10609, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpoczšć lekturę, kliknij na taki przycisk H , który da ci pełny dostęp do spisu treci ksišżki.Jeli chcesz połšczyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej.iteratunaKUKNIJ TUTAJAntoni PawlakStrachw moich oczachjest głębokijak studniaIch werde mich niemals wieder bekreuzen, so bitter schmerzt mich dies Zeichen.Christine LavantTower Press, Gdańsk 2002Opracowanie graficzne Tomasz BogusławskiFotografia autora Paweł KleinRedakcja i korekta ZespółDruk:Drukarnia STELLA MARIS 80-822 Gdańsk, ul. Rzenicka 54/56 tel. 769 45 54, fax 769 45 04Š by Antoni Pawlak & Tower Press 2002 ISBN 83-87342-52-1Tower Press, Gdańsk 2002-o o o-O-O OoOo1.podšżam wcišż po twoich ladach Kurtcierpliwiekrok po krokuczujesz mój oddech na plecachczujesz?szukam cięnajpierw w czasiektóry wiruje od ciebiedo mnie i ode mnie do ciebiepotem w przestrzeni ulic które obajdobrze znamy ale pod innymi nazwamiw przestrzeni miasta które mimo że od stulecitrwa w miejscu jest miastem ruchomym miastemwcišż zmieniajšcym flagę łopoczšcš nad ratuszemi język gazet urzędowych dekretów i sklepowych szyldów2.mimo szczelnie zamkniętych okien do pokoju wdziera się ryk zatoki z wbitym w krtań sztyletem molamoje słowa nie docierajšdo ciebie twoje słowa nie docierajšdo mnie pozostało nam tylko w milczeniuprzyglšdać się agoniipozostała nam tylko modlitwa której słowa skrywalimy przez lata;módl się za Neptuna patrona fontannymódl się za wieżę Żurawiaodbijajšcš się w wodach Motławyza synagogę przy Mirchauerwegktóra dzi jest szkołš muzycznš drugiego stopniaza sopocki tor wycigów konnych by kolejna gonitwa zapewniła komu spokój ducha i dostatekza zardzewiały czołg w alei Zwycięstwa przed którym jeszcze niedawno harcerze pełnili honorowš wartęza nieistniejšcy pomnik Gutenberga w Gutenberg Hainza ryby sprzedawane przez przekupki przy nabrzeżach Mottlauza Wrzeszcz mojej młodoci który nazywał się Langfuhrza ulice przy których mieszkali moi przyjacieleza Politechnicznš - Hochschuleweg za Miszewskiego - Ferberweg za Konopnickiej - Baumbachallee za Waryńskiego - Brunschofer Weg za Matejki - Johannistalza mewy w poszukiwaniu żerukołujšce nad dachamii nagle spadajšce w dółjak krople potułezlub krwiza kamienie tego miastakamienie z których budowanokamienie które rozsypywały się w gruzi znowu wznoszono z nich domyczy dlatego jest w nichi życie i mierći cisza i krzykszum morzai ciepły powiew wiatrumódl siępo prostu módl3.spod odpryskujšcych od cian kamienic tynków wyłaniały się tajemnicze wyspy niezrozumiałych napisówSparkasse der Stadt Danzig Kolonialwaren Kaffe - Rósterei Apothekedrzwi od mieszkania witały radonie Briefe und Zeitungenkurki nad wannš szeptały zachęcajšco warm - kaltto było dla nas jak lady obcej cywilizacjijak sygnały z kosmosusłowa które nie przypominały żadnychznanych słówlitery jak połamane kończynyobca mowa w miecie które było od zawsze naszymbo przecież tu się urodzilimya więc tu całkiem niedawnozaczšł się wiatruszyła historiato było dla nas jak sygnały obcej cywilizacji równie dalekiej jak gwiazdozbiór Aldebarana równie tajemniczej jak Atlantyda równie pocišgajšcej jak legendy o skarbach Inków104.dlaczego twoja matka nie ma na imię HelenaEwa Krystyna Zofia dlaczegotwoja matka ma na imię Edeltraud - pytałemprzyjacielanie mogšc pojšć skomplikowanychproblemów mojego miastai zaskakujšcych zawirowań czasów- przecież to nie jest polskie imię skšd u niejtakie imięskšd w jej imieniu twardoć bruków Berlina przecieżtwój ojciec - Stanisław - wnosi do waszego domu łagodnyzapiew Wilna - miasta którena długo przed naszym narodzeniempozostało za granicšDarek zamiast odpowiedzieć zawiózł mnie do Oliwy na małš uliczkę gdzie na tyłach katedrywród niewysokich kamienic z gocinnymi drewnianymi balkonami mieszkali jego dziadkowie którzy nie znali ani jednego słowa po polsku podobnie jak inni starzy ludzie którzy tam żylileniwy dzień słońcechyli się za drzewa lekkie skinieniegłowy i uniesienie kapelusza- Guten Abend Herr Rechtsanwalt- Ach guten Tag Herr Doktora w małym sklepiku spożywczym na rogu pulchne sklepowe które nigdy nie wyjeżdżały z Polski11sprzedawały Brot Buaer Zuckerprzyjmowały w zamian vier Zloty zwólf Zloty zweiundzwanzigi kiedy rozchybotany tramwaj uwoził nasz Oliwy do Wrzeszcza z tej krótkiej wycieczkiktóra była takżedalekš podróżš w czasie Darek nachylił siędo mojego ucha - moja matka - wyszeptał- nie jest Niemkšmoi dziadkowie nie sš Niemcamito po prostugdańszczanietramwaj przecinał ogródki działkowetę ziemię obiecanš emerytowanych kolejarzyznad morza nadcišgał mrokdawno umilkły ostatnie ptaki a jatrawiłem w sobie nazwę którejnigdy przedtem nie słyszałemgdańszczanie - DanzigerDarek umiechał się przepraszajšco jak strażnik wielkiej tajemnicy do której zostałem dopuszczony125.którego dnia gdy wracałem ze szkołyzastałem ojca na klatce schodowejpracowicie malował drzwi naszego mieszkaniaposuwistezdecydowane ruchy pędzlarozprowadzały kolejne warstwybrudnej bršzowej farby pod któršnikło powoli tajemnicze Briefe und Zeitungen- nie lubię tych szwabskich napisów - powiedziałusprawiedliwiajšco i dalej nakładał kolejny fartuch farbybeznamiętniejakby chciał co wymazać cowięcej niż ten niezrozumiałydla mnie komunikatjakby chciał by co co byłoznikłoprzepadłoa przecież - pomylałem - przeszłoćjest równie nieobjętajak przyszłoći nie da się jej wymazaćnawet kilkomaruchami pędzla136.wieczorem kiedy poranne gazety stracš aktualnoć dam się uwieć zatocebędš mnie obmywaćmorskie falejak drewniane pale molajak piasek drobnyjak niewypowiedziane słowamiłocinienawicitęsknotystrachu147.pytania co chwilę nowe pytania które odbijajš się od milczenia cian pokoju który dzi jest moim pokojem a jeszcze wczoraj był twoimpytania o kolejne warstwy czasu pod wzorzystš tapetš o archeologię czterech cian jednego mieszkaniaw rytm czyich stóp skrzypiała nocš podłoga w przedpokoju(mamo to duch?)w którym miejscu stał stół opiekun zmęczonych łokcicicha przystań filiżanek z kawšczy na starym patefonie szeleciła płyta Comedian Harmonistsz tym Auf Wiedersehen, auf Wiedersehen(cisz troszeczkę przecieżto Żydzi jeszcze sšsiad usłyszy)na której cianie wisiał portret fuhrera(na wyblakłej tapecie brak ladówczyżby go nie było?)kto stał na balkonie i zawieszajšc wzrokna wylocie Hochschuleweg odprowadzał oczyma(kogo?) lub z niepokojem w sercu w szarówce wieczoru lubmgle poranka wypatrywał (kogo?)kto w chwili zadumy grzał plecyo zielone kafle pieca w saloniekto ogień rozniecał pod płytš życiodajnej kuchni15podobno gdzie tam biegnie liniafrontu gdzie tamtysišce kilometrów stšdale tu nie docierahuk wystrzałówani krzyk mordowanychtu jeli krzyk to mew i rzadkie listy z frontu jak suche meldunki z nierzeczywistocitu tylko mewyi z listu na list coraz bardziej samotne kobietystukajš obcasamipo bruku Langer Markti jeszcze oczy Emmyjak głębokie studnie w któretylko wskoczyć169.Emma tu dzi nie przyszłamówi o tym osierocone krzesłona którym zawsze siadała mówi o tymstół o który nie wsparładzi dłoni i lustropuste i samotneEmma tu dzi nie przyszła zza ciany dobiega zbyt głona muzyka płacz kobiety i fortepian dawno nieżyjšcego pianistyEmma tu dzi nie przyszławpatrujšc się w puste krzesłopróbujesz przypomnieć sobiejej twarzkosmyk włosów opadajšcych na oczy1710.daleki gwizd pocišgu wyrywa mnie ze snubliski gwizd czajnika przypomina że czas na herbatęwychodzę na balkon pierwszego piętra kamienicy przy Politechnicznej cztery (dla ciebie ta kamienica - tak ciężka nieruchoma -stała zupełnie gdzie indziej stała przy Hochschuleweg vier) zawieszam wzrok na cienkiej wstšżce ulicy zawieszam wzrok - kruchš kładkę między dniem a dniem między dzisiaj a wczoraj między teraz a kiedytu wszystko jest jak było wszystkoco widzę - schronienia bram oczodoły okien -widziałe i tyi tylko ten rozwrzeszczany plac zabawjak z trudem gojšca się ranapo czyim domupo czyim życiui tylko blaknšcy napis na murzenaprzeciw balkonu trochę niżej w prawo - Min niet- starszyna Zamiatinpomiędzy dniem a dniempomiędzy teraz a kiedydokładnie wtedyjednym ruchem skazujšcego palcazamienilimy domna napiszamienilimy czyje życiena rzšd blaknšcych literw nieczytelnym alfabecie1811.cichy trzask zwalnianej przysłony i wiat nieruchomieje na zawsze tamci dwoje powoli dojdš do domu z ostatniego seansu w kinie niewiadomi tego że na wieki zastygajš w pół kroku spaceru uczucie które widać w ich oczach wbrew wszystkiemu nie skończy się nigdy tamto drzewo od tej pory będzie lekko nachylone wiatrem w prawo licie zamrš uniesione kilka centymetrów nad brukiemjakby w każdej chwili gotowe kontynuować swój taniec Jaschkentaler Weg nabiera dostojeństwa piramid - staje się wieczneostrożnie (brak wprawy?) wysuwam miech obiektywu przykładam oko z palcem gotowym zwolnić przesłonę przyszpilić czas w albumie jak motylaobiektyw mam wycelowany w głšbJakowej Doliny i czekamna dwoje ludzi wracajšcychz ostatniego seansu w kinie Bajkastaram się być twoim okiemtwoim palcemstaram się zatrzymać czasna tych samych obiektach chociażna zupełnie innych ludziach (tamcimówili ich liebe dich ci mówiškocham cię - spróbuj powtórzyćto proste)w pewnym sensie staram się być tobš19staram się wejć w ciebieby lepiej zrozumiećciebiesiebieczasmiejscei tylko nić nie potrafię po niemiecku2012.gdzie jeste Kurt dzisiajtyle pytańwrzuconych...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]