10774, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tomasz Pacy�skiWrota �wiat�w - Gar�� popio�uI see the fear you have inside, you can run but never hideI will hunt you down and tear you limb from limbNothing shall remain, not your memory, your nameIt will be as though you never, ever livedManowar, Hand of Doom-I-Ga��� zasycza�a, kora zacz�a p�ka�, ze szczelin wydobywa� si� g�sty sok. Spada�ci�kimi kroplami w mizerny �ar, dym ogniska zbiela� od pary. Ma�e, ta�cz�ce na w�glachp�omyki przygas�y.Cedric skrzywi� si� tylko i pocz�� grzeba� w ogniu d�ugim, osmalonym patykiem. By� z�y.To nie by�o dobre miejsce na popas. Podmok�a ��ka, poro�ni�ta sitowiem i turzycami, kt�rezaczyna�y ju� szarze� z pocz�tkiem jesieni. Wysokie, ponure olchy na obrze�ach os�ania�ynieco przed dojmuj�cym, zimnym wiatrem, ale nie dawa�y nadziei na znalezienie lepszegoopa�u.Olchowe drewno tli si� d�ugo. Kiedy ju� si� rozpali, daje wiele �aru, a dym nadajew�dzonce pi�kny, ciemnobr�zowy kolor i wspania�y aromat. Ale rozpala si� d�ugoi niech�tnie, nawet ma�e ga��zki nie strzelaj� p�omieniem, �arz� si� jedynie. Je�li s� suche.Z mokrymi nie ma nawet co pr�bowa�.Stary banita zakl�� pod nosem, rzuci� ukradkowe spojrzenie w bok, gdzie sta�a ona. Niem�g� dostrzec dobrze twarzy, skrytej w cieniu kaptura, kt�ry naci�gn�a na czo�o, by chroni�si� cho� troch� przed drobnym deszczem. M�g�by jednak przysi�c, �e Marion jest w�ciek�a.Zbyt d�ugo musia�a czeka�.Zn�w bezradnie przegarn�� w�gle. Ju� nawet nie mia� nadziei, �e ognisko si� w ko�curozpali. Owszem, nadawa�o si� znakomicie do odp�dzania komar�w albo do w�dzenia. Lecznie do takich cel�w, jakie planowa�a Wilczyca.Rozwa�a� najlepsze mo�liwe wyj�cie z sytuacji, przezornie nie odwracaj�c si� i udaj�c, �ejest poch�oni�ty rozdmuchiwaniem ognia. Osi�gn�� tylko tyle, �e ma�e, niebieskawep�omyczki znikn�y ostatecznie, a dym zg�stnia� tak bardzo, �e zmusi� go do podniesienieg�owy.By� starym, twardym banit�. Jednak ba� si� �miertelnie gniewu Marion. Zw�aszcza dzi�.Pozna� ju� na tyle sw� przyw�dczyni�, by wiedzie�, �e s� chwile, kiedy lepiej si� do niej niezbli�a�, nie wchodzi� w drog�, a co najwa�niejsze, nie sprzeciwia�. Kiedy jej zwykle i takblada twarz stawa�a si� jeszcze bledsza, a usta zaciska�y w w�sk� kresk�.Cedric widywa� ju� ludzi, kt�rzy zlekcewa�yli te oznaki. �aden ju� nie �y�. Co wi�cej,niekoniecznie zgin�li od razu, Marion by�a pami�tliwa. I ostro�na, nie wszczyna�a otwartejzwady, je�li nie by�a pewna przewagi. Je�li nie mia�a na przyk�ad napi�tej kuszy w r�kach,o czym przekona� si� pewien g�upek z toporem w gar�ci, dufny w sw� si��. Stary skrzywi� si�.Zawsze uwa�a� si� za bezwzgl�dnego wojaka, ale wtedy nawet on si� nie spodziewa�, �erozmowa b�dzie tak kr�tka. Bo to jak si� zako�czy, m�g� przewidzie� bez trudu.Ale ostatnio i Wilczyca si� zmieni�a. Sta�a si� bardziej okrutna. �atwiej by�owyprowadzi� j� z r�wnowagi. Byli tacy, co i o tym si� przekonali.Dmuchaj�c w gasn�ce w�gle, Cedric zastanawia� si� gor�czkowo, co b�dzie lepsze. Czydalej udawa� idiot�, czy lepiej wprost zapyta�, co dalej. Bo w ten spos�b nic nie wyjdzie.Trzeba poszuka� opa�u, my�la�, za olszyn� teren powinien si� wznosi�. A przynajmniej tak si�Cedrikowi wydawa�o, nie zna� tej cz�ci puszczy. Niewiele pami�ta� z wczorajszego odwrotu,kt�ry szybko przerodzi� si� w bez�adn� ucieczk�. A ju� nic zgo�a, odk�d zapad� zmierzch,a oni z p�l wjechali w mroczne, le�ne trakty. Jedynie oderwane wra�enia, mokre ga��ziesmagaj�ce twarz, z kt�rych �adna na szcz�cie nie wybi�a oczu. G�o�nie chrapaniezagonionych prawie na �mier� koni. I szalon� kobiet�, kt�rej wprawdzie nawet nie widzia�dobrze w ciemno�ci, ale nie potrzebowa� jej si� przygl�da�, by wiedzie�, �e zacisn�wszypoblad�e usta, gna przodem, nie bacz�c, �e w ka�dej chwili jej wierzchowiec mo�e potkn��si� o zwalony pie�, o karp� tkwi�c� na �rodku le�nej przecinki, czy cho�by skr�ci� p�cin�w jakim� wykrocie. Zdawa�o si�, �e Marion prowadzi ich pewnie, cho� na o�lep, �e zna napami�� wszystkie trakty, coraz w�sze, niczym wydeptane przez zwierzyn� �cie�ki. Koniepotyka�y si� coraz cz�ciej, a jazda w mroku zdawa�a si� nie mie� ko�ca.Dopiero kiedy kopyta zacz�y si� zapada� w mi�kkim, podmok�ym gruncie, Wilczycazwolni�a. I chyba wtedy po raz pierwszy obejrza�a si� za siebie. Cedric, kt�ry wci�� trzyma�si� tu� za ni�, zobaczy� ja�niejsz� plam� twarzy.Nie wybierali miejsca na popas, zeskoczyli z wierzchowc�w gdzie stali. Pu�cili je luzem,licz�c na to, �e zdro�one, zajechane niemal na �mier� zwierz�ta nie rozbiegn� si�, a wczesn�jesieni� mo�na by�o nie obawia� si� wilk�w, kt�re nie zacz�y jeszcze ��czy� si� w watahy.Stary banita zapami�ta� tylko, jak zgrabia�ymi, zesztywnia�ymi od �ciskania wodzyd�o�mi usi�owa� odtroczy� od siod�a zrolowan� derk�. Nie m�g� rozsup�a� w�z��w i w ko�cuprzeci�� no�em mokre powr�s�a. Potem usiad� w tym samym miejscu, gdzie zsun�� si�z kulbaki, owin�� sztywn� tkanin�, kt�ra, ciasno dot�d zwini�ta, nie przemok�a jeszcze docna. I zapad� w sen jak w czarn� otch�a�. Zapami�ta� tylko g�os Marion, kt�ra co� m�wi�a,natarczywie i z naciskiem, wydawa�a rozkazy, p�niej zwyczajnie wrzeszcza�a. By�o mu tooboj�tne.Za stary ju� jestem, pomy�la� teraz nieweso�o. Jedna marna potyczka, par� mil galopem,i nie nadaj� si� do niczego.Napi�ty powr�z zaskrzypia�. Ten d�wi�k wyrwa� Cedrika z ponurego zamy�lenia,u�wiadomi� mu, �e je�li b�dzie zwleka�, mo�e rych�o podzieli� los zwisaj�cego z ga��zinieszcz�nika.Nieszcz�nik zwisa� uwieszony na najni�szym konarze sporego d�bu, kt�ry dziwnie niepasowa� do podmok�ej polany. Wida� ptak niegdy�, przed laty, zgubi� �o��d�, kt�ry naprzek�r wszystkim przeciwno�ciom wykie�kowa� i zapu�ci� korzenie w podmok�ym gruncie.Siewka, a p�niej ma�e drzewko opar�o si� wiosennym rozlewiskom, burzom i zimowymwiatrom, by wreszcie sta� si� solidnym d�bczakiem. Kt�rego roz�o�yste konary przyda�y si�teraz jak znalaz�. W okolicy nie by�o innego drzewa, na kt�rym mo�na powiesi� nagiego,skr�powanego cz�owieka, by nast�pnie roznieci� mu ognisko pod stopami.Banita skrzywi� si� mimo woli. To i tak by�o niepotrzebne, skazaniec powiedzia� ju�wszystko, co chcia�a wiedzie� Marion, a nawet i wi�cej. M�wi� ch�tnie i bez opor�w, spieszy�si� jak ka�dy, komu, dla u�atwienia konwersacji, przystawi si� sztych pod gard�o i lekkodoci�nie. Tak, by ostrze przebi�o sk�r�, by poczu�, jak krew cieknie po szyi. Gdyby decyzjazale�a�a od Cedrika, na koniec pchn��by lekko, a cz�owiek, kt�ry ju� ul�y� swemu sumieniu,m�wi�c ca�� prawd�, rozsta�by si� z �yciem szybko i w miar� ma�o bole�nie. Ale dla Marionto za ma�o. Wyda�a rozkazy, kt�re stary, cho� z oci�ganiem, musia� wype�ni�.Jego marudzenie nie wynika�o z lito�ci, to uczucie by�o ju� od lat obce Cedrikowi,niegdy� �o�nierzowi i najemnikowi, p�niej zwyk�emu rabusiowi i mordercy. Ale zupe�nie niewidzia� sensu w pracoch�onnym i k�opotliwym przypiekaniu nieszcz�nika. Pechowy banita,do wczoraj jeszcze kompan, ca�kiem nie�le i odwa�nie poczynaj�cy sobie w potyczce, jakmimochodem zauwa�y� Cedric, nie nadawa� si� nawet na przyk�ad.Bo nie by�o ju� komu dawa� przyk�adu. Poza dwoma m�odymi i ca�kiem og�upia�ymich�opakami, kt�rzy ca�kiem niedawno przystali do Wilczycy, i jasnow�os� dziewczyn�,zawini�t� w derki i wci�� �pi�c�, na polan� nie dotar� nikt wi�cej. Cedric nie wiedzia� nawet,ilu kompanom uda�o si� wydosta� z zasadzki, w ucieczce je�d�cy wyci�gn�li si� w d�ug�lini�, wkr�tce ci, dosiadaj�cy najs�abszych wierzchowc�w, zacz�li zostawa� w tyle. Marionna czele gna�a na z�amanie karku, jakby gna�y j� furie i demony.Cedric usi�owa� opanowa� zamieszanie, ogl�da� si� nieraz, pr�bowa� krzycze� doWilczycy. Nawet raz i drugi, na szerszym trakcie, uda�o mu si� zajecha� z boku. Alerudow�osa kobieta o bladej twarzy nie zwraca�a na niego uwagi, a chwyci� za wodze jejwierzchowca si� nie o�mieli�. Wkr�tce najs�absi pocz�li gin�� w mgle i m�awce, gdy dopadliwreszcie lasu, by�o wida� by�o ju� tylko kilkoro uciekinier�w.Rano na polanie doliczy� si� sze�ciorga. Przysi�g�by, �e kiedy wje�d�ali w pierwszezaro�la, by�o ich wi�cej. Zapewne los pechowc�w, kt�rzy nie dotarli na podmok�� polan�, by�nie do pozazdroszczenia. Poskr�cali karki, gdy� nie mieli tyle szcz�cia, by instynktownieschyli� si� pod zwisaj�cymi nisko nad �cie�k� ga��ziami, albo ich wierzchowce nie omin�ywszystkich wykrot�w. Lub te� b��kaj� si� jeszcze, bez nadziei na do��czenie do kompanii.Te� mi kompania, pomy�la� Cedric i skrzywi� si� tylko. Sze�cioro, a wkr�tce jednegozabraknie.Popatrzy� na wisz�cego nieszcz�nika. Nagi cz�owiek, skr�powany ciasno powrozem,ko�ysa� si� lekko. Ju� nie walczy�. Si�y wyczerpa� wcze�niej, ujrzawszy, jak Cedric uk�adakupk� chrustu pod jego bosymi stopami, kt�re zd��y�y ju� posinie� od zbyt ciasnych wi�z�w.Mokre rzemienie zaci�ga�y si� �atwo i mocno.Przedtem pr�bowa� jeszcze krzycze�, a� twarz pociemnia�a mu z wysi�ku, ale przez ustazatkane szmat� wydobywa� si� jedynie st�umiony skowyt. Teraz ju� tylko sapa� g�o�no przeznos. Po jego twarzy, m�odej jeszcze, sp�ywa�y grube �zy. Pewnie od dymu, kt�ry snu� si�wci�� z prawie wygas�ego ogniska.Cedric uni�s� si� z kl�czek i skrzywi�, gdy w kolanach g�o�no mu trzasn�o. Szarpn��wisz�cego lekko, popatrzy� w g�r�, na ga���. Nie mia� zaufania do powroza, by� zbyt cienkii wystrz�piony. I tak dobrze, �e uda�o si� staremu znale�� zw�j sznura gdzie� w jukach,chowany tam na w�a�nie takie okazje.� Co ma wisie�, to si� nie oberwie, Cedric. � Us�ysza� g�os Marion, oboj�tny i bezwyrazu. � Masz zamiar tak stercze�, a� on zamarznie na �mier�?Wilczyca sta�a nieruchomo, twarz mia�a skryt� w cieniu. Widzia� tylko kosmyki rudych,przetykanych siwizn� w�os�w, wymykaj�ce si� spod kaptura. I b�ysk zielonych oczu.Wzdrygn�� si�, kiedy zobaczy� ich w...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]