10540, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROBERT JORDANCONAN WSPANIA�YPRZEK�AD ROBERT LIPSKITYTU� ORYGINA�U CONAN THE MAGNIFICENTPROLOGLodowate powietrze sta�o nieruchomo w�r�d postrz�pionych szczyt�w g�rKezankia�skich, w samym sercu �a�cucha ci�gn�cego si� na p�noc i zach�d, wzd�u� granicymi�dzy Brythuni� a Zamor�. Nie s�ycha� by�o ptak�w, bezchmurne, lazurowe niebo by�opuste, nawet bowiem wszechobecne s�py nie znajdowa�y tu pr�d�w, na kt�rych mog�ybyszybowa�.Po�r�d tej dziwacznej ciszy, na stromych, br�zowych stokach tworz�cych naturalnyamfiteatr, tysi�c dzikich m�czyzn, nosz�cych turbany kezankia�skich g�rali, czeka�o na co�w absolutnym milczeniu i bezruchu. Ani jeden tulwar nie brz�kn�� o kamienne zbocza. Anijedna obuta stopa nie zaszura�a nerwowo, cho� na poci�g�ych, brodatych twarzach wyra�niemalowa�o si� zniecierpliwienie. G�rale niemal wstrzymywali dech. Czarne oczy wpatrywa�ysi� bez mrugni�cia powiek w miejsce oddalone o dwie�cie krok�w, gdzie p�askie pod�o�ewy�o�one by�o wielkimi blokami granitu i otoczone si�gaj�cym do pasa murem, szeroko�cir�wnej wzrostowi ros�ego m�czyzny. Granitowe kolumny, grube i topornie ciosane okala�yzwie�czenie muru, wystaj�c z niego niczym z�by z wysuszonej na s�o�cu czaszki. Po�rodkukr�gu do wysokich pali z czarnego �elaza przywi�zanych by�o trzech bladosk�rychBrythu�czyk�w. R�ce mieli uniesione nad g�owami, rzemienie bole�nie wpija�y si� w sk�r�ich nadgarstk�w. Nie oni jednak stanowili obiekt zainteresowania. By� nim wysoki, odzianyw szkar�atn� szat�, m�czyzna z rozwidlon� br�dk�, stoj�cy na szczycie tunelu z masywnychblok�w skalnych, wydr��onego w niskim murze i znikaj�cego wewn�trz g�ry, za jegoplecami. Basrakan Imalla, kt�rego smag�e, pos�pne oblicze z haczykowatym nosem zdobi�turban mieni�cy si� czerwieni�, zieleni� i z�otem, odrzuci� g�ow� do ty�u i zawo�a�:� Chwa�a prawdziwym bogom!Fala zachwytu, jaka ogarn�a patrz�cych na Imall� g�rali, znalaz�a uj�cie w gromkimodzewie:� Chwa�a prawdziwym bogom!Gdyby Basrakan by� cz�owiekiem innej natury, zapewne u�miechn��by si� zzadowoleniem. G�rale rzadko gromadzili si� w liczne grupy, poniewa� poszczeg�lne klanytoczy�y mi�dzy sob� za�arte boje, a zwa�nione plemiona rozwi�zywa�y spory na zasadachkrwawej wendety. Jednak uda�o mu si� zebra� a� tylu; a nawet wi�cej. Niemal dziesi�� razywi�cej g�rali obozowa�o w�r�d postrz�pionych stok�w g�rskich doko�a amfiteatru i ka�degodnia do��czali nowi. Z moc�, jak� obdarowali go prawdziwi bogowie, za spraw� znak�w�aski, kt�r� go darzyli, uczyni� co�, czego nie dokona� nikt inny. I uczyni wi�cej. Zosta�wybrany przez prastarych kezankia�skich bog�w.� Ludzie z miast � wypowiedzia� to ostatnie s�owo tak, �e zabrzmia�o wr�czobscenicznie � czcz� fa�szywych bo�k�w! Nie wiedz� nic o prawdziwych b�stwach,duchach ziemi, powietrza i wody. Oraz ognia!Nieartyku�owany ryk wyrwa� si� z tysi�ca garde�: wyraz aprobaty dla Basrakana inienawi�ci wobec mieszka�c�w miast.Czarne oczy Basrakana pa�a�y �arliwo�ci�.Setki jego ludzi w�drowa�y po g�rach od klanu do klanu g�osz�c s�owo o prastarychbogach. Byli nietykalni. Z uwagi na wie�ci, kt�re przynosili, nie podlegali wendetom anikrwawym walkom. To on wszelako zosta� wybrany, by dope�ni� triumfu pradawnych bog�w.� W oczach prawdziwych bog�w ludzie z miast to plugawi nikczemnicy! � Jego g�oszabrzmia� d�wi�cznie niczym dzwon, czu� jak wypowiadane s�owa odbijaj� si� gromkimechem w umys�ach s�uchaj�cych.� Kr�lowie i lordowie morduj�cy prawdziwych wyznawc�w w imi� odra�aj�cychdemon�w, kt�re okre�laj� mianem bog�w! Brzuchaci kupcy gromadz�cy w swych skarbcachwi�cej z�ota ni�li posiadaj� wesp� wszystkie g�rskie klany. Ksi�niczki wystawiaj�ce napokaz swe na wp� nagie cia�a i oddaj�ce si� m�czyznom niby nierz�dnice! Dziewki ulicznezlewaj�ce si� wonno�ciami i p�awi�ce si� w z�ocie niczym ksi�niczki! M�czy�ni �ebrz�cyna ulicach, maj�cy mniej dumy ni�li zwierz�ta! Plugastwo ich �ywot�w kala �wiat, lecz myzmyjemy ten brud ich w�asn� krwi�!Zamy�lony, niemal nie us�ysza� radosnych ryk�w, jakie rozleg�y si� w odpowiedziwstrz�saj�c granitowym pod�o�em, na kt�rym sta�. Dotar� bardzo daleko w g��b labiryntujaski�, kt�ry rozci�ga� si� pod t� w�a�nie g�r�, przemierzy� mroczne korytarze o�wietlaj�c jeblaskiem trzymanej w d�oni pochodni, pragn�� zbli�y� si� do duch�w ziemi, gdy zanosi� donich swe �arliwe mod�y.To prawdziwi bogowie doprowadzili go do podziemnej sadzawki, gdzie bezokie zbiela�eryby p�ywa�y wok� sterty ogromnych jaj, twardych jak pancerz, pozostawionych w owymmiejscu niezliczone stulecia temu.Gdy zaj�� si� praktykowaniem ciemnych, taumaturgicznych sztuk, przez ca�e lata l�ka� si�,�e prawdziwi bogowie odwr�c� si� od niego. Jednak tylko te studia pozwoli�y muprzetransportowa� �liskie czarne kule do swojej chaty. Bez tej wiedzy nigdy nie zdo�a�bysprawi�, �e z jednego z dziesi�ciu jaj wyl�g�o si� m�ode, ani nie uda�oby mu si� osi�gn��,niepe�nej co prawda, ale zawsze, kontroli nad t� istot�. Gdyby� tylko mia� Ogniste Oczy. Alezdob�dzie je, a wtedy jego moc, teraz tak jeszcze chwiejna, stanie si� niewzruszona niczym�elazo.� Zabijemy niewiernych i bezcze�cicieli! � rzuci� Basrakan, gdy ha�as nieco ucich�. �Zr�wnamy ich miasta z ziemi� a grunty, gdzie si� ongi� znajdowa�y, posypiemy hojnie sol�!Ich kobiety, kt�re s� naczyniami ��dz zostan� srodze ukarane za sw� plugawo��! Po ich krwinie zostanie nawet najmniejszy �lad! Cho�by jedno wspomnienie! Imalla roz�o�y� szerokor�ce. � Z nami jest bowiem znak prawdziwych bog�w!To rzek�szy j�� �piewa� dono�nym, d�wi�cznym g�osem, ka�de s�owo odbija�o si�pot�nym echem od g�rskich stok�w. Tysi�c czekaj�cych i obserwuj�cych go wojownik�wwstrzyma�o oddech. Imalla wiedzia�, �e w�r�d s�uchaczy byli zwykli rabusie, nie my�l�cy ooczyszczeniu �wiata, lecz o z�ocie, kt�re mogli z�upi� w podbitych miastach. Nadesz�a pora,by ujrzeli i uwierzyli.Ostatnia sylaba inkantacji zabrzmia�a w powietrzu jak brz�kni�cie kryszta�u. Basrakanprzeni�s� wzrok na brythu�skich je�c�w, pozosta�ych przy �yciu cz�onk�w wyprawymy�liwskiej, kt�ra wjecha�a w g�ry od zachodu. Jeden z nich by� niespe�na szesnastolatkiem,w jego szarych oczach malowa� si� strach, lecz Imalla nie postrzega� Brythu�czyk�w jakoludzi. Nie nale�eli do jego plemienia. Byli cudzoziemcami. I ofiarami.Basrakan czu�, �e to nadchodzi. Wychwytywa� powoln�, delikatn� jeszcze wibracj�kamieni pod stopami na d�ugo zanim us�ysza� szuranie i zgrzyt szpon�w, d�u�szych ni�ludzka r�ka.� Znak prawdziwych bog�w jest z nami! � wykrzykn�� ponownie i w tej samej chwili zpieczary wychyn�� wielki �eb potwora.Tysi�c garde� odpowiedzia�o Imalli, gdy oczom zgromadzonych ukaza�a si� resztapot�nego, cylindrycznego cielska monstrum, mierz�cego ponad pi�tna�cie krok�w d�ugo�ci iwspartego na czterech szeroko rozstawionych, masywnych nogach.� Znak prawdziwego boga jest z nami!W tym grzmi�cym ryku da�o si� wyczu� pospo�u l�k i groz�. Poczernia�e p�yty pancerneokala�y kr�tki pysk, na kt�ry zachodzi�y grube, nieregularne k�y, przeznaczone dorozdzierania cia�. Reszt� monstrualnego �ba i cielska pokrywa�y �uski barwy zieleni, z�ota iszkar�atu, skrz�ce si� w bladym s�o�cu, twardsze ni� najprzedniejsza zbroja, jak� mog�abywytworzy� r�ka cz�owieka. Na grzbiecie w miejsce �usek wyrasta�y dwie sk�rzaste naro�le.Istot� t� w pradawnych ksi�gach zwano Smocz�, a je�li zawarte w opas�ych woluminachinformacje na temat tych stwardnia�ych matowych p�cherzy by�y prawdziwe, znak �askibog�w niebawem b�dzie kompletny.Stw�r przekrzywi� �eb by przeszy� Basrakana parali�uj�cym w swej intensywno�cispojrzeniem. Imalla na zewn�trz zachowywa� spok�j, jednak w �o��dku poczu� formuj�c� si�grud� lodu; ch��d ten rozprzestrzenia� si� z ka�d� chwil�, mro��c mu dech i s�owa w gardle.Wydawa�o mu si�, �e to z�otookie spojrzenie przepe�nione by�o nienawi�ci�. Naturalnie stw�rnie m�g� �ywi� nienawi�ci do niego. Wszak Imalla mia� b�ogos�awie�stwo prawdziwychbog�w. A jednak w �lepiach monstrum wyra�nie malowa�o si� z�o. Mo�e by� to wyrazpogardy, jak� tw�r prawdziwych b�stw �ywi� wobec �miertelnik�w? Tak czy inaczejzakl�cia, jakimi Basrakan ob�o�y� toporne granitowe kolumny utrzymaj� Smocze wewn�trzkr�gu, a z tunelu nie by�o innego wyj�cia. Ale czy na pewno? Chocia� cz�sto schodzi� dojaski� pod g�r�, zanim jeszcze odnalaz� gniazdo z jajami smocz�t, nie zdo�a� odwiedzi� nawetco dziesi�tej. Mog�y istnie� tuziny wyj�� z labiryntu korytarzy, kt�rych nigdy nie odnalaz�.Przera�aj�ce �lepia odwr�ci�y si� od niego i Basrakan odruchowo wzi�� g��boki oddech. Zzadowoleniem stwierdzi�, �e nie uczyni� tego nerwowo. A wi�c faktycznie obdarzony by��ask� bog�w.Z szybko�ci�, kt�ra zdawa�a si� zbyt wielka jak na istot� tych rozmiar�w, l�ni�cy stw�rzbli�y� si� na dziesi�� krok�w do skr�powanych, stoj�cych przy palach m�czyzn. Naglewielki, �uskowaty �eb odchyli� si� do ty�u a z ziej�cej paszczy doby�o si� przera�liwe, j�kliwezawodzenie, od kt�rego je�c�w sparali�owa�o ze zgrozy. Obserwatorzy zamarli w pe�nymtrwogi milczeniu, lecz naraz jeden z wi�ni�w wrzasn�� dono�nie, piskliwie, przejmuj�co, a wjego g�osie pobrzmiewa�a wyra�nie nuta szale�stwa.Ch�opak bezg�o�nie mocowa� si� z wi�zami; krew zacz�a �cieka� mu po przedramionach.Ognistooki Imalla uni�s� obie d�onie i skierowa� je wn�trzami ku g�rze, jakby zaprasza�Smocze do odebrania sk�adanej mu ofiary.� Pochodzi z g��bin ziemi! � zakrzykn��. � Duchy ziemi s� z nami! Nie zamykaj�cpaszczy, monstrum opu�ci�o �eb i zatrzyma�o wzrok na je�cach. Spomi�dzy pot�nych szcz�kbuchn�a struga czerwonego ognia, omiataj�c skr�powanych rzemieniami je�c�w.� Ogie� to jego tchnienie! � zawo�a� Basrakan. � Duchy ognia s� z nami!Dwaj spo�r�d tr�jki wi�ni�w zmienili si� w �ywe pochodnie, ich w�osy i tuniki p�on�y.M�odzieniec, wi...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]