10766, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zbigniew Jastrz�bskiJa DragonCzy mo�na okre�li� rzeczywisto�� w spos�b jednoznaczny i sko�czony zarazem?Mo�na tylko pr�bowa� zbli�y� si� do tego punktu, z kt�rego �wiat wydaje si� by� corazprostszy lecz i ten punkt jest wypadkow� tysi�cy innych spojrze�.By� mo�e wi�c istotnie nazywam si� Dias dun Dragon, ogl�dam szerokie plecymiecznika id�cego o kilka krok�w przede mn� po czarnym, mi�kkim i puszystym chodniku wstron� drewnianego podwy�szenia, cie�le ca�� noc stukali, gdzie stoi ju� tron i wy�cie�anyszkar�atn� tkanin� podn�ek w kszta�cie smoka Yr, kwiat trzymany wypiel�gnowan� d�oni�tu� przy ustach niemal zupe�nie odcina mnie od reszty �wiata, zachwycony szmer t�umu,pokrzykiwania i warkni�cia amazonek, szelest szat gawiedzi spragnionej widoku swegow�adcy. Poprzez cieliste p�atki kwiatu, poprzez jego odurzaj�cy aromat, wiem tylko, �e zamn�, jak cienie, pod��aj� dwaj bosonodzy pretorianie, czuj� ich oddech na plecach, szybkie,czujne spojrzenia rzucane w t�um, poprzez cieliste p�atki kwiatu widz� tylko plecy miecznikai odblaski dwu s�o�c na wysmuk�ej klindze miecza skierowanej ostrzem w g�r�. Naschodkach, niskich, szerokich, w�adca nie mo�e si� przem�cza�, na kr�tk� chwil�, w zapachukwiatu, jak siekiera wbije si� �ywica i niezapomniany smak lasu, fraucymer ju� ustawiony,kornie pochylone g�owy, d�onie na sercach i r�koje�ciach mieczy, mog� stan��, uciszy� t�um,usi��� i czeka�, kwiat przy ustach, a� mistrz ceremonii pozwoli nam, poprzez uniesienie si� ipozostanie w tej pozycji odda� szacunek tej, kt�ra nie zna lito�ci.By� mo�e wi�c jestem dun Dragonem, stoj� na podwy�szeniu pod �cian� placup�aczu, jak nazywaj� go ci z t�umu i ogl�dam egzekucje buntownik�w, ostatni� ju� orgi��mierci, trwaj�c� nieprzerwanie od czterdziestu z g�r� dni, kwiat, trzymany przy ustachparuje mocnym, odurzaj�cym zapachem, musi mie� co� z kobiety skoro potrafi tak syci�otoczenie swoj� istot�, ale co? mo�e dusz�. Kat ruga pomocnika, bo ten, niski o czerwonejtwarzy idioty, nie naostrzy� porz�dnie no�a i teraz kat, czarna maska na twarzy,czworograniasty sztylet �aski na szyi, musi go doszlifowa� osobi�cie, co za wstyd, pod okiemw�adcy, a ja, dun Dragon patrz� poprzez cielist�, kwiatow� kotar�, bo kwiaty lubi� gdy przeznie ogl�da� opadaj�cy rytmicznie n� gilotyny. Kwiaty lubi�, by� mo�e, wszystko zwyj�tkiem wi�dni�cia, jesieni i zimna, zjawisk tak nierozerwalnie zwi�zanych ze �mierci�,grzmi� przeci�gle, g�ucho, ukryte rogi, lud na placu wzdraga si�, przypomina otrz�saj�cy si�po deszczu �an kwiat�w; czepki, he�my, szyszaki, birety, pawie pi�ra i n� gilotyny,majestatycznie niczym lataj�ce domy Nieludzi, wznosi si� w g�r�, kto� z ty�u chichocze,chyba b�azen, ma pecha, zawsze trafi na m�j z�y humor, cztery razy baty, raz u�askawienie od�mierci w lochu g�odowym, b�azen wi�c cienko chichocze, panna z fraucymeru fukaoburzona, a ja? dalej wch�aniam aromat storczyka Ujejskiego, jak go nazywa m�j znachor.T�um nieruchomieje jak n� gilotyny, dobre trzy metry nad ziemi�, nad �wiatem, rogi bucz�coraz dono�niej, g��biej, cie� zawisa nad dziedzi�cem, s�odko w ustach. Teraz otwieraj� si�bramy wi�zienia i wyprowadzaj� ostatni� trzynastk� skazanych, moi gwardzi�ci za blachamipuklerzy z szarej stali otaczaj� ich, a oni sami, brodaci, obszarpani, ze �ladami tortur, katmusia� nie�le zarobi� na tym buncie, to jest to, pisarz do nogi, zapisa� - na buntach najlepiejwychodz� kaci - poszed� won, uczony mu�, wi�c moi gwardzi�ci trzymaj� ich w kupie,prowadz� na okr�g�� platform� gilotyny i tam oddaj� pod opiek� czarnemu mistrzowi, kt�rybynajmniej mistrzem nie jest, tylko ca�kiem zr�cznie udaje, jak wszyscy kaci zreszt�, mistrzwi�c dyryguje, sztylet �aski ko�ysze si�, pomocnicy ci�gn� te �achmany, k�ad� na obwodzieplatformy, g�owami na zewn�trz, tak, aby mogli po raz ostatni nasyci� oczy widokiemkwiecistej ��ki, twarzy i g��w plebsu zebranego na dziedzi�cu, na podwy�szeniu, maj�c zaplecami magiczne niemal skupienie fraucymeru, s�ysz� szcz�k zatrzask�w wok� n�g ikad�ub�w powsta�c�w, kt�rzy dopiero teraz, w obliczu sko�nookiej pani, pokorniej� i modl�si� do swych bog�w, ruszaj�ce si� gor�czkowo wargi, roztrz�sione brody Prorok�w buntu,kt�ry� z nich nazwa� mnie potworem nie z tej ziemi, szkoda, �e tak uparcie milcz�,pokaza�bym mu i� istotnie, nikt si� nie myli, nawet Prorok, a tak? le�� wszyscy, wyba�uszaj�oczy, kwiat bli�ej, a� do oszo�omienia, gawied� zastyga wszystkie oczy zwracaj� si� ku mnie,czekaj�, nie lubi� tego zbiorowego wzroku nasyconego �lin� i po��daniem, wzroku bestiispragnionych �wie�ej krwi. Wi�c daj� znak, a c� innego m�g�bym zrobi�? podnosz�cnieznacznie, do oczu, cieliste p�atki kwiatu i opuszczaj�c, kat, czarna bestia, wie co robi�.Rogi wreszcie milkn�, ich d�wi�k zawsze porusza mi co� w �o��dku, pomocnicy z�a�� na d�,na pia�cie wielkiego ko�a, jakim jest platforma strace� pozostaje tylko jej katowskieprzed�u�enie; w czarnej masce, z ta�cz�cym u szyi czworograniastym sztyletem �aski, ko�orusza, pomocnicy napr�aj� grzbiety, n� zaczyna drga�, kat czeka, r�ce skrzy�owane napiersiach, a jak�e, platforma przy�piesza, posp�lstwo cofa si� nieco, dlaczego oni boj� si�dotyku krwi? przecie� ss� j� z �y� ojc�w zanim jeszcze ujrz� jasne oblicze boga. N�wykonuje ju� p�metrowe skoki, skaza�cy skr�cili si� w zabrudzone ko�o na obwodzieplatformy, nareszcie d�ugo oczekiwana chwila, cie� ponad placem napr�a si� i usztywnia.Wo� kwiatu zanika zalana fal� ciekawo�ci granicz�cej ze zbiorowym orgazmemroz�adowanych instynkt�w, kat nachyla si� i obur�cz wyci�ga kr�tki, drewniany ko�ek, poczym ju� wyprostowany zastyga w poprzedniej kamiennej zdawa�oby si� pozie na trz�s�cejsi� osi ko�a. N� zaczyna swoj� niezmordowan� prac�: g�ra, pisk, d�, krew, g�ra, krzyk, d�,uci�te g�owy, g�ra, lec� jak, d�, kamienie z procy, g�ra, w t�um, d�, bezg�owe kad�uby,g�ra, chlustaj� ciemn� krwi�, d�, na plecy moich gwardzist�w, g�ra, strzeg�cych porz�dku,ci, d�, otrz�saj� si� z niej, g�ra, a n� chodzi. Bogowie, jak on chodzi, miecz najlepszejamazonki jest niczym wobec jego precyzji, musi trafi� za ka�dym razem w kark skazanego,krew, skrzyp, krzyk, wo� kwiatu odchodzi, zast�puje j� s�odkawo-mdl�cy zapach krwi. Ko�ozwalnia wreszcie, z wirowego ruchu wy�ania si� trzyna�cie kr�tko obci�tych szyj, z kt�rychpe�zn�c w powietrzu, wyciekaj� ostatnie stru�ki ciemnej krwi, ludzie rozchodz� si� z wolna,ci, co stali bli�ej wycieraj� twarze z krwi, a ja, dun Dragon upuszczam kwiat na nieheblowanedeski podwy�szenia, wiedz�c, �e nikt si� po niego nie schyli, bo po c� komukolwiekzwi�dni�te p�atki kwiatu storczyka Ujejskiego? Patrz� jeszcze chwil�, cie� znikn��, rozpu�ci�si� w �wie�ej krwi, na krz�taj�cych si� pomocnik�w mistrza, po czym poprzedzany przezmiecznika, za plecami maj�c cienie pretorian i szepcz�cy fraucymer, schodz� zpodwy�szenia, wo� �ywicy zmiesza�a si� z oparami spod gilotyny, powsta�o krwawi�cedrzewo �ycia i �mierci, ten zapach co� mi przypomina, podobnie pachn� Nieludzie, i popuszystym, czarnym chodniku, zaraz go pewno zwin�, w kierunku karety, wo�nica wbarwach w�adcy, czerwie� i fiolet, k�ania si� w pas, na szyi dynda mu platynowy symbolJedynej Wiary, Marsza�ek podaje mi r�k�, korzystam z niej, ma przyjemny ch��d, jedwabistyniemal, padam w poduszki, naprzeciwko mnie Kanclerz i Marsza�ek siadaj� z czci� iszacunkiem, bro� bo�e potr�ci� kr�la. Pojazd chwil� jeszcze stoi nieruchomo, dopieroprzeci�g�e eeejjaaaach powo��cego sprawia, �e ruszamy, Kanclerz patrzy pytaj�co naMarsza�ka, ten prowokuj�co wygl�da przez okno, m�w - rozkazuj�, Kanclerz potrafi uk�oni�si� nawet w jad�cym powozie, g�aszcze nerwowym ruchem swoj� lask� - panie - g�os maspokojny - poselstwo Seeth jest w drodze do stolicy - c� z tego? pytam, Seeth, niewielkielecz pot�ne pa�stewko za g�rami Thra - pa�stwem lotnik�w - przys�ali do mnie umy�lnego,aby� m�g� si� zapozna� z ich propozycj� - patrzy na mnie wyczekuj�co. Marsza�ek odrywasi� od okna, patrzy z wyra�n� pogard� na Kanclerza - panie - m�wi - Wielki Imperator Seethproponuje wsp�lnymi si�ami zaatakowa� i rozbi� pa�stwo Thra - Kanclerz patrzy na niego zukosa - c� wy, moja rada, o tym s�dzicie? - pytam - spogl�daj�c na nich - sytuacja w krajuwygl�da nie najgorzej - po chwili namys�u odpowiada Kanclerz - st�umi�e� panie jeden bunt,nast�pny nie wybuchnie wcze�niej ni� za p� roku, wojna przesun�aby go o rok mo�e o dwa,zale�y jak d�ugo by si� przeci�gn�a, wschodnie rejony kraju odetchn�yby,zabezpieczyliby�my granic� poprzez g�ry i zyskaliby�my tysi�ce niewolnik�w nie licz�cziemi - wpada mu w s�owo Marsza�ek - w tej chwili - ci�gnie - jest pod broni� trzydzie�cikilka chor�gwi ponad pi�tna�cie tysi�cy wojownik�w, doda� nale�y oddzia�y przyklasztorne -przynajmniej pi��, sze�� tysi�cy, w ci�gu miesi�ca bez trudu mo�emy zmobilizowa� jeszczeraz tyle, wi�c gdyby� rozkaza� panie, za miesi�c mo�emy dysponowa� osiemdziesi�ciomachor�gwiami, za dwa stu dwudziestoma - �ywno�� Kanclerzu - przerywam jego wyw�d -spichlerze s� pe�ne, wszak ostatnia wojna jak� prowadzi� nasz kraj z twojej woli, panie -uk�on w moja stron� - by�a ju� trzy lata temu. - Na ile czasu wystarcz�? - pytam pomijaj�cmilczeniem aluzj� w odpowiedzi Kanclerza - ten nie wygl�da na zdziwionego - zapasywystarcz� na rok prowadzenia dzia�a� wojennych przez pi��dziesi�ciotysi�czn� armi�, doda�do tego nale�y tegoroczne zbiory, razem na oko�o p�tora roku - teraz obydwaj patrz� na mniewyczekuj�c, te� chc� tej wojny, ja jednak pytam tylko - kiedy przyb�dzie oficjalne poselstwo?- wje�d�amy ju� na dziedziniec pa�acu, ko�a turkocz� po kamiennym bruku - za trzy dni -odpowiada Kanclerz - mamy zatem wystarczaj�co du�o czasu do namys�u - m�wi� i w sam�por� bo kareta si� w�a�nie zatrzymuje, fraucymer ju� czeka, kt...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]