10800, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Anna Ka�tochD�ugie NoceUfam Ci, Panie.Domenic Jordan pochyli� si� i d�oni� w sk�rzanej r�kawicy odgarn�� zalegaj�c� podo�tarzem warstw� bia�ego puchu. Z ust m�czyzny unosi�a si� para, mr�z szczypa� ods�oni�t�twarz.Spod �niegu ukaza�a si� dalsza cz�� napisu: Komu mam ufa�?U�miech, ju� rodz�cy si� na wargach Jordana, zamar�.Ufam Ci, Panie. Komu mam ufa�?S�owa wypisano czarn� farb� z boku kamiennej bry�y o�tarza. Jordan poczu� przyp�ywniepokoju. To nie by� napis, jakiego mo�na by si� spodziewa� w ko�ciele. Bardziejprzypomina�o to desperacki krzyk zdradzonego cz�owieka, kt�remu tu, na Ziemi, odebranowszelk� nadziej�.Cofn�� si�, by obj�� spojrzeniem wn�trze �wi�tyni. Drewniany dach p�k� i za�ama� si� �mo�e pod naporem �niegu kt�rej� mro�nej zimy? � lecz �ciany nadal sta�y prosto, godz�cwyszczerbionymi murami w szare, grudniowe niebo. �awek ani drzwi ju� nie by�o, zapewnedrewno przyda�o si� miejscowym na opa�. Zosta� jednak krzy�, z figur� Zbawiciela, kt�rawisia�a na obluzowanych gwo�dziach i wygl�da�a, jakby za chwil� mia�a spa��, a tak�epokryty bia�ym puchem o�tarz.Po o�tarzu spacerowa�y kruki � dwie czarne plamy na bia�ym tle, kontrast uderzaj�copi�kny � a ich �apki zostawia�y charakterystyczne, czteropalczaste �lady. Kto� dokarmia�mieszkaj�ce w ruinach drapie�ne ptactwo. W �niegu, zabarwionym krwi� na rudy br�z, le�a�yresztki mi�sa i ko�ciKruki zerwa�y si� do lotu i znikn�y w oknie dzwonnicy, kt�ra, wci�� ca�a, wznosi�a si�obok ko�cio�a.Jordan skierowa� si� w stron� wyj�cia. �wiat na zewn�trz zas�any by� grubym ca�unem�niegu, pomara�czowym i r�owym w blasku zachodz�cego s�o�ca, z male�kimi srebrnymiiskierkami l�ni�cymi tam, gdzie za�amywa�y si� promienie.Naci�gn�� na g�ow� kaptur, chroni�c si� przed zimnymi podmuchami wiatru, i raz jeszczespojrza� na zrujnowany budynek. Wiedzia� ju�, �e odk�d przed kilkudziesi�ciu laty zawali� si�dach ko�cio�a, pobo�ni mieszka�cy Almayrac chodzili na msze do s�siedniego Comblat.Ka�dej niedzieli, miesi�c po miesi�cu, z wyj�tkiem okresu pomi�dzy po�ow� grudnia,a ko�cem stycznia, kt�ry to czas nazywali D�ugimi Nocami. Wtedy Almayrac ogarnia�a falanajsilniejszych mroz�w, a na drogach tworzy�y si� zaspy si�gaj�ce doros�emu cz�owiekowi dopasa. Miejscowi siedzieli w�wczas w domach, grzali si� przy piecach i co noc palili w oknach�wiece. Mia�y one pono� odstrasza� sivadi, g�rskie demony, kt�re wraz z mrozem, wichremi �niegiem schodzi�y w dolin�.Wszystko to us�ysza� Jordan tydzie� temu, gdy po raz pierwszy zobaczy� te �wiat�a i o niezapyta�.Tydzie�, pomy�la�. Tyle czasu mieszka� ju� w tej niewielkiej, spokojnej mie�cinie.Jesieni� wydawa�o mu si� to znakomitym pomys�em. Kiedy wygra� pojedynekz Tobiasem d�Eyquem i nagle jego nazwisko sta�o si� znane, Jordan zacz�� odczuwa�zwi�kszony w dw�jnas�b ci�ar popularno�ci. Popularno�ci tym bardziej niebezpiecznej, �ekto� m�g� w ko�cu wpa�� na pomys� w jaki spos�b uda�o mu si� zabi� d�Eyquema. Dlategote� uzna�, �e na kilka miesi�cy powinien wyjecha� z Alestry. Peyretou, kt�ry nie chcia�opu�ci� ci�ko chorej matki, zosta� zwolniony z obowi�zk�w s�u��cego a� do wiosny,a Jordan rozpocz�� poszukiwania domu, w kt�rym m�g�by mieszka� przez zim�. Nie mia�wielkich wymaga�, pragn�� jedynie odrobiny spokoju, by m�c doko�czy� traktat, nad kt�rympracowa� od zesz�ego roku.Od chwili przyjazdu �y� w Almayrac dok�adnie tak jak sobie zamierzy�: wstawa�wcze�nie, pisa� a� do wieczora i prawie z nikim si� nie widywa�. Przez siedem dni niewydarzy�o si� nic, co mog�oby zmieni� raz ustalony rytm. Dzi� jednak odkry�, �e taki tryb�ycia niezupe�nie mu odpowiada. I nie chodzi�o wcale o samotno��. Jordan nale�a� dorzadkiego typu ludzi, kt�rzy r�wnie dobrze czuj� si� w towarzystwie jak i bez niego.I wiedzia� czego mu brakuje. T�skni� za niebezpiecze�stwem, za emocjami jakie niesieryzyko. Za tym, co czu� wtedy w Charnavin i p�niej w Tarris. I w Alestrze, gdy walczy�z Tobiasem d�Eyquem.Odkrycie to zaniepokoi�o go. Przywyk� dot�d uwa�a� si� za cz�owieka opanowanego,kt�ry w �yciu kieruje si� logik� i rozs�dkiem.Podni�s� g�ow�, spojrza� na o�nie�one szczyty otaczaj�ce dolin�, w kt�rej le�a�oAlmayrac. Dolina by�a male�ka, a szczyty wysokie i bliskie. Jordan urodzi� si� w g�rachi zawsze darzy� je szacunkiem, nie l�kiem, lecz teraz mia� wra�enie, �e si� dusi.Oddycha�, wci�gaj�c w p�uca powietrze tak mro�ne i ostre, �e z ka�dym haustem czu�w piersi uk�ucie b�lu. Od zimnego wiatru jego oczy zacz�y �zawi�. Zamruga�, si�gn�� pochusteczk�. Nie zd��y� i pojedyncza �za sp�yn�a mu na policzek.Wyjed� st�d, podszepn�� mu wewn�trzny g�os. Wyjed� p�ki �nieg nie zasypie wszystkichdr�g.Ale mia� tu dom, za wynaj�cie kt�rego zap�aci� ju� spor� zaliczk�, mia� s�u��cego, kt�ryca�kiem nie�le zast�powa� Peyretou, mia� w ko�cu spok�j potrzebny mu, by doko�czy�traktat.A Jordan by� przecie� cz�owiekiem, kt�ry kieruje si� rozs�dkiem, a nie niejasnymiprzeczuciami. Chwila s�abo�ci przemin�a i my�l o wyje�dzie wydawa�a si� ju� tylkoniem�dra.***Plan Almayrac by� zdumiewaj�co prosty. Siedziby najbogatszych obywateli, murowanei okaza�e, koncentrowa�y si� wok� niewielkiego rynku, za nimi sta�y ubo�sze, drewnianedomy, a jeszcze dalej, ju� na stokach g�r, mo�na by�o wypatrzy� cha�upy g�rali, kt�rzy nahalach wypasali owce. Miasteczko przecina�a droga. Zaczyna�a si� u wr�t zrujnowanegoko�cio�a, wiod�a przez dzikie ��ki, teraz zas�ane �niegiem, do Almayrac, a p�niej jeszczedalej na po�udnie, prze��cz� a� do Comblat.Jordan min�� rynek, poczt� i najlepsz� w miasteczku gospod�. Zwolni� kroku dopiero tu�ko�o domu, kt�ry wynaj�� na zim�.Wczorajszego wieczoru zauwa�y� przed przeciwleg�ym budynkiem za�adowany kuframiw�z. Odgad� w�wczas, �e nie jest jedynym obcym, kt�rego skusi� urok spokojnej zimysp�dzonej w odci�tym od �wiata Almayrac, a oceniaj�c po ilo�ci baga�y za�o�y� te�, �e jegonowymi s�siadkami b�d� kobiety.Nie myli� si�. Przed domem sta� teraz pow�z, a o drzwiczki opiera�a si� jasnow�osakobieta. M�wi�a co� podniesionym, ostrym tonem. Wdowa Mandrier, w�a�cicielka domu,s�ucha�a jej ze spuszczon� g�ow�.Jordan podszed� bli�ej.� Spodziewa�am si� � g�os jasnow�osej dr�a� hamowan� z�o�ci� � �e warunki naszejumowy s� jasno okre�lone. Mieszkanie przed naszym przyjazdem mia�o zosta� wysprz�tanei ogrzane. Wysprz�tane i ogrzane, czy rozumiesz pani te dwa s�owa?� Prosz� o wybaczenie � mamrota�a wdowa Mandrier. � Wynajmuj� pokoje na pi�trze oddawna, od �mierci m�a i nigdy nie by�o �adnych k�opot�w. Ale to by�o zawsze latem... Toznaczy, nikt dot�d nie wynajmowa� pokoj�w zim�. I po prostu nie zd��y�am... Ale obiecuj�,�e ju� za chwil� wszystko b�dzie w porz�dku. Sara! Sara, gdzie jeste�?! � Pobieg�a w stron�domu, nawo�uj�c po drodze s�u��c�.Jasnow�osa prychn�a z pogard�. Jordan zastanowi� si�, jak kobieta bez �adnych skazfizycznych, dobrze ubrana i niestara jeszcze mo�e sprawia� tak nieprzyjemne wra�enie. By�awysoka, co podkre�la� fakt, �e ca�y czas trzyma�a si� prosto, zadzieraj�c jednocze�nie g�ow�.W�osy zwi�za�a na karku w ciasny w�ze�, ods�aniaj�c w ten spos�b wypuk�e czo�oi regularne, wyraziste rysy. Nie by�o w nich nic m�skiego, a jednak mo�na j� by�o okre�li�jako "przystojn�" raczej ni� "�adn�". Ubrana by�a w wys�u�ony, tani p�aszcz, zbyt cienki jakna t� pogod�, a mimo to nie dr�a�a z zimna. P�aszcz ten mia� dok�adnie ten sam kolor, co jejszare oczy, kt�re spogl�da�y teraz na Jordana nieust�pliwie i twardo.W miar� jak lustrowa�a sylwetk� m�czyzny jej wzrok �agodnia�. W ko�cu na wargachpojawi�o si� co� na kszta�t u�miechu.� Prosz� wybaczy� t� awantur� � powiedzia�a. � Czy myl� si�, s�dz�c, �e jeste� pannaszym nowym s�siadem?� Nie mylisz si�, pani. Domenic Jordan � przedstawi� si�.� Joana Lienard � zrewan�owa�a si� r�wnie uprzejmie. � Pan nie jest st�d, prawda?Sp�dzasz pan tu zim�? To zupe�nie jak my. Od dawna pan mieszka w Almayrac?� Ju� prawie trzy tygodnie.W tym momencie rozleg� si� dzieci�cy krzyk, a p�niej wybuch �miechu. Jordanrozpozna� g�os Flor, ma�ej c�reczki wdowy Mandrier. Dziewczynka wybieg�a zza rogu domu,a wok� jej n�g kr�ci� si�, poszczekuj�c jazgotliwie, �aciaty kundelek. �ciga�a j� rudow�osapanna. Z�apa�a ko�nierz Flor, przyci�gn�a do siebie i drug� r�k� wtar�a jej w twarz gar���niegu. Dziecko zapiszcza�o tak przenikliwie, �e Jordan zdziwi� si� jakim cudem nie pop�ka�yjeszcze szyby w oknach.� Do�� tych wyg�up�w � Joana Lienard skarci�a rudow�os� , kt�ra natychmiast pu�ci�aFlor i podesz�a do nich.� To moja c�rka.� Eli � dziewczyna wyci�gn�a d�o�. � Prosz� m�wi� mi po imieniu. Wszyscy tak na mniewo�aj�.Tym razem Joana Lienard nie upomnia�a jej, cho� bez w�tpienia powinna to zrobi�.Zdawa�o si�, �e zbytnia swoboda c�rki nie robi na tej surowej kobiecie �adnego wra�enia.Jordan zdziwi� si�, musia� jednak przyzna�, �e podobne zachowanie pasuje do nosz�cej tom�skie imi� dziewczyny. By�a starsza ni� wydawa�a mu si� na pocz�tku, ale wyczuwa�o si�w niej w�a�ciw� m�odo�ci zadziorno�� i dynamik�. W przeciwie�stwie do stroju jej matkiubranie Eli nie by�o ani tanie ani wys�u�one � spod kr�tkiego, eleganckiego ko�uszka �mia�owyziera�a r�wnie elegancka, ciemnob��kitna suknia, W�osy panny Lienard by�y intensywnieczerwone, a t�cz�wki r�wnie intensywnie niebieskie. W oczach mia�a ironiczny b�ysk,ch�odny i twardy, za nic nie pasuj�cy do jej m�odej buzi.� Ju� gotowe! � Wdowa Mandrier stan�a w drzwiach. W r�ku trzyma�a parciany worek.Joana Lienard wesz�a do domu. Eli zatrzyma�a si� przy gospodyni i zajrza�a do worka.� C�, przynajmniej szczury mamy z g�owy, prawda?� One zim� zawsze ci�gn� do dom�w � wymrucza�a wdowa Mandrierusprawiedliwiaj�co.Flor, zaczerwieniona jeszcze po zabawie i z zziajanym kundlem wci�� kr�c�cym si�wok� jej n�g, podesz�a ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]