10690, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lois McMaster � BujoldPaladyn Dusz(Paladyn of Souls)Prze�o�y�a Kinga DobrowolskaSylvi KelsoStra�niczce sk�adniZaciek�ej or�downiczce Isty1Ista wychyli�a si� spomi�dzy blanek wie�cz�cych szczyt wie�y. Blade d�onie wspar�ao szorstki mur i odr�twia�a z wyczerpania przygl�da�a si�, jak ostatni �a�obnicy opuszczaj�zamkowy podw�rzec. Ko�skie kopyta zgrzyta�y na starym bruku, a w �uku portalu roz-brzmiewa�y echem s�owa po�egnania. Jej brat, prowincjar Baocji, wraz z rodzin� i orszakiemodje�d�a� ostatni spo�r�d wielu, dwa tygodnie po tym, jak wieszczkowie zako�czyli uroczy-sto�ci pogrzebowe i ceremoni� z�o�enia do grobu.Dy Baocja wci�� jeszcze m�wi� co� z powag� do dow�dcy stra�y zamkowej, ser dy Fer-reja, kt�ry kroczy� przy strzemieniu, zwracaj�c ku prowincjarowi powa�n� twarz i bez w�t-pienia wys�uchiwa� ostatnich zalece�. Wierny dy Ferrej s�u�y� zmar�ej prowincjarze wdowieprzez ostatnie dwadzie�cia lat jej d�ugiego rezydowania w Valendzie. U pasa dow�dcy l�ni�p�k kluczy do zamku i twierdzy. To klucze matki, kt�re Ista przej�a od niej i przechowywa�a,by odda� starszemu bratu wraz z dokumentami, spisami oraz poleceniami, w nieuniknionyspos�b zwi�zanymi ze �mierci� wielkiej damy. A on powierzy� klucze pieczy nie w�asnejsiostry, lecz starego, dobrego i uczciwego dy Ferreja. Mia�y one zamkn�� bramy przed wszel-kim niebezpiecze�stwem... a tak�e, je�li zajdzie potrzeba, zatrzyma� Ist� w zamku.To tylko taki nawyk. Przecie� ju� nie jestem szalona, naprawd�.Niespokojnymi palcami g�adzi�a szorstki kamie�. Nie chodzi�o o to, �e chcia�a odzyska�klucze matki albo dawne �ycie. Sama w�a�ciwie nie wiedzia�a, czego chce. Wiedzia�a nato-miast, czego si� boi � zamkni�cia w ciemnym, ciasnym miejscu przez ludzi, kt�rzy j� kocha-j�. Wrogowi mo�e znudzi� si� nieustanna stra�, mo�e na chwil� odwr�ci� si� plecami, mi�o��natomiast nie zawiedzie nigdy.Je�d�cy dy Baocji zje�d�ali g�siego po zboczu wzg�rza, zag��biaj�c si� w ulice miastai wkr�tce znikn�li jej z oczu, zas�oni�ci g�stw� krytych czerwon� dach�wk� dom�w.Ch�odny wiosenny wiatr poderwa� pasmo ciemnych w�os�w i zarzuci� je I�cie na twarz,zatrzyma�o si� na wargach. Skrzywi�a si� i wepchn�a je z powrotem w starannie splecion�koron� z warkocza. Spleciono j� tak ciasno, �e a� bola�o.W ci�gu ostatnich dw�ch tygodni znacznie si� ociepli�o, za p�no jednak, by przynie��ulg� starej kobiecie przykutej do ��ka. Gdyby matka nie by�a tak stara, z�amane ko�ci pewnieszybciej by si� zrasta�y, a zapalenie p�uc nie zakorzeni�oby si� tak g��boko w jej piersi. Gdybynie by�a tak krucha, pewnie by nie po�ama�a ko�ci przy upadku z siod�a. A gdyby nie by�a takporywcza, pewnie wcale by na konia nie wsiad�a... Ista opu�ci�a wzrok i spostrzeg�a, �e jejpalce krwawi�. Szybko ukry�a je w fa�dach sukni.W czasie ceremonii pogrzebowych bogowie dali znak, �e dusza starej damy zosta�a za-brana przez Letni� Matk�, nader stosownie i zgodnie z powszechnym spodziewaniem. Nawetbogowie nie �mieli naruszy� etykiety, kt�rej tak skrupulatnie przestrzega�a. Ista wyobrazi�asobie, jak stara prowincjara rz�dzi si� w niebie, i u�miechn�a si� nieco ponuro.Nareszcie jestem sama.Ale jaka pustka wi��e si� z t� samotno�ci�, jakie przera�aj�ce koszty trzeba by�o ponie��.M��, ojciec, syn i matka � wszyscy po kolei poszli do grobu. O c�rk� upomnia�a si� rojalno��Chalionu, kt�ra obj�a j� u�ciskiem cia�niejszym od mogi�y. Z tak wysokiego stanowiska ju�nie powr�ci, podobnie jak nie powr�c� zmarli.Z ca�� pewno�ci� dla mnie to ju� koniec. Obowi�zki, kt�re okre�la�y jej istnienie, wszyst-kie si� dope�ni�y. Niegdy� by�a c�rk� swoich rodzic�w. Potem �on� wielkiego, nieszcz�snegoIasa. Matk� swoich dzieci. A wreszcie opiekunk� matki.Teraz ju� nie gram �adnej z tych r�l. Kim zatem jestem, kiedy przesta�y mnie otacza� mu-ry mego �ycia? Kiedy wszystkie rozpad�y si� w py�?C�, nadal by�a t�, kt�ra zamordowa�a lorda dy Luteza. Jest ostatni�, kt�ra pozosta�a przy�yciu z owej z��czonej wsp�lnym sekretem tr�jki. Sama uczyni�a z siebie morderczyni�i nadal ni� pozostaje.Zn�w wychyli�a si� przez blanki, ocieraj�c o nie r�kawami lawendowej dworskiej szaty�a�obnej. Jedwabne nitki zaczepi�y si� o szorstki kamie�. Pow�drowa�a wzrokiem po zalanejporannym s�o�cem drodze, po �agodnym zboczu wzg�rza, w g��b miasta, potem wzd�u� rze-ki... a dalej dok�d? M�wi�, �e wszystkie drogi to jedna i ta sama droga. Wielka, rozci�gni�tapo ca�ym kraju sie� dr�g, rozbiegaj�cych si� i zn�w zbiegaj�cych ze sob�. Ka�da droga pro-wadzi w dwie strony. Tak m�wi�.A ja pragn� takiej, z kt�rej nie ma powrotu...Odwr�ci�a gwa�townie g�ow�, s�ysz�c za sob� czyj� przyspieszony oddech. Na blankachsta�a jedna z dworek, zasapana po wspinaczce, i przyciskaj�c d�onie do ust, wpatrywa�a si�w ni� szeroko otwartymi z przera�enia oczyma. Teraz pos�a�a I�cie fa�szywie radosnyu�miech.� Milady, wsz�dzie pani szukam. Prosz�... prosz�, oddalcie si� troch� od tej kraw�dzi...Ista wykrzywi�a ironicznie usta.� Uspok�jcie si�. Wcale nie pragn� jeszcze stan�� twarz� w twarz z bogami. � Ani dzi�,ani jutro, nigdy wi�cej. � Zerwali�my ze sob� wszelkie kontakty.Pozwoli�a uj�� si� pod rami� i poprowadzi� ku wiod�cym w g��b wie�y schodom. Za-uwa�y�a, �e dworka ustawi�a si� przezornie pomi�dzy ni� a przepa�ci�.Uspok�j�e si�, kobieto, nie poci�ga mnie ten bruk w dole.Poci�ga mnie droga.A� si� wzdrygn�a, kiedy to sobie u�wiadomi�a. By�a to zupe�nie nowa my�l! Wszystkiedawne my�li wyda�y jej si� tak cienkie i wytarte jak kawa�ek dzianiny, wci�� od nowa dzier-gany i pruty, a� ni� si� wystrz�pi i przetrze. Ale jakim�e sposobem mog�aby si� wyprawi�w drog�? Drogi s� dla m�odych m�czyzn, nie dla kobiet w �rednim wieku. Biedny sierotaspakowa� sw�j w�ze�ek i ruszy� w drog� na poszukiwanie lepszego losu... Tysi�ce bajek taksi� zaczyna. Nie by�a biedna, nie by�a ch�opakiem, a w jej sercu dawno ju� zabrak�o nadzieina lepszy los, czy to za �ycia, czy po �mierci.W ka�dym razie na pewno jestem sierot�. Mo�e to wystarczy?Dosz�y za r�g blanki, zmierzaj�c w stron� okr�g�ej wie�yczki kryj�cej kr�te schody, kt�rewychodzi�y na wewn�trzny ogr�d. Ista obrzuci�a po�egnalnym spojrzeniem poszarpane krze-wy i kar�owate drzewa pod zewn�trznymi murami zamku. �cie�k� wiod�c� od p�ytkiej rozpa-dliny pi�� si� w g�r� s�uga, ci�gn�c w stron� tylnej furty osio�ka objuczonego drewnem naopa�.Kiedy znalaz�y si� w ogr�dku kwiatowym zmar�ej matki, zwolni�a kroku i powiod�adwork� ku �awce w�r�d nagich jeszcze r�anych krzew�w.� Jestem znu�ona � oznajmi�a. � Chc� odpocz��. Mo�ecie przynie�� mi tutaj herbaty.Widzia�a wyra�nie, jak dworka analizuje w my�lach wszelkie ewentualne zagro�enia. Istazmrozi�a j� gniewnym spojrzeniem.� Tak jest, milady � zgodzi�a si� dworka nieufnie. � Zaraz powiem kt�rej� ze s�u�ek. Zachwileczk� wracam.Ista odczeka�a, a� niewiasta zniknie za rogiem stra�nicy, po czym zerwa�a si� na r�wnenogi i pobieg�a ku tylnej furcie.Stra�nik w�a�nie wpuszcza� s�ug� z osio�kiem. Ista, krocz�c z wysoko uniesion� g�ow�,min�a ich bez jednego spojrzenia. Uda�a, �e nie s�yszy stra�nika, kt�ry b�kn�� niepewnie:�Milady...?�, i �wawo pomaszerowa�a w d� strom� �cie�k�. D�uga suknia i rozwiewany po-dmuchami wiatru czarny aksamitny p�aszcz zaczepia�y si� po drodze o chwasty i kolczastekrzewy je�yn, jakby to by�y szponiaste d�onie usi�uj�ce j� zatrzyma�. Kiedy wesz�a pomi�dzydrzewa, jeszcze przyspieszy�a kroku. W dzieci�stwie zwykle zbiega�a t�dy ku rzece. Zanimzacz�a pe�ni� oficjalne funkcje.Nie by�a ju� m�oda, tyle musia�a przed sob� przyzna�. Zadysza�a si�, nim dostrzeg�aw�r�d zieleni pierwsze przeb�yski wody. Skr�ci�a teraz i energicznie ruszy�a wzd�u� brzegu.Tak jak zapami�ta�a, �cie�ka prowadzi�a do niewielkiego mostku, na drugi brzeg rzeki, a���czy�a si� wreszcie z jedn� z g��wnych dr�g, jakie okala�y wzg�rze i prowadzi�y do � alboz � miasta Valenda.B�otnisty trakt by� poryty �ladami ko�skich kopyt; mo�e w�a�nie t�dy przeje�d�a� nie-dawno jej brat, kieruj�c si� do siedziby prowincjara w Taryoonie. W ci�gu ostatnich dw�chtygodni zmarnowa� mn�stwo czasu, pr�buj�c j� przekona�, aby uda�a si� tam wraz z nim.Obiecywa� jej w�asne komnaty, s�u�b� i sw� �askaw� opiek�, jakby i tutaj nie mia�a do��komnat, s�u�by i w�cibskich oczu. Ruszy�a w przeciwnym kierunku.Nie by�a odpowiednio ubrana na w�dr�wk� po polnych drogach. Sp�dnica oblepia�a jejnogi, jakby brn�a przez wod�. B�oto wsysa�o p�ytkie jedwabne pantofelki. Podchodz�ce co-raz wy�ej s�o�ce pali�o przyodziane w czarny aksamit plecy, od czego spoci�a si� w spos�b,jaki nie przystoi damie. Brn�a jednak dalej, cho� czu�a si� coraz gorzej i coraz bardziej g�u-pio. To czyste szale�stwo. W�a�nie za co� takiego zamykano damy w wysokich wie�achw towarzystwie przyg�upawych s�u�ek, a czy nie do�� jej tego by�o w dotychczasowym �y-ciu? Nie mia�a ubra� na zmian�, �adnego planu ani pieni�dzy, nawet z�amanej miedzianejvaidy. Dotkn�a klejnot�w na szyi. By�y warte zbyt wiele � kt�ry z lichwiarzy w ma�ych mia-steczkach b�dzie w stanie wyp�aci� ich r�wnowarto��? Nie stanowi�y �adnego zabezpiecze-nia, co najwy�ej czyni�y z niej cel napa�ci, przyn�t� dla zb�jc�w.Doszed� j� turkot wozu, podnios�a wi�c wzrok, dot�d wbity w ziemi�, bo wypatrywa�aprzej�cia w�r�d ka�u�. Jaki� wie�niak fur� zaprz�on� w krzepkiego konika wi�z� sfermento-wany naw�z, kt�ry zapewne chcia� roztrz�sn�� na swoim polu. Obr�ci� si� za ni� zdumiony.W odpowiedzi pos�a�a mu kr�lewskie skinienie g�owy � c� innego w ko�cu mia�a do zaofe-rowania? Niemal�e wybuchn�a g�o�nym �miechem, lecz zdo�a�a st�umi� ten nieprzystojnywybuch weso�o�ci i posz�a dalej. Nie ogl�da�a si� za siebie. Nie �mia�a.Po godzinie nogi, kt�re przez ca�y czas toczy�y walk� z ci���c� jej sukni�, odm�wi�y po-s�usze�stwa. Omal nie wybuchn�a g�o�nym p�aczem.To ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]