10651, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
WOJCIECH FUŁEKKSIĽŻKA PODTYTUŁEM(LISTY, NOTATKIZDARZENIA ULOTNE)3Tower Press 2000Copyright by Tower Press, Gdańsk 20004Wojciech FułekNiejaki CzłowiekSopot / ZiemiaUkład SłonecznyWszechwiatReklamacjaSzanowy PanBóg OjciecNieboNiniejszym owiadczam, że powłoka zewnętrzna i mechanizmy wewnętrzne,przekazanemi w czasowe użytkowanie na mocy aktu urodzenia nr 248/S/57 z dnia 14 czerwca 1957roku okazały się częciowo wybrakowane i niesprawne.W zwišzku ze stwierdzeniem poważnych usterek w ich funkcjonowaniu,uniemożliwiajšcych mi bezproblemowe użytkowanie całoci, zwracam się w ramachreklamacji gwarancyjnej o wymianę następujšcych częci i podzespołów:??całoci układu nerwowego (zawodzi w najmniej odpowiednich momentach)??powłoki cielesnej na mniej zużytš (stwierdzono wyrane objawy tzw. Zmęczeniamateriału)??rozrusznika dowcipu i humoru??akumulatora intelektuProszę traktować sprawę jako pilnš, gdyż dalsze użytkowanie niesprawnych częcimoże doprowadzić do nieodwracalnych zmian całego mechanizmu.Z poważaniemi tak dalej5Krótki wiersz bez tytułuTyle cię jużNapisałemZe powoliZmieniasz sięW wierszRosnš ciMetaforyU ramionA stopyWybijajš rytmI tylkoCoraz trudniejZnalećOdpowiedniTytuł6WIERSZE BEZ TYTUŁU(z jednym wyjštkiem)Reportażkiedy w końculšdujemy jużz moim bogiemna lotnisku Ben Gurionw Tel-Aviviesam nie wiemczy ta pielgrzymkato byt dobry pomysłkiedy chodzimy wšskimiuliczkami Jeruszalaimzaczepiani przez straganiarzywciskajšcych nam swój kiepskitowar przeznaczony dlabogatszych niż my turystówmój bóg kupuje przewodnikpo ziemi więtejsam nie wiemna pamištkęczy z potrzebykiedy dochodzimy do dzielnicy Stu Bramsłyszę jak powtarza wyuczone niegdyhebrajskie stówka:mea shearim, jom kipur,tora, purim i chanukaale czuję że rozumieże to nie jego wiatnie jego bramy7i nie na jego czećte wszystkie więtachoć przecież to cišglejego lud i jego ziemiawypalona słońcema kiedy stajemy już na szczyciegóry Masada uzbrojeniw kamerę videoi aparat fotograficznywiem że równie obcedla niego jak i dla mniejest Morze Martwe u podnóżai daleki horyzont Jordaniiale kiedy zasadzamy drzewkow ogrodzie Yad Vashemznów mam wštpliwocii zastanawiam sięczy to aby na pewnomój bóg i czy towłanie on jestwród narodów wiatatym którego zowišsprawiedliwymi jedziemy jeszczerozklekotanym autobusemi do brudnego Betlejemgdzie ulice pełne sšżebrzšcych dziecion nie ma jednakżadnych skojarzeńżadnych wštpliwocii żadnych wspomnieńmówię:przecież twojaintifadawcišż trwamimo deklaracjiporozumień rozejmówmodlitw i kolejnychzawieszeń bronidlaczego wcišżna to pozwalaszpytam8nie mieszaj mnie do tegoodpowiada mi zniecierpliwionyjestem tu tylko turystšto nie mój mundurnie mój mesjasznie mój karabini nie moje słońcechciałbym tu jednakjeszcze kiedy powrócićdodaje po chwilimilczeniaale w snach tylkobo nie umiem jużżyć w tylu miejscachrównoczenie***na swój obrazi podobieństwostworzyłem sobie bogaprzeglšdam sięw nim codziennieprzy goleniui modlę sięabym sięnigdy niezacišł* * *jestemy sobie równigdy tak samobezradni stajemyprzed zatrzaniętšna głucho bramšziemskiego wiataobydwaj tak samowinni jego stworzeniaobydwaj nie poczuwajšcysię do żadnej winy9przysiadamy czasamina granicy niebiosi spoglšdamy nasiebie wymownie* * *mój dobry bożektórego w potrzebiezmyliłemwybacz mimojš niewiaręi tę niezgrabnš modlitwęwybacz tennieudany wierszi aksamitne kłamstwapochlebstww chwilach słabociwybaczbo samnie jestembez winy* * *zrób w życiumiejsce dla życiabo coraz go mniejdla naszych sercwypełnij tę pustkębo coraz nas mniejw sobiewykrzycz na wiatrswoje błogosławieństwobo tak tu cichoo zachodzieukołysz te ciszęmodlitwy pomrukiem10gdy tylu nasmilczy jednoczenie***dzi rozmawiamysam na samoko w okousta w ustarozumiemy sięw pół słowai obydwajdobrze wiemyo co chodzikiedy on mrugado mnieporozumiewawczotrójkštnymokiem***wcišż spieramysię ze sobšjak człowiek z człowiekiempochylajšc sięz gospodarskš troskšnad rozlanym mlekiemi przypalonš jajecznicši nie ma w nas wtedynic bardziej boskiego***obydwaj tak samonienawidzimychoć już wiemyże tylko miłoćpotrafi ocalać11a my wcišżkażdego dniaszukamy przed nišschronienialecz obydwajjednakojej pragniemybo tylko onastwarza pretekstdo życiai obydwaj jednakood niej dalecyranimy się o siebiei puste miejscepo niej* * *mój bógod dawna nie odwiedzajuż Jerozolimyi nie przechadza siępod cianš płaczuod dawna nie czyta teżtysięcy listów i próbwciniętych pomiędzywielkie głazykotel ha maaraviti czekajšcych nazwyczajne ludzkiewspółczuciepatrzę na jego zmęczonštwarz i znów nie wiemczy taka wędrówkado ródełpomoże namodnaleć siebiei sensnieskończonoci12* * *jeste jak człowiekbezbronnyi jak onsamotnyi smutnyże aż bogomsmutnowięcco nam pozostajepo królewskusobie zatempomilczymytych kilka sekunddo końca wszechwiata***wychodzimy jeszczeczasami razemna spacerale tylkoo zmierzchulub nocškiedy pustoszejš ulicei chodniki już nie krwawišobaj tak samonie lubimy wiadków***porozmawiajmy znówjak człowiek z człowiekiempowiedział mój bógi już sam nie wiemczy to jegoczy moja boskoćjest tak ulotna13* * *wierzęw mojego bogagdy rankiem znówwidzę go ze swego oknakiedy lekko zgarbionyw wytartych dżinsachz kolorowš opaskš iz siwymi pasemkamiw długich włosach(niektórzy biorš go czasamiza podstarzanego hippisa)i mgłš tęsknotyw zmęczonych oczach(to dzięki takim chwytomzawsze szalały za nim kobiety)wolnym krokiem(w końcu gdzie masię spieszyć)znów idziejak codzieńpo wieże mlekobulki i codziennš gazetęz pomiętš reklamówkšz wytartym napisemNIEBO JEST DLA WSZYSTKICH***wierzęw samozachowawczyinstynkt mojego bogaktóry nic pozwolimu nagle zniknšćbez żadnych ladówi pożegnanianawet jelima jakie istotne powodyi będzie kiedypotrzebował samotnocipozostawi przecieżdla nas jakie14wskazówkiw pożegnalnym licie* * *wierzę w zwierzęw swoim bogui teorię ewolucjiktóra doprowadzigo w końcu kiedydo człowieka***mój bógjest królemmiłoci i rock and rollakiedy w swoimolniewajšco białym garniturzewychodzi na scenęmdlejš wszystkie kobietya mężczyni zazdroszczšmu powodzeniaczy chciałby byćw jego skórzekiedy zaczyna piewać?* * *bawimy się jeszcze czasemw przecišganie linypo jednej stronie ciemnoćpo drugiej lękpóki comój bógcišgle wygrywaużywajšc swoichmagicznych sztuczekz cudami15ale jeli w końcu kiedymimo wszystkouda mi się wygrać?* * *siedzimy zamknięciw ciemnym pokojuja iłopot mojegospłoszonego sercai znów czekamyna olepiajšcy błyskwybuchukolejnego wiataby wszystkozaczšćpo raz kolejnyod samegopoczštku16LISTY OTWARTE(od Autora)List pierwszyDrogi Mój,Czy zwróciłe kiedy uwagę, że listy nigdy nie majš tytułów? Może włanie dlategoumiera sztuka epistolografii, bo wszystko wokół musi mieć tytuł i sobie przypisanegoodbiorcę?A najpiękniejsze listy nie majš adresatów i nigdy nie zostanš wydane. I to włanie wnich,tych niewysłanych kartkach z innego wiata, zawiera się wszystko, o co naprawdęchodzipiszšcym: miłoć, mierć i ból, bo nic innego nie jest warte naszej uwagi. Cała resztajest wkońcu tylko sprawš konwencji. To ozdobniki, może nawet istotne jako tło, ale przecieżmożnasobie bez nich doskonale wyobrazić teatr życia. Tylko te trzy rzeczy, sš dla mnie i dlaciebieistotne i tylko dla nich i o nich warto pisać.A Ty piszesz mi o samotnoci. Samotnoć jest już wystarczajšco wyeksploatowanaprzezinnych. Każdy ma swoje Macondo. Takie, na jakie zasłużył. Każdy ma swoje magicznemiejsce, do którego wraca. Każdy z nas ma ile tam lat samotnoci, zapisanych w tychniewysłanych listach. I każdy musi się z nimi zmagać sam.My odchodzimy - nasze miejsca pozostajš. Miejsca po nas z odciniętym w powietrzutytułem opowieci. Na przecięciu każdej z tych nieskończonoci splatajš się lęk zodwagš,wiara ze zwštpieniem, miłoć z nienawiciš.W magicznych miejscach przecinajš się ze sobš losy wiatów i tych, którzy je tworzš.Alezawsze - gdziekolwiek jestemy - to włanie miłoć, mierć i ból nadajš sens naszemuistnieniu. To one wyznaczajš granice naszego ziemskiego wiata i tylko dla nich wartowcišżwymylać nowe tytuły dla nowych ksišżek.A listom niech nikt ich nie nadaje, tak jak to było do tej pory.Twój Ja17List drugiDrogi Mój,Znów piszę do Siebie i znów bez tytułu.Czy zauważyłe, że nie znalazł się jeszcze nikt, kto podjšłby choćby próbę analizysamych literackich tytułów? Może to zadanie dla kogo takiego jak Ty?! Taka wiwisekcjacałej generacji poprzez tytuły ksišżek i utworów... Tylko czy pokoleniowš wspólnotęwiadomoci da się odczytać dzięki tytułom? Patrzeć na wszechwiat przez pryzmattytułu... Czy to w ogóle ma sens?A może się mylę i takie zawłaszczenie tytułu jakiegokolwiek utworu nie tylko go nieprzybliża, co raczej pozbawia resztek tajemnicy, odziera z magii, kradnie intymnoć,stawia ponad słowami? Nikt nie może się jednak bezkarnie bawić słowami, z którychtworzy się literacki wiat. Za to wtajemniczenie płaci się cenę utraty wolnoci - raz nazawsze. Bez odwołania, bez powrotu, bez amnestii, bez szansy ucieczki.W to miejsce chcę jednak zaproponować nieco bezpieczniejszš zabawę. J... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl