10586, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
David GerroldPalec w mym mam okuKiedy dzi� rano spojrza�em do lustra, zauwa�y�em brak �renicy w lewym oku. Znik�a r�wnie� wi�ksza cz��t�cz�wki, a miejsce, gdzie niegdy� by�a, znaczy�bia�y pusty obszar z t�ust� plam�.Zrazu pomy�la�em, �e ma to jaki� zwi�zek ze szk�ami kontaktowymi, ale potem u�wiadomi�em sobie, �e ichnie nosz�. Nawet nie mam.Wygl�da�o troch� dziwacznie to jedno spogl�daj�ce na mnie puste oko, prawdziwie jednak niepokoj�cy by�fakt, �e wci�� nim widz�... Przykrywszy d�oni�prawe oko przekona�em si�, �e wzrok w lewym mam nie gorszy ni� zwykle, i to mnie zaniepokoi�o...Nie zmartwi�bym si�, gdybym nic nim nie widzia�. To by znaczy�o, �e w nocy o�lep�em na to oko. Ale je�li�renica oka roztapia si� ot, tak, i nie wp�ywato wcale na wzrok - c�, rzecz jest niepokoj�ca. Mog�a by� objawem czego� powa�nego.Rzecz jasna, pomy�la�em, by zadzwoni� do lekarza, ale nie zna�em �adnych lekarzy, a poza tym kr�powa�emsi� nieco zawraca� moimi problemami g�ow� komu�absolutnie nieznajomemu. Ale wci�� pozostawa�o to zagapione we mnie oko, wi�c w ko�cu ruszy�em naposzukiwanie ksi��ki telefonicznej.Tylko �e ksi��ka telefoniczna, jak si� zdawa�o, znik�a tej nocy. Podpiera�em ni� jeden z bok�w biblioteczki ioto znikn�a. Przepad�a te� biblioteczka- zacz��em si� zastanawia�, czy przypadkiem nie sta�em si� ofiar� rabunku.Najpierw oko, potem ksi��ka telefoniczna, wreszcie biblioteczka wszystko znikn�o. Gdyby si� tak niez�o�y�o, �e mieli�my wtorek, powinienem by� czu�niepok�j. W istocie, ju� by�em zaniepokojony, ale wtorek to m�j dzie� na dumanie o wszystkich "a-gdyby-takach", kt�re si� sta�y "nic-z-legami". Poniedzia�ekjest moim dniem przejmowania si� mieniem osobistym (takim jak oczy i ksi��ki telefoniczne), a poniedzia�ekmia� wr�ci� dopiero za sze�� dni. Gwa�ci�emrytua� przejmuj�c si� we wtorek. Gdy zn�w nadejdzie poniedzia�ek, pomartwi� si� o ksi��k� telefoniczn�, o ilenie wydarzy si� co� pilniejszej natury, bardziejzas�uguj�cego na trosk�.(Przekonuj� si�, �e podobne segregowanie zmartwie� pozwala mi zachowa� uporz�dkowany umys� -po�wi�caj�c tylko taki a taki czas danemu problemowi jestemw stanie utrzyma� �wiat w nale�ytej perspektywie.) Ale pozostawa�a kwestia oka i to ona zbija�a mnie zpanta�yku. Co wi�cej, zniekszta�ca�a ow� perspektyw�.Postanowi�em bezzw�ocznie uczyni� co� w tej sprawie. Ruszy�em na poszukiwanie telefonu, ale on r�wnie�znik� jako� tymczasem, zmuszony przeto zosta�emdo poniechania poszukiwa�.To by�o bardzo nieprzyjemne - �w irytuj�cy nawyk znikania, kt�rego nabra�y bezduszne przedmioty. Ilekro�zaczyna�em czego� szuka�, przekonywa�em si�,�e to co� ju� znik�o, jakby zach�caj�c, bym je znalaz�. Przypomina�o to zabaw� w chowanego, skoro jednakbardzo ju� dawno da�em spok�j podobnie dziecinnymrozrywkom, postanowi�em zaprzesta� je prowokowa� i zaniecha� jakichkolwiek poszukiwa�. (Niech rzeczyprzyjd� do mnie same. )Postanowi�em p�j�� do lekarza. (By�bym za�o�y� czapk�, ale oznacza�o to, �e musia�bym zacz�� jej szuka�, aobawia�em si�, i� zniknie, nim j� znajd�.)Znalaz�szy si� na dworze stwierdzi�em, �e przechodz�cy ludzie spogl�daj� na mnie w osobliwy spos�b. Pochwili poj��em, �e to z powodu oka. Kompletnie onim zapomnia�em, nie u�wiadomiwszy sobie na czas, �e obcym mo�e si� to wydawa� cokolwiek niezwyk�e.Chcia�em wr�ci� po okulary przeciws�oneczne, ale zda�em sobie spraw�, �e znikn�, skoro tylko zaczn� ichszuka�. Wi�c zawr�ci�em raz jeszcze i podj��emw�dr�wk� do lekarza.- Niech same przyjd� - mrucza�em, my�l�c o okularach. Chyba przestraszy�em wiekow� dam�, kt�r� w�wczasmija�em, bo odwr�ci�a si� i spojrza�a na mniew niezwykle osobliwy spos�b.Wcisn��em d�onie w kieszenie p�aszcza i par�em do przodu. Niemal natychmiast poczu�em w lewej kieszenico� twardego i p�askiego. To by�y moje okularyw swoim futerale. I prosz� bardzo, przysz�y do mnie. Krzepi�o przekonanie, �e wci�� jestem panem bezdusznychprzedmiot�w na szlaku mojego �ycia.Wyj��em okulary z etui i za�o�y�em je na nos, ale zaraz si� przekona�em, �e lewe szk�o przesz�o w mleczn�biel. Idealnie pasowa�o kolorem do oka, ale- i tu tkwi�a r�nica - nic nie widzia�em przez zm�tnia�� soczewk�. Musia�em po prostu ignorowa� spojrzeniaprzechodni�w i pod��a� do gabinetu lekarskiego.Niezad�ugo jednak poj��em, �e nie wiem, dok�d id�: jak podkre�li�em wcze�niej, nie znam �adnych lekarzy. Imia�em ca�kowit� pewno��, �e skoro tylkotakiego gabinetu zaczn� szuka�, nigdy go nie znajd�. Stan�wszy wi�c na chodniku wymamrota�em do siebie: -Niech same przyjd�.Musz� wyzna�, �e pomny historii z okularami, nabra�em podejrzliwo�ci wobec ca�ej tej procedury, ale prawd�m�wi�c nie mia�em wyboru. Odwr�ciwszy si�ujrza�em tabliczk� na budynku za plecami. By�o tam napisane: O�rodek Zdrowia. Wszed�em wi�c do �rodka.Podszed�em do rejestratorki, popatrzy�em na ni�, a ona popatrzy�a na mnie. Spojrza�a mi prosto w oko (tolewe) i zapyta�a: - Tak, czym mo�emy panu s�u�y�?- Musz� si� zobaczy� z lekarzem - odpar�em.- Ju� si� robi - odrzek�a. - Jeden przechodzi w�a�nie przez hol. Dostrze�e go pan jeszcze, je�li szybko panspojrzy. Niech pan patrzy! Tam jest!Spojrza�em; mia�a racj� - przez hol p r z e c h o d z i � lekarz. Sam go dostrzeg�em. Wiedzia�em, �e jestlekarzem, bo mia� na nogach obuwie golfowe,a ubrany by� w sweter; nim znikn�� w bocznym korytarzu, obrzuci� mnie szybkim spojrzeniem. Odwr�ci�em si�zn�w do dziewczyny. - Nie o to mi dok�adnie chodzi�o- powiedzia�em.- Tak, a o co panu chodzi�o?Odpar�em: - Chcia�em, �eby lekarz mnie obejrza�.- Ach, tak - stwierdzi�a. - Dlaczego nie powiedzia� pan tak od razu? - Zdawa�o mi si�, �e powiedzia�em -odpar�em, ale cichutko.- Nie, nie powiedzia� pan - podsumowa�a. - I prosz� m�wi� g�o�niej. Ledwo pana s�ysz�.Uj�a sw�j mikrofon i przem�wi�a do�: - Doktorze Gibbon, pee-rosz� do recepcji... - Potem od�o�y�amikrofon i spojrza�a na mnie wyczekuj�co. Nic niepowiedzia�em. Czeka�em. Po chwili nast�pny m�czyzna w butach do golfa i swetrze wyszed� z pobliskich drzwii zbli�y� si� do nas. Spojrza� na dziewczyn�za biurkiem, a ona rzek�a:- Ten pan chce, �eby obejrza� go lekarz.Lekarz odst�pi� o krok i spojrza� na mnie. Zlustrowa� mnie od st�p do g��w, potem poprosi�, �ebym si�odwr�ci�, i popatrzy� jeszcze troch�. Po chwilirzek�:- W porz�dku - i pow�drowa� do swego gabinetu.- Czy to wszystko? - zapyta�em.- Oczywi�cie, to wszystko - odpar�a. - To wszystko, czego pan sobie �yczy�. Op�ata dziesi�� dolar�w.- Chwileczk� - zaoponowa�em. - Chcia�bym, �eby obejrza� moje oko. - C� - powiedzia�a - trzeba by�o m�wi�tak od razu. Prosz� zrozumie�, jeste�my tuzaj�ci. Nie mamy czasu bez przerwy wo�a� lekarzy na d�, �eby patrzyli na ka�dego, kto tu trafia. Je�li panchcia�, �eby popatrzy� w szczeg�lno�ci na pa�skieoko, powinien pan to powiedzie�.- Ale ja nie chc�, �eby kto� tylko popatrzy� na moje oko - powiedzia�em. - Chc�, �eby kto� je wyleczy�.- A to czemu? - zapyta�a. - Co� z nim nie w porz�dku?- Nie widzi pani? - zapyta�em. - Znikn�a �renica.- Och - stwierdzi�a - w rzeczy samej. Szuka� jej pan?- Tak, szuka�em. Wsz�dzie szuka�em... i prawdopodobnie dlatego nie mog�em jej znale��.- Mo�e gdzie� j� pan zostawi�? - zagrucha�a pieszczotliwie. - Gdzie pan by� ostatnio?- Nigdzie - odpar�em.- No w�a�nie, mo�e w tym ca�y k�opot.- Mia�em na my�li, �e wczoraj siedzia�em w domu. Nigdzie nie chodzi�em. I nie czuj� si� zbyt dobrze.- Nie wygl�da pan zbyt dobrze - uzna�a. - Powinien zobaczy� si� pan z lekarzem.- Ju� si� widzia�em - odrzek�em. - Przechodzi� przez ten hol.- Ach, prawda. Teraz sobie przypominam.- Prosz� pos�ucha� - powiedzia�em. Zaczyna�a ogarnia� mnie z�o��. Czy zechce mi pani z �aski swojejza�atwi� wizyt� u lekarza?- A wi�c tego pan sobie �yczy - w i z y t y ?- Tak, tego sobie �ycz�.- I jest pan pewien, �e to w s z y s t k o, czego pan sobie teraz �yczy? Nie zamierza pan wr�ci� tu p�niej inarzeka�, �e nie za�atwili�my tego, czegopan sobie �yczy�?- Jestem pewien - odpar�em. - Nie zamierzam tu wraca�.- Dobrze. Chcieli�my mie� pewno�� w tej sprawie.Teraz ju� wszystko wydawa�o si� nienormalne. �wiat zdawa� si� rozje�d�a� na boki - wszystko takzgniecione, porozci�gane i poko�lawione, �e ze�lizgiwa�osi� w d�, ku kraw�dzi. Nic poza ni� na razie nie wypad�o, ale odnios�em wra�enie, �e dostrzegam napowierzchni drobne p�kni�cia.Potrz�sn��em g�ow�, by przeja�ni� my�li, ale osi�gn��em tylko tyle, �e wyda�em bardzo odleg�y grzechocz�cyd�wi�k - jakby bardzo ma�y orzeszek uderza�w bardzo wielk� skorup�.Oczekuj�c, usiad�em na kozetce - wci�� nie by�em zdolny my�le� klarownie. Zacieraj�c wszystkie konturynapiera�y g�stsze ni� dot�d k��by mg�y. Widoczno��spad�a do zera i kontrolerzy grozili, �e wstrzymaj� wszelkie operacje, nim podniesie si� pu�ap. Protestowa�em:nie - czy� nie jest dobrze, �e pu�ap tkwitam, gdzie tkwi? - ale mnie po prostu zignorowano.Wsta�em tedy, pr�buj�c d�oni� d�wign�� pu�ap wy�ej, ale nie mog�em do� si�gn�� i musia�em wspi�� si� nakrzes�o. Nawet w�wczas jego powierzchnia by�atwarda i niepodatna (cho� znalaz�em si� teraz do�� blisko, by dostrzec na niej rozliczne p�kni�cia i rysy).Zacz��em zn�w pcha�, ale na mym ramieniu spocz�a silna d�o� i zatrzyma� mnie g��boki niewie�ci g�os: -Po�� si� na kozetce - m�wi�. - Po prostu zamknijoczy. Odpr� si�. Po�� si� i rozlu�nij.- W porz�dku - odpar�em, ale nie po�o�y�em si� na wznak. Leg�em na brzuchu i przycisn��em twarz dotwardej, niepodatnej powierzchni.- Rozlu�nij si� - ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl