10485, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JOSE ORTEGA Y GASSETBUNT MASprze�o�y�PIOTR NIKLEWICZWarszawskieWydawnictwoLiterackieMUZA SATytu� orygina�u: La rebelion de las masasProjekt ok�adki: Maciej SadowskiRedakcja techniczna: Zbigniew KatafiaszKorekta: Magdalena SzroederW projekcie ok�adki wykorzystano fragment obrazu George'a Grosza Dla Oskara Panizza� Herederos de Jose Ortega y Gasset� for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2002� for the Polish translation by Piotr NiklewiczISBN 83-7319-092-9Warszawskie Wydawnictwo LiterackieMUZA SAWarszawa 2002Ripped byRAZIELITOWszelkie kopiowanie i rozpowszechnianie mile widziane!Uwaga:W tek�cie ukryte s� numery stron odpowiadaj�ce wydaniu ksi��kowemu.Mo�na je zobaczy� po w��czeniu opcji�poka� wszystko�.Numery stron odnosz� si� do tekstu znajduj�cego si� przed nimi.Cz�� pierwszaBUNT MASIZjawisko aglomeracjiJeste�my obecnie �wiadkami pewnego zjawiska, kt�re, czy tego chcemy czy nie, sta�o si� najwa�niejszymfaktem wsp�czesnego �ycia publicznego w Europie. Zjawiskiem tym jest osi�gni�cie przez masy pe�ni w�adzyspo�ecznej. Skoro masy ju� na mocy samej definicji nie mog� ani nie powinny kierowa� w�asn� egzystencj�, atym mniej panowa� nad spo�ecze�stwem, zjawisko to oznacza, �e Europa prze�ywa obecnie najci�szy kryzys,jaki mo�e spotka� spo�ecze�stwo, nar�d i kultur�. Historia zna ju� takie wypadki. Znane s� tak�echarakterystyczne rysy i konsekwencja takich kryzys�w. Maj� one te� w historii swoj� nazw�. Zw� si�: buntemmas.Aby zrozumie� w ca�ej rozci�g�o�ci owo przera�aj�ce zjawisko, nale�y przede wszystkim unika�przypisywania takim s�owom jak �bunt�, �masy�, �w�adza spo�eczna� znaczenia wy��cznie czy g��wniepolitycznego. �ycie publiczne nie ogranicza si� jedynie do sfery polityki, nale�y do niego r�wnie� dzia�alno��intelektualna, moralna, gospodarcza, religijna; obejmuje ono wszelkie sfery �ycia zbiorowego, w��cznie zesposobem ubierania si� czy zabawy.Tak wi�c najlepszym sposobem przybli�enia czytelnikowi tego historycznego zjawiska jest ukazanie jegowizualnego aspektu, a przy tym uwypuklenie tych rys�w nowej epoki, kt�rych istnienie mo�emy naoczniestwierdzi�.Owym faktem nadzwyczaj prostym do okre�lenia, cho� nie do analizowania, jest co�, co nazywamzjawiskiem aglomeracji, zjawiskiem �pe�no�ci�. Miasta pe�ne s� ludzi. Domy pe�ne s� mieszka�c�w. Hotelepe�ne s� go�ci. Poci�gi pe�ne s� podr�nych. Kawiarnie pe�ne s� konsument�w. Promenady pe�ne s�spacerowicz�w. Gabinety przyj�� znanych lekarzy pe�ne s� pacjent�w. Sale widowiskowe, o ile przedstawienienie jest zrobione �na poczekaniu�, nie jest improwizacj�, pe�ne s� widz�w. Pla�e pe�ne s� za�ywaj�cych k�pieli.To, co kiedy� nie stanowi�o �adnego problemu, a mianowicie: znalezienie miejsca, obecnie zaczyna by�powodem nieko�cz�cych si� k�opot�w.Ot, i wszystko. Czy trzeba szuka� zjawiska bardziej zwyk�ego, bardziej znanego i bardziej sta�ego wnaszym wsp�czesnym �yciu? Spr�bujmy przek�u� powierzchni� tej obserwacji, a staniemy zdumieni przedniespodziewanym �r�d�em, w kt�rym odbijaj�ce si� �wiat�o dnia, naszego obecnego dnia, objawi ca�y jegobogaty, wewn�trzny koloryt.C� takiego zobaczymy i czeg� to widok tak nas zadziwi? Ujrzymy t�um jako taki, korzystaj�cy zestworzonych przez cywilizacj� pomieszcze� i urz�dze�. Po kr�tkim namy�le zadziwi nas w�asne zdumienie. Boczy� nie jest to sytuacja idealna? Miejsca w teatrze s� przecie� stworzone po to, by je zajmowa�, a zatemchodzio to, by sala by�a pe�na. To samo mo�na powiedzie� o miejscach siedz�cych w poci�gu i pokojach w hotelu.Tak, fakt ten nie ulega w�tpliwo�ci. Rzecz jednak w tym, �e przedtem pomieszczenia te nigdy nie bywa�y pe�ne,natomiast teraz cz�sto s� przepe�nione, a co wi�cej, nie wszyscy, kt�rzy chcieliby z nich skorzysta�, mog� dosta�si� do �rodka. Tak wi�c, chocia� jest to zjawisko naturalne i logicznie uzasadnione, to jednak trzeba sobie zda�spraw� z tego, �e kiedy� ono nie istnia�o, a obecnie jak najbardziej istnieje; a zatem mamy do czynienia zezmian�, z nowo�ci�, kt�ra usprawiedliwia, przynajmniej pocz�tkowo, nasze zdziwienie.Zdziwienie, zaskoczenie to pocz�tek zrozumienia. To specyficzny i ekskluzywny sport i luksusintelektualist�w. Dlatego te� charakterystycznym dla nich gestem jest patrzenie na �wiat rozszerzonymi zezdziwienia �renicami. Ca�y otaczaj�cy nas �wiat jest dziwny i cudowny, je�li na� spojrze� szeroko otwartymioczami. To w�a�nie, uleganie radosnemu zdziwieniu, jest rozkosz� dla futbolisty niedost�pn�, natomiast dzi�kiniej intelektualista idzie przez �ycie pogr��ony w nieko�cz�cym si�, wizjonerskim upojeniu, kt�rego oznak�zewn�trzn� jest zdziwienie widoczne w oczach. Dlatego te� dla staro�ytnych symbolem Minerwy by�a sowa,ptak, kt�rego oczy s� zawsze szeroko otwarte, jak gdyby w niemym zdziwieniu.Aglomeracja, przepe�nienie - by�y to zjawiska, kt�re niegdy� nale�a�y do rzadko�ci. Dlaczego obecniesta�y si� tak cz�ste?Obecne t�umy nie wy�oni�y si� z nico�ci. W okresie ostatnich oko�o pi�tnastu lat liczba ludno�ci nie uleg�ajakim� wi�kszym zmianom. Wydaje si� rzecz� naturaln�, �e po zako�czeniu wojny liczba ta nawet niecozmala�a. I tak dochodzimy tu do pierwszego wa�nego stwierdzenia. Osoby sk�adaj�ce si� obecnie na owe t�umyistnia�y r�wnie� wcze�niej, ale nie jako t�um. Rozproszone po �wiecie, samotne b�d� w ma�ych grupkach,wiod�y �ywot oddzielny, niezale�ny, jak gdyby w pewnej odleg�o�ci od innych. Ka�da taka osoba czy grupkazajmowa�y w�asne miejsce b�d� to na wsi, b�d� w miasteczku, b�d� w dzielnicy du�ego miasta.Teraz nagle przybra�y kszta�t aglomeracji i gdziekolwiek spojrzymy, mamy przed oczami t�umy.Gdziekolwiek? Ale� nie; dok�adniej rzecz bior�c w miejscach najlepszych, b�d�cych stosunkowowyrafinowanym tworem kultury ludzkiej, kt�re uprzednio zarezerwowane by�y dla mniejszej liczby ludzi, dlamniejszo�ci.T�um sta� si� nagle widoczny, zaj�� w spo�ecze�stwie miejsce uprzywilejowane. Przedtem, je�eli nawetistnia�, to pozostawa� nie zauwa�ony, by� gdzie� w tle spo�ecznej sceny; teraz wysun�� si� na sam �rodek, sta� si�g��wn� postaci� sztuki. Nie ma ju� bohater�w, jest tylko ch�r.Poj�cie t�umu ma charakter ilo�ciowy i wizualny. Przet�umaczmy je, nic w nim nie zmieniaj�c, na j�zyksocjologii. Oka�e si�, �e mamy do czynienia z ide� mas spo�ecznych. Spo�ecze�stwo jest zawsze dynamicznympo��czeniem dwu czynnik�w: mniejszo�ci i mas. Na mniejszo�� sk�adaj� si� osoby lub grupy os�bcharakteryzuj�ce si� pewnymi szczeg�lnymi cechami. Natomiast masa to zbi�r os�b nie wyr�niaj�cych si�niczym szczeg�lnym. Tak wi�c pod s�owem �masy� nie nale�y rozumie� wy��cznie czy przede wszystkim �masrobotniczych". Masy to �ludzie przeci�tni�. W ten spos�b to, co by�o jedynie ilo�ci�, t�um, nabiera znaczeniajako�ciowego; staje si� wsp�ln� jako�ci�, spo�eczn� nijako�ci�. Masy to zbi�r ludzi nie wyr�niaj�cych si�niczym od innych, b�d�cych jedynie powt�rzeniem typu biologicznego. Co uda�o nam si� uzyska� dzi�kiowemu przej�ciu od ilo�ci do jako�ci? To bardzo proste: dzi�ki przej�ciu do drugiego zrozumieli�mypochodzenie pierwszego. Jest rzecz� oczywist�, wr�cz banaln�, �e je�li t�um tworzy si� w normalny spos�b, to uludzi stanowi�cych go pojawiaj� si� zbie�ne d��enia, idee czy podobny styl �ycia. M�wi si� cz�sto, �e to samodzieje si� nieuchronnie z ka�d� grup� spo�eczn� niezale�nie od tego, jak elitarn� chcia�aby by�. I rzeczywi�cie;ale jest jedna zasadnicza r�nica.W grupach, kt�re nie s� t�umem czy mas�, rzeczywiste podobie�stwo ich cz�onk�w wynika z jakich�wsp�lnych d��e�, wyznawania jakiej� wsp�lnej idei czy poszukiwania podobnego idea�u, kt�re to cele same wsobie przyci�gaj� du�� liczb� ludzi. Dla powstania jakiejkolwiek mniejszo�ci konieczne jest, by uprzednio ka�dyz jej cz�onk�w wyst�pi� z t�umu, kieruj�c si� jak�� specjaln�, stosunkowo indywidualn�, racj�. A zatem jegopodobie�stwo do innych cz�onk�w mniejszo�ci jest wt�rne, jest faktem zaistnia�ym ju� po wyodr�bnieniu si�jednostek z t�umu, przez to samo za� jest w du�ej mierze podobie�stwem w niepodobie�stwie. Bywa, �e cech�wyr�niaj�c� cz�onk�w danej grupy jest ich konflikt ze spo�ecze�stwem; istniej� w Anglii grupy ludzi, kt�rzysami siebie nazywaj� �nonkonformistami�, co znaczy, �e ��czy ich jedynie to, �e nie zgadzaj� si� z t�umem. Owod��enie do ��czenia si� w mniejszo�� po to w�a�nie, by przeciwstawi� si� wi�kszo�ci, jest charakterystyczne dlaprocesu powstawania ka�dej mniejszo�ci. Mallarme, m�wi�c o niewielkiej grupce ludzi, kt�rzy przyszlipos�ucha� koncertu wybitnego, ale trudnego muzyka, powiada, �e obecno�� tej ma�ej liczebnie publiczno�cipodkre�la nieobecno�� niesko�czenie liczniejszego mot�ochu.Rzeczywi�cie, masy mo�na zdefiniowa� jako zjawisko psychologiczne; nie musi to by� koniecznie t�umz�o�ony z indywidualnych jednostek. Mo�emy �atwo stwierdzi�, czy dana osoba nale�y do masy czy nie. Mas�stanowi� ci wszyscy, kt�rzy nie przypisuj� sobie jakich� szczeg�lnych warto�ci - w dobrym tego s�owaznaczeniu czy w z�ym - lecz czuj� si� �tacy sami jak wszyscy� i wcale nad tym nie bolej�, przeciwnie, znajduj�zadowolenie w tym, �e s� tacy sami jak inni. Wyobra�my sobie teraz cz�owieka skromnego, kt�ry pr�buj�cdokona� oceny w�asnej warto�ci, zadaje sobie pytanie, czy posiada jakie� szczeg�lne zdolno�ci, czy wybija si� wjakiejkolwiek dziedzinie �ycia, po czym ostatecznie dochodzi do wniosku, �e niestety �adnych szczeg�lnychzdolno�ci czy zalet nie posiada. Cz�owiek ten czuje si� szary, bezbarwny i skrzywdzony przez los, ale nie czujesi� �mas��.Kiedy si� m�wi o �wybranych mniejszo�ciach�, cz�sto zniekszta�ca si� znaczenie tego okre�lenia niedostrzegaj�c tego, �e cz�owiek wybrany to nie kto� butny i bezczelny uwa�aj�cy si� za lepszego od innych, leczten, kt�ry wymaga od si...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]