10880, - █▀ KSIĄŻKI [CZ3]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gustaw FlaubertBouvard i PecuchetT�um: Wac�aw RogowiczUpa� dochodzi� do trzydziestu trzech stopni, wi�c bulwar Bourdon by� zupe�nie pusty.Ni�ej kana� Saint-Martin, zamkni�ty dwiema �luzami, rozpo�ciera� prost� lini� wod� koloruatramentu. Na �rodku sta�a berlinka pe�na drzewa, a na brzegu dwa rz�dy beczu�ek.Za kana�em, mi�dzy domami, kt�re by�y poprzegradzane przez szopy z budulcem, czyste nieboodcina�o si� p�aszczyznami ultramaryny i w blasku s�o�ca bia�e fasady, �upkowe dachy, granitowenabrze�a razi�y oczy. W dali g�uchy zgie�k wznosi� si� w ciep�ej atmosferze; wszystko zdawa�osi� odr�twia�e w bezczynno�ci niedzieli i w smutku letnich dni.Zjawi�o si� dw�ch ludzi.Jeden szed� od Bastylii, drugi od strony Jardin des Plantes. Wy�szy, w p��ciennym ubraniu,kroczy� w kapeluszu zsuni�tym w ty�, w rozpi�tej kamizelce, trzymaj�c krawat w r�ku. Mniejszy,gin�cy w tabaczkowym surducie, schyla� g�ow� pod kaszkietem o spiczastym daszku.Doszed�szy do po�owy bulwaru siedli jednocze�nie na tej samej �awce. �eby otrze� pot z czo�a,zdj�li nakrycia g�owy i ka�dy po�o�y� swoje obok siebie; wtedy ni�szy dostrzeg� napisane wkapeluszu s�siada: �Bouvard"; a ten z �atwo�ci� wyczyta� w kaszkiecie jegomo�cia w surducies�owo: �Pecuchet",� Ciekawe � rzek� � mieli�my t� sam� my�l, wypisa� nasze nazwiska wewn�trz naszychkapeluszy.� C�, paniedzieju, mogliby mi inaczej zamieni� w biurze!� Ja r�wnie� dlatego, jestem urz�dnikiem. W�wczas przyjrzeli si� sobie.Mi�a powierzchowno�� Bouvarda od razu uj�a Pecucheta.Niebieskawe oczy, zawsze na wp� przymkni�te, u�miecha�y si� w jego rumianej twarzy. Wysokosi�gaj�ce spodnie, garbi�ce si� u do�u na sukiennych trzewikach, uwydatnia�y brzuch, wyrzuca�ykoszul� w pasie, a blond w�osy, wij�ce si� z natury w lekkie loki, nadawa�y fizjonomii co�dzieci�cego.Brze�kiem warg wydawa� stale rodzaj pogwizdywania.Powa�ny wygl�d Pecucheta uderzy� Bouvarda.M�g�by kto pomy�le�, �e nosi peruk�, tak by�y p�askie i czarne kosmyki na jego d�ugiej czaszce.Twarz wydawa�a si� jakby tylko profilem z powodu nosa opuszczaj�cego si� bardzo nisko. Nogiw w�skich nogawicach z lastingu by�y nieproporcjonalne do d�ugo�ci torsu, a g�os mia� niski,st�umiony.Wyrwa� mu si� okrzyk:� Jakby to by�o dobrze by� na wsi!Ale okolice podmiejskie, wed�ug Bouvarda, by�y okropne z powodu ha�asu na letniskach.Pecuchet my�la� tak samo. Jednak�e stolica zaczyna�a go m�czy�. Bouvarda r�wnie�.I oczy ich b��dzi�y po stertach kamienia do budowy, po ohydnej wodzie, gdzie p�ywa� wieche�s�omy, po wznosz�cym si� na widnokr�gu kominie fabrycznym; powietrze nasyca�y miazmaty�ciek�w. Obr�cili si� w drug� stron�. Mieli przed sob� mury magazynu zbo�owego.Stanowczo (i Pecuchet by� tym zdumiony) na ulicy by�o jeszcze gor�cej ni� w mieszkaniu.Bouvard namawia� go, �eby zdj�� surdut. On tam kpi sobie z tego, co ludzie powiedz�!Naraz jaki� pijak przeszed� w zygzakach przez chodnik; i od robotnik�w rozmowa przesz�a napolityk�. Mieli jednakowe pogl�dy, cho� mo�e Bouvard by� liberalniejszy.Ostry turkot rozleg� si� na bruku w tumanie kurzu:to trzy wynaj�te karety jecha�y ku Bercy wioz�c pann� rn�od� z bukietem, mieszczuch�w wbia�ych krawatach, damy zagrzebane w sp�dnicach a� po pachy, dwie czy trzy dziewczynki,uczniaka. Widok tego orszaku �lubnego naprowadzi� Bouvarda i Pecucheta na rozmow� okobietach; zaopiniowali, �e s� p�oche, k��tliwe, uparte. Mimo to s� one cz�sto lepsze odm�czyzn, a czasami gorsze. Kr�tko m�wi�c, lepiej �y� bez nich; tote� Pecu-chet zosta�kawalerem.� Ja jestem wdowcem � rzek� Bouvard � i bezdzietnym!� Mo�e to szcz�cie dla pana... Ale samotno�� d�ugotrwa�a jest bardzo smutna.Potem na nabrze�u pojawi�a si� dziewczyna publiczna z �o�nierzem. Blada, czarnow�osa idziobata, opiera�a si� na ramieniu wojskowego, szuraj�c znoszonymi trzewikami i ko�ysz�cbiodrami.Gdy si� oddali�a, Bouvard pozwoli� sobie na spro�n� uwag�. Pecuchet mocno poczerwienia� izapewne a�eby nie odpowiedzie�, wskaza� mu oczami zbli�aj�cego si� ksi�dza.Duchowny przeszed� wolno alej� n�dznych, m�odych wi�z�w, posadzonych wzd�u� chodnika, iBouvard, gdy tylko tr�jgraniasty kapelusz znikn�� mu z oczu, o�wiadczy�, �e czuje ulg�, bo niecierpi jezuit�w, Pecuchet, cho� ich nie rozgrzesza�, okaza� pewien szacunek dla religii.Tymczasem zapada� zmierzch i �aluzje naprzeciwko podnios�y si�. Przechodni�w zacz�o by�coraz wi�cej. Wybi�a si�dma.S�owa p�yn�y im bez przerwy, uwagi przeplatali anegdotami, spostrze�enia filozoficznepogl�dami osobistymi. Przenicowali dyrekcj� dr�g i most�w, monopol tytoniowy, handel, teatry,ministerstwo marynarki i ca�y rodzaj ludzki jak ludzie, kt�rzy doznali wielkich zawod�w. Ka�dyz nich s�uchaj�c drugiego odnajdywa� swoje zapomniane prze�ycia. I chocia� przekroczyli wieknaiwnych wzrusze�, doznawali przyjemno�ci niezaznanej jeszcze, jakiej� rado�ci, czarurodz�cych si� serdecznych uczu�.Dwadzie�cia razy wstawali, znowu siadali i przemierzali d�ugo�� bulwaru od g�rnej do dolnej�luzy kana�u,za ka�dym razem chc�c i nie maj�c si�y si� rozsta�, zatrzymywani wzajemnym urokiem.�egnali si� jednak�e i d�onie ich by�y z��czone, gdy Bouvard raptem rzek�:__ Jak Boga kocham, a gdyby�my tak poszli razemna obiad?__ To mi przychodzi�o do g�owy � podj�� Pecuchet � ale nie �mia�em panu tego zaproponowa�!I da� si� zaprowadzi� do restauracyjki naprzeciw ratusza, gdzie b�d� si� czuli dobrze.Bouvard zam�wi� potrawy.Pecuchet ba� si� korzennych przypraw, �e mog� go rozpali�. To by�o tematem dyskusjimedycznej. Potem s�awili korzy�ci wiedzy: ile jest rzeczy do poznania, ile bada�... gdybycz�owiek mia� czas! Niestety! Praca zarobkowa poch�ania�a go; i podnie�li r�ce ze zdumienia,omal nie u�ciskali si� poprzez st�, odkrywszy, �e obaj s� kopistami; Bouvard � w pewnymdomu handlowym, Pecuchet � w Ministerstwie Marynarki; nie przeszkadza�o mu to jednakpo�wi�ca� co wiecz�r kilka chwil pracy naukowej. Wynotowa� b��dy w dziele Thiersa i m�wi� znajwy�szym respektem o niejakim Dumou-chelu, profesorze.Bouvard g�rowa� nad nim pod innymi wzgl�dami. Jego �a�cuszek do zegarka, upleciony zw�os�w, i spos�b, w jaki przyrz�dza� sos tatarski, zdradza�y do�wiadczonego wyg�, a podczasjedzenia mia� ro�ek serwety pod pach� i wygadywa� rzeczy pobudzaj�ce Pecucheta do �miechu.By� to �miech szczeg�lny, jedna bardzo niska nuta, wci�� ta sama, wyrzucana z d�ugimiprzerwami. �miech Bouvarda by� ci�g�y, d�wi�czny, ods�ania� mu z�by, wstrz�sa� jegoramionami, a� go�cie przy drzwiach odwracali si�.Po obiedzie poszli na kaw� do innego zak�adu. Pecuchet patrz�c na lampy gazowe ur�ga� nanadmiar zbytku, po czym pogardliwym gestem odsun�� gazety. Bouvard by� pob�a�liwszy dladrukowanego s�owa. Lubi� wszystkich pisarzy w og�le, a w m�odo�ci mia� poci�g do zawoduaktorskiego.Chcia� popisa� si� zr�czno�ci� utrzymuj�c w r�wnowadze kij bilardowy i dwie bile z ko�cis�oniowej, jak to wykonywa� jeden z jego znajomych, Barberou. Za ka�-dym razem bile spada�y i tocz�c si� po pod�odze mi�dzy nogami go�ci, gin�y z oczu. Kelner,kt�ry wci�� wstawa�, �eby poszuka� ich na czworakach pod �awkami, wreszcie zacz�� si� skar�y�.Pecuchet pok��ci� si� z nim; gdy zjawi� si� w�a�ciciel kawiarenki, nie s�ucha� jego przeprosin inawet przyczepia� si� do jako�ci podanej kawy,Potem zaproponowa� zako�czy� wiecz�r spokojnie w jego mieszkaniu, kt�re by�o o dwa kroki, naulicy Saint-Martin.Zaledwie wszed�, wdzia� rodzaj bawe�nianego kaftana i robi� honory domu.Sosnowe biurko, stoj�ce akurat po�rodku pokoju, zawadza�o swoimi rogami; dooko�a na p�kach,na trzech krzes�ach, na starym fotelu i po k�tach poniewiera�y si� tomy Encyclopedie Roret *,Manuel du magnetiseur *, tom Fenelona *, inne ksi�gi, razem ze stosami papier�w, dwomaorzechami kokosowymi, r�nymi medalami, fezem i muszlami przywiezionymi z Hawru przezDumouchela. Warstwa kurzu mi�kko okrywa�a �ciany niegdy� pomalowane na ��to. Szczotka dobut�w poniewiera�a si� na brzegu ��ka o zwisaj�cych betach. Na suficie wida�, by�o wielk�,czarn� plam� od kopcia z lampy.Bouvard, zapewne z powodu zaduchu, zapyta�, czy mo�na otworzy� okno.� Papiery wyfrun�! � zawo�a� Pecuchet obawiaj�cy si� ponadto przeci�g�w.Jednak�e dusi� si� w tym pokoiku nagrzanym od rana przez �upkowe dach�wki. Bouvardpowiedzia� mu:� Na pa�skim miejscu zdj��bym flanel�!� Co?!I Pecuchet pochyli� g�ow� przera�ony przypuszczeniem, �e m�g�by nie mie� na sobie koszulkizdrowia.� Niech pan mnie odprowadzi � podj�� Bouvard � powietrze na dworze orze�wi pana.Wreszcie Pecuchet wzu� z powrotem buty mrucz�c:� S�owo honoru daj�, pan mnie urzek�.I chocia� to by�o do�� daleko, odprowadzi� go a� do domu na rogu ulicy de Bethune, na wprostmostu de la Tournelle.Pok�j Bouvarda, �adnie wy froterowany, z perkalowy-rni firankami i meblami z mahoniu, mia�balkon wychodz�cy na rzek�. G��wnymi ozdobami pokoju by�y: serwis do likier�w po�rodkukomody i wzd�u� lustra dagerotypy* przedstawiaj�ce przyjaci�; obraz olejny zajmowa� �cian�alkowy.� M�j stryj! � rzek� Botward.I �wieca, kt�r� trzyma�, o�wietli�a jakiego� pana.Ry�e faworyty poszerza�y jego twarz uwie�czon� czubem z zakr�conym ko�cem. Wysokihalsztuk, przy potr�jnym ko�nierzu koszuli, aksamitnej kamizelki i czarnego fraka, skraca� muszyj�. Na �abocie wymalowano brylanty. Oczy mia� zw�one przy ko�ciach policzkowych iu�miecha� si� filuternym u�mieszkiem.Pecuchet nie m�g� si� powstrzyma� od uwagi:� Mo�na by go wzi�� raczej za pa�skiego ojca!� To m�j ojciec chrzestny � odpar� Bouvard niedbale, dodaj�c, �e na chrzcie dano mu imionaFranciszek Dionizy Bart�omiej. Pecuchet nosi� imiona Justyn Roman Cyryl. Byli w r�wnymwieku: czterdzie�ci siedem lat. Ten zbieg okoliczno�ci, sprawi� im przyjemno��, ale ichzaskoczy�, bo...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]