiem.- Za moim dzieckiem - w jej oczach była prośba pełna rozpaczy.- Czy odważysz się pójść za mną? - spytała postać - Jestem Śmierć.Skinęła głową. I nagle zdawało się, że wszystkie gwiazdy płoną takimblaskiem, jak księżyc w pełni; zobaczyła cały przepych barw w kwiatach nagrobie. Powłoka ziemi zapadała się łagodnie a postać rozpostarła nad niąswój czarny płaszcz! Pogrążała się w ziemi a cmentarz rozpościerał się nadjej głową jak dach. Nastała noc, noc śmierci.Rąbek płaszcza uchylił się i oto matka stała w potężnej hali. Panowałpółmrok. Nagle zobaczyła przed sobą swoje dziecko i w tejże chwiliprzytulała je do swego serca, a ono uśmiechało się do niej i byłopiękniejsze niż dawniej. Wydała okrzyk, ale nie usłyszano go, gdyż wokółniej rozbrzmiewała cudowna muzyka. Nigdy jeszcze nie słyszała tak błogichtonów, wydobywały się one spoza ciężkiej i czarnej jak noc zasłony, któraoddzielała halę od wielkiego kraju wieczności.- Moja droga, miła mamo! - usłyszała głos swego kochanego dziecka, apotem w nieskończonej błogości poczuła jeden pocałunek za drugim.- Na ziemi nie jest tak pięknie! Widzisz mamo, czy widzisz to wszystko?Oto szczęście!Ale matka nie widziała nic, co dziecko pokazywało, nic oprócz czarnejnocy. Patrzyła ziemskimi oczami, nie tak jak dziecko, które Bóg do siebieprowadził. Słyszała dźwięki, tony, ale nie słyszała słów, w które pragnęławierzyć.- Teraz mogę fruwać, mamo - powiedziało dziecko - pofrunąć ze wszystkimiradosnymi dziećmi tam, do Boga. Chciałbym tak bardzo frunąć, ale kiedy typłaczesz, jak teraz, nie mogę cię porzucić, a chciałbym tak bardzo! Czyż niemogę pójść z nimi? Przyjdziesz przecież do mnie wkrótce, moja miła mamo!- Ach, zostań - powiedziała - tylko przez chwilę. Jeden jedyny raz chcęna ciebie spojrzeć, pocałować cię i utulić w moich ramionach! - Całowała jei tuliła. Wtem z góry zabrzmiało jej imię, głos ten był bardzo żałosny. Cóżto mogło być?- Czy słyszysz? - powiedziało dziecko - To ojciec cię woła!I znowu po chwili rozległy się głębokie westchnienia, jak gdybypłaczących dzieci.- To moje siostry! - rzekło dziecko - Mamo, chyba o nich niezapomniałaś?Wtedy wspomniała o tych, których zostawiła i ogarnął ją lęk. Ich wołaniei westchnienia rozbrzmiewały jeszcze w górze, prawie o nich zapomniała dlaumarłego dziecka.- Mamo, teraz biją dzwony Królestwa Niebieskiego! - powiedziało dziecko- Mamo, teraz wschodzi słońce!Spłynęło na nią olśniewające światło, dziecko zniknęło, a ona wzniosłasię w górę. Zrobiło się zimno, podniosła głowę i spostrzegła, że leży nagrobie swego dziecka. Bóg zesłał jej sen i we śnie stał się podporą jejstóp, światłem jej rozumu.Uklękła i modliła się:- Przebacz mi Panie Boże, że chciałam zatrzymać wieczną duszę w jejlocie i że pragnęłam zapomnieć o obowiązkach, którymi mnie tu na ziemiobarczyłeś względem żywych!Gdy wymówiła te słowa, poczuła ulgę w sercu. Wzeszło słońce, nad jejgłową zaśpiewał ptaszek, dzwony kościelne dzwoniły na mszę poranną. Dokołaniej panował nastrój tak uroczysty, jak w jej sercu. Poznała swego Boga,przypomniała sobie swoje obowiązki i pełna tęsknoty pośpieszyła do domu.Pochyliła się nad mężem i serdecznym pocałunkiem obudziła go. Mówili dosiebie słowa serdeczne i szczere. Była silna i łagodna, tak jak tylko żonapotrafi być, stała się źródłem pociechy:- Wola Boga jest zawsze najlepsza!A mąż spytał:- Skąd zaczerpnęłaś nagle tyle sił i tak pocieszające myśli?Ona zaś pocałowała męża i dzieci i powiedziała:- Mam je od Boga za pośrednictwem naszego zmarłego dziecka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl