10710, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KAZIMIERZ D�BNICKIUWAGA PIEGOWATYMON1977KRZYK W PUSTYM PODW�RZUDziwna by�a zima tego roku*. [Mowa o zimie 1942-43. By�y to czasy nasilonego terroru w okupowanej Polsce.] Jakby sprzyja�a wszystkim nieszcz�ciom wojny. To skuwa�a miasto okrutnym mrozem, to niespodziewanie wybucha�a przedwczesn� wiosenn� odwil��. Ludzie chorowali cz�ciej ni� zwykle. Na wsi ch�opi spogl�dali z niepokojem na ogo�ocone ze �niegu pola, zakuwane, po kilku dniach pozornego przedwio�nia, w jarzmo trzaskaj�cego, lodowatego zimna. Ros�y ceny na szmuglowane ze wsi towary. W niejednym domu panowa� ju� g��d, dope�niaj�c miary nieszcz�� czyhaj�cych zewsz�d na ludzi. Z ulic i mieszka� hitlerowcy zabierali, kogo si� tylko da�o - na roboty w Niemczech, do wi�zie�, oboz�w, na masowe, uliczne rozstrzeliwania, po kt�rych na murach miasta pojawia�y si� czerwone plakaty z d�ugimi listami zabitych Polak�w.Pod takim plakatem, na po�y ju� oderwanym i szeleszcz�cym na wietrze, zatrzyma� si� szczup�y ch�opiec. Mia� na sobie kr�tk� kurtk� z liniej�cym futrzanym ko�nierzem, wygniecion� narciark�, zawadiacko skr�con� na bakier i z podniesionymi nausznikami.Ch�opiec rozejrza� si�. Ulica by�a pusta. U jej wylotu posuwa�a si� rowerowa riksza, podskakuj�c na zlodowacia�ych wybojach. Ludzi jakby wymiot�o. To w�a�nie zaniepokoi�o ch�opca. O tej przedwieczornej godzinie ruch powinien by� jeszcze spory. A tu cisza. Zerkn�� w s�siedni� bram�, ale nie dostrzeg� nikogo. Ju� mia� pospieszy� dalej, gdy dobieg� go przenikliwy szept:- Ty, ma�y, uwa�aj, jak Boga kocham, leziesz im prosto w �apy!- Gdzie? Nic nie widz�... - ch�opiec wskoczy� do bramy i dopiero wtedy ujrza� we wn�ce wiod�cej do str��wki star� kobiet�. Chcia� jej powiedzie� co� ostro, bo s�owo �ma�y� nie podoba�o mu si�, zw�aszcza �e by� od niej wy�szy. Ale w tym w�a�nie momencie pad�y strza�y. Mimo woli cofn�� si� g��biej, bo kule gwizdn�y blisko. Stara kobieta z�apa�a go za r�kaw. Otrz�sn�� si� jednak i ostro�nie wyjrza� na ulic�. Kilkadziesi�t metr�w od bramy ko�ysa�a si� jeszcze przechylona na bok riksza. Obok niej le�a� m�czyzna w grubym ko�uchu, a na chodniku Niemcy rewidowali rikszarza.- Panowie - wo�a� przestraszony rikszarz - ja przecie niewinny, pasa�era �em wi�z�...- Milcze�! - wrzasn�� Niemiec w mundurze �andarma. - Raus!* [Raus! (niem.) - Precz!]Pchn�� rikszarza kolb�, a� ten si� zatoczy�. Z przeciwnej strony ulicy inni �andarmi wygarn�li z bramy kilkunastu m�czyzn. Do��czono do nich w�a�ciciela rikszy.- O rany - powiedzia� ch�opiec, wygl�daj�c ci�gle z bramy - ale po frajersku... Musieli wszyscy akurat do tej jednej kamienicy si� nat�oczy�!- G�upi� - odezwa�a si� stara kobieta - to szwaby ich tam ustawili, �eby czekali, a� si� wi�cej zbierze...- E - mrukn�� ch�opiec - to tylko zwyczajna �apanka...I ju� chcia� wyj�� na ulic�, gdy stara zawo�a�a:- �ycie tobie ju� potania�o, czy jak? Na kartki je daj�?* [Aluzja do sk�pych, niewystarczaj�cych racji �ywno�ciowych przydzielanych przez okupanta osobom zatrudnionym w zak�adach i firmach pracuj�cych dla Niemc�w.] Tu Niemca przed godzin� dziabn�li jacy� trzej i teraz �api� wszystkich. �adna tam �apanka. Do wi�zienia na pewno, a potem... Sam wiesz, jak jest. Plakaty przecie� czytasz?Ch�opiec postanowi� jednak wyj��. Upar� si�.- Musz� - powiedzia� - mam swoje sprawy. Sp�ni� si� nie mog�. Mnie zreszt� nie wezm�, za ma�y... - zerkn�� z�o�liwie na kobiet� i spokojnie wymaszerowa� w mro�n� szar�wk� ulicy. Za skrzy�owaniem zgrzytn�� hamuj�cy ostro tramwaj i rozleg�y si� stamt�d krzyki Niemc�w, wyrzucaj�cych pasa�er�w na ulic�; �andarmi pilnuj�cy grupy m�czyzn na chwil� popatrzyli w tamt� stron� i ch�opiec, wykorzystuj�c ich nieuwag�, przemkn�� si� tu� ko�o �ciany domu. No, uda�o si� - pomy�la� weso�o, jak zawsze, gdy wykr�ca� si� z podobnych k�opot�w. Ale tym razem weso�o�� by�a nie na czasie.- Halt!* [Halt! (niem.) - St�j!] - us�ysza� za sob�. Stan��.- Hande hoch!* [Hande hoch! (niem.) - R�ce do g�ry!] - wrzeszcza� biegn�cy ku niemu hitlerowiec.Podni�s� wi�c r�ce do g�ry, mrucz�c do siebie: - Masz, gamoniu, za g�upot�, teraz pr�buj si� wykaraska�.- Ty, ma�y, dok�d, wohin? * [Wohin? (niem.) - Dok�d?]- Bbbam, ttu, bby... - wybe�kota� ch�opiec, przybieraj�c postaw� i wyraz twarzy absolutnego kretyna. Musia�o mu si� to uda�, bo drugi Niemiec powiedzia� do kolegi:- Niemy jaki� i wygl�da na g�upiego...- Jakby by� niemy, to by by� i g�uchy - sprzeciwi� si� pierwszy �andarm. - Ty, ty umiesz s�ysze�? No, horst du doch! * [Horst du doch? (niem.) - Czy s�yszysz?] - wrzasn�� w�ciekle.Ch�opiec kiwn�� g�ow�, �e s�yszy. Ale kiedy, Niemiec zapyta�, czy umie m�wi�, odpowiedzia� znowu okropnym be�kotem.- Pu�� go wreszcie, Hans, przecie� to jeszcze dzieciak.- Dzieciak, nie dzieciak. Niemy, a s�yszy i niemiecki rozumie... Podejrzane. Ile masz lat?Ch�opiec zastanawia� si� d�ugo, robi�c idiotyczne miny, wreszcie, tu� przed nosem �andarma, policzy� na palcach do trzynastu, wydaj�c przy tym osobliwe d�wi�ki, przypominaj�ce bulgotanie wody w zepsutym kranie.- Trzyna�cie, a wzrost ma na pi�tna�cie, nein, nie puszcz� go, komm mit, aber schnell, du Lausbube!* [Komm mit, aber schnell, du Lausbube (niem.) Chod�, tylko pr�dko, ty wszarzu.]- Znowu kaza� ch�opcu podnie�� r�ce do g�ry i tak go prowadzi� po wymar�ej ulicy, ku zbitym w ciasn� gromad�, milcz�cym m�czyznom.Ju� mieli go do��czy� do grupy z�apanych, gdy od strony skrzy�owania, gdzie stan�� tramwaj, znowu rozleg�y si� krzyki, tupot n�g, a po chwili seria strza��w, jedna, druga, trzecia... I wtedy nagle ch�opiec, odzyskawszy ku zdumieniu Niemca mow�, zawo�a�:- O rany, tutaj, tutaj!... - Wskazywa� przy tym na co� r�k�. Wszyscy spojrzeli w t� stron�, a on tymczasem skoczy�, jakby startowa� do stumetr�wki. W par� sekund by� ju� daleko, gnaj�c na z�amanie karku. Za nim posypa�y si� kr�tkie, chaotyczne serie z pistoletu maszynowego. Ale zapadaj�cy zmrok i szybko��, z jak� ch�opiec oddala� si� od prze�ladowc�w, uniemo�liwia�y celno�� strza��w. Na nieszcz�cie jednak pojawi� si� samoch�d. Niemiecki. �andarmi pokazywali w kierunku uciekaj�cego i ch�opiec zrozumia�, �e sytuacja staje si� fatalna. Zawr�ci� wi�c niespodziewanie, przeskoczy� kilkoma susami jezdni� przedzielon� szerokim trawnikiem i, zanim podobny manewr m�g� wykona� samoch�d, wpad� do najbli�szej bramy... By� to ten sam dom, z kt�rego niedawno wyszed� wbrew przestrogom starej kobiety.Nie zdo�a� si� jeszcze rozejrze�, gdy us�ysza� zgrzyt hamulca samochodu i trzask otwieranych drzwi. Dolecia�y te� gor�czkowe pytania niemieckie:- Tu? Na pewno tu?- Chyba tak.- Szukamy?Wpad� w podw�rze, zawaha� si�, czy nie wbiec do kt�rej� sieni, wreszcie doskoczy� do wielkiego drewnianego �mietnika, b�yskawicznym ruchem podni�s� wieko, w�lizn�� si� do niemile pachn�cego wn�trza i zasun�� za sob� pokryw� akurat w chwili, gdy Niemcy wbiegali na podw�rze.- O rany, kurcz� pieczone - szepta� ch�opiec - tu mnie maj�... Och, ale tu �mierdzi... - skrzywi� si�.Niemcy uganiali po podw�rzu, wpadali na klatki schodowe, wo�ali do siebie. W ko�cu wyci�gn�li kogo� ze str��wki i ch�opiec us�ysza� znany mu ju� g�os starej kobiety. Najpierw nie mog�a zrozumie�, o co chodzi, a potem, gdy jeden z �andarm�w zacz�� t�umaczy� �aman� polszczyzn�, pr�bowa�a udawa� idiotk�.- Sami kretyni tutaj czy co! - obruszy� si� kt�ry� �andarm i widocznie mocno uderzy� kobiet�, bo a� j�kn�a. .- Ch�opiec? - pyta�a p�aczliwie. - Jaki ch�opiec? Taki do�� wysoki? Mo�e i blondyn, ja mu tam pod daszek nie zagl�da�am, panowie... Tyle �e jakby mo�e piegowaty?- Ale ma oko! - st�kn�� cicho ch�opiec, dusz�c si� wprost od zaduchu. - Stara, a widzi w ciemnej bramie...Niemcy jeszcze o co� pytali, ale nic ju� ze starowiny nie mogli wydusi� pr�cz tego, �e by� tu taki ch�opiec, ale sobie poszed�.- �eby� sto lat �y�a! - u�miechn�� si� ch�opiec, zapominaj�c na chwil� o swoim po�o�eniu.Ale zaraz zrzed�a mu mina, bo us�ysza� g�uche warczenie psa. No, tego jeszcze brakowa�o - pomy�la� - na pewno ta czarna bestia! O rany, to b�dzie ze mnie deser... Nie da� jednak za wygran�. Odgarn�� szybko zwa�y resztek, ze wstr�tem wsun�� si� g��biej w �mietnik, prawie wyczuwaj�c jego o�lizg�e, zmarzni�te dno, potem narzuci� na siebie odgarni�te nieczysto�ci i, dusz�c si� prawie, usi�owa� wstrzyma� oddech. Pies wyra�nie w�szy� w pobli�u, Niemcy co� do siebie gadali, a ch�opiec stara� si� zapa�� niemal w pod�og� pojemnika. Nagle us�ysza� obok siebie ostre chrobotanie. Zamar� my�l�c, �e to wilczur dobiera si� ju� do niego. �mietnik by� ustawiony na podp�rkach i zwierz� mog�o przecie� wsun�� pod skrzyni� pysk. Ale po sekundzie odetchn��; spod �mieci wysuwa� si� szczur. Przestraszony nag�ym wtargni�ciem cz�owieka w jego kr�lestwo pr�bowa� opu�ci� niemi�e mu s�siedztwo. Szczur lepszy od szwab�w - pomy�la� ch�opiec, ale, nieznacznymi ruchami usi�owa� oddali� si� nieco od zwierz�cia. To w�a�nie przerazi�o chyba szczura, bo skoczy� gwa�townie w g�r�, uderzaj�c ca�ym cia�em o sklepienie �mietnika. Ha�as zwr�ci� uwag� �andarm�w.- Tu jest, tu siedzi, w �mietniku! - rozleg�y si� ich krzyki. Podbiegli, g�o�no tupoc�c po kostkach podw�rza, a jeden z nich kolb� karabinu podwa�y� wieko pojemnika.- Wy�a�, raus, schnell, prynko, prynko! - wrzeszczeli.Pies warcza� gro�nie, czaj�c si� do skoku. Nagle, jak pocisk wystrzeli� ze �mietnika przera�ony i og�upia�y szczur. Ch�opiec us�ysza� okrzyk �andarma, skowyt psa, a potem gromki �...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]