10569, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Grzegorz Kasprzyk 06.04.2003, LegnicaPrzygodność - czyli diagnoza epoki ponowoczesnej.Jakieś dwieście lat temu wyobraźnię Europy zaczęła opanowywać myśl, iż prawdęraczej tworzy się niż odkrywa. Filozofowie podzielili się na dwa główne nurty - pro-Platońskich i pro-Nietzschowskich.Pierwsi nadal uparcie i niezmiernie postulowali, iż "Prawda" jest jedna, niezależna iniezmienna od naszego postrzegania świata i należy dążyć do jej poznania. Idealiści ci niepotrafili odrzucić idei, iż cokolwiek - umysł, materia, jaźń, świat, prawda - posiada swąwewnętrzną naturę, którą trzeba wyrazić, przedstawić i dążyć do jej poznania. Drudzyzakładali jednoznaczny jej relatywizm, twierdząc, iż raczej się ją tworzy aniżeli odkrywa.Odrzucali odwieczny pogląd jakoby "Prawda" była na zewnątrz, była niezmienna i istniała woderwaniu od ludzkiego umysłu.Można pokusić się o próbę wytłumaczenia tak nagłego zwrotu w "postrzeganiuświata" niemalże niezmienionego od czasów starożytnych. Oczywiście poza głównymrozważaniem, którym obecnie się zajmujemy, w perspektywie wieków żyło bardzo wielu,myślicieli twierdzących bardziej lub mniej sprzeczne poglądy. Pomimo tej świadomościzamierzenie abstrahuje od wgłębiania się w ich indywidualne filozofie.Od zarania dziejów poznawszy swą niemoc wobec sił przyrody odczuwaliśmy potrzebęczczenia czegoś, co spoczywa poza granicami świata widzialnego. Upatrując w neutralnymwszechświecie działalności najróżniejszych bóstw. Tak było przez niezliczone epoki, aż dowieku XVII, gdy to umiłowanie Boga staraliśmy się zastąpić umiłowaniem "Prawdy".Zamieniając tym samym jedno quasi-bóstwo na inne. Począwszy od końca XVII wieku wmiejsce miłości do jednej obiektywnej "Prawdy" usiłowaliśmy podstawić umiłowanie nassamych, cześć dla naszej własnej, głębokiej, duchowej bądź poetyckiej natury, uznawanej zakolejne quasi-bóstwo. Na główny napęd takiego ewolucjonizmu naszych poglądówwskazywać można zarówno rozwój nauki jak i ogólny rozwój intelektualny społeczeństw.Wspólnym wątkiem myśli Blumenberga, Nietschego, Freuda i Davidsona jest postulat,abyśmy spróbowali dotrzeć do punktu, w którym niczemu już nie będziemy oddawali czci, wktórym niczego nie będziemy uznawali za quasi-bóstwo, w którym wszystko - nasz język,nasze sumienie, naszą wspólnotę - traktować będziemy jako wytwór czasu i przypadkucharakterystyczny dla każdej epoki i społeczeństwa w niej żyjącego.Nietsche jako pierwszy głośno woła: "Bóg umarł", tym samym oddając nasz przygodny losspowrotem w nasze ręce. Jednocześnie stwierdza, iż nie służymy żadnym wyższym celom.Przygodność języka.Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, iż język, którym się posługujemy mazmienną naturę. Jest ludzkim wytworem, ponieważ świat nie mówi, tylko my to robimy.Świat może, kiedy już zaprogramujemy się przy pomocy jakiegoś języka, sprawić, żebędziemy żywić pewne przekonania. Nie może on jednak narzucić nam języka, którymmielibyśmy mówić. Mogą to uczynić wyłącznie inne istoty ludzkie. Społeczeństwa stopniowoodzwyczajają się od używania pewnych słów i stopniowo przyzwyczajają do używaniainnych. Jeśli zgodzimy się, iż rzeczywistość ma się nijak w przeważającej mierze do naszychjej opisów i że ludzka jaźń powstaje w procesie użytkowania słownika, a nie zostaje w nimtrafnie bądź nietrafnie wyrażona, wówczas przyswoimy sobie wreszcie to, co było prawdziwew romantycznej idei, iż prawdę stwarza się, a nie odkrywa. A prawdziwe w niej jest po prostuto, że języki stwarza się, a nie odkrywa i że prawda jest własnością bytów językowych, zdań.Zauważmy jednak, iż świat w przeciwieństwie do prawdy jest na zewnątrz i nie ma tamopisów świata, tak więc nasze próby opisania go mogą być w różnej mierze prawdziwe lubfałszywe.Pod koniec XVIII stulecia zaczęto niewyraźnie jeszcze dostrzegać, że przez nowy opiswszystkiemu można nadać pozór czegoś dobrego bądź złego, ważnego bądź błahego,użytecznego bądź bezużytecznego itp.Tutaj dostrzegamy wielki wpływ języka na kształtowanie powszechnej prawdy, będącegodoskonałym narzędziem manipulacji, mogącego kształtować przekonania ogółu wygodne np.dla jakiegoś polityka świadomie posługującego się językiem właśnie w tym celu.Przygodność jaźni.To Nietsche jako pierwszy otwarcie podsunął myśl, byśmy w całości porzucili ideę"poznania prawdy" jednocześnie ją odbóstwiając. Jego określenie prawdy jako "ruchomejarmii metafor" sprowadzało się do stwierdzenia, że powinniśmy w całości odrzucić koncepcję"przedstawiania rzeczywistości" za pomocą języka, a tym samym i pomysł odnalezieniajednego kontekstu dla życiorysów wszystkich ludzi. Jego perspektywizm sprowadzał się dotwierdzenia, że wszechświat nie ma żadnego listu frachtowego, który można by poznać,żadnej określonej rozciągłości. Należy sobie uświadomić, iż "prawdziwy świat" Platona tozwykła bajka. Samowiedzę należy tutaj rozumieć nie jako odkrywanie prawdy gdzieś jużistniejącej, a raczej jako autokrację. Proces poznawania siebie, stawiania czoła własnejprzygodności, tropienia swych przyczyn jest tożsamy z procesem wynajdywania nowegojęzyka - to znaczy, wymyślania pewnych nowych metafor. Każdy bowiem dosłowny opisnaszej indywidualności, czyli każde użycie do tego celu odziedziczonej gry językowej, zkonieczności się nie powiedzie. Nie wytropimy w ten sposób owej idiosynkrazji, leczzdołamy jedynie spojrzeć na nią jako na, mimo wszystko, nieidiosynkratyczną, jako naegzemplarz będący powieleniem jakiegoś typu, jako na kopię lub replikę czegoś, co jużzostało oznaczone. Ponieść porażkę wedle Nietschego jako istota ludzka to przyjąć cudzy opissamego siebie, być wykonawcą wcześniej przygotowanego planu.Postrzegać nasze życie bądź życie naszej społeczności jako dramatyczną narrację to tyle, cowidzieć w nim proces Nietzschańskiego samoprzezwyciężania się. Paradygmatem takiejnarracji jest życie osoby genialnej, która o odpowiednim fragmencie przeszłości możepowiedzieć "Tak chciałem", odnalazła bowiem taki sposób opisania tej przeszłości, jakiegoprzeszłość nie znała, a tym samym znalazła sobie jaźń, o której jej poprzednicy nie wiedzieliw ogóle, że jest możliwa.Nietsche podejrzewał, że tylko poeci potrafią prawdziwie docenić przygodność. Resztaskazana jest na to, by pozostać filozofami, by uporczywie podkreślać, że w rzeczywistościistnieje tylko jeden prawdziwy list frachtowy, jeden prawdziwy opis sytuacji człowieka, jedenuniwersalny kontekst naszych życiorysów. Nie pozostaje nam nic innego, jak trawić naszeświadome życie na próbach ucieczki przed przygodnością, miast tak jak tęgi poeta,przygodność uznać i przyswoić. Przeto dla Nietschego różnica pomiędzy tęgim poetą a resztąrodzaju ludzkiego ma tę wagę moralną, którą Platon i chrześcijanie przypisywali różnicymiędzy tym, co ludzkie a tym, co zwierzęce. Tędzy poeci są wytworem zdolnym doopowiedzenia historii własnego powstania za pomocą słów, których nigdy wcześniej nieużywano. Granica oddzielająca słabość od siły jest zatem granicą pomiędzy używaniemjęzyka, który jest znajomy i powszechny, a wytwarzaniem języka, który choć początkowoniezwykły i idiosynkratyczny, w jakiś sposób czyni uchwytnym owo ślepe znamię, którenoszą wszystkie nasze czyny. Jeżeli szczęście dopisze - tego rodzaju szczęście, które odróżniagenialność od dziwactwa - język ten jako nieunikniony narzuci się również przyszłemupokoleniu. Ich czyny będą nosić to znamię. Z Nietzscheańskiego punku widzenia, do tego, bymyśleć, poszukiwać, przenicowywać siebie coraz głębiej, popycha nas nie zdziwienie leczprzymus. Jest to znowu Bloomowska "zgroza", ze odkryjemy, iż jesteśmy jedynie kopią lubrepliką.Freud dostarczył nam psychologii moralności, która współbrzmi z próbą Nietschego i Bloomapostrzegania tęgiego poety jako archetypu człowieka.Freud poszedł nieco dalej aniżeli Nietzsche, stroniąc od samej idei wzorca człowieczeństwa.Zrywając zarówno ze szczątkowym platonizmem Kanta, jak i odwróconym platonizmemNietzschego, pozwala nam traktować Nietzscheańskiego nadczłowieka i Kantowskąpowszechną świadomość moralną jako dwie spośród wielu form przystosowania, dwiespośród wielu strategii radzenia sobie z przygodnościami naszego wychowania, uporania sięze ślepym znamieniem.Można wiele powiedzieć na rzecz każdej z nich. Obydwie mają swoje dobre i złe strony.Porządni ludzie są często zbyt nudni. Wielkie umysły niewiele zaiste dzieli od szaleństwa.Freud odnosi się do poety z podziwem pełnym nabożnego szacunku, ale traktuje go jakoinfantylnego. Zwyczajnie moralny człowiek nudzi go ale traktuje go jako dojrzałego. Niezachwyca się żadnym z nich, nie żąda też, byśmy między nimi wybierali. Nie sądzi, abyśmyposiadali władzę, za pomoca której można by dokonywać tego rodzaju wyborów. Istniejejeszcze jedna różnica pomiędzy Nietschem a Freudem. Nie spycha on wzorem Nietzschegoznakomitej większości ludzi do statusu śmiertelnych zwierząt. Freud udowadnia nam, że gdyzajrzymy do wnętrza prawomyślnego konformisty, gdy położymy go na leżance, toodkryjemy, że był on tylko zewnętrznie nieciekawy. Dla Freuda nikt nie jest na wskrośnieciekawy, nie istnieje bowiem nieciekawa nieświadomość.Kolejnym elementem grzebania quasi-bóstw jest zdroworozsądkowy freudyzm współczesnejkultury pozwalający z łatwością traktować sumienie jako nasze doświadczenie.Przygodność społeczności liberalnej.Różnica między poszukiwaniem podstaw a próbą nowego opisu symbolizujeodmienność kultury liberalizmu od wcześniejszych form życia kulturowego. Albowiem wswej postaci idealnej kultura libera...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]