10763, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Miros�aw P. Jab�o�ski WyliczankaTkwi�em wraz ze stateczkiem w pr�ni oczekuj�c z ut�sknieniem na sygna�wzywaj�cy do powrotu. W zasadzie czas patrolu sko�czy� si�, ale nie mog�emopu�ci� posterunku zanim nie otrzymam potwierdzenia z Bazy, �e zmiennikwystartowa�. To wystarcza�o, mijali�my si� potem w po�owic drogipozdrawiaj�c si� grzecznie przez radio - ja z rado�ci� w sercu, on zeskrywan� w�ciek�o�ci�. Jego czeka�o dwutygodniowe bezczynne patrolowanieskrawk�w uk�adowej pustki, a mnie wyrafinowane rozkosze w Bazie naTetydzie.Oczywi�cie trwa�o to do momentu, w kt�rym spotykali�my si� w odwrotnymszyku i z dok�adnie przeciwnymi uczuciami. Przebiera�em nerwowo palcami poklawiaturze pulpitu sterowniczego w oczekiwaniu na upragniony znak. Kursmia�em zaprogramowany od kilku godzin. Teraz wystarczy�o jedynie wcisn��taster uruchamiaj�cy procedur� odej�cia. Wszystko to by�o niezgodne zprzepisami, bo programowanie lotu nale�a�o rozpocz�� dopiero po otrzymaniuwezwania, ale nikt nie przestrzega� procedury. �mieszny zysk, rz�du kilkuminut przy kilkunastogodzinnym locie, dawa� jednak mi�� �wiadomo��, �e co�si� urwa�o dla siebie. Zw�aszcza w sytuacji takiej jak dzi�; gdy sygna�si� sp�nia�. Zreszt� wezwania z regu�y op�nia�y si� o kilka minut;podejrzewa�em, �e w�a�nie w ten spos�b oficer dy�urny Bazy, dawa� namodczu� wy�szo�� regulaminowej rutyny nad nawy mi ch�ciami. W sumie tojednak on zawsze wychodzi� na swoje.Przeci�gn��em si� w fotelu i ziewaj�c rozwar�em paszcz�k� tak szeroko,jakbym chcia� potkn�� panoramiczny ekran wraz z zawartym w nim fragmentemkosmosu. Nie cierpi� kosmosu. Za to lubi� pieni�dze i wszystko co onedaj�..Wreszcie jest sygna�! Rzuci�em si� do pulpitu i zanim sygnalizatorzd��y� b�ysn�� powt�rnie, ja ju� wraca�em. Rozparty wygodnie w fotelupogrozi�em pi�ci� "mojemu" fragmentowi pustki.- Nienawidz� ci�! - powiedzia�em m�ciwie. - Obym tego wi�cej nieogl�da�!Po wyl�dowaniu na Tetydzie zostawi�em statek pod opiek� mechanik�w.Jeszcze tylko zdawkowy meldunek u oficera dy�urnego, �e "w czasiepe�nienia s�u�by nic wa�nego nie zasz�o" i mog�em pogna� do baru.Uwielbiam t� chwil�, dla niej warto da� si� zapuszkowa� na kilkana�ciedni. Siadam, jeszcze w kombinezonie, na wysokim sto�ku przy barze wkantynie i opieram si� plecami o filar. To moje ulubione miejsce, wszyscyo tym wiedz�, dlatego gdy wracam zawsze jest wolne. Dba o to Fred, barman.Poprawiam si� na siedzeniu i rozwa�aj�c co wybra� do picia rozgl�dam si�wok�.. W barze jest niewielu ludzi, �wiat�a przy�mione, cicha muzykas�czy si� nienatr�tnie, a kilka chichocz�cych dziewczyn zajmuje stolik wk�cie. Mrugam do nich i odwracam wzrok. Jeszcze nie czas. My�l�. Fredwyciera szklanki i chuchaj�c w nie ogl�da wynik swej pracy pod czerwone�wiat�o. Z pow�tpiewaniem kr�ci wielk� g�ow�, poprawia �cierk� i zn�wchucha. Obaj wiemy, �e to gra, �e jak zawsze poprosz� o du�� whisky"Komandor Crax" z lodem. Fred nie stawia jej jednak nigdy przede mn� zanimnie zam�wi�. Udaje; �e wierzy, i� tym razem dokonam innego wyboru. Ja te�w to wierc� i m�wi�:- Du�y "Komandor" z lodem, Fred.Barman odstawia szklaneczk� b�yszcz�c� jak sam Kohinoor i stuka butelk�o lad�. Potem nalewa; a ja pow�ci�gaj�c si� czekam, a� dorzuci l�d.Wreszcie wszystko jest gotowe i barman powoli przysuwa nap�j pod m�j nos.Wdycham aromat i jestem szcz�liwy.- By�o paskudnie, Fred - odpowiadam na pytanie, kt�re nie pad�o ipoci�gam pierwszy �yk.Good heavens! Tego by�o mi brak przez ca�e szesna�cie dni! Pij��apczywie i kilkoma �ykami osuszam szklaneczk�. Fred bez s�owa zn�w j�nape�nia. Pierwszy g��d zosta� zaspokojony, teraz bez po�piechu, mam przedsob� dwa tygodnie wolno�ci. Szum w barze to wzrasta, to maleje, m�czy�niwchodz�, pij� i wychodz�. Sami lub z kt�r�� z dziewczyn.- Zawsze jest parszywie - dodaj�, gdy barman przechodzi obok.Nie zwraca uwagi, bo wie, �e ju� nie jest mi potrzebny. Zamierzamw�a�nie wybra� cumy i ruszy� w stron� rozbawionego stolika, gdy jedna zkurewek uprzedza mnie i staje tu� obok.- Jeszcze si� nie znamy - m�wi. - Postawisz mi drinka?Ma�a zmiana plan�w, wskazuj� jej sto�ek i kiwam na Freda. On musiwiedzie� kto zacz, bo bez s�owa nalewa dziewczynie wi�ni�wk�. Przygl�damsi� jej gdy pije. D�onie ma w�skie i d�ugie. Bardzo delikatne. I w og�leto �liczna dziewczyna, naj�adniejsza z tych, kt�re kiedykolwiek ogl�da�em.Wida� now�.Sk�d jeste�? - pytam.Wykonuje nieokre�lony ruch r�k�.- Z ogrodu Wenus.- To nazwa lokalu, czy przeno�nia?- Metafora - przytakuje i malutkimi �yczkami popija wi�ni�wk�.Wida� po niej, �e jest zupe�nie pozbawiona przes�d�w inajprawdopodobniej jeszcze nigdy si� nie upi�a Nie jest jej to potrzebne.A mnie tak: Jak diabli! Czuj� ju� mi�y, obezw�adniaj�cy luz. Wszyscy s�moimi przyjaci�mi, lubi� ich. T� ma�� te�.- Jak masz na imi�? - pytam znowu.- Elis - m�wi. - A ty jeste� Al.- Jasne - potakuj�. - Ja jestem Al, pilot Patrolu. Lubisz mnie? Elisprzygl�da mi si� badawczo, jakby to ona chcia�a mnie kupi�, a nieodwrotnie.- Nie upij si� - m�wi w ko�cu - nie lubi� pijanych. Dziewcz�tawspomina�y �e jeste� mi�y i masz gest. Nie jak ci inni, kt�rzy tylkopatrz�, jak nas wykiwa�.- Racja - zgadzam si� - mam gest. Mnie komandor nie musi stawia� doraportu, aby mi przypomnie�, �e mam zap�aci� dziwkom.- Nie b�d� niegrzeczny. Pochodz� a arystokracji i nie lubi� chamstwa.- OK. Co s�ycha� w wy�szych sferach?- Ubo�ej� - wyja�ni�a Elis. - Starsze c�rki z rodu zostaj� przewa�niekurtyzanami.- Starsze? To ile ty masz lat?'- Dziewi�tna�cie. Mam na utrzymaniu rodzic�w, dwie m�odsze siostry ibrata, kt�ry chce by� pilotem. BWA, czyli Biuro Wynajmu Arystokratek,potr�ca cz�� moich zarobk�w przekazuj�c j� bezpo�rednio do InstytutuLot�w. Biuro to wielka i pot�na firma, dlatego te dziewczyny musz� mnies�ucha�, chocia� jestem, tu najm�odsza. I sta�em, i wiekiem.- S�uchaj podporo kosmolocji - powiedzia�em, bo temat zainteresowa�mnie sw� egzotyk� - a co robi� twoje siostry?Jednak teraz nie dowiedzia�em si� ju� niczego, bo w barze zadzwoni�telefon. Fred nie �piesz�c si� wyj�� spod blatu s�uchawk� i zanimprzy�o�y� j� do ucha wiedzia�em ju�, kto dzwoni.- Fred? Jest pan tam? - zapyta� skrzekliwy g�os komandora Jelinka. -Niech si� pan zamelduje, do diab�a!S�uchawka trafi�a wreszcie na w�a�ciwe miejsce i Fred zapyta�spokojnie:- S�ucham, panie komandorze?- Meldowa� si�! - wrzasn�� Jelinek. - Co, zapomnia� pan regulaminu?- Kapral Hughes melduje si�!- No, lepiej - zabulgota�a s�uchawka z w�ciek�o�ci�. - Jest tam tenb�kart Austin?Bekart Austin to ja. Na wszelki wypadek pokaza�em Fredowi, �e mnie niema, ale to nie pomog�o.- Wiem, �e on tam jest! - warcza� Jelinek. - Niech pan nie k�amie!Fred wzruszy� ramionami i bez s��w poda� mi s�uchawka. Wielka tomusia�a by� sprawa, skoro komandor osobi�cie si� trudzi�.- Porucznik Alexander Austin przy aparacie - szczekn��em s�u�bowoprzerywaj�c potok wymowy szefa.- Za pi�� minut meldowa� si� u mnie! To rozkaz!Co� brz�kn�o w s�uchawce i rozmowa zosta�a przerwana.- K�opoty? - zapyta�a oboj�tnie Elis.Odda�em s�uchawk� Fredowi i dopi�em whisky. Zap�aci�em za siebie idziewczyn�. Zsun��em si� ze sto�ka i poprawi�em kombinezon.�eby� wiedzia�a - powiedzia�em. - Rodzinie przedstawisz mnie nast�pnymrazem.Powlok�em si� do windy. Dobry nastr�j prysn�� bezpowrotnie. Ba�em si�Starego i on o tym wiedzia�. Oczywi�cie mia�em to i owo na sumieniu, ale�eby zaraz tak obcesowo wzywa� mnie do siebie po patrolu, to przerasta�operfidi� Jelinka. Za tym musia�o si� co� kry�. Sp�nione mr�wkiprzemaszerowa�y mi po grzbiecie z g�ry na d� i z powrotem. Potem jeszczeraz. Czy�by komandor dowiedzia� si�? Nie, niemo�liwe! Co najwy�ej mo�e mizarzuci�, �e znowu zgubi�em nadajnik wysy�aj�cy sygna�y o aktualnympo�o�eniu statku. Cudowne to urz�dzenie dzia�a�o automatycznie nadaj�cimpulsy co kilkana�cie minut tylko wtedy, gdy przy wzajemnym ruchu mojegopatrolowca i Tetydy, pojazd zas�oni�ty przez pier�cienie Saturna znika� zekran�w radar�w. Specjalne boje przeka�nikowe podawa�y sygna�ybezpo�rednio do Bazy. Taak, to mog�o by� to. Gubi�em nadajnik ju�kilkakrotnie i wida� cierpliwo�� starego si� sko�czy�a. Moja zreszt�r�wnie�.Zapuka�em do drzwi komandora i po niewyra�nym, a gro�nym pomrukupozna�em, �e mam wej��. Spojrza�em na zegarek. Min�o dok�adnie pia� minutod rozmowy telefonicznej. Spocon� d�oni� nacisn��em klamka. Jelineksiedzia� za wielkim biurkiem. Wspar� si� teraz o nie czerwonymi jak uwozaka �apskami, by wsta� na m�j widok. To nie zapowiada�o niczegodobrego, komandor nie wstawa� przed byle b�kartem. Wstawa� przed lepszymiod siebie albo ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marucha.opx.pl