10583, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Poema synchroniczneI oto zobaczył flrjuna uu tej kosmicznej postaci nieskończenie wiele ust i nieskończenie wiele oczu. fl wszystko to było zdumiewajqce. Postać ta była udekorowana boskimi, olepiajšcymi ozdobami, przystrojona w mnogoć szat. Przepiękne girlandy wieńczyły Pana, a ciało Jego namaszczone było upajajšcymi wonnociami. Wszystko to było cudowne, nieograniczone i wypełniało sobq wcišż bezkresnš przestrzeń wcišż i wcišż. To włanie ujrzał flrjuna. I gdyby setki tysięcy słońc nagle rozbłysło na niebie, może dałyby one blask podobny wiatłoci Najwyższej Osoby w tej kosmicznej formie.I zobaczył flrjuna w kosmicznej formie Pana niezliczone ekspansje tego wszechwiata, usytuowane w jednym miejscu chociaż podzielone na wiele, wiele tysięcy.Wtedy, oszołomiony i zdumiony, z włosami na ciele zjeżonymi na skutek wielkiej ekstazy, flrjuna zaczšł się modlić ze złożonymi rękoma, ofiarowujšc Najwyższemu Panu głębokie pokłony.Bhogovod-gito Takš Jakš Jest, 11 : 10-14Opublikowane uu 1991, Wydawnictwo Miniaturo", Kraków Rys. Leopolda Buczkowskiego, Wrocław 1981Š Copyright by findrzejPańtaŻadna częć tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w ogólnie dostępnym systemie ani rozpowszechniana w żadnej formie, ani za pomocq żadnych rodków elektronicznych, mechanicznych, fotomechanicznych, nagrań ani żadnych innych bez pisemnej zgody Ru-tora lub Tłumacza bqd Wydawcy.1Tańcz sobie i krzycz UJ otwartej ranie Zdziwionych bólem -I tak nie poznasz We w rz q c y m kotle Fartuszków naszychPotomstwa ducha.2Walczgce z sobq smoki przeciwieństw Zmieniajq szatnię w jurne pastwisko. Gdzie więty Jerzy umywa dłonie I jest mi przykro w mżawce tchórzostwaNa którym trawie budzq się głowy Martwoty smoków, gdy patrzę w zieleń Ich nienawici upionej w ciałach Poprzecinanych jak niezależnoćWyłgcznie mego w mowie cierpienia.Spraw, bym rozpoznałUJ kwiatach znużeniaTen jeden płatek.Co chciał być skałqTwojego głosu,UJ którym się mieszaUJ s z y s t k o , co żywe.By się wyłamaćZ rozpaczy trwania.4Nie chcemy już gwałtu, ni rqkMieć brudnych, niesionych w tłumieJawnej przemocy wiecqcychUJ oko, tak dobrze nam znanych.Tych naszych spotkań z własnqlstotq, którq jest kamień.Bo on przemienia nos w s z y s t k i c h w chlebaObfitoć; tym samym stajemy sięUJ s z y s c y ziarnem z upadłych aniołów.Którzy nie przeszli przez chaos głodu,UJ i ę c im nie znane sq w q t p I i w o c i,Jakie nas dręczq, gdy nie ma różnić.6Zużyte płucaw i a t a , wewnętrzny lasDyskretnych spojrzeńTaki jest ogieńŻycia, jak poczytalnoćUJrogich zdrożnociI już cię nie maTam, skqd ciqgle słychać wiatrUJ a I e c z n y c h skroni.Piekło jest w tobie, gdy wracasz do domu Po żmudnej nocy czekania na pełnię UJ tej pustej łodzi księżyca i głowyZ daremnych sieci.8UJ ogień wrzuciłem Język braterstwa Jako zabytek Pradawnych dqżeń Bezgrzesznej złudy Życia w wolnoci.9Flaki istnienia UJ brzuchu konkretu Trawiq realnoć Gestów ascezy.10Sq jeszcze oczy, które widziałyZgliszcza m ę c z e ń s t w a przekłutego bokuSq także uszy, które słyszałySkargę na ogień we włóczni pragnienia;Miałem wiadomoć, że to już koniec, UUszystko to jednak tylko pozór wiedzy.1 1UUierzyłem wtedy w niewinnoć kwiatów.Kiedy pytany nie miałem pojęcia.Co odpowiedzieć na ten rozgardiasz.Który roztaczał przede mnq widokiSzerokich rynien życia w boleci.Że się miotałem z przekleństwem milczeniaUJ objęciach walki o własny spokójNa ustach wiata ciggłych niepewnoci.1 3Na próżno szukamKwiatów; wszystkie sq terazPlecami z głazów.flby nie upaćPod ich ciężarem, łamięPodkowy wzlotu.Lecz się wstrzymuję. Jakbym już tracił władzę UJ ogniu słaboci.14I ciekła lina Żywego ciepła UJokół cokołów.Gdy dopuciło Nagłe nieszczęcie Za progi z trawyUJysokie nogi.1 5Przytulał sobie Każdy grosz, n a w e t Wdowi niepokój Targał za włosy Jak własng matkę Poczęcia z ręki.16Nad wszystkie sprawyChorego wiataPrzedkładam życieWolne od zgryzotPrzebrań ej miaryW sukienkę czasu.1 7Wolałbym spłacić wszystkie kredyty.Które dostałem przez zaufanie.Jakie budziłem u możnych wiataPełni wród piękna doznań zmysłowych.Niż prać bieliznę niewinnych dziatek.Które w swych pieniach chwalg HerodaSłonecznych krajów bez wgtpliwoci.18Kto żyje w prawdzie. Ten nam sprzed nosa Zabiera mleko Naszych fałszywych. Szkodliwych podniet.19Było nas wielu z miotu cierpliwoci. Którzy na Ziemi próbowali wskrzeszać Ku własnej chwale istotę człowieczg,R doszli prochu.20Calutki ranek Szukałem grosza. Jakim podcierał Mnie prawy pienigdz. Gdzie poród wieprzy Rozwianych uciech.21Trup objawieniaSzukania dziuryUJ ciałach naturyNie może ulecKwiatom zgniliznySpod oka żqdzyWłasnych skłonnoci.Skoro pochodziZ bieli j ej że b e r.Na co ma dowódUJ swoim szkielecie.22Iskro nadzieiNie miej się z bożkówSzukania dziuryUJ opłotkach życiaUJstydliwej twarzy.23Ronie napięcie, więc słabnie wola Możnoci bycia już tylko wiernym Martwym literom przegranych w życiu Idei z tamy umysłu w pełni Księżyca, który popadł na głowę I stał się bratem tak roztrzęsionym. Że już nie mogę powiedzieć prawdy Z mroku oddechów życia wród figur.24UJ i ę c przestań szydzić Z naszych namiotów Rozmytych deszczem Twego istnienia Schowanej twarzy.25Kiedy obłokiem Będę przez rękę Swobodnych czynówUJtedy dopiero UJyznam, co dzisiajPonad tron z tortur Wieńczy korono UJ milczgcych wargach. Zamkniętych bólemUJ potok porodów.26Że się wstrzymujęPrzed dalszym żarciem, to rzeczNormalna w sztucePuszczania wiatrów.27Sita sprawcza procesu zmartwychwstania UJ ostatecznym rachunku kosztów własnych Sprawdza się w zainwestowanym błotkuPustego grobu.828Jakby w niewiedzy Głodnego serca Czuł ciężar życia Bliskiego buntu.Bo nie dotrzymał Danego słowa UJłasnym kaprysom Spłoszonej dumyUJ chłodzie zdziwienia29Że się przydarza naturze bytu Kurewska skłonnoć do wywyższania Podrzędnych stworzeń na królów życiaUJidzę po sobie, gdy patrzę w lustro Mego umysłu w igraszkach natręctw. Którym hołubię, choć jestem wolnyZ pyłu tej drogi zwanej zazdrocig.30Z uwagq ledzę obraz bez granic.Dlatego nie wiem, gdzie się zaczynaKonturów jego, cieni muzyko. Do której roszczę zoróuuno ucho. Jak też te oczy uupatrzone w głębię. Choć nic nie w i d z ę i nic nie słyszę, R czuję tylko tę szczyptę ognia. Gdyż podejrzewam jq o zaćmienie.31Będziemy nagoć Poskramiać w sobie Popędu mierci.Solennie wiatu Obiecujemy Prawie codziennie.Że się nie damy Złamać natręctwom Pobożnych życzeń,flle sp oj rżymy UJ spokojne oczy UJiecznej harmoniiJuż bez obawy.32Byłbym się mylił, gdybym okrelał UJłaciwoć rodka na oczyszczenie UJłasnego wnętrza od gnoju duszy, UJ którym jest ono cuchngcym łonem, UJłanie się rodzi genialny pomysł. By zaraz upać w jeszcze czarni ejszq Rozpacz, na jakq nie zdobył się nikt Z tych, co kochaj q trzewoci wiata.33Jeszcze się niły Łagodne łqki, kiedy Kogut się wypiqłNa honor słowa.34Ponad szczytamiGór była kiedyCisza;Dzi zlatuje z drzewOlniona t uu a r z qlici;I zdruzgotangLUpycham jq uu serceuu i a t a ,Chociaż truchleję Na sam j ej uu i d o k W e mnie.35Znałem sekrety.Co do złudzenia byłyZ przegniłych sztachetRajskim ogrodem.7 036LUszystko to byłoUkartouuane:Młotek i g uu o d z i e ,Kielich z pouuietrza;Prauudziuug gorycz Rozczarouuania Przeżyłem patrzgc Na obu łotróuu;Jednemu stało Już bez różnicy. Zepsuł zabauuę Nam pojednaniem;Drugi natomiast Nie chciał umierać. Sypał nazuuiskiem UJażni ej szych personTak z r y uu a ł z życiem.37Nie było to życie godne zachodu Słonecznych klapsóuu troskliuuej opieki Nad zuuierzętami ciggle doskonałej Speluny truuania.38Który z kamieniaMa tylko serceResztę za ż y w qP rz e s z y t q bólemUlżenia wiatuUJ jego cierpieniach.Ten jest człowiekiem. Który mnie gnębi Dreszczem wiecznoci Przez wszystkie noce Nasz ej wędrówki UJ błogoci życia.39Jakbym się o c k n q ł już w przyszłym życiu Tak mnie paliła nadzieja zmiany. Że będzie lepiej, bo bez powietrza Gorszgcych oczy przyjaznych z w i e r z q t Z mojego serca sypigcych popiół Na to, co chore i w wiecie znane.40Jestemy jednym Ciałem na Ziemi Mimo rozwodu, R więc rozdziału Stołu i ło ż a;Siedzgc samotniePrzy wiecznym ogniuSamoudręki,C i q g I e tęsknimyZa wielkim słowemDawnej jednoci.41Nie to jest ważne, że się spieramyUJ czeluciach serca gasngcych wiatówUJ o b e c miesznoci ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]