10541, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROBERT JORDANCONAN ZWYCI�ZCAPRZEK�AD TATIANA GRZEGORZEWSKATYTU� ORYGINA�U CONAN THE VICTORIOUSPROLOGNoc vendhia�ska by�a nienaturalnie cicha, powietrze za� ci�kie i duszne. Poniewa� niewia� najl�ejszy nawet wiaterek, sto�eczne miasto Ayodhia omdlewa�o z gor�ca. Ksi�yc wisia�ci�ko na niebie niczym potworny ��ty pryszcz, a nieliczni, kt�rzy odwa�yli si� na niegospojrze�, zaczynali dr�e� i modli� si� w duchu, by chocia� jedna chmurka przys�oni�a jegoobezw�adniaj�ce, wrogie oblicze. W mie�cie szeptano, �e taka noc i taki ksi�yc zwiastuj�zaraz� albo wojn� � w ka�dym razie �mier�.Cz�owiek, kt�ry sam siebie nazywa� Naipalem, puszcza� te pog�oski mimo uszu. Spogl�da�z najwy�szego balkonu rozleg�ego pa�acu z alabastrowymi wie�ami i z�otymi kopu�ami �daru, kt�ry otrzyma� od kr�la � wiedz�c, �e to nie ksi�yc jest niepomy�lnym znakiem. Togwiazdy, ich zmieniaj�ce si� konfiguracje, blokowa�y jego poczynania od miesi�cy. Po�o�y�d�ugie, gi�tkie palce na w�skiej z�otej szkatu�ce. Ta noc, pomy�la�, niesie ogromneniebezpiecze�stwo, mo�e zetrze� na proch wszystkie jego plany. Inna sprawa, �e bez ryzykanie ma zysku, a im wi�ksze ryzyko, tym wi�ksze niebezpiecze�stwo.Naprawd� nie nazywa� si� Naipal, lecz w kraju powszechnie znanym z intryg tacy jak onmusieli zachowa� szczeg�ln� ostro�no��. By� wysoki nawet jak na mieszka�ca Vendhii,kt�rzy uchodzili za wysokich pomi�dzy narodami Wschodu. By zamaskowa� �w wzrost,nosi� szaty ciemnej barwy (dzi� tak�e mia� tak� na sobie), kontrastuj�ce z mieni�cymi si�kolorami t�czy jedwabiami i at�asami noszonymi przez miejscowych modnisi�w. Jegoskromny, niewielki turban, kt�rego nie zdobi� diadem ani pi�ro, mia� kolor grafitu. Jegotwarz, pos�pnie przystojna, promieniowa�a spokojem, kt�rego nie m�g�by zburzy� �adenkataklizm. Skryte za ci�kimi powiekami czarne oczy dla m�czyzn by�y oznak� m�dro�ci,dla kobiet za� � nami�tno�ci.Rzadko kiedy odkrywa� si� przed innymi, wszak jego si�a tkwi�a w tajemniczo�ci, tak wi�cma�o kto wiedzia�, �e pod imieniem Naipal kryje si� nadworny czarnoksi�nik kr�la VendhiiBhandarkara. �w Naipal, powiadano w Ayodhii, to m�dry cz�owiek nie tylko dlatego, �edobrze i wiernie s�u�y kr�lowi, od czasu gdy poprzedni czarnoksi�nik zagin�� wtajemniczych okoliczno�ciach, ale r�wnie� dlatego, �e wydaje si� pozbawiony ambicji. Wkraju, gdzie m�czyzn i kobiety a� rozsadza�y nie zaspokojone ambicje i ��dza w�adzy, t�pow�ci�gliwo�� uwa�ano za godn� pochwa�y, chocia� dziwn�. Swoj� drog�, mia� te� innedziwactwa. Wiadomo by�o na przyk�ad, �e przeznacza ogromne sumy dla biedak�w, dzieciulicy. Stanowi�o to temat �art�w dla dworskich dostojnik�w, poniewa� uwa�ali, �e czyni tak,by popisywa� si� szczodro�ci�. Prawd� m�wi�c, d�ugo zastanawia� si�, nim ofiarowa�pierwszy grosz. Wychowywa� si� na tych ulicach i dobrze pami�ta� owe nieszcz�sne noce,gdy le�a� skulony w jakiej� uliczce, zbyt g�odny, �eby zasn��. Prawda ukaza�aby jego s�abo��;a poniewa� nie m�g� sobie na s�abo�� pozwoli�, przeto sam rozpuszcza� plotki o cynicznychpobudkach swych uczynk�w.Po raz ostatni spojrzawszy na niebo, Naipal zszed� z balkonu, mocno �ciskaj�c szkatu�k�.Misternie wykonane z�ote lampy w kszta�cie ptak�w i kwiat�w roz�wietla�y wysokiekorytarze jego pa�acu. Na sto�ach z b�yszcz�cego hebanu i rze�bionej ko�ci s�oniowej sta�y�liczne porcelanowe naczynia i delikatne kryszta�owe wazy. Grube dywany pod jego stopami,mieni�ce si� wszystkimi barwami, by�y bezcenne, za� kunsztownie tkane gobeliny,pokrywaj�ce alabastrowe �ciany, warte r�ki kr�lewskiej c�rki. Na u�ytek publiczny Naipalstanowi� wcielenie skromno�ci i umiaru; prywatnie goni� wci�� za przyjemno�ciamizmys�owymi. Jednak�e tej nocy, po tak d�ugim oczekiwaniu, jego oczu nie cieszy�y zdobieniapa�acu, nie pragn�� te� wina ani muzyki, ani kobiet.Zszed� na d�, zapu�ci� si� w g��b swego pa�acu, by w ko�cu dotrze� do komnat o�cianach, kt�re l�ni�y bladym per�owatym po�yskiem, jak gdyby oszklone r�k� mistrza,pomieszcze� wyrwanych z wn�trza ziemi przez tajemne moce. Tylko nielicznym spo�r�dswoich s�u��cych pozwala� wchodzi� do tych ukrytych g��boko pod powierzchni� ziemipokoi i korytarzy, a i oni nie mogli nikomu powiedzie� o tym, co tu robili lub widzieli, jako�e byli pozbawieni j�zyk�w. �wiat nie mia� poj�cia o istnieniu tych pomieszcze�. Ci s�u��cy,kt�rzy nigdy do nich nie schodzili i dlatego pozwolono im zachowa� j�zyki, powodowanistrachem i ostro�no�ci�, na wszelki wypadek nie szeptali o nich nawet we w�asnych ��kach.Na ko�cu biegn�cego w d� korytarza znajdowa�a si� ogromna kwadratowa sala d�ugo�citrzydziestu krok�w, o delikatnie l�ni�cych jasnych �cianach, kt�re by�y jedn� ca�o�ci�, bez�ladu po��cze�. Wy�ej wznosi�a si� spiczasta kopu�a wysoko�ci dwudziestu ludzi. Po�rodku,pod ow� kopu��, znajdowa� si� tajemny znak wykonany ze srebra, wtopiony w prawieprzezroczyst� pod�og� i zajmuj�cy wi�ksz� cz�� pokoju. �w srebrny znak zdawa� si�promieniowa� niesamowitym lodowatym blaskiem. Na jego obwodzie widnia� tr�jn�g zdelikatnej roboty z�ota, si�gaj�cy do wysoko�ci kolan Naipala, tak �e ka�da z n�g wygl�da�a,jakby by�a przed�u�eniem cz�ci wzoru. Powietrze wydawa�o si� ci�kie z powodustraszliwych mocy i wspomnie� niegodziwych czyn�w.Niespodziewanie sz�sta cz�� jednej ze �cian przemieni�a si� w wielkie �elazne kraty zwprawionymi we� zamkni�tymi drzwiami, r�wnie� z �elaza. Obok tych dziwnych krat sta�st� z b�yszcz�cego drzewa r�anego, gdzie na czarnym aksamicie � niczym klejnoty ujubilera � le�a�y narz�dzia i sk�adniki, kt�rych potrzebowa� tej nocy. Na kryszta�owychn�kach na jednym z ko�c�w aksamitu sta�a du�a p�aska skrzynka z misternie rze�bionejko�ci s�oniowej. Jednak�e honorowe miejsce na owym stole zajmowa� niewielki, kunsztownierze�biony hebanowy kuferek.Po�o�ywszy z�ot� skrzynk� obok at�asowej poduszki, przed kt�r� sta� jeszcze jeden z�otytr�jn�g, Naipal powr�ci� do sto�u. Wyci�gn�� d�o� w kierunku kuferka, ale pod wp�ywemnag�ego impulsu zmieni� zamiar i podni�s� pokryw� skrzynki z ko�ci s�oniowej. Ostro�nieodsun�� na bok b��kitny jedwab, mi�kki jak najdelikatniejszy puch, ods�aniaj�c posrebrzanelustro, kt�rego g�adka powierzchnia nie odbija�a ani jego postaci, ani nawet pomieszczenia.Mag skin�� g�ow�. W�a�nie czego� takiego si� spodziewa�, ale wiedzia� jednocze�nie, �enie wolno mu zaniedba� niezb�dnych �rodk�w ostro�no�ci. To lustro nie r�ni�o si� a� takbardzo od szklanej kuli, jednak�e o ile kula s�u�y�a do porozumiewania si� lub �ledzenia, tolustro mia�o zupe�nie wyj�tkowe zastosowanie. Srebrzysta powierzchnia ukazywa�a obliczatych, kt�rzy zagra�ali mu swymi knowaniami.Kiedy�, nied�ugo po tym, jak zosta� nadwornym czarnoksi�nikiem kr�la Bhandarkara, wlustrze ukaza�a si� g�ra Yimsha, siedziba straszliwych Czarnych Prorok�w. Wiedzia�, �e jegonag�e pojawienie si� po prostu rozbudzi�o ich ciekawo��. Nie widzieli w nim zagro�enia,takimi byli g�upcami. W dzie� obraz si� rozp�yn��, by ju� nigdy wi�cej si� nie pojawi�. Conajwy�ej jako chwilowy przeb�ysk. Skutecznie si� z nimi rozprawi�.Z uczuciem satysfakcji Naipal przykry� lustro i otworzy� hebanowy kuferek. To, co ujrza�wewn�trz, sprawi�o, �e jego satysfakcja wzros�a. W rze�bionych otworach w czarnymdrewnie tkwi�o dziesi�� kamieni, g�adkich, ob�ych, o czerni tak intensywnej, �e hebanwydawa� si� mniej czarny ni� one. Dziewi�� by�o wielko�ci ludzkiego paznokcia, ostatni za�� dwa razy wi�kszy. To by�y khorassani. Przez ca�e wieki ludzie gin�li, daremnie pr�buj�cje odnale��, a� w ko�cu obros�y legend� � sta�y si� jedn� z historii opowiadanych dzieciomprzed snem. Dziesi�� lat po�wi�ci� Naipal na ich odnalezienie, a jego poszukiwaniaobfitowa�y w przygody i mog�yby stanowi� kanw� dla niejednego dzie�a literackiego � je�litylko by�yby komu� znane.Z ogromnym szacunkiem po�o�y� dziewi�� mniejszych khorassani na z�otych tr�jnogach,kt�re otacza�y tajemny znak wtopiony w pod�og�. Dziesi�ty, najwi�kszy, umie�ci� na tr�jnoguprzed poduszk�.Usiad� po turecku na poduszce i zacz�� wypowiada� zakl�cia przyzywaj�ce niewidzialnemoce.� E�las eloyhim! Maraath savinday! Khora mar! Khora mar!Powtarza� te s�owa, patrz�c, jak kamie� przed nim zaczyna si� �arzy�, zupe�nie jakby w�rodku by� uwi�ziony p�omie�. Nie dawa� �wiat�a, cho� wydawa� si� p�on��. Nagle, z sykiem,jaki wydaje rozgrzany do bia�o�ci metal zanurzony w wodzie, z roz�arzonego kamieniadoby�y si� w�skie smugi ognia, a dziewi�� khorassani otoczy�o srebrny wz�r. R�wnieniespodziewanie, jak si� pojawi�y, ogniste kraty znikn�y, za� wszystkie dziesi�� kamienizacz�o p�on�� z tak� sam� si��. Rozleg� si� jeszcze jeden przenikliwy syk i ksi�ycowekamienie przemieni�y si� w p�on�ce punkty, podczas gdy z ka�dego tr�jnogu wynurzy�y si�roz�arzone pr�ty. Wewn�trz ognistej klatki nie by�o wida� ani pod�ogi, ani kopu�y � nic,poza bezkresn� ciemno�ci�.Naipal milcza�, napawaj�c si� swym dzie�em, po czym zawo�a�:� Masroku, przyzywam ci�!Nast�pi�o poruszenie, jak gdyby wszystkie wiatry �wiata zacz�y si� kot�owa� wolbrzymich pieczarach.W pomieszczeniu rozleg� si� grzmot i wewn�trz klatki z p�omieni pocz�� si� unosi�olbrzymi o�mior�ki kszta�t, dwukrotnie przewy�szaj�cy cz�owieka, o sk�rze niczymszlifowany obsydian. Za ca�y str�j mia� srebrny naszyjnik, z kt�rego zwisa�y trzy ludzkieczaszki, jego cia�o za� by�o o�lizg�e i bezp�ciowe. W dw�ch r�kach dzier�y� srebrne miecze,kt�re �wieci�y nieziemskim blaskiem. W dw�ch innych trzyma� w��cznie, kt�re ozdobioneby�y ludzkimi czaszkami, w pi�tej za� � cienki sztylet. Ka�da z tych broni mieni�a si�turkusowo, chocia� ka�da z innym nat�eniem. Po obu stronach bezw�osej g�owy powiewa�yogromne p�aty uszu, a sko�ne rubinowe oczy skierowa�y si� w stron� Naipala.Potw�r ostro�nie przybli�y� jedn� ze srebrnych w��czni do ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]