10545, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
TIM DONNELLCONAN I WIDMOPRZESZ�O�CIPRZEK�AD EL�BIETA DELIS�MODZELEWSKATYTU� ORYGINA�U: CONAN I PRIZRAKI PROSZ�OGO, PLENNIKI BEZDNYCONAN I WIDMO PRZESZ�O�CIIO�lepiaj�ce pomara�czowe s�o�ce � boskie oko Mitry � powoli, majestatyczniewznosi�o si� nad ziemi�, spychaj�c noc za horyzont. Mi�kkie, ciep�e promienie wnika�y dopa�ac�w, dom�w, cha�up i nor. Ogrzewa�y i budzi�y, daj�c obietnic� jasnego dnia i czystegonieba. Noc, utraciwszy sw� w�adz�, odchodzi�a z niech�ci�. Ostatki mrok�w zalega�y jeszczew lasach i pod murami miasta, lecz i one blak�y dotykane s�onecznymi b�yskami. Wreszcienoc przesz�a do innego �wiata, �wiata tak starego, �e poza �wiat�em i Mrokiem niczego tamnie by�o. Ziemia westchn�a, jakby pr�buj�c uchwyci� ostatnie mgnienie odchodz�cego w�lad za noc� snu, i przebudzi�a si�. Nasta� dzie�.Na po�udniu Poitanii, tam gdzie widnia�y ciemne, lodowate wody rzeki Alimane, a woddali po�yskiwa�y w s�o�cu G�ry Rabiryjskie, na czystej r�wninie przycupn�o trzydzie�cidrewnianych chatek. Ludzie orali tu ziemi�, hodowali i sprzedawali byd�o, i zajmowali si�polowaniem. �yli tak jak ich przodkowie i jak �yje si� dzisiaj. Wok� r�wniny toczy� swewody czysty szeroki strumie�, w kt�rym nigdy nie brakowa�o ryb. Okoliczni ch�opcyprzepadali nad jego brzegami, by ca�ymi dniami brodzi� z podwini�tymi nogawkami wwodzie, zagarniaj�c j� r�kami. Wieczorem w ka�dej torbie porusza�o si� niemrawo kilkatuzin�w wspania�ych, t�ustych ryb.Na skraju wioski � tak male�kiej, �e nawet nie mia�a nazwy � �y� najbardziej leniwy inajbiedniejszy gospodarz. Utrzymywa� si� tylko z przyjmowania ludzi na nocleg. Obok jegostarego domu przebiega� ucz�szczany trakt i dla cz�owieka, kt�ry znalaz� si� tu noc�,�wiec�cy w oknie ogieniek oznacza� zawsze zaproszenie. Podr�nik podje�d�a� do ganku iwkr�tce za kilka miedziak�w stawa� si� mile widzianym go�ciem.Tego ranka Igrat wsta� niespodziewanie wcze�nie. Zazwyczaj budzi� si� ko�o po�udnia lubnawet p�niej i st�kaj�c, zwleka� si� z drewnianego wyrka, pokrytego ga�ganami o trudnej dookre�lenia barwie � cho� uwa�ne spojrzenie bez trudu rozpozna�oby w niej kolor zwyk�egobrudu. Szed� do sto�u, gdzie poniewiera� si� wieczorem kawa�ek zeschni�tego chleba, zjada�go i z ci�kim westchnieniem wychodzi� na dw�r. Sta� tam jaki� czas i dra�ni� si� leniwie zs�siadami, a gdy znudzi�a mu si� ta zabawa, wraca� do domu. Do samego zmroku siedzia� nataborecie przy stole, wpatrzony w plam� brudni na �cianie, albo gapi� si� bezmy�lnie w okno.Potem usta Igrata otwiera�y si� w szerokim ziewni�ciu, oczy mu m�tnia�y, powieki opada�y iznowu cz�apa� do drewnianej pryczy, gdzie z westchnieniem ulgi zagrzebywa� si� w szmaty.Niebywale wczesne przebudzenie zdziwi�o nawet jego. Z pierwszymi promieniami s�o�capodskoczy�, nala� na d�o� wod� z kubka i przetar� twarz. �wiat od razu nabra� wyrazisto�ci igospodarz ucieszy� si� niezmiernie, bo obawia� si� ju�, �e zaczyna �lepn��. Zapominaj�c ozjedzeniu chleba, wybieg� na dw�r. Drzwi szopy by�y jeszcze zamkni�te, wi�c Igrat przyklei�si� do szczeliny w �cianie i wpatrzy� si� w mrok.Go�cie spali. Jeden mamrota� przez sen, inny post�kiwa�, pozostali pogr��eni byli ws�odkim zapomnieniu. �Szcz�liwcy � wyszepta� gospodarz, przygl�daj�c si� twarzom, kt�reo�wietla�y padaj�ce przez szczeliny promienie s�o�ca. � Gdybym ja wypi� tyle piwa, te� bymtak spa��� Zupe�nie zapomnia�, �e i bez piwa spa� tak ka�dego dnia. Lecz nawet w g�owiemu nie posta�o, by mie� to go�ciom za z�e. Dzi�ki nim wieczorem �mia� si� jak nigdy dot�d.No, mo�e w dzieci�stwie, ale dzieci�stwa nie pami�ta�. Dwunastu m�czyzn i kobieta,kt�rych przyj�� pod sw�j dach, okazali si� komediantami i zarabiali na �ycie pokazywaniemwszelakich sztuczek. Skakali przez g�ow�, robi�c salto w powietrzu, �ykali ogie� i no�e,przyczepiali sobie sztuczne nosy i w�osy, na�laduj�c innych ludzi � jednym s�owem,wyprawiali prawdziwe b�aze�stwa. Nie mogli zap�aci� gospodarzowi za nocleg nawet jednejz�otej monety, ale pokornie wzi�� od nich dziesi�� miedziak�w i przyj�� ich u siebie. Do tejpory widywa� takie trupy tylko na jarmarkach, i to w t�umie mokrych od potu cia�, a terazjemu � chwa�a ci, Mitro! � przypad� zaszczyt go�ci� we w�asnym domu tych weso�k�w,tych� Ale, chyba jeden si� przebudzi�� Gospodarz jeszcze mocniej przytkn�� oko doszczeliny, ale nie zdecydowa� si� zawo�a� komedianta, boj�c si� obudzi� pozosta�ych. Niem�g� rozpozna�, kt�ry to z nich. Ma�o zreszt� prawdopodobne, by go sobie przypomnia� �wszak widzia� ich tylko przez jeden wiecz�r. Jak si� nazywaj�? Te trzy ogromne t�u�ciochy toHugo, Ulino i Zaza��a. Rudy to Mado� A mo�e Mado to ten okr�g�y jak bu�eczka? Nie,chyba jednak rudy. Tego male�kiego wo�aj� Bacherem albo Micherem� Urodziwy i smutnynazywa siebie Senizonn�, a pi�kny weso�ek to Agrej. Ta dw�jka markotnych, wy�ysia�ych,bladych istot to Kuk i Lakuk; wprost niemo�liwe, by tak nazwa� ludzi � sami musieliwymy�li� sobie te imiona. Najwa�niejszy z nich jest Leonso. Mocny, zdrowy ch�op �takiego by pod wierzch, a niechby i na siod�o, i w b�j � a on komediantami dowodzi! Ksant iJenkin, jego dwaj synowie, to komedianci jak wszyscy: dobrzy ch�opcy, dobroduszni i weseli.Kobieta ma na imi� Welina i jest u nich kim� w rodzaju gospodyni. Jedno spojrzeniewystarczy, by si� przekona�, �e smag�a �licznotka jest zakochana w jasnow�osym dowcipnisiuAgreju. Chyba dobrze wszystkich pami�ta� Ale kto tam si� przewraca? Mo�e w�lizn�� si�po cichu do szopy i wyci�gn�� go? Tak ciekawie s�ucha si� przejezdnych, a jeszczekomediant�w! I opowiedz�, i poka��� Gospodarz u�miechn�� si� na wspomnienieminionego wieczoru. Ale do szopy lepiej jeszcze nie wchodzi�. Obudzi ich, a oni uznaj�, �egospodarz marudny, i przejd� do kogo innego. Komediant�w ka�dy przyjmie, nawet bezpieni�dzy, byle tylko zostali. Nie. Igrat odszed� zdecydowanie od szopy i poszed� do domu.Lepiej poczeka�, a� si� obudz�.Etej j�kn�� cicho i poprawi� wi�zk� siana pod g�ow�. Rzeczywi�cie, wypili wczoraj morzepiwa. Teraz ma w ustach obrzydliwe uczucie, jakby demony wyp�uka�y tam swe brudneogony. I w g�owie dudni� Kiedy� przed bojem d�� tak w r�g nemedyjski dziesi�tnik, podkt�rym Etej s�u�y�. Etejem nazwali go Zuagirczycy. W ich dziwnym j�zyku, stanowi�cymjak�� ludzko�zwierz�c� mieszanin�, jego imi� oznacza strzelca, oczywi�cie dobrego. Oddawna ju� nikt tak nie nazywa, przesta� ju� zreszt� by� zr�czny jak wiewi�rka, silny niczymlampart i odwa�ny jak lew. Bratem i siostrami byli mu �uk i strza�y; rozmawia� z nimi,�artowa� i k��ci� si�, a po bitwie czy�ci� je troskliwie i ponownie zarzuca� na plecy.Ale� g�owa mu p�ka� A jeszcze gospodarz gapi si� przez szpar�, wyra�nie oczekuj�c ichprzebudzenia. Zabawi� by si� chcia�o? Zabawimy. Tylko nie teraz i nie ciebie samego.Strzelec wyci�gn�� delikatnie spod siebie zdr�twia�e r�ce, porusza� palcami i wbi� wzrok wobleczony wytart� czarn� sk�r� zad tego wynios�ego ba�wana. Wys�a� by do Nergala jego ica�� t� kompani� i osiedli� si� jak najdalej od ludzi, i najlepiej gdzie� w le�nej g�uszy, abyprzez ca�y czas, jaki pozosta� do Szarych R�wnin, nie s�ysze� nawet jednego ludzkiego s�owa!Jeden Mitra wie, jak m�czy go to nieustanne pija�stwo i wesele, i jak z ka�dym dniem coraztrudniej jest przywdziewa� na twarz u�miech b�azna. Przecie� jest przyg�upem! Tak w�a�nienazywaj� ich, komediant�w, i maj� racj�! Wszak jemu samemu nieraz zdarza�o si� kopn�� wty�ek wypacykowanego b�azna z trupy weso�k�w. Niechby go zobaczyli teraz Zuagirczycyczy nemedyjscy wojownicy. Ale mieliby rado��! By� mo�e nawet ch�tnie by ich zabawi�.Oczywi�cie nie za darmo.Strzelec przymkn�� powieki, s�uchaj�c sapania gospodarza i szelestu myszy w s�omie.Obrzydliwo��! Wreszcie jednak gospodarz odklei� si� od �ciany i poszed�. Pewniezdecydowa�, �e nie b�dzie niepokoi� go�ci. Etej po�o�y� si� na plecach, pod�o�y� r�ce podg�ow� i tak zastyg�. Gdzie si� podzia�o jego dawne �ycie? Mo�e zobaczy je znowu, ale ju� zSzarych R�wnin� B�d� tam p�yn�� ci�kie, mokre chmury, dzie� i noc po��czy si� w jedno,stoj�ce niewzruszenie u wr�t stare demony b�d� wszystkich wpuszcza�, ale nikomu niepozwol� wyj��. Mo�e wtedy zacznie si� prawdziwe �ycie? Kto wie� Wszak nikt jeszczestamt�d nie wr�ci�. Gdyby Etej by� pewien, �e tam czeka go prawdziwe �ycie, sam odszed�byna Szare R�wniny. Fu, co to za smr�d?Pogrzeba� w s�omie, znalaz� kawa�ek ostrego patyka i z ca�ej si�y wetkn�� go wroz�piewany na ca�� szop�, a przede wszystkim prosto w jego nos, zad.� Aj!Jego biedny w�a�ciciel podskoczy� i rozcieraj�c r�k� zranione miejsce, popatrzy� na Eteja zwyrzutem. Lecz twarz strzelca by�a oboj�tna i dopiero gdy uk�uty potrz�sn�� jego ramieniem,Etej za�mia� si�, poderwa� si� na nogi i pchn�� przyjaciela w siano. Szum rozbudzi�pozosta�ych. Z piskiem i krzykami rzucili si� na szarpi�cy si� w sianie k��bek i zacz�a si��artobliwa bijatyka. Gospodarz, kt�ry czujnie wyczekiwa� przy oknie swoich go�ci, zzadowolonym posapywaniem podrepta� do szopy. Teraz w�a�nie zacz�� si� dla niego dzie�.� No co, �mierdz�ce psy � odezwa� si� weso�o Leonso, mrugaj�c do kamrat�w. � Niechcecie piwa?� Chcemy! � wrzasn�li i rzucili si� do sto�u, przepychaj�c si� w nadziei zaj�ciasiedz�cego miejsca. Leniwy Igrat mia� tylko cztery taborety i je�li nie liczy� gospodarza, naka�de siedzenie przypada�o trzech ludzi. Tak wi�c tylko Leonso, grubasy Hugo i Zaza��a orazrudy Mado zaj�li twarde siedziska. Mniej obrotni wcale si� tym nie przej�li i zpokrzykiwaniami gramolili si� na kolana swoich przyjaci�. Gospodarz pozosta� bez miejsca ipatrzy� z rozczuleniem na weso�ych go�ci. Postawi� na stole dwana�cie kufli piwa i przyni�s�ze schowka za drzwiami ogromny, zawini�ty w p��tno bochen chleba.� Opowiedz co weso�ego, Lakuk � zaproponowa� L...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]