10543, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
TIM DONNELLCONAN I PODZIEMIENIEWOLICONAN AND THE DUNGEON OF SLAVERYPRZEK�AD: EUGENIUSZ MELECHIPrzed samotnym podr�nym wyros�a zbita �ciana lasu, a droga, do tej pory dobra iszeroka, tutaj, w mroku wiekowych sosen i �wierk�w, zacz�a wydawa� si� w�sk� �cie�k�,kt�ra lada chwila zagubi si� w le�nej trawie i k�uj�cych krzakach pokrytych dojrza�ymiczerwonymi jagodami. Jednak�e je�dziec, wolno zag��biaj�cy si� w las, najwidoczniej dobrzezna� t� okolic�. Jecha� wypu�ciwszy z r�ki wodze, z przyjemno�ci� si� rozgl�da� i pe�n�piersi� wdycha� o�ywcze le�ne powietrze.Jaskrawe promienie niezbyt gor�cego s�o�ca, kt�rym uda�o si� przebi� przez g�st� zas�on�ga��zi, tworzy�y z�ociste plamy na poro�ni�tych traw� koleinach. Pot�ny ogier bezg�o�niest�pa� po mi�kkiej ziemi, a je�dziec co jaki� czas zrywa� kilka aromatycznych jag�d zezwisaj�cych nad drog� krzak�w. Ta puszcza, przez kt�r� prowadzi�a droga, by�a tak podobnado g�stych las�w jego rodzinnej Cymmerii, �e chwilami zapomina�, gdzie si� znajduje idok�d zmierza.Surow� twarz je�d�ca rozpromienia� �agodny u�miech, gdy bra� do ust kolejn� gar�� jag�d.Ich znajomy z dzieci�stwa smak budzi� wspomnienia rodzinnego kraju. Jasne niebieskie oczypod g�stymi brwiami, kt�re w chwilach gniewu b�yszcza�y o�lepiaj�co i przera�a�y wrog�wbij�c� z nich nienawi�ci�, teraz spogl�da�y spokojnie i �agodnie. Niesforne czarne w�osyrozsypa�y si� na ramionach, skrywaj�c pot�n� szyj�.Na oko je�dziec mia� ze trzydzie�ci lat, lecz blizn i szram na r�kach i twarzy starczy�obydla trzech posiwia�ych woj�w, by mogli wieczorami, przy kielichu dobrego wina, z dum�opowiada� o swoich wyczynach, Szramy nie psu�y widoku, wr�cz podkre�la�y pi�kno jegodumnej, m�nej twarzy: twarde, w�adcze usta i energiczny podbr�dek �wiadczy�y owewn�trznej sile i niez�omnej woli. By� to w�drowny rycerz, poszukiwacz przyg�d, kt�rynigdzie nie zatrzymywa� si� na d�u�ej, traktuj�cy ca�y �wiat jak dom rodzinny.Solidna i wygodna odzie� podr�na, chroni�ca od upa�u i ch�odu jego pot�ne, sprawnecia�o, para sk�rzanych sakw na baga�, przytroczonych do siod�a ogromnego karego ogiera,szeroki miecz widoczny spod p�aszcza i para sztylet�w przy pasie � wskazywa�o, �epodr�ny jest cz�owiekiem, kt�ry z niejednego pieca jad� chleb.Conan � tak mia� na imi� je�dziec, samotnie przedzieraj�cy si� przez g�sty las �potrz�sn�� g�ow�, otar� r�ce o skraj tuniki i da� ostrog� wolno id�cemu koniowi. Nie, tojeszcze nie Cymmeria, ostateczny cel jego podr�y, ale st�d jest ju� niedaleko� Zreszt� i wtych stronach mia� do za�atwienia par� spraw.Kilka dni temu opu�ci� Belverus, stolic� Nemedii, i zmierza� prosto do pomocnegoksi�stwa Bergheim. Lato mia�o si� ku ko�cowi i zbli�a�o si� �wi�to Obfito�ci Mitry. Conanmia� pow�d, by w�a�nie w wigili� tego �wi�ta znale�� siew Menorze, g��wnym mie�cieksi�stwa. Gdy wspomnia� teraz o tym, u�miechn�� si� weso�o, b�yskaj�c bia�ymi z�bami, ijeszcze bardziej ponagli� konia.Poch�oni�ty my�lami podr�ny nie zwraca� uwagi na refleksy s�o�ca, na krzaki zdojrza�ymi jagodami ani na �piew ptak�w w koronach drzew, gdy nagle jego uwag� zwr�ci�odg�os, ca�kowicie obcy w tym lesie. Znowu rozleg� si� ten dziwny d�wi�k, niecoprzypominaj�cy g�os ludzki, i jeszcze raz, ju� bli�ej� Conan �ci�gn�� wodze, ostro�niezbli�aj�c si� do tego kogo�, kto szed� lub jecha� przed nim �cie�k� i od czasu do czasu co�chrypliwie wykrzykiwa�.Wkr�tce przed Conanem zamajaczy� zad gniadego konia, wolno st�paj�cego le�n� drog�.Je�dziec, niedbale siedz�cy w siodle, bezlito�nie szarpa� struny erty. Jej brz�cz�cy d�wi�knajwyra�niej ca�kowicie go satysfakcjonowa�. Co jaki� czas milkn��, �eby nabra� w p�ucapowietrza, i zn�w wydziera� si� na ca�y las:�Gdy ksi�yc wzejdzie �Pobiegn� do ciebie,Tylko musz� si� najpierw napi�!Kiedy przyjdzie czas,O�eni� si� z tob�,Tylko musz� si� najpierw napi�!�eby dzieci wykarmi�,Zaczn� pracowa�,Tylko musz� si� najpierw napi�!A jak czas sw�j prze�yj�,Do grobu mnie z�o��,Tylko musz� si� najpierw napi�!Wykrzykn�wszy ostatnie s�owa, nieznajomy najwidoczniej stwierdzi�, �e chocia� �mier�jeszcze nie przysz�a, jednak wypi� i tak mo�na, i zacz�� po omacku szuka� za plecamibuk�aka z winem. Ko�, znaj�cy zwyczaje swego pana, zatrzyma� si� i Conan, niemalzr�wnawszy si� z nimi, z ciekawo�ci� przygl�da� si� �piewakowi.By� to rudawy, pyzaty mieszczanin, nie ubogi, s�dz�c po niegdy� eleganckim zielonymp�aszczu i mi�kkich trzewikach z wierzchem z wyt�aczanej sk�ry. Koszul� z cienkiego p��tnai br�zow� sk�rzan� kamizel� pokrywa�y niezliczone t�uste plamy i zacieki z czerwonegowina. Solidne spodnie z drogiej tkaniny r�wnie� nosi�y �lady hulaszczego �ycia w�a�ciciela.Conan doskonale zna� ten typ ludzi: je�li dzi� w sakiewce pobrz�kuj� pieni�dze, mo�nawyrzuci� ca�� star� garderob� i ubra� si� nie gorzej od tych, kt�rzy zadzieraj� nosa nag��wnej ulicy. A potem, napiwszy si� win� budzi si� taki elegant w rynsztoku i idzie doszynku, �eby przepu�ci� ostatnie grosze�Poprzedni� noc sp�dzi� zapewne w stogu siana � z potarganych w�os�w bowiem stercza�y�d�b�a trawy, a zmi�ta twarz a� nadto wymownie �wiadczy�a o tym, �e w pachn�cym �o�utowarzyszy� mu sk�rzany buk�ak.Poczuwszy wreszcie na sobie spojrzenie Conana, nieznajomy gwa�townie si� odwr�ci�,�ciskaj�c pod pach� star� ert� i nieumiej�tnie pr�buj�c wyci�gn�� miecz, kt�ry ugrz�z� wpochwie. Powa�nymi jasnoszarymi oczyma spojrza� w �miej�ce si� niebieskie oczy Conana.� Czego si� gapisz? Jed� dalej! Droga szeroka! � Nie chcia� si� wida� popisywa� przedprzypadkowo napotkanym cz�owiekiem, ale Conan nie zamierza� go wyprzedza�.� Mo�e specjalnie ci� dogoni�em, �eby pos�ucha�, jak �piewasz? A gdy jeszcze grasz natym instrumencie, prawdziwie rajska muzyka rozlega si� po ca�ym lesie!Nieznajomy potrz�sn�� kud�at� g�ow�, zostawi� w spokoju miecz i z dum� wyci�gn�� ert�spod pachy. � Tak, ta moja male�ka przyjaci�ka pomaga mi skraca� czas w podr�y. Apie�ni znam tyle, �e m�g�bym �piewaj�c bez przerwy objecha� ca�� Nemedi�.� �eby tylko buk�ak przy pasie zawsze by� pe�en, prawda? � Conan mrugn��porozumiewawczo.Konie spokojnie sz�y drog�, a podr�ni, kt�rzy poczuli do siebie nag�� sympati�, co zdarzasi� u ludzi zd��aj�cych w t� sam� stron�, roze�mieli si� z ulg�. Rudow�osy, uznawszy, �emo�na nie kr�powa� si� przy tym cz�owieku, si�gn�� po buk�ak, czule poklepa� d�oni� dwainne, zawieszone z drugiej strony siod�a, i chciwie przy�o�y� go do ust. Po zaspokojeniupragnienia otar� usta i wyci�gn�� buk�ak w stron� Conana.� Orze�wij si�, je�li masz ochot�! I uwierz, �e Rudy Biorri cz�stuje tylko najlepszymwinem. Najbardziej kocham w �yciu dwie rzeczy � dobre wino i dobre konie!Conan za�mia� si� i poklepa� go po ramieniu, a potem wskaza� na ert�, kt�r� weso�ekzawiesi� teraz na plecach niczym �uk.� Nie, Rudy Biorri ma nie dwie, lecz trzy s�abostki � wino, konie i dobre pie�ni.Nieprawda�?� Tak, jak mog�em zapomnie� o mojej male�kiej przyjaci�ce, o mojej ercie zesrebrzystym g�osem porannego ptaszka! Pos�uchaj, zaraz ci zagram! � I zacz�� szamota� si�z obszernym p�aszczem, chc�c wydoby� z jego fa�d zawieszon� na plecach ert�.Conan, kt�ry zdo�a� si� ju� przekona�, jak bezlito�nie szarpie on struny, postanowi�odwr�ci� uwag� swego towarzysza podr�y i �ykn�� wina.� Oho! � zawo�a�. � Ale wino! Chyba z kr�lewskich piwnic! W szynkach takiego si�nie dostanie.Rudy Biorri natychmiast zapomnia� o ercie i gwa�townie zwr�ci� si� w stron� Conana.� S�uchaj, m�j towarzyszu podr�y, powiedz, jak si� nazywasz, i daj mi buk�ak, �ebymm�g� si� napi� za twoje zdrowie. S�usznie m�wisz! Trafi�e� w samo sedno. Oczywi�cie, �e towino z kr�lewskich piwnic. No, dawaj buk�ak. Jak si� nazywasz?� Jestem Conan, przyjacielu, Conan Cymmerianin.� Od razu wiedzia�em, �e jeste� Cymmerianinem. No c�, Conanie, twoje zdrowie, iniech ci Mitra zawsze pozwoli dojrze� to, co da si� zobaczy�, a nawet jeszcze wi�cej. � Iwino znowu weso�o zabulgota�o.Wreszcie, po kilkakrotnym przej�ciu z r�k do r�k, znacznie ju� l�ejszy buk�ak zosta�przytroczony do siod�a i je�d�cy w doskona�ych humorach ruszyli w dalsz� drog�. RudyBiorri nie m�g� usiedzie� spokojnie w siodle. Wypu�ci� z raje wodze, pozwalaj�c, by ko� samwybiera� drog�, wymachiwa� r�kami, wierci� si�, pok�ada� si� koniowi na szyi � jakbysiedzia� na �awie w szynku, a w spodniach uwiera� go cier�. Ko� flegmatycznie szed�naprz�d, starannie przestawiaj�c d�ugie nogi, obchodz�c do�y i kretowiska, wcale nieprzejmuj�c si� weso�ym je�d�cem, kt�ry co pewien czas kurczowo chwyta� si� jedwabistejgrzywy.� Biorri; ale masz konika! Patrz� i podziwiam, jak znosi twoje fanaberie. Wed�ug mnieju� dawno powinien ci� zrzuci�.� Te� gadanie! Zrzuci�! Wprost nie do pomy�lenia, �eby moja ukochana Zolda powa�y�asi� na co� takiego. Mo�esz, przyjacielu, d�ugo na to czeka�, ale i tak si� nie doczekasz.Zrzuci�! Wolne �arty! � M�wi�c to, czu�e poklepa� koby�� po szyi.Zolda w podzi�ce zar�a�a cichutko i potrz�sn�a �bem, podzwaniaj�c w�dzid�em. Sz�a,miarowo przestawiaj�c cienkie nogi, a Rudy Biorri siedzia� teraz dumnie wyprostowany wsiodle.� Wiesz, jak trafi�a do mnie ta moja gwiazdeczka? Nikomu o tym nie m�wi�em i wszyscys�dz�, �e kupi�em j�, kiedy mia�em pieni�dze. Nie, nigdy nie by�em na tyle bogaty, �ebykupi� dobrego konia. Miewa�o si� pieni�dze, ale nie a� takie. Ej, Zoldo, zatrzymaj si�,musimy za ciebie wypi�! � I znowu si�gn�� po buk�ak.Ko� pos�usznie zatrzyma� si�, co jaki� czas potrz�saj�c z�ocist� grzyw�.� No, Zoldo, �eby�my si� nigdy nie rozstali! � Chciwie �ykn�� wina. � Przyjacielu,napij si� i ty za moj� Zold�, za swego karego, za wszystkie wspania�e koniki! � W jegojasnych oczach b�ysn�a �za, stoczy�a si� na czerwony, spotnia�y nos i kapn�a na spodnie.Konie zn�w sz�y obok siebie, ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]